sobota, 26 września 2020

Czy Zbigniew Ziobro wybierze Konfederację, czy PSL?

 

Ponieważ nie dzieje się póki coś nic szczególnie ważnego, proponuje dziś swój najnowszy felieton napisany specjalnie do „Warszawskiej Gazety”. Jako że rekonstrukcja rządu wciąż przed nami, powinien być jak znalazł.

 

 

      Chciałbym dziś napisać coś na temat politycznego kryzysu, w jakim znalazła się Polska, ale przede wszystkim wcale nie jestem przekonany, że ów kryzys jest na tyle poważny, by zasługiwać na naszą uwagę, a poza tym ja sam nie mam bladego pojęcia, co się wydarzy nawet nie do czasu gdy ten felieton ukaże się w druku, ale choćby i jutro. Wysyłam go więc dziś i tylko się modlę, by to co za chwilę napiszę nie okazało się już za parę godzin stekiem bzdur.

      A zatem mamy kryzys, który – przypomnijmy może – polega na tym, że Jarosław Gowin oraz Zbigniew Ziobro zagrozili Jarosławowi Kaczyńskiemu, że jeśli on nie zacznie ich traktować tak ja oni sobie życzą, to oni się obrażą i w ten sposób PiS już nigdy nie wygra żadnych wyborów. Jak już wspomniałem, choć mam nadzieję, że Prezes tu nie ustąpi i obu wspomnianych cwaniaków pogoni na cztery wiatry, pojęcia nie mam co się wydarzy, ale nawet jeśli się okaże że jakimś cudem dojdzie do porozumienia i już nikt nigdy do nikogo nie będzie miał pretensji, a jeśli nawet, to one w jednej chwili zostaną zaspokojone, to ja i tak jestem przekonany, że wiem co się dzieje. A żeby to powiedzieć, pozwolę sobie wrócić do roku 2017, kiedy na miejsce premier Beaty Szydło został powołany Mateusz Morawiecki, no a przede wszystkim Antoni Macierewicz został pozbawiony wszelkich funkcji poza tą jedną, czyli – a stwierdzam to z bólem –  kompletnie żałosnym przewodniczeniem owemu zespołowi do spraw. Pamiętamy chyba wszyscy, jak na ową dymisję zareagowała prawicowa opinia publiczna. Pamiętamy jak jej pierwszy reprezentant, Tomasz Sakiewicz, w odpowiedzi na to co się stało, zadeklarował, że już nigdy nie zagłosuje na Andrzeja Dudę. Pamiętamy bardzo dobrze atmosferę, jaka zapanowała w związku z owym odwołaniem w tak zwanych mediach społecznościowych, gdzie opinia, jakoby Prawo i Sprawiedliwość ostatecznie pogrzebało swoje wszelkie szanse na kolejne zwycięstwa, należała do tych bardziej stonowanych. Ale ja też pamiętam, że sam Antoni Macierewicz w tym całym zgiełku nawet nie pisnął. Nie pamiętam jednej jego wypowiedzi, w której on by wyraził swoje rozczarowanie tym, że Jarosław Kaczyński w jego walce z Prezydentem, poparł Prezydenta, że w tak okrutny sposób jego pozycja i zasługi zostały zlekceważone. I tak jest zresztą do dziś.

       Co mamy dziś? Otóż z jednej strony Zbigniewa Ziobro – o Gowinie nawet gołębie na moim balkonie nie wspominają – który wciąż najwyraźniej prosi o uwagę, a z drugiej tych wszystkich, którzy drżą ze strachu że bez niego PiS już nigdy nic nie wygra. A ja się nie boję. Jeśli cokolwiek mnie martwi, to obawa że Ziobro, którego na swój sposób lubię, nie podzieli losu Antoniego Macierewicza i już za kilka miesięcy pies z kulawą nogą o nim nie będzie pamiętał.





 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...