I powiem szczerze, że na początku tak
zwanej transformacji, ja ową metodę – bo to zawsze była przede wszystkim metoda
– w pewnym sensie rozumiałem i podziwiałem. W momencie gdy Polska niemal z
dania na dzień odkryła w sobie ambicję stania się jednym z koncesjonowanych europejskich krajów, częścią owej mitycznej zachodniej cywilizacji, bardzo
łatwo było zaszantażować naród groźbą że albo przyłączy się do owej Europy i
wszystkiego co ją dziś tworzy, albo zasłuży na miano postpeerelowskich
odpadów, które swój nędzny los same sobie zgotowały. To wtedy powstało pojęcie homo sovieticus, o ile dobrze pamiętam,
ukute przez dobrego księdza Tischnera, a którym elity przez dłuższy czas
posługiwały się jak batem na niesubordynowane zwierzęta. Wtedy też ktoś ukuł epitet oszołom. To wtedy wreszcie znaczna
część społeczeństwa została wyrzucona poza cywilizacyjny nawias, jako tak zwany
ciemnogród, ale też, kto wie, czy
nawet nie większa jego część, z najwyższą gorliwością zapisała się do
raczkującego jeszcze wówczas Klubu Prawdziwych Europejczyków.
Rozumiem więc tamto zachowanie, bo to dzięki
niemu owi wspomniani przez mnie nowocześni naziści na wiele długich lat zdobyli
władzę, którą tu i ówdzie utrzymują jeszcze nawet do dziś. Natomiast absolutnie
nie jestem w stanie pojąć, jaką niepojętą eksplozją otępienia wielu z nich dziś
uważa, że trzymanie się starej metody musi im przynieść sukces. Od tamtego
czasu minęło już prawie 30 lat, dzisiejsi Polacy – nawet jeśli w to zaangażować
najgorszą miejską i wiejską patologię – to zupełni inni ludzie. Jeśli porównać pod względem
ściśle estetycznym, ale przecież nie tylko, zarówno nas sprzed tych 30 lat do
tego co mamy dziś, ale również wzajemnie społeczeństwa polskie francuskie,
holenderskie, niemieckie, czy brytyjskie, naprawdę nie będzie nam łatwo poznać
kto jest kim, a jeśli już, to raczej z korzyścią dla nas, choćby z tego
względu, że nie mamy tylu afrykańskich imigrantów. Jak zatem można uwierzyć,
że cała ta gadka o obsrywających nadmorskie plaże wieśniakach, może trafić gdziekolwiek
poza uniwersytetami na przyjazny grunt? Jak ktokolwiek jeszcze może uwierzyć w
ów idiotyzm, że w lipcowych wyborach na Andrzeja Dudę głosował głównie pedofil
w dresie ze swoim zapijaczonym ojcem, a na Rafała Trzaskowskiego młody biznesmen z
doskonałą znajomością języka angielskiego? A mimo to oni wciąż próbują, próbują
i próbują.
Ktoś powie, że można się było
przyzwyczaić i ja to oczywiście przyjmuję, jednak wczoraj sam Onet opublikował
tekst, który nawet mnie zwalił z nóg. Oto niejaki Piotr Kozanecki, co warte
zauważenia, nie jakiś pierwszy z brzegu idiota, ale sam szef działu Wiadomości Onetu, opublikował
tekst zatytułowany „Obskurna siedziba przy Nowogrodzkiej wiele
mówi o partii Jarosława Kaczyńskiego”. Co on nam tam opowiada? Otóż chodzi o to, że główna siedziba partii na
ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie mieści się w wyjątkowo brzydkim budynku, który
przypomina najbardziej paskudne czasy PRL-u, i zdaniem Kozaneckiego za owym
wyborem stoi przekonanie samego Kaczyńskiego, że dla jego wyborców wszystko co
mogłoby stać wyżej, byłoby zbyt egzotyczne, a zarazem nieakceptowalne.
Posłuchajmy tych mądrości:
„Co nam mówi Nowogrodzka? Po
pierwsze, jasno daje do zrozumienia, że elegancja i blichtr są dla Jarosława
Kaczyńskiego całkowicie zbędne. Budynek jest zaniedbany i obskurny. Wejście
stoi jak najdalej od słowa ‘reprezentacyjny’. Pieniądze zawsze były dla prezesa
PiS sprawą drugorzędną, wydawanie ich na wystawne biuro niespecjalnie do niego
pasuje. Siedziba jest skromna, tak jak skromnym człowiekiem jest prezes i tak,
jak skromny jest w wyobrażeniu polityków PiS elektorat tej partii.
