Jak pewnie część Czytelników tego
bloga wie, naszą całą rodzinę łączy jedna wspólna pasja, mianowicie angielska
liga piłkarska, ze szczególnym uwzględnieniem drużyny Liverpool FC. Oczywiście,
każdy z nas ma różne, często bardzo osobne zainteresowania, przyznać jednak
trzeba, że Premier League z Liverpoolem na czele to coś co nas zdecydowanie integruje.
Doszło do tego, że wykupując abonament w telewizji nc+, jedynego w Polsce
źródła pokazującego angielskie mecze, zmuszeni byliśmy do zapłacenia za najdroższy pakiet, włącznie z całą kupą kanałów, potrzebnych nam mniej
więcej tak samo jak to co nadaje telewizja Biełsat.
O czym to świadczy? O dwóch rzeczach
mianowicie. Pierwsza to ta, że my faktycznie jesteśmy kompletnie szaleni płacąc
dwie stówy miesięcznie tylko po to, by móc regularnie śledzić to co się
dzieje na angielskich boiskach, druga natomiast to owa cena, która musi nas
informować o tym, jaki to jest biznes i jaka jest w niego zaangażowana forsa,
że my tu nie jesteśmy w stanie uhandlować z nc+ takiej umowy, że oni nam
zabiorą wszystko, zostawiając wyłącznie te mecze, tyle że choćby o połowę
taniej. Mowy nie ma. Takie rozwiązanie nie istnieje.
A zatem ciągniemy tak tydzień za
tygodniem, miesiąc za miesiącem, rok za rokiem, z przerwą na wakacje, i jedyne
co się ostatnio zmieniło to oczywiście atak pandemii, który najpierw wstrzymał
wszelkie rozgrywki, a po pewnym czasie, gdy się okazało, że straty są zbyt
wielkie, wznowił je, tyle że już bez udziału publiczności. Oglądamy więc te mecze,
prowadzone na pustych stadionach i publicznością wyłącznie napędzającą biznesy
takie jak Canal+, który jest europejskim właścicielem praw do tych akurat
transmisji, a ja pomyślałem sobie, że podzielę się z Czytelnikami pewną moim
zdaniem bardzo ciekawą obserwacją.
Otóż, proszę sobie wyobrazić, że pierwsze
mecze rozgrywane bez udziału publiczności wyglądały tak, że otoczeni pustymi
trybunami piłkarze jak zawsze wypruwali z siebie żyły, a jedyne odgłosy jakie
towarzyszyły owemu wysiłkowi to wrzaski samych piłkarzy oraz obecnych na
stadionie ekip. Przyznać muszę, że robiło to wrażenie dość upiorne. Kiedy
jednak okazało się, że pandemia jeszcze przez jakiś czas potrwa,
organizatorzy owych rozgrywek, z myślą o tych wszystkich którzy płacą za telewizyjne transmisje, uznali że wypada stworzyć im iluzję, że na tych trybunach jednak
ktoś jest i wpuścić w eter odgłosy tradycyjnej stadionowej wrzawy. Trwało to
przez pewien czas, a kiedy znów okazało się, że gdy chodzi o koniec pandemii, to
jeszcze nie nadszedł ten czas, inżynierowie dźwięku stworzyli program, który
doprowadził do tego, że od czasu do czasu wśród owej wrzawy można było usłyszeć
tradycyjną kibolską pieśń, a po strzeleniu bramki w naszych telewizyjnych
głośnikach rozlegał się odpowiedni wrzask. Minęły kolejne tygodnie i jak widzę,
dziś jest tak, że odgłos z trybun jest już jak żywy, do tego stopnia, że kiedy
zawodnik zostaje sfaulowany rozlegają się gwizdy, a kiedy sędzia wydaje błędną
decyzję z głośników leci w naszym kierunku piękne buczenie. Oczywiście, wciąż
nie jest jeszcze idealnie, ale kiedy obserwuję dotychczasowy postęp, jestem
pewien, że już niedługo nie dość że dostaniemy doskonałą wręcz iluzję dopingujących trybun,
ale też autentycznie realistyczny ich widok. W końcu, jaki to jest problem, by
w dobie i tak rozwiniętej już bardzo, ale wciąż się coraz bardziej rozwijającej techniki
komputerowej, stworzyć nie tylko dźwięk, ale i obraz publiczności? Wówczas już
nie będzie naprawdę najmniejszej potrzeby, by kończyć z pandemią i zacząć
wpuszczać na trybuny publiczność.
