Jak już się tu parokrotnie
przyznawałem, mam w sobie jakąś skazę, która każe mi od czasu do czasu oglądać
program telewizyjny „W tyle wizji”. Czemu jestem wobec tej nędzy aż tak
bezbronny, nie umiem powiedzieć. Faktem jest, że raz na jakiś czas przed
godziną 22 przełączam pilota na 15 kanał, a tam... daję słowo, że dobrze gdy na
mnie czekają redaktorzy Janecki i Wolski, bo wszystko co niżej, z poziomem
najniższym w osobach Doroty Łosiewicz i Krzysztofa Fausette, to już wyłącznie najbardziej
ponura żenada.
Ale jest tam też ktoś, kto, przyznaję zupełnie bez zbędnych awantur,
stanowi moją obsesję dosłownie od pierwszego tekstu zamieszczonego na tym
blogu, czyli Rafał Ziemkiewicz, i z powodu, którego choćby na swój własny
użytek nie jestem w stanie określić, to on właśnie z całej tej smutnej załogi
mnie najbardziej dręczy. Doszło wręcz do tego, że pewnego wieczoru, zirytowany
jego bezczelnością, postanowiłem, że się ostatecznie skompromituję, zadzwonię
tam i go zmuszę do debaty, jednak, jak się można było spodziewać, moje wysiłki
poszły na nic.
O co poszło? Otóż Rafał Ziemkiewicz, co należy tu wyraźnie podkreślić,
bardzo dziś gorliwy adwokat Dobrej Zmiany, a którego wcześniejsze występki
każdy szanujący się obserwator polskiej polityki zna aż nazbyt dobrze, uznał za
stosowne pochwalić się, że on do dziś jest bardzo dumny ze swojej książki
zatytułowanej „Michnikowszczyzna”. A ja w tej sytuacji postanowiłem, że tam
zadzwonię i zapytam, jak on się dziś czuje, gdy chodzi o inną jego książkę,
wydaną jeszcze w roku 2007, pod nadzwyczaj interesującym tytułem „Polactwo”.
Jak już wspomniałem, do rozmowy nie doszło, natomiast ja wciąż, wręcz
obsesyjnie, oczekuję od Rafała Ziemkiewicza, który dziś dorabia w publicznej
telewizji, udając jednego z głównych emisariuszy zwycięskiej Polski, by mi
powiedział, jak on wobec swojego paszkwilu na Adama Michnika pozycjonuje swój
nieco wcześniejszy paszkwil na polskość.
Wiem że odpowiedzi na to pytanie raczej już nie uzyskam, natomiast to co
dziś mogę zrobić, to przypomnieć swój dawny tekst, jeszcze z roku 2009 i
zaapelować do tych wszystkich z nas, którzy szczerze życzymy Polsce jak
najlepiej, by uważali na tych przebierańców.
Wśród
reakcji na moje dwa ostatnie wpisy, dotyczące sposobu w jaki reżim potraktował
protestujących właśnie przeciwko owemu reżimowi ludzi, oprócz zwyczajowych
wyrazów solidarności i – równie zwyczajowych – głosów pogardy i dla mnie i dla
protestujących, pojawiły się wypowiedzi nie kwestionujące mojej opinii na temat
zepsucia, jakiemu uległa partia rządząca i środowiska z nią związane, natomiast
wyrażające niechęć do czegoś, co już od pewnego czasu w powszechnej świadomości
funkcjonuje jako „polactwo”. Najbardziej ogólnie rzecz ujmując, chodzi o to, że
w opinii moich znajomych, postawy społeczne przejawiające się w paleniu opon i
kukieł, okupowaniu lokali, rzucaniu przedmiotami w policję, czy – generalnie –
robieniu tzw. zadymy są, nie dość że manifestacją kompletnego braku szacunku
dla prawa i publicznego ładu, to na dodatek są najbardziej rażącym symbolem
tego, co jest naszą polską hańbą i wstydem. W wielu wypowiedziach, które
znalazłem w komentarzach pod moimi wpisami, niezależnie czy pochodziły one od
osób politycznie mi bliskich, czy bardzo obcych, nieodmiennie znajdowałem
sugestię, że prawa należy przestrzegać, policja powinna awanturników karać, a
społeczeństwo – jeśli tylko chce być społeczeństwem nowoczesnym i sumiennym –
winno umieć na tego typu zdarzenia patrzeć spokojnie i obiektywnie.
