środa, 18 września 2019

Podziękowania


   Dzisiejsza notka będzie szczególna z dwóch względów. Przede wszystkim bowiem chciałem dziś podziękować oczywiście za wsparcie, o które prosiłem, ale przede wszystkim może za świadectwo, że to, co ja tu od ponad dziesięciu lat robię, wciąż jeszcze jest doceniane i przyjmowane z sympatią. A zatem, moje najszczersze podziękowania dla: Sławka z Brwinowa, Jacka z Oświęcimia, Jacka z Podkowy Leśnej, Joli z Laskowca, Magdy i Marka z Gdańska, Stefana z Pucka, Doroty z Orłowic, Jerzego z Wadowic, Danki z Warszawy, Piotra z Gorlic, Wojciecha z Gliwic, Mateusza z Długołęki, Aleksandra z Malca, Michała, tylko on  wie skąd, oraz, na końcu choć nie ostatku, dla Andrzeja z dalekiego świata. I na tym, proszę sobie wyobrazić, lista podziękowań się zamyka.
       I tu się pojawia kwestia kolejna. Otóż jestem pewien, że stali czytelnicy tego bloga zadadzą sobie pytanie, cóż takiego się właśnie stało, a ja, owszem, myślę, że znam na to pytanie odpowiedź. Otóż najwidoczniej stało się to, co właściwie powinno już było nastąpić w roku 2015, a więc wtedy, gdy prawo i sprawiedliwość – małe litery są tu użyte jak najbardziej celowo – uzyskało podwójne wyborcze zwycięstwo i pojawiła się bardzo poważna szansa na to, że oto nadszedł czas, gdzie ktoś taki jak Coryllus, czy Toyah staną się praktycznie zbędni. W końcu cel został zrealizowany, a więc wszystkim Państwu dziękujemy. Przyznać trzeba, że miało to nastąpić już w roku 2015, myśmy pierwsze oznaki tego zauważyli na warszawskich targach w kwietniu 2016 roku podczas pierwszych prawdziwie wolnych obchodów rocznicy Zamachu Smoleńskiego, ale jeszcze jakoś się nam udało pociągnąć do dziś, kiedy to, jak wszystko wskazuje, że w rzeczy samej nadszedł nowy, wspaniały świat, gdzie z tych dni, kiedy to każdy z nas wręcz błagał o słowo pocieszenia, natchnienia i nadziei, nie pozostało nawet wspomnienie.
       Gdyby ktoś myślał, że ja tu histeryzuję, proponuję zajrzeć do tego, co się dzieje i na samym blogu Coryllusa, ale też na tak zwanym „rynku sprzedażowym”. Otóż mamy ciężki, i moim zdaniem, nieodwracalny już kryzys. O ile w przypadku wszystkich moich wcześniejszych książek, wystarczyły dwa tygodnie, by pokryć koszta druku, a następne miesiące to już tylko czysty zysk, dziś jest tak, że z informacji dziwnie ujawnionej na stronie basnjakniedzwiedz.pl wynika, że gdy chodzi o moją najnowszą, wydaną pół roku temu książkę o języku Imperium, jesteśmy na poziomie 110 egzemplarzy, a więc druku plus waciki. A zatem, mamy do czynienia ze zjawiskiem, któremu wypada poświęcić osobną uwagę.
         A skoro mówimy o osobnej uwadze, chciałbym podzielić się najświeższą refleksją. Wygląda mi mianowicie na to, że ta przygoda dobiega końca. Wygląda na to, że czasy tak się nam ułożyły, że te teksty tworzą coraz mniejszą publiczną wartość. I nie mówię o tym, że maleje liczba odsłon. Ona akurat wręcz rośnie, natomiast wydaje mi się, że znacznie zmalały tamte emocje. I jeśli ktoś myśli, że dziś przeze mnie przemawia rozgoryczenie, to jest w bardzo ciężkim błędzie. Otóż nic podobnego. Minione 10 i więcej jeszcze lat uważam za jeden z najpiękniejszych i najlepiej wykorzystanych okresów w moim życiu. To co mnie przez te lata spotkało będę w sobie hołubił do ostatnich moich dni, a wszystkim tym, którzy przez te lata byli ze mną, pozostanę wdzięczny na zawsze. Oni wiedzą, jak było ciężko. Powiem więcej. To że zbliżamy się do końca tej przygody traktuję jako coś nadzwyczaj naturalnego i jestem przekonany, że inaczej być nie mogło i tak właśnie ma być.
      Ale jest coś jeszcze. Otóż zapewniam, że nawet jeśli na końcu, z moich dawnych, czytelników, przez tyle lat pomagających mi w utrzymywaniu jakości tego bloga, zostanie tylko jeden , ja wciąż dzień w dzień będę tu wrzucał te refleksje tylko dla niego, a kiedy przyjdzie kolejny wrzesień i ów marny czas, kto wie, czy nie zwrócę się tylko do niego o to, by mi zechciał coś przelać za ostatni tekst.

2 komentarze:

  1. No tak. Ale to dopiero początek. Początek czegoś nowego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozwolę sobie nawiązać do słów Magazyniera i choć zdaję sobie sprawę z mojej nadinterpretacji jego słów, pozostanę przy swoim. Ale o tem potem:) Przez chwilę, dosłownie tylko parę sekund, chciałam w kilku zdaniach i na kilku przykładach z mojego, co by nie gadać, słodkiego i miłego życia (no nie, że przez całą 50-tkę+:)), powiedzieć Ci, że jestem w miejscu, w którym postanowiłam pozostać. Nie ze względu na miejscowość - to rzecz wtórna. Relacje między ludźmi są najważniejsze. Oczywiście, że bardzo dobre, a nie byle jakie. Początek czegoś nowego, powiedział Magazynier, to mi się bardzo spodobało. Ja mam na to swoje prywatne określenie, którego nadużywam w żartach, nigdy na poważnie i nigdy przy niepełnoletnich dzieciach. To dwa słowa z puczu kaprali, z takiej jednej książki, taki cytat z płomiennej przemowy do narodu. Tak więc trzymaj się Toyah. Ja będę prawie codziennie i za rok, jak Pan Bóg pozwoli, też. Pozdrawiam bardzo serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...