Ktoś powie, że to nie jest tak do końca. W
końcu ludzie płacą za bilety, a niektórzy nawet mają wykupione sezonowe
karnety. Spokojna jednak nasza głowa. Jak się dowiaduję, wartość samych
zakładów piłkarskich przekracza wielokrotnie wartość całej ligi, a zatem jak
się w stosunku do tego mają owe drobne, wydawane przez kibiców na wejście na
stadion?
A zatem perspektywa gdzie kibice staną
się zupełnie zbędni jest jak najbardziej realna, nawet po wynalezieniu
szczepionki przeciwko COVID-owi. I też zupełnie realna jest nasza obawa, że z
czasem nawet najbardziej zagorzali kibice uznają, że znacznie lepiej kibicuje
się z domu. Co do piłkarzy, ci nie będą mieli nic do gadania, wystarczy że
dalej będą dostawać te swoje setki tysięcy funtów tygodniowo.
Ktoś powie, że te dzisiejsze refleksje są okropnie smutne, a i to w najlepszym wypadku, bo tak naprawdę, zapowiadając coś co zawstydzi nawet ów słynny Nowy Wspaniały Świat, trzeba by je było nazwać przerażającymi. W tej sytuacji jednak chciałbym opowiedzieć o czymś co mnie w tym wszystkim naprawdę pocieszyło. Otóż trzeba nam wiedzieć, że w bieżącym sezonie do Premier League awansowała drużyna o nazwie West Bromwich Albion. Oglądałem wczoraj ich występ przeciwko utytułowanej Chelsea, swoją drogą, choć pechowo przegrany, to bardzo dzielny, słuchałem wrzasku nieistniejącego tłumu, jego buczenia, jego oklasków, ale też patrzyłem na trybuny, wciąż jeszcze bez choćby i wirtualnej publiczności, za to z krzesełkami przykrytymi wielkimi płachtami z napisami, świadczącymi o tym, że znajdujemy się na stadionie w West Bromwich, a wśród nich naczelne miejsce zajmował wielki napis „THE LORD IS MY SHEPHERD”, co z myślą o nie posiadających języków obcych wyjaśniam, tłumaczy się na polski jako „Pan jest moim Pasterzem”.
Przyznam że to mną naturalnie
wstrząsnęło. Biorąc pod uwagę fakt, że dzisiejszy świat poszedł w tym kierunku,
że o żadnym Panu, a w dodatku jeszcze Pasterzu, mowy być nie może, a dodatkowo
sami piłkarze, solidarnie przed każdym meczem padając na kolana, bardziej niż
na owym Pasterzu, skoncentrowani są na oddawaniu honorów czarnym ofiarom
rzekomej brutalności amerykańskiej policji, ów wers o Panu i Jego owcach robi
wrażenie piorunujące. Sprawdziłem oczywiście sprawę i oto co się okazuje. Tak
jak każda piłkarska drużyna na całym świecie ma swoją kibolską pieśń, którą
traktuje jako część tradycji, tak też, jak się okazuje, kibice West Bromwich
Albion jeszcze przed laty postanowili śpiewać ów psalm.
Czy to o czymś świadczy? Nie sądzę. W
końcu nawet brytyjska królowa, jako głowa Kościoła, od czasu do czasu czyta
Pismo Święte. Co ona z niego wynosi, to zupełnie inna sprawa, jednak faktem
jest, że owe brytyjskie zbrodnie były jak najbardziej usprawiedliwiane tym co
im się udało znaleźć w Piśmie. Jednak przy tym wszystkim, jeśli kibice drużyny
West Bromwich Albion, wspierając swoją ukochaną drużynę, tradycyjnie śpiewają
pieśń, której słów nawet nie rozumieją, natomiast my tu w Polsce jak
najbardziej, to trzeba powiedzieć, że są rzeczy, których nie zniszczy całe zło
tego świata. Pan jest bowiem moim Pasterzem, niczego mi nie braknie, On pozwala
mi leżeć na zielonych pastwiskach.
I z tą informacją pozwalam sobie nas
wszystkich zostawić. Posłuchajmy jeszcze tylko kiboli. Ze starych, dobrych, przedcovidowych czasów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.