Ale to są tylko opinie dotyczące
generalnie zachowań społecznych i ładu publicznego. Tu jednak – jak już
wspomniałem – pojawiła się kwestia owego „polactwa”, czyli czegoś co jest
rzekomą kwintesencją naszych narodowych wad i naszej historycznie uzasadnionej
marności. Skąd wiem, że to o to tu musi chodzić? Stąd mianowicie, że sama nazwa „polactwo”, tak jak ją powszechnie dziś rozpoznajemy, pochodzi z książki Rafała
Ziemkiewicza, którą wielu czytało, wielu komentowało, a którą ja również – z
trudem bo z trudem – ale swego czasu zmęczyłem. Wiem zatem, o czym myślą
ludzie, którzy z refleksjami Ziemkiewicza się utożsamiają, kiedy w stosunku do
Polski i Polaków używają tego szczególnego określenia. Kiedy im się coś w ich
otoczeniu, lub w bardziej szerszej skali, bardzo nie podoba, niezwykle chętnie
objaśniają to coś, całą winę zwalając na nasze polskie łajdactwo, głupotę,
pieniactwo, ciemnotę, zabobon, zawiść, fanatyzm, niechlujstwo, zakłamanie, nasz
brak talentów, nasz śmieszny patriotyzm – cokolwiek, do wyboru do koloru. Byle
to było taaaaaakie polskie.
Kiedy dowiedziałem się, że Ziemkiewicz
wydał książkę na temat naszych wad narodowych, wiedziałem na sto procent, że to
jego „Polactwo” odniesie wielki sukces. Raz, że książki Ziemkiewicza w ogóle
cieszą się dużą sympatią czytelników, a dwa – i to dla nas jest akurat dziś
najważniejsze – że wśród wielu polskich wad narodowych, jest jednak i ta, którą
w pełni gotów jestem potwierdzić i z bólem serca zaakceptować. Pewna znaczna
część obywateli – do których w sposób oczywisty należy sam Ziemkiewicz – z
niezwykłą przyjemnością lubi opowiadać i słuchać, jacy to my Polacy jesteśmy
beznadziejni. Z tym naturalnie zastrzeżeniem, że mamy tu zawsze na myśli
Polaków z drobnymi wyjątkami. Wiedziałem więc, że książka którą Ziemkiewicz –
Polak wyjątkowy – pisze w takiej intencji i do tak stargetowanej grupy
wyjątkowych Polaków, musi mu przynieść chwałę. No i przyniosła.
Dlaczego w stosunku do książki
Ziemkiewicza, zatytułowanej „Polactwo”, czuję wyłącznie wstręt? Oczywiście
dlatego, że uważam ją za książkę bardzo niedobrą, fatalnie napisaną,
intelektualnie niechlujną i nieuczciwą, krotko mówiąc – głupią. Ziemkiewicz
wymyślił sobie, że Polacy mają wady narodowe, uznał, ze to właściwie jest
bardzo ciekawe, a następnie doszedł do wniosku, że jeśli on zapisze swoje na
ten temat refleksje na 400 stronach, to akurat będzie w sam raz. I napisał. I
teraz załóżmy, że Polacy mają dziesięć wielkich narodowych wad. Ziemkiewicz
wspomina, jeśli pominąć całą tę jego sofistykę, o zaledwie paru. Ale niech
będzie dziesięć. Jak długo można pisać o dziesięciu wadach narodowych? Przez 50
stron? Sto? No… na pewno nie przez 400. Ziemkiewicz napisał książkę na 410
stron, udowadniając wyłącznie jedno: że Polacy zachowują się czasem bardzo do
bani, a czasem mniej. I że wszystkie inne narody również zachowują się bardzo
do bani, a czasem mniej. Tyle tylko, że kiedy on o tym pisał – na tych 410
stronach – to wszystkie te swoje
przykłady objaśniał w jeden sposób. Że kiedy Polacy zachowują się do bani, to
jest to „polactwo”, a kiedy Niemcy, albo Francuzi, albo Włosi zachowują się to
bani, to też jest to „polactwo”. Tragedia!
Więc to jest jeden powód, dla którego o
Ziemkiewiczu i o jego książce myślę źle. Drugi powód, jeszcze ważniejszy, to
ten, że ja uważam stan umysłu, który zaprezentował Ziemkiewicz, za okropnie
sztubacki. Pamiętam jak kiedyś, kiedy jeszcze dzieci pisały do siebie listy w
systemie Pen Pali trzeba się było jakoś zaprezentować, to nieodmiennie pojawiał
się następujący opis: „Cenię przyjaźń,
nienawidzę faszyzmu i głupoty”. Z czasem, jak stopniowo zniknęły listy
papierowe, troszkę zniknął też ten faszyzm, natomiast pozostała przyjaźń i
głupota. Tyle że one są już obecne w wypowiedziach ludzi dorosłych. Najczęściej
artystów – aktorów i piosenkarzy. Jeśli zapytać Piotra Rubika, albo
dziennikarza telewizyjnego Kubę Wojewódzkiego, czy jakąś Małgorzatę Foremniak,
co oni lubią, albo czego nie lubią, to najczęściej – o ile któryś z nich nie
postanowi zażartować – pojawia się ten stary tekst: „Bardzo cenię przyjaźń, nienawidzę głupoty”. Ziemkiewicz wspiął się
nieco wyżej. On dodaje: „Głupoty i polactwa.
