niedziela, 6 września 2020

Kowid srowid, czyli all lives matter


       Od pewnego, dłuższego już czasu nie mam najmniejszej ochoty podejmować tematu tak zwanej pandemii, choćby z tego względu, że nie mam ochoty wchodzić w złe towarzystwo, a biorąc pod uwagę fakt, że z każdym dniem, gdy o ową pandemię właśnie chodzi, coraz częściej przypomina mi się słynna dylanowska fraza: „For something is happening here and you don’t know what it is, do you Mr. Jones?”, to wydaje mi się, że każde moje słowo na ten temat zasługuje na to, by je w jednej sekundzie unieważnić i zapomnieć. Bo w rzeczy samej, mimo że wielu z nas odczuwa nieopanowaną potrzebę zabierania głosu w tej sprawie, przy czym większość robi to w głębokim przekonaniu, że celność formułowanych spostrzeżeń poraża wszystkich i każdego, nikt z nas na temat tego co się od miesięcy wokół nas dzieje nie ma najmniejszego pojęcia.
      Ale nie tylko przecież nikt z nas. Najprawdopodobniej o tym z jakim projektem mamy do czynienia pojęcia nie ma nikt na całym Bożym świecie, z wyjątkiem... no i tego też nie wiemy, a ów wyjątek musimy uwzględnić z tego prostego względu, że ktoś to wiedzieć z całą pewnością musi. A ja mam tu tylko wiadomość dla tych z nas, którzy zarzucają polskim władzom, że czy to ze zwykłego cynizmu, czy z ordynarnego tchórzostwa, prowadzą nasz naród do zagłady, że ani Minister Zdrowia, ani Premier, ani Prezydent, ani nawet sam Prezes też tego nie wiedzą, tyle że znaleźli się – tak jak my wszyscy – w tej pułapce i póki co – podobnie jak my – nie mają z niej żadnego wyjścia. No może tyle tylko, że tak samo jak my możemy w geście protestu usiłować wejść do sklepu bez maseczki, czy napisać szyderczy komentarz na Facebooku, tak i oni mogą nie założyć maseczki w kinie, czy nawet wyjechać do Hiszpanii na urlop.
      Oglądam w tych dniach w telewizorze US Open i oczywiście uśmiechając się wesoło na wspomnienie groźnych zapowiedzi zarówno kierownictwa Eurosportu, jak i samych zawodników, że z powodu kolejnego morderstwa dokonanego przez białych policjantów na czarnym Bogu ducha winnym obywatelu, jeśli ów turniej się w ogóle odbędzie, to Eurosport go zbojkotuje, patrzę jak tam również pandemia ma się wręcz fantastycznie. Trybuny są puste, wszyscy poza zawodnikami mają usta i nosy zasłonięte maseczkami, a i ci mają obowiązek założyć tę szmatę – plus specjalne okulary! –  kiedy tylko chcą skorzystać z porady lekarza. No i oczywiście tym razem zawodnicy sami muszą sobie chodzić po ręcznik, żeby te dzieci się od nich nie zaraziły, a ja już tylko sobie myślę, że i tak dobrze, że oni nie muszą się też sami uganiać za wyrzucanami poza kort piłkami. Serena Williams wygrywa swój pojedynek z Sloan Stephens – obie oczywiście, jak rozumiem, głęboko wspierające ruch Black Lives Matter – po meczu udziela krótkiego wywiadu, tyle że na korcie jest tylko ona, a pytania dochodzą z głośników. Również w studio Mats Willander i Barbara Schett nie siedzą już na stołeczkach obok siebie, ale rozmawiają za pośrednictwem Internetu. Przypominam – jesteśmy w Nowym Jorku. W USA.
      Przepraszam bardzo, ale czy ja mam może teraz pomyśleć sobie, że oto cały świat zwariował, tylko my tu w Polsce na Twitterze, czy Facebooku, no i oczywiście na ulicach Berlina, zachowaliśmy przytomność umysłu? Otóż prawda jest taka, że dziś już prawdopodobnie każdy – a wśród nich nawet ci, co wciąż nie chodzą do kościoła w obawie przed zakażeniem – wiedzą, że mamy do czynienia z zagadką, której rozwiązać nie jesteśmy w stanie i jedyne co nam pozostaje to albo się mniej lub bardziej irracjonalnie bać, albo się podporządkować i czekać cierpliwie aż zostanie ostatecznie ogłoszony koniec epidemii.
        Na koniec, żebyśmy z tych ponurych refleksji zupełnie nie zwariowali, opowiem świeżo zasłyszaną historię. Otóż jedna z moich uczennic ma sąsiada, człowieka 48-letniego, bez żadnych tak zwanych chorób współistniejących, który kilka miesięcy temu zapadł na owo covidowe zapalenie płuc, trafił do szpitala i dziś, jako jeden z ozdrowieńców, leży w domu kompletnie zdewastowany, z trudem oddycha, nie ma siły ani samodzielnie chodzić, ani się samodzielnie umyć, ani samodzielnie skorzystać z toalety, w dodatku praktycznie stracił wzrok, więc owe siły też by mu się za bardzo nie przydały. Tyle dobrego, że prawdopodobnie przez to, że przed COVID-em był zupełnie zdrowy, przeżył.
      Bo coś tu się dzieje, a pan nie wie, co to jest. Prawda, panie Jones?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...