Możliwe, że to się już wcześniej
wydało, ale z pewną – nie dużą, ale pewną – regularnością oglądam program
telewizji TVP Info zatytułowany „W tyle wizji”, a tam niekiedy pojawia się nie
kto inny, jak Rafał Ziemkiewicz. Otóż niedawno stało się tak, że ów Ziemkiewicz
pochwalił się przed kamerami, że on jest nadzwyczaj dumny ze swojej książki, w
której zniszczył Adama Michnika, wydanej pod odważnym bardzo tytułem „Michnikowszczyzna”.
Ponieważ ja Ziemkiewicza znam z różnych zachowań, a nie tylko tych, o których
on lubi wspominać, postanowiłem, że zadzwonię tam i zapytam go, czy on jest również
dumny ze swojej książki zatytułowanej „Polactwo”, gdzie zaatakował nie
Michnika, ale tych, których ów Michnik ma w odwiecznej pogardzie, czyli nas.
Jak się należy spodziewać, całe to dzwonienie poszło na marne, natomiast ja
wciąż mam w głowie to pytanie: Jak się dziś czuje wobec tego, co sobie o Polsce
i Polakach myślał przed laty ten, który dziś jest traktowany przez wielu, jako
pierwszy patriota i przyjaciel Dobrej Zmiany.
W tej sytuacji chciałbym przypomnieć
pewien swój tekst, sprzed wielu, wielu lat i zaproponować chilę refleksji w
temacie podstawowym: Jak długo my jeszcze będziemy pozwalać na to, by oni nas
mieli za idiotów?
Jak już tu
kiedyś pisałem, pani Toyahowa tego bloga praktycznie nie czyta. Nie dlatego, że
to o czym ja piszę, jej nie interesuje, choć, kto wie? Może czasem chodzić i o
to też. Jej problem z tym blogiem jednak jest przede wszystkim taki, że te
teksty są za długie, a ona nie ma serca, żeby się skupiać na jednym długim
tekście, o ile to nie jest jakaś książka, najchętniej z historią Polski w tle.
A zatem, gdybym miał prowadzić jakieś badania nad uczestnictwem Toyahowej w tak
zwanej blogosferze, to jestem pewien, że okazałoby się, że ona znacznie
częściej na przykład zagląda na stronę coryllus.pl, niż tu.
Jest jednak
typ blogów, które ona odwiedza nagminnie. Mam na myśli tak zwane blogi
kulinarne. Z tego co słyszę, ich jest bardzo dużo, a ich autorki – bo to są
głównie dziewczyny – z reguły dzielą się z czytelnikami przepisami na przeróżne
ciasteczka, desery, torciki i takie tam. Często przepisy te są ozdabiane
zdjęciami, niekiedy bardzo pięknie podanymi, i wówczas, oprócz samej radości z
czytania, jest też na czym zawiesić oko.
Niedawno
poinformowała mnie Toyahowa o zdarzeniu, które przeleciało jak meteoryt przez
nasze media i ostatecznie się rozproszyło w codziennym zgiełku. Otóż autorka
jednego z owych ciasteczkowych blogów, niejaka Iwusia, zamieściła u siebie swój
przepis na coś, co się popularnie nazywa „ptasie mleczko” i natychmiast
otrzymała pismo od prawnika reprezentującego firmę „Wedel”, w którym
właściciele „Wedla” żądają od niej, by – ponieważ „ptasie mleczko” to nie jest
zwyczajna, popularna nazwa, lecz znak towarowy – obok tego swojego „ptasiego
mleczka” umieściła znak ®. Dla większego efektu pozwolę sobie zacytować tu
fragment pisma, jakie „Wedel” wysłał do owej Iwusi:
„Wobec
powyższego, w imieniu Lotte Wedel, zwracam się do Państwa z prośbą o
uszanowanie praw mojego Mocodawcy i niezwłoczne zamieszczenie przy przepisach
kulinarnych umieszczonych na Państwa stronie i posługujących się znakiem
‘PTASIE MLECZKO®’ notki o następującej treści: ‘Oznaczenie słowne ‘PTASIE
MLECZKO ®’ stanowi zarejestrowany znak towarowy chroniony na rzecz Lotte Wedel
sp. z o.o.’ oraz symbolu ® przy nazwie PTASIE MLECZKO lub, alternatywnie,
niezwłoczne usunięcie przepisów kulinarnych posługujących się znakiem towarowym
‘PTASIE MLECZKO®’ z Państwa strony.”
