niedziela, 27 września 2020

O tym jak do angielskiego miasta West Bromwich zawitał Bóg

 

         Jak pewnie część Czytelników tego bloga wie, naszą całą rodzinę łączy jedna wspólna pasja, mianowicie angielska liga piłkarska, ze szczególnym uwzględnieniem drużyny Liverpool FC. Oczywiście, każdy z nas ma różne, często bardzo osobne zainteresowania, przyznać jednak trzeba, że Premier League z Liverpoolem na czele to coś co nas zdecydowanie integruje. Doszło do tego, że wykupując abonament w telewizji nc+, jedynego w Polsce źródła pokazującego angielskie mecze, zmuszeni byliśmy do zapłacenia za najdroższy pakiet, włącznie z całą kupą kanałów, potrzebnych nam mniej więcej tak samo jak to co nadaje telewizja Biełsat.

        O czym to świadczy? O dwóch rzeczach mianowicie. Pierwsza to ta, że my faktycznie jesteśmy kompletnie szaleni płacąc dwie stówy miesięcznie tylko po to, by móc regularnie śledzić to co się dzieje na angielskich boiskach, druga natomiast to owa cena, która musi nas informować o tym, jaki to jest biznes i jaka jest w niego zaangażowana forsa, że my tu nie jesteśmy w stanie uhandlować z nc+ takiej umowy, że oni nam zabiorą wszystko, zostawiając wyłącznie te mecze, tyle że choćby o połowę taniej. Mowy nie ma. Takie rozwiązanie nie istnieje.

       A zatem ciągniemy tak tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem, rok za rokiem, z przerwą na wakacje, i jedyne co się ostatnio zmieniło to oczywiście atak pandemii, który najpierw wstrzymał wszelkie rozgrywki, a po pewnym czasie, gdy się okazało, że straty są zbyt wielkie, wznowił je, tyle że już bez udziału publiczności. Oglądamy więc te mecze, prowadzone na pustych stadionach i publicznością wyłącznie napędzającą biznesy takie jak Canal+, który jest europejskim właścicielem praw do tych akurat transmisji, a ja pomyślałem sobie, że podzielę się z Czytelnikami pewną moim zdaniem bardzo ciekawą obserwacją.

      Otóż, proszę sobie wyobrazić, że pierwsze mecze rozgrywane bez udziału publiczności wyglądały tak, że otoczeni pustymi trybunami piłkarze jak zawsze wypruwali z siebie żyły, a jedyne odgłosy jakie towarzyszyły owemu wysiłkowi to wrzaski samych piłkarzy oraz obecnych na stadionie ekip. Przyznać muszę, że robiło to wrażenie dość upiorne. Kiedy jednak okazało się, że pandemia jeszcze przez jakiś czas potrwa, organizatorzy owych rozgrywek, z myślą o tych wszystkich którzy płacą za telewizyjne transmisje, uznali że wypada stworzyć im iluzję, że na tych trybunach jednak ktoś jest i wpuścić w eter odgłosy tradycyjnej stadionowej wrzawy. Trwało to przez pewien czas, a kiedy znów okazało się, że gdy chodzi o koniec pandemii, to jeszcze nie nadszedł ten czas, inżynierowie dźwięku stworzyli program, który doprowadził do tego, że od czasu do czasu wśród owej wrzawy można było usłyszeć tradycyjną kibolską pieśń, a po strzeleniu bramki w naszych telewizyjnych głośnikach rozlegał się odpowiedni wrzask. Minęły kolejne tygodnie i jak widzę, dziś jest tak, że odgłos z trybun jest już jak żywy, do tego stopnia, że kiedy zawodnik zostaje sfaulowany rozlegają się gwizdy, a kiedy sędzia wydaje błędną decyzję z głośników leci w naszym kierunku piękne buczenie. Oczywiście, wciąż nie jest jeszcze idealnie, ale kiedy obserwuję dotychczasowy postęp, jestem pewien, że już niedługo nie dość że dostaniemy doskonałą wręcz iluzję dopingujących trybun, ale też autentycznie realistyczny ich widok. W końcu, jaki to jest problem, by w dobie i tak rozwiniętej już bardzo, ale wciąż się coraz bardziej rozwijającej techniki komputerowej, stworzyć nie tylko dźwięk, ale i obraz publiczności? Wówczas już nie będzie naprawdę najmniejszej potrzeby, by kończyć z pandemią i zacząć wpuszczać na trybuny publiczność.