Po drugie,
zaniedbanie budynku i otoczenia wokół niego pokazuje jednak niespecjalnie
wysokie aspiracje PiS, jeśli chodzi o kulturę, której przecież architektura
jest elementem. A to łączy się z ogólnie zaniżonymi oczekiwaniami wobec
społeczeństwa, jakie prezentuje rządząca partia. Sprowadzona w dziedzinie
kultury do absurdu antyelitarność PiS pokazuje się tu w całej okazałości. Można
jako prezes TVP zrobić cnotę ze słuchania discopolowej muzyki, można jako
minister kultury pochwalić się nieznajomością żadnego dzieła polskiej
noblistki, można też siedzibę najważniejszego człowieka w kraju umieścić w
przeciętnym miejscu i na dodatek w ogóle się o nie nie troszczyć.
[...]
Po czwarte,
architektoniczna rzeczywistość siedziby PiS to jest architektoniczna
rzeczywistość milionów Polaków. Skrajnie nieprzyjazna i zaniedbana przestrzeń
przed budynkiem, przypadkowość, przystosowanie głównie na potrzeby kierowców,
zepchnięcie pieszych na parking i wąziutkie schody. Eleganckie, szklane
biurowce albo odrestaurowane XIX-wieczne kamienice to doświadczenie względnie
uprzywilejowanej mniejszości. Fizycznie siedziba PiS jest w Warszawie, ale
mentalnie i stylistycznie to jest powiatowe, najwyżej 50-tysięczne miasto.
Co jest z
przekazem politycznym PiS całkowicie spójne. Partia skutecznie od lat
prezentuje się jako antyelitarna i bliska ‘zwykłego człowieka’. Nawet jeśli
bynajmniej nie wszyscy związani z nią ludzie do tego wizerunku pasują. Elektorat
PiS, choć ewoluuje, wciąż swoją główną bazę ma w miejscowościach mniejszych,
wśród ludzi nieco gorzej sytuowanych. A tacy w Polsce architekturą i
przestrzenią się nie przejmują i bardzo rzadko zwracają na nią uwagę. Dbające o
estetykę i funkcjonalność przestrzeni ruchy miejskie to środowiska nieliczne i
zdominowane przez młodą lewicę. Prawicowo-konserwatywny dyskurs o miastach i
przestrzeni praktycznie w Polsce nie występuje”.
Wspominałem już to tutaj
parokrotnie, ale dziś jest bardzo dobry moment, by to przypomnieć. Otóż jeszcze
w latach siedemdziesiątych siedziałem z moim świętej pamięci Ojcem przed
telewizorem, oglądaliśmy „Dziennik Telewizyjny” i w pewnym momencie mój Tato –
człowiek, któremu, zdaniem tego nazisty z Onetu, siedziba Prawa i Sprawiedliwości
na Nowogrodzkiej bardzo by się spodobała –
zapytał: „Powiedz mi Krzysiek, czy
on wie że on kłamie?” Pamiętam tamto pytanie w dokładnym cytacie do dziś, i
powiem szczerze, że to stanowi również jedną z tych do dziś nie rozwiązanych
zagadek, przed jakimi stoję. Czy oni wiedzą że kłamią? Chciałbym jednak dziś
akurat wyrazić bardzo mocne przekonanie, że gdy chodzi o szefa działu
Wiadomości Onetu Piotra Kozaneckiego, on nie ma bladego pojęcia, że kłamie. W
całym owym projekcie prowadzącym do przekonania jak największej grupy osób, że
gdzieś w Polsce istnieje rezerwat dzikich, który można odwiedzać tylko w ramach
zorganizowanych wycieczek, choć sam robi wrażenie szaleńczego, jakaś metoda
oczywiście jest. Gdy jednak chodzi o Kozaneckiego, to jest ktoś kto w swoim zidioceniu
jest absolutnie czysty, uczciwy i szczery, a tu się pojawia wyłącznie jako taki
mały kapo. Skąd ja to wiem? Sprawa jest nadzwyczaj prosta. Otóż koncepcja, jakoby Jarosław Kaczyński na siedzibę dla swojej partii wybrał specjalnie budynek na
Nowogrodzkiej, żeby się nim zachwycała owa banda oszołomów zamieszkująca
miejskie kanały oraz wiejskie chałupy, jest pozbawiona jakiegokolwiek sensu. Ja
sam popieram program realizowany przez Jarosława Kaczyńskiego od roku 1990 i
powiem szczerze dopiero przy okazji artykułu w Onecie dowiedziałem się jak
wygląda budynek, w którym on ma swoje biuro. Jakim trzeba być kretynem, żeby
sobie wykoncypować, że ta cała zniszczona alkoholem, pogrążona w kompletnej
demoralizacji wiejska hołota, która, tak jak im każe proboszcz, głosuje na PiS,
ci dresiarze ze zrujnowanych miejskich kamienic, z wypindrzonymi ciziami i
bandą dzieci, dzięki którym mają pieniądze na piwo i fajki i darmowe sranie na plaży we Władysławowie, zanim zagłosują w
kolejnych wyborach, sprawdzą jak wygląda warszawska siedziba prezesa
Kaczyńskiego i czy jest odpowiednio brzydka? Jeśli Kozanecki coś takiego nam zdecydował się
przedstawić, to ja nie wierzę, by on realizował plan zlecony mu przez swoich niemieckich
właścicieli. On z całą pewnością sam to wymyślił. Inaczej być nie może. A jeżeli
ktoś potrzebuje dodatkowego argumentu, bardzo proszę.
