Ja oczywiście zdaję
sobie znakomicie sprawę z tego, jak wielkie temat dzisiejszej notki może
wzbudzić w Czytelnikach podejrzenia, że oto dostałem ciężkiej obsesji na
punkcie Romana Giertycha. Otóż zapewniam, że nic takiego się nie dzieje.
Problemem bowiem nie są moje ewentualne obsesje, lecz przede wszystkim fakt, że
ów Roman ostatnio doznał pewnego niebezpiecznego wzmożenia i gdzie się nie
obejrzeć, to on tam już na nas czeka ze swoimi spostrzeżeniami, a poza tym
dzisiejszy tekst to mój najnowszy felieton z „Warszawskiej Gazety”, który ja,
ze względu na cykl wydawniczy owego tygodnika, pisałem jeszcze w miniony
poniedziałek. A zatem przedstawiam dziś swoje refleksje na temat aktywności
owego dziwnego człowieka i zapewniam, że z nim się tym samym pożegnamy na wiele
lat, jeśli nie na całe życie... o ile oczywiście on nas znów nie zainspiruje swoim
kolejnym wybrykiem.
Przyznaję, że pisząc te słowa, czuję się
dość niepewnie, a to dlatego, że nie dość że poświęcam je osobie, a nie
zjawisku, to w dodatku na okoliczność jednego tylko, kompletnie zresztą
bzdurnego, zdarzenia. A mam tu na myśli Romana Giertycha i jego szaleństwa.
Jeśli mimo to zdecydowałem się w ten
sposób Romana uhonorować, pragnę zapewnić, że cele mi przyświecają znacznie głębsze
i bardziej godne, albowiem chodzi o to, że jesteśmy już wszyscy coraz bliżej
wyborów i naprawdę powinniśmy wiedzieć, w jakiej kondycji znajdują się ci,
którzy próbują nam przeszkodzić w naszej walce o piękną Polskę. A w tej
sytuacji, wiele wskazuje na to, że mało kto tak jak wspomniany Roman, będzie w
stanie nam sytuację naświetlić, wraz ze wszystkimi koniecznymi demonstracjami.
Wspomniałem o pewnym wydarzeniu, które
zmobilizowało mnie do zajęcia się dziś tą, a nie inną sprawą. O co mianowicie
chodzi? Otóż proszę sobie wyobrazić, że wspomniany Roman ni z gruszki ni z
pietruszki skierował otwarty list do polskich przedsiębiorców, by każdy z nich w
swojej firmie stworzył tak zwany „fundusz wyborczy”, z którego po szczęśliwie
wygranych przez Koalicję Obywatelską wyborach zatrudnieni przez niego ludzie,
którzy na ową Koalicję oddadzą swój głos, otrzymali specjalną premię. Roman
zapewnia wszystkich, że on, jako poważny adwokat, a więc człowiek mający
przepisy prawa w małym palcu lewej nogi, sprawę pod owym prawnym kątem zbadał i
zapewnia, że wszystko jest lege artis.
Chodzi tylko o to, by właściciel konkretenej firmy zaapelował do swoich
pracowników o głosowanie na Koalicję Obywatelską, a już tydzień po wygranych
oczywiście wyborach, on każdego sprawdzi, jak głosował, i wszyscy którzy się
zakwalifikują, otrzymają odpowiednią premię. Sam Roman już dał dobry przykład i
jego ludzie wiedzą dokładnie, co mają robić i za ile.
Gdyby ktoś sądził, że ja sobie stroję
żarty, bo choć wszyscy wiemy, kogo ten felieton dotyczy, są pewne granice, w
tym granice kompromitacji, specjalnie dla tego niedowiarka przytaczam fragment
wspomnianego pisma:
„Apeluję do wszystkich przedsiębiorców, a
szczególnie do właścicieli małych i średnich firm o ustanowienie w swoich firmach specjalnej premii wyborczej
wypłacanej już tydzień po wyborach, o ile oczywiście obecna partia rządząca nie
będzie miała większości pozwalającej na sformowanie rządu. Nie ma żadnego
zakazu w kodeksie wyborczym, aby ustanowić taką premię i sam deklaruję, że
zapowiem ją w moich firmach”.
Jak już wspomniałem, każdy z nas wie, kim
jest Roman Giertych i jakie są jego przypadki, natomiast to, co on odstawił w
tym wypadku stanowi kuriozum, dla którego jedynym usprawiedliwieniem może być
tylko to, że poziom histerii, jaka ogarnęła zarówno jego samego, jak i tych
wszystkich, którzy mu na dziś towarzyszą, jest tak wielki, że gdy chodzi o nas,
dwa tygodnie przed wyborami, możemy spokojnie rozpocząć naszą prywatną, w pełni
komfortową, ciszę wyborczą.
Zachęcam wszystkich do kupowania moich książek,
tych, które jeszcze są do kupienia, bo przyjdzie moment, że one się sprzedadzą
i będzie ogólne biadolenie. Nie pierwsze zresztą. Proszę o kontakt pod adresem
k.osiejuk@gmail.com.
"... poważny adwokat, a więc człowiek mający przepisy prawa w małym palcu lewej nogi ..."
OdpowiedzUsuńChyba jednak przepisy ma w palcu tym najbardziej środkowym, choć zawsze pozostaje alternatywa prowokacji opartej na oszustwie z powołaniem się na profesjonalizm doradczy.
Zalecane zachowanie się polega na przestępstwie nieuczciwego zachowania się podczas wyborów polegającego na tzw. sprzedajności wyborczej lub na przekupstwie wyborczym. Jest ujęte w art. 250a kodeksu karnego.
Prawniczy "wynalazek" profesjonalisty polega tu na tym, że karalność z ww. przepisu obejmowałaby głosującego pracownika oraz jego pracodawcę. Doradca mógłby podlegać oskarżeniu najwyżej za podżeganie, lecz skoro ze sprawcami nawet się nie widział ... a pisać można byle co ...
Zawsze jest też możliwe, że pewien profesjonalista ostatni raz czytał kodeks karny w 2003r., tj. zanim art. 250a k.k. został wprowadzony. Ciekawe, czy prokurator uwierzyłby w taką wersję uniewinniającą? Ja w danym przypadku uwierzyłbym. Tyle tych przepisów ...
@orjan
UsuńA zatem nie pozostaje nic innego, jak go wziąć za pysk. Obawiam się jednak, że ci co by to mieli zrobić, są, podobnie jak on, skupieni na tym, by się utrzymać na powierzchni, a reszcie nawet nie wiedzą.
Co na to pani Krystyna Janda?
OdpowiedzUsuń@Leszek152
OdpowiedzUsuńOna jako teatralna romantyczka cierpi srodze, bo czuje się jakby ktoś na nią cały czas SRAŁ.
Roman też?