I teraz jest tak, że za Ziemkiewiczem
idzie cała kolejka jego fanów, którzy strasznie są z siebie dumni jeśli mogą
powiedzieć odważnie i dobitnie: „Nienawidzę
tego naszego polactwa!” A mnie okropnie boli fakt, że wśród nich jest
mnóstwo ludzi bardzo wrażliwych, bardzo patriotycznych, bardzo w gruncie rzeczy
dumnych z tego, że urodzili się własnie tutaj, a może nawet i właśnie teraz,
tyle że z jakiegoś dla mnie niepojętego powodu nie są w stanie dojrzeć, jakie
to jest okropne dojść do tego miejsca, kiedy się będzie z poczuciem pełnego
intelektualnego sukcesu, dumnie wypowiadało to właśnie słowo: „polactwo”. I już
nawet nie chodzi o to, że ci wszyscy, którzy nienawidzą głupoty, sami są często
głupi jak para starych butów, ani o to, że ci wszyscy, którzy wyciągają swoje
polskie paluchy na Polskę i krzyczą „polactwo!” sami w sposób najbardziej
dobitny to „polactwo” uosabiają. Dla mnie myślą absolutnie nie do zniesienia
jest to, że wielu z moich znajomych używa tego określenia „polactwo”, nie
czując jak fatalnie się tym samym znaleźli.
A jest jeszcze jedna, bardzo niezwykła,
kwestia. To „polactwo” pojawiło się przy okazji robotniczych protestów. Ja
oczywiście wiem, że związek zawodowy Sierpień 80, to jest bardzo podejrzane
towarzystwo. Ja bardzo poważnie biorę pod uwagę, że oni sa najzwyczajniej w
świecie podstawieni. Że te ich okupacje to zwykły humbug, który ma na celu
wyłącznie zneutralizowanie prawdziwego gniewu i prawdziwej ludzkiej rozpaczy.
No ale to jest jedynie teoria. Oficjalnie sprawa wygląda tak, że jest kryzys,
rząd jest absolutnie, ewidentnie i skandalicznie niekompetentny, Polska upada,
ludzie tracą pracę, banki wysyłają na rodziny egzekutorów należności, wielu
Polaków nie wie jak będą żyć następnego dnia i generalnie jest spokój. „Polactwo” chodzi pokornie do pracy, kiedy zadzwoni pan ankieter z OBOP-u,
grzecznie powie mu, że popiera Platformę Obywatelską, na ulicy nie widać nie
dość że rozruchów, to ludzie na ogół są dla siebie uprzejmi i w miarę grzeczni.
Tyle że związkowcy z Sierpnia 80 okupują biura poselskie przedstawicieli rządu,
a reżimowa policja ich stamtąd usuwa. A to na tle okrzyku ludzi mądrych:
„POLACTWO!!!!!”
Wczoraj Jarosław Kaczyński miał
konferencję prasową w Łapach, gdzie Polska ludziom dała tak w łeb, że aż dziw,
że nie było słychać w całym kraju. Czy coś się dzieje? Czy ‘polactwo” odstawiło
jakiś kompromitujący cyrk? Jakoś nie słyszałem. Natomiast wciąż słyszę wrzask:
„POLACTWO!!!!!!” No i chichot, że Kaczyński się przejęzyczył i zamiast „Prawo i
Sprawiedliwość” powiedział „Platforma Obywatelska”.
Ludzie tracą pracę. Ja tak dokładnie nie
wiem, co to znaczy stracić pracę. Przyznaję. Miałem dwa momenty w swoim życiu,
że przez chwilę poczułem zapach tej chwili. Domyślam się więc, jak to jest
kiedy to nie jest chwila, ale coś dłuższego. Jak się zachowuje człowiek, który
się dowiaduje, że właśnie przyszło na niego. Niedawno dwa razy słyszałem o
ludziach, którzy zastrzelili siebie i swoje rodziny w Ameryce. Czasem słyszę o
najróżniejszych demonstracjach w Paryżu, może nie bezpośrednio spowodowanych
utratą pracy, ale jakoś tam kłopotami z egzekwowaniem od państwa należności.
Płoną wówczas samochody, niszczone są sklepy, a przez całe miasta przelatuje
jeden wrzask: „ANARCHIA!!!”. Przepraszam bardzo, czy to jest „polactwo?” A
jeżeli to nie jest „polactwo”, to mam rozumieć, ze „polactwem” jest to, że „polactwo” nie bierze spluwy i nie morduje swojej żony i dzieci z rozpaczy,
albo nie wychodzi na ulicę i nie rozpieprza wszystkiego w drobny mak?