Reakcja
autorki bloga była szybka i oddająca firmie Lotte Wedel wszelką satysfakcję.
Ona się tak przestraszyła tym listem, że w jednej chwili, najpierw oznaczyła
nazwę „ptasie mleczko” znakiem ®, następnie przepis na to swoje ptasie mleczko
usunęła z bloga, a w końcu usunęła z niego wszystkie pozostałe przepisy.
Jak czytam
dziś w Internecie, wszystko skończyło się dobrze. Kiedy strona z przepisami
zniknęła, w Sieci podniosła się lekka wrzawa, i ostatecznie właściciele Lotte
Wedel wycofali się ze swoich pretensji, przyznali, że ich poniosło, no i
wszystko zakończyli odpowiednimi przeprosinami. A ja nie wiem, jaki jest dalszy
los bloga tej jakiejś Iwusi i jej przepisów. Kiedy piszę ten tekst, próbuję tam
zajrzeć, ale wygląda na to, że poza imieniem Iwusia, tam jest kompletnie pusto
i że po przepisach nie pozostał nawet ślad. A zatem, mogę się domyślić, że
kiedy ona dostała to pismo, jej strach był tak wielki, że ona nawet nie
zachowała zawartości tego bloga, a teraz jest jej trudno to wszystko co tam
było, odpowiednio odtworzyć. No ale nie wiem. W sumie, i tak nie moja to
sprawa. Ja słodyczy raczej nie jem.
Ktoś się być
może zastanawia, jak to się stało, że Toyahowa w ogóle mi opowiedziała o tej
Iwusi. Otóż było tak, że to ja zacząłem, a mianowicie najpierw opowiedziałem o
tym, co się przydarzyło wspomnianemu już wcześniej, a jej dość bliskiemu,
Coryllusowi. A było tak, że do Coryllusa dotarła informacja, że tygodnik
„Uważam Rze” opublikował wyniki sondy, jaką przeprowadził wśród
zaprzyjaźnionych patriotów w temacie „Dlaczego jesteś dumny z Polski?”, i w
ramach owej sondy zabrał głos Rafał Ziemkiewicz i powiedział co następuje:
„Jestem dumny z sarmatyzmu, z kultury i cywilizacji, można by rzec
rozproszonej, sieciowej – bez centrów i prowincji, opartej na równości
zaścianków”. Dotarła do Coryllusa ta informacja, i on, swoim zwyczajem, dostał
szału. Dlaczego? Przede wszystkim oczywiście dlatego, że on ma zwyczaj reagować
wybuchowo na wszelkie przejawy nieprawości, no a poza tym przez to, że miał do
owego wybuchu pełne prawo. Bo o co chodzi? Znów muszę coś opowiedzieć.
Otóż jakiś
czas temu do Coryllusa zwrócili się przedstawiciele polskiej
patriotyczno-konserwatywnej prawicy z prośbą by on im udostępnił parę swoich
tekstów na temat polskiego sarmatyzmu, jako przykładu skutecznej organizacji
sieciowej, bo oni planują zorganizowanie bardzo poważnej dyskusji, z udziałem
tak wybitnych głów, jak choćby głowa Rafała Ziemkiewicza, i chcieliby te jego
myśli w tej swojej dyskusji wykorzystać. Chodzi o myśli, nie o samego Coryllusa
– on w końcu, jak by to powiedzieć, jeszcze nie całkiem dorósł, by móