Na dwa wakacyjne
miesiące Piotr Bachurski ogłosił przerwę w ukazywaniu się miesięcznika „Polska
Niepodległa”, no ale lato się kończy, więc i wraz z jesienią wraca też moja
rubryka „Wezwani do tablicy”. Jak zwykle z odpowiednim wyprzedzeniem, zachęcam
do kupowania magazynu, a tu przedstawiam kolejną serię swoich krótkich kawałków
do śmiechu.
Od pewnego czasu dręczy mnie świadomość,
że rubryka ta staje się okropnie niedemokratyczna. A mam na myśli to, że tu się
niemal wyłącznie pojawiają znani politycy, wybitni pisarze, znakomici aktorzy,
czy najwięksi polscy dziennikarze, natomiast osoby, równie zasłużone dla
pandemii powszechnego zidiocenia, ale już nie tak znane, nie mają najmniejszych
szans, by się przebić i ucieszyć serca czytelników „Polski Niepodległej”.
Postanowiłem dziś ten brak nadrobić i na początek może chciałbym zwrócić uwagę
na niejaką Laurę Breszkę. Kim jest Laura Breszka, już wyjaśniam. Otóż, jak
donoszą media, Laura Breszka to „polska
aktorka telewizyjna, teatralna oraz dubbingowa, znana między innymi
z seriali ‘Julia’, ‘Cisza nad rozlewiskiem’ czy ‘Singielki’.
Odpowiadała także za skecze i panel satyryczny ‘Weekend Update’ w programie ‘SNL
Polska’”.
***
Ponieważ
Laura Breszka – będę się starał tu powtarzać jej nazwisko jak najczęściej, by
jej wynagrodzić lata dramatycznej anonimowości – ma niewielkie możliwości
udzielania się publicznie, jej główny kanał komunikacji to Instagram i to na
owym Instagramie zamieściła następujące refleksje: „Drogie TVP, nie jest wam wstyd?
Czy Trzaskowski nie ma prawa podejść do DJ-a
i poprosić o zmianę muzy w swoim wolnym czasie?
Czy naprawdę jesteście...? No niestety jesteście. Tak mi jest przykro,
że mieszkam w takim kraju. TVP reprezentuje władzę. Wstydzilibyście
się za siebie. Zastanówcie się, co by było, gdyby was zaczęto
rozliczać za czas niespędzony w Sejmie? Gdzie byście wtedy byli?
W więzieniu. Próbowałam oznaczyć w moim poście TVP, patrzę
a stacje ma w swoim nicku ‘Bądźmy razem’. Wstydu
nie macie”.
***
Panią Laurę
Breszkę poproszę o chwilę cierpliwości i obiecuję, że wrócę jeszcze do niej w
dalszej części naszego dzisiejszego spotkania, natomiast z myślą o tych z nas,
którzy nie śledzą ścieżek jakimi się przechadza Rafał Trzaskowski, słowo
wyjaśnienia. Otóż jakoś tak w tych dniach udał się ten dziwny człowiek na
imprezę urodzinową do jednego z modnych warszawskich klubów i już po północy,
kiedy na czele z prezydentem, towarzystwo operowało już na mocnym gazie, ten
uderzył z pretensjami do DJ-a, że on Trzaskowski chce się bawić do rana i do
tego potrzebuje muzyki, którą on lubi, a nie jakiegoś badziewia dla hołoty. Był
przy tym tak zawzięty, że nie dość, że w pewnym momencie zaczął się powoływać
na swój urząd i daną mu od samego Pana Boga władzę w mieście, to jeszcze
zagroził właścicielom klubu, że jeśli oni mu natychmiast nie załatwią piosenek
zespołu o nazwie Jamiroquai, to on natychmiast wyciągnie wobec nich konsekwencje
za to, że goście klubu tańczą bez maseczek.
Ktoś tę całą
tę scysję nagrał telefonem, zamieścił w Sieci, no i w tym momencie ruszyła w
stronę Trzaskowskiego fala ciężkiego szyderstwa, na które to właśnie
zareagowała świętym oburzeniem serialowa i dubbingowa aktorka Laura Breszka.