Dziś w Rzeczpospolitej znajduję znakomity
tekst prof. Krasnodębskiego zatytułowany Cudownie odzyskana reputacja,
gdzie Krasnodębski pisze tak: „Jedynie
stoczniowcy nie dostroili się do świątecznych nastrojów. Nie są w stanie
zrozumieć, że jeśli nikt nie chce kupować budowanych przez nich statków, to nikt
nie będzie do nich dopłacać z podatków, kosztem nas wszystkich. Wtedy nie stać
by nas było ani na SUV, ani na grilla, nie mówiąc już o wieszakach z drewna
wiśniowego, sprowadzanych prosto z Londynu. Zupełnie inaczej jest z
przedsiębiorstwami europejskimi, które mają znaczenie systemowe. Te mogą i
powinny być wspierane przez rządy, zwłaszcza ważnych krajów. W Niemczech przez
pewien czas zastanawiano się intensywnie, czy Opel jest takim
przedsiębiorstwem, ale ponieważ należy do GM, wynik namysłu był negatywny. Co
innego bank Hypo-RealEstate, który być może zostanie znacjonalizowany.
Volkswagena na szczęście już od 1937 roku nacjonalizować nie trzeba. W Polsce
nie ma żadnych firm ‘systemowych’. I to nie dlatego, że należą do zagranicznych
właścicieli. Po prostu, gdy w Polsce upadnie jakaś firma, to ma to takie
znaczenie dla systemu światowego kapitalizmu, jak upadek cukrowni czy zakładów
naprawczych taboru kolejowego w Łapach. Cukru od tego nie zabraknie, pociągów
też. Miejmy nadzieję, że LOT, PKP i inne przedsiębiorstwa po swoim koniecznym
upadku przejdą w bardziej sprawne ręce. Pocieszające jest to, że odżyły
dziedziny, w których Polacy nadal się sprawdzają. Wrócili na przykład na
szparagowe plantacje w Niemczech. W pracy u bauera Polacy są bezkonkurencyjni i
tak tradycyjnie w nią wdrożeni, że nawet firma senatora Tomasza Misiaka nie
musi robić im szkoleń”.
Polacy. Spokojne, na ogół bardzo
przyjaźnie usposobione, społeczeństwo w środku Europy. Mądre jak większość,
głupie jak większość. Pracowite jak większość, leniwe jak większość. Trochę
naiwne. Dopiero wchodzące w świat talentów i sukcesów. Przez całe dziesiątki
lat pod ruskim, albo niemieckim butem. Bez swojego państwa przez ponad sto lat.
Z tej niewoli odrodzone ze swoim językiem, swoją wiarą i z tą swoją
łagodnością. Niektórzy mówią, że jeszcze ze szczególną gościnnością. I teraz za
to wszystko, muszą Polacy znosić ten oskarżycielsko wyciągnięty w ich stronę
paluch Rafała A. Ziemkiewicza i to czarne słowo: „POLACTWO”. A obok tego
palucha, ten niespokojny szmerek…
I dalej mi się już nie chce pisać. Bo się
poczułem naprawdę fatalnie.
Miałem już tę ostatnią zbiórkę
zamykać, ale może jeszcze dziś bardzo proszę
wszystkich tych, którym powyższy tekst umilił dzień o wsparcie pod adresem Krzysztof Osiejuk 50 1050 1214
1000 0092 2516 8591, ewentualnie, a jeśli ktoś jest za granicą, to przez paypalowy adres k.osiejuk@gmail.com.
A ja ze swej strony obiecuję, że będę Państwa zabawiał dopóki mi sił
starczy.
kiedy czytam takie rzeczy, zawsze wyzwala się we mnie myślenie o dwóch perspektywach tożsamościowych - jedna rozumowo-serdeczna, czyli jak o sobie myślisz i jak czujesz, a druga genetyczna, czyli czy jesteś tym, za kogo się uważasz, z perspektywy pochodzenia genetycznego ... poznanie prawdy w obydwu tych przestrzeniach potrafi wielokrotnie zaskakiwać ...
OdpowiedzUsuń1. Ziemkiewicz to pajac nadymający się na endeka. Fajans udający miśnieńską porcelanę.
OdpowiedzUsuń2. Polactwo zamieszkuje obecnie miasteczko Wilanów i, zaczynające się rozpadać, apartamentowce na Marinie. Nie znam podobnych miejsc w Katowicach, Poznaniu, Wrocławiu, etc.
3. Polacy to rzeczywiście spokojny i łagodny naród. Na szczęście dla polskojęzycznej hołoty i wszelkiej kanalii.
Pozdrawiam