      Ktoś powie, że to nie jest tak do końca. W końcu ludzie płacą za bilety, a niektórzy nawet mają wykupione sezonowe karnety. Spokojna jednak nasza głowa. Jak się dowiaduję, wartość samych zakładów piłkarskich przekracza wielokrotnie wartość całej ligi, a zatem jak się w stosunku do tego mają owe drobne, wydawane przez kibiców na wejście na stadion?

       A zatem perspektywa gdzie kibice staną się zupełnie zbędni jest jak najbardziej realna, nawet po wynalezieniu szczepionki przeciwko COVID-owi. I też zupełnie realna jest nasza obawa, że z czasem nawet najbardziej zagorzali kibice uznają, że znacznie lepiej kibicuje się z domu. Co do piłkarzy, ci nie będą mieli nic do gadania, wystarczy że dalej będą dostawać te swoje setki tysięcy funtów tygodniowo.

        Ktoś powie, że te dzisiejsze refleksje są okropnie smutne, a i to w najlepszym wypadku, bo tak naprawdę, zapowiadając coś co zawstydzi nawet ów słynny Nowy Wspaniały Świat, trzeba by je było nazwać przerażającymi. W tej sytuacji jednak chciałbym opowiedzieć o czymś co mnie w tym wszystkim naprawdę pocieszyło. Otóż trzeba nam wiedzieć, że w bieżącym sezonie do Premier League awansowała drużyna o nazwie West Bromwich Albion. Oglądałem wczoraj ich występ przeciwko utytułowanej Chelsea, swoją drogą, choć pechowo przegrany, to bardzo dzielny, słuchałem wrzasku nieistniejącego tłumu, jego buczenia, jego oklasków, ale też patrzyłem na trybuny, wciąż jeszcze bez choćby i wirtualnej publiczności, za to z krzesełkami przykrytymi wielkimi płachtami z napisami, świadczącymi o tym, że znajdujemy się na stadionie w West Bromwich, a wśród nich naczelne miejsce zajmował wielki napis „THE LORD IS MY SHEPHERD”, co z myślą o nie posiadających języków obcych wyjaśniam, tłumaczy się na polski jako „Pan jest moim Pasterzem”.

      Przyznam że to mną naturalnie wstrząsnęło. Biorąc pod uwagę fakt, że dzisiejszy świat poszedł w tym kierunku, że o żadnym Panu, a w dodatku jeszcze Pasterzu, mowy być nie może, a dodatkowo sami piłkarze, solidarnie przed każdym meczem padając na kolana, bardziej niż na owym Pasterzu, skoncentrowani są na oddawaniu honorów czarnym ofiarom rzekomej brutalności amerykańskiej policji, ów wers o Panu i Jego owcach robi wrażenie piorunujące. Sprawdziłem oczywiście sprawę i oto co się okazuje. Tak jak każda piłkarska drużyna na całym świecie ma swoją kibolską pieśń, którą traktuje jako część tradycji, tak też, jak się okazuje, kibice West Bromwich Albion jeszcze przed laty postanowili śpiewać ów psalm.

        Czy to o czymś świadczy? Nie sądzę. W końcu nawet brytyjska królowa, jako głowa Kościoła, od czasu do czasu czyta Pismo Święte. Co ona z niego wynosi, to zupełnie inna sprawa, jednak faktem jest, że owe brytyjskie zbrodnie były jak najbardziej usprawiedliwiane tym co im się udało znaleźć w Piśmie. Jednak przy tym wszystkim, jeśli kibice drużyny West Bromwich Albion, wspierając swoją ukochaną drużynę, tradycyjnie śpiewają pieśń, której słów nawet nie rozumieją, natomiast my tu w Polsce jak najbardziej, to trzeba powiedzieć, że są rzeczy, których nie zniszczy całe zło tego świata. Pan jest bowiem moim Pasterzem, niczego mi nie braknie, On pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.

      I z tą informacją pozwalam sobie nas wszystkich zostawić. Posłuchajmy jeszcze tylko kiboli. Ze starych, dobrych, przedcovidowych czasów. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...