***
Zanim jednak
do niej wrócimy, pozwolę sobie na wspomnienie związane z tak zwanym
imprezowaniem. Otóż kiedy jeszcze byłem bardzo młody zdarzało mi się
uczestniczyć w imprezach w rodzaju tej, gdzie prezydent Trzaskowski
zademonstrował swoje buractwo. I tam oczywiście też się piło. Ja wprawdzie
byłem z reguły bardzo grzeczny, natomiast miałem kolegę, który jak już dodał
sobie gazu, zaczynał się awanturować o muzykę właśnie i niezmiennie krzyczał,
że mają mu natychmiast puścić „Bitches Brew” Milesa Davisa, bo on ma ochotę
tańczyć. Niekiedy wpadał w takie poruszenie, że na obsługę sprzętu grającego
rzucał się z pięściami i trzeba go było krępować. Oczywiście, zachowanie to
było bardzo nieładne, natomiast przyznać muszę, że jemu się nigdy nie zdarzyło,
by groził DJ-owi, że wykorzysta swoje kontakty w Komitecie Wojewódzkim
PZPR i go załatwi. I niech się nikomu
nie wydaje, że to dlatego, że on owych kontaktów tam nie miał. Nawet bowiem
gdyby je miał, to on przede wszystkim miał to coś, bez czego Trzaskowski już
prawdopodobnie umrze: szacunek do siebie.
***
Wracamy
teraz do Laury Breszki. Otóż musimy mieć świadomość, że Laura Breszka nie jest w
żaden sposób samotną wyspą. Takich jak ona, a więc różnego rodzaju aktorów,
pisarzy, piosenkarzy, którzy nie będąc w stanie zaznaczyć swojej obecności na scenie
zawodowej, zmuszeni są wygłaszać gdzie się tylko da komentarze polityczne,
licząc na to, że może dzięki owej poprawności, ktoś na nich zwróci uwagę i w
ten sposób otworzy się przed nimi nowa szansa. A walka jest naprawdę ciężka.
Wydawałoby się, że przestrzeń kulturalna w Polsce jest do tego stopnia
wyjałowiona z jakichkolwiek talentów, że naprawdę niewiele trzeba, by tam
zgrabnie wskoczyć. Otóż nie. Tam wprawdzie talentów nie ma, natomiast nie
brakuje ludzi. Powiedziałbym że owe beztalencia
do tego stopnia wypełniły każdy kąt, że nawet gdyby Laura Breszka była
od nich wszystkich wielokrotnie bardziej utalentowana, to jej naprawdę nie
pozostaje nic jak tylko próbować zaimponować antypisowskimi wpisami na
Instagramie. A i to przecież może nie wystarczyć.
***
Weźmy taką
Dorotę Masłowską, kiedyś popularną dość młodą pisarkę, a w pewnym czasie nawet
aspirująca piosenkarkę. Otóż odniosła swego czasu Masłowska pewien sukces i na
jego fali wyjechała do Berlina, aby zakosztować pełni europejskiej cywilizacji
oraz wolności twórczej. No i w tym momencie okazało się, że konkurencja, która
została na miejscu, Masłowską z rynku zwyczajnie wymiotła. W tym momencie
Masłowska, próbując uderzać do samego pana Boga, w serii publicznych wypowiedzi
zaczęła coś wspominać o tym, że ona zawsze była bardzo pobożna, a Jezus w jej
życiu zajmował zawsze pierwsze miejsce. Ponieważ na te jej deklaracje nie
zwrócił uwagi ani rynek, ani nawet sam Pan Bóg, Masłowska o sprawie zapomniała,
natomiast, owszem, na te wypowiedzi trafiło jakieś niszowe pismo katolickie i
poświęciło jej cały tekst na temat jej rzekomej Wiary. W tym momencie Masłowska
się przeraziła, że teraz to już zupełnie wszystko trafi szlag i zwróciła się o
pomoc do Onetu:
„Artykuł opisuje moje życie w Bogu i wierze
katolickiej. Jestem osobą niewierzącą, niepraktykującą, nie mam żadnego związku
z Kościołem katolickim poza tym, że zostałam w jego obrządku wychowana. Sprawa
została przekazana prawnikom. Jest to bardzo śmieszne, ale jest to też bardzo nieśmieszne.
