Ponieważ nie dzieje się póki coś nic
szczególnie ważnego, proponuje dziś swój najnowszy felieton napisany specjalnie
do „Warszawskiej Gazety”. Jako że rekonstrukcja rządu wciąż przed nami,
powinien być jak znalazł.
Chciałbym dziś napisać coś na temat
politycznego kryzysu, w jakim znalazła się Polska, ale przede wszystkim wcale
nie jestem przekonany, że ów kryzys jest na tyle poważny, by zasługiwać na
naszą uwagę, a poza tym ja sam nie mam bladego pojęcia, co się wydarzy nawet
nie do czasu gdy ten felieton ukaże się w druku, ale choćby i jutro. Wysyłam go
więc dziś i tylko się modlę, by to co za chwilę napiszę nie okazało się już za
parę godzin stekiem bzdur.
A zatem mamy kryzys, który – przypomnijmy
może – polega na tym, że Jarosław Gowin oraz Zbigniew Ziobro zagrozili
Jarosławowi Kaczyńskiemu, że jeśli on nie zacznie ich traktować tak ja oni sobie
życzą, to oni się obrażą i w ten sposób PiS już nigdy nie wygra żadnych
wyborów. Jak już wspomniałem, choć mam nadzieję, że Prezes tu nie ustąpi i obu
wspomnianych cwaniaków pogoni na cztery wiatry, pojęcia nie mam co się wydarzy,
ale nawet jeśli się okaże że jakimś cudem dojdzie do porozumienia i już nikt
nigdy do nikogo nie będzie miał pretensji, a jeśli nawet, to one w jednej
chwili zostaną zaspokojone, to ja i tak jestem przekonany, że wiem co się
dzieje. A żeby to powiedzieć, pozwolę sobie wrócić do roku 2017, kiedy na
miejsce premier Beaty Szydło został powołany Mateusz Morawiecki, no a przede
wszystkim Antoni Macierewicz został pozbawiony wszelkich funkcji poza tą jedną,
czyli – a stwierdzam to z bólem –
kompletnie żałosnym przewodniczeniem owemu zespołowi do spraw. Pamiętamy
chyba wszyscy, jak na ową dymisję zareagowała prawicowa opinia publiczna.
Pamiętamy jak jej pierwszy reprezentant, Tomasz Sakiewicz, w odpowiedzi na to
co się stało, zadeklarował, że już nigdy nie zagłosuje na Andrzeja Dudę.
Pamiętamy bardzo dobrze atmosferę, jaka zapanowała w związku z owym odwołaniem
w tak zwanych mediach społecznościowych, gdzie opinia, jakoby Prawo i
Sprawiedliwość ostatecznie pogrzebało swoje wszelkie szanse na kolejne
zwycięstwa, należała do tych bardziej stonowanych. Ale ja też pamiętam, że sam
Antoni Macierewicz w tym całym zgiełku nawet nie pisnął. Nie pamiętam jednej
jego wypowiedzi, w której on by wyraził swoje rozczarowanie tym, że Jarosław
Kaczyński w jego walce z Prezydentem, poparł Prezydenta, że w tak okrutny
sposób jego pozycja i zasługi zostały zlekceważone. I tak jest zresztą do dziś.
Co
mamy dziś? Otóż z jednej strony Zbigniewa Ziobro – o Gowinie nawet gołębie na
moim balkonie nie wspominają – który wciąż najwyraźniej prosi o uwagę, a z drugiej
tych wszystkich, którzy drżą ze strachu że bez niego PiS już nigdy nic nie
wygra. A ja się nie boję. Jeśli cokolwiek mnie martwi, to obawa że Ziobro,
którego na swój sposób lubię, nie podzieli losu Antoniego Macierewicza i już za
kilka miesięcy pies z kulawą nogą o nim nie będzie pamiętał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.