@toyah
OdpowiedzUsuńTaki esteta udobrucha się nie wcześniej, aż Jarosław zrobi sobie tunele w uszach.
@toyah
OdpowiedzUsuńcytat:
"dwa plemiona, z których jedno, to ludzie wykształceni, zamożni, inteligentni, kulturalni, często młodzi, wyznający wartości liberalne,"
Hm... o ile posiadanie pozostałych z ww. cech może być w moim przypadku kwestią gustu osoby oceniającej, to na pewno jestem już rzadko młody i na pewno nie wyznaję wartości liberalnych. Są bowiem obrazą dla wykształcenia i inteligencji; nie da rady tego prawdziwie połączyć, a tylko dla hucpy.
Poleganie na świecie WARTOŚCI (liberalnych, czy dowolnie innych) oznacza bowiem skazywanie się na subiektywizm, relatywizm i indywidualizm. A od tego skazania się nie ma już mowy o jakiejkolwiek spójności plemiennej z kimkolwiek - chyba, że wymuszonej.
ciąg dalszy cytatu:
"... a drudzy to głównie niewykształceni, biedni, zamieszkujący głównie tereny wiejskie starcy, których intelektualny horyzont jest ograniczony kazaniami miejscowego proboszcza-pedofila."
Tu, podobnie, o ile kwestią gustu może być ocena pozostałych moich cech, to wprawdzie na pewno mieszkam na wsi, ale mój proboszcz na pewno nie jest pedofilem.
Do którego plemienia należę? Może jest jakieś trzecie?
warto
@toyah
OdpowiedzUsuńTo jest bełkot nie do wyobrażenia, ale doskonale pokazuje mentalność tego środowiska. Co znaczy, że siedziba PiS jest fizycznie w Warszawie, a mentalnie w mieście powiatowym? Ona jest dokładnie w Warszawie i odzwierciedla całą zapyziałość i zaściankowość tego miasta. Ilekroć jestem w Warszawie, to zawsze przytłacza mnie - poza kilkoma odpicowanymi ulicami - syf i urbanistyczna mizeria. Pan Kozanecki nie wie chyba, jak wyglądają miasta powiatowe. Niech sobie pojedzie chociażby do Bielska-Białej, to zobaczy urbanistyczny szyk i zadbanie, o jakim się warszawiakom nie śniło.
Oni naprawdę nie wiedzą, jak się ośmieszają. Zarzucać Kaczyńskiemu, że nie dba o zewnętrzny blichrt, bo zaprzątają go poważne sprawy, to jest mistrzostwo świata.
Całą emanacją tego myślenia jest Trzaskowski - z zewnątrz gładki, w środku pusty. To im odpowiada i spełnia wszystkie aspiracje.
Wymyślili sobie ten pasujący im do wąskiego światopoglądu podział i będą się go trzymać do końca, brnąć coraz bardziej w prostactwo i wulgarność. Nie mogą tego pomysłu odrzucić bo wszystko im się zawali, wymienić na co innego też nie da rady. Niejaki Urbaś Tomasz na nowe informacje odnośnie covid19 zamieścił taki wpis na TT: "Pomorze winszuje zasyfionej PiSowskiej patologii z bonami 500+ rozwleczenia covid-19 na brudnych łapach i w pijanych pyskach nad morze"
OdpowiedzUsuń@crimsonking
UsuńTo ja pociągnę dalej. Od Arystotelesa i potem wzorcami społecznymi były tzw. cnoty. Te były obiektywne. Stanowiły system drogowskazów i nie podlegały relatywizowaniu.
To, co teraz określa się jako tzw. "wartość" tak, czy inaczej wynika z indywidualnej preferencji, że to a to konkretnemu komuś pasuje, podoba się, wygodne jest, ..., itd. Zatem u podstaw wyboru konkretnej preferencji jest zawsze indywidualny relatywizm, oportunizm i takie tam. Nic więcej.
"Wartości liberalne", to oczywisty oksymoron. "Liberalne", to znaczy wolne. Ale przecież wolne znaczy subiektywne, indywidualne, preferencje danej jednostki a nie, że ktoś jej kazał, a ona jednostka musi.
Tu właśnie dochodzimy do rozwiązania zagadki, dlaczego tzw. wartości liberalne do uniwersalnego ich rozpowszechniania potrzebują zastosowania przemocy. Trzeba bowiem odbierać innym ICH wolność INNEGO wyboru według ICH INNYCH preferencji. Mają cudze preferencje przyjąć za nadrzędne, czyli mają do nich przystąpić, albo morda w kubeł.