Jeśli wszyscy bohaterowie pisma wierzą w Boga i miłują Kościół równie mocno co
ja, to ostrzegam wszystkich czytelników: lepiej sięgnąć po Barbarę Cartland,
opisane w jej książkach rzeczy są prawdziwsze”.
***
Ktoś w tym
momencie pewnie zapyta, po jakie licho ja się zajmuję ludźmi takimi jak
Masłowska, czy ta jakaś Laura? Czy nie byłoby ciekawiej, gdyby tu się pojawiły
takie tłuste koty, jak Zbigniew Hołdys, Janusz Gajos, Manuela Gretkowska, czy
choćby Patryk Vega. Otóż pierwszy powód już przedstawiłem Chodzi o moje
umiłowanie demokracji. Drugi jednak jest znacznie poważniejszy. Otóż chciałem
pokazać, jak strasznie brutalna jest ta wojna, która się toczy w polskiej
kulturze. Od góry do dołu oraz od lewa do prawa, mamy bandę kompletnych
nieudaczników, którzy jeśli tylko odnoszą jakiś sukces, to wyłącznie przez to
że są bardziej bezczelni od innych, i tak naprawdę doszło już do tego, że oni
ani już nie muszą ładnie śpiewać, ani ciekawie pisać, ani kręcić coraz lepszych
filmów – wystarczy, że potrafią zabrać głos na temat polityki w na tyle
szokujący sposób, by zwrócić na siebie uwagę, ale też przy tym nie przesadzić,
bo bywa różnie.
***
No właśnie –
filmy. Oto wspomniany już reżyser Patryk Vega, próbując się zmieścić na tej
scenie, przeszedł już całą drogę: od gangstera, przez satanistę, po gorliwego
katolika i jak wiele wskazuje, dalej już nie będzie nic. W dodatku wygląda na
to, że przez jakieś oszustwa podatkowe on może zwyczajnie pójść siedzieć. I tu
znowu wracamy do brutalności toczącej się wojny. Załóżmy że on, próbując się
podnieść, odniesie się do zbliżającej się wizyty prezydenta Dudy w Rzymie i
powie na przykład tak: „Mamy prezydenta,
który – jak się dowiaduję – w przyszłym tygodniu będzie
uskuteczniał turystykę religijną za nasze pieniądze, bo znowu
pojedzie do Watykanu. Znowu będzie na kolanach i tak
na prawdę w ramach pełnienia swoich obowiązków publicznych realizował
swoje praktyki religijne po raz kolejny, bo nie wiem
co by miała wnieść w tej chwili specjalnie w funkcjonowanie
państwa wizyta w Watykanie”.
Niestety nic
z tego. Tu go już wyprzedził sam Szymon Hołownia, a gdzie mu jeszcze do Justyny
Klimasary. Ona przynajmniej dobrze wygląda w stringach.
@toyah
OdpowiedzUsuńBitches Brew - to ja rozumiem. Jest w tym mocny styl. Ale Jamiroquai ...? To właściwie co on z domu wyniósł był?
@orjan
UsuńTo prawda. Bitches Brew to jest znacznie więcej niz tylko mocny styl. Co Jamiroquai jednak, to szczerze powiem, że ja go szanuję. Nie mam wprawdzie żadnej jego płyty, ale uważam że jest dobry.
@toyah
UsuńNo wiesz, rozbudziłeś moją ciekawość i parę fragmentów tego Jamiroquai wysłuchałem. To się gdzieniegdzie może podobać, ale...
Robota jest sprawna, ale do auta bym nie wziął. To jakieś nieoryginalne. Jak spod maszyny. Tyle tylko, że spod wielu maszyn. Słuchasz jednego, to widzisz Simply Red, ale to przecież żaden Mick Hucknall. Słuchasz innego to widzisz Daft Punk, i tak dalej.
W końcu dla mnie to jest jakiś sprawny funk, ale ze sklepu powierzchniowego. Nawet nie z fast food'u. Kompletnie bez feelingu.
Ten Rafau musiał mieć ciężkie dzieciństwo, że dobrą muzykę wyparł i używa śmieciowej. To już po pijaku mocniejszy jest Zenek.
@toyah
UsuńJa miałem na myśli moc Bitches Brew wzywania do tańca po pijaku. To mi zaimponowało choć niejedną imprezę widziałem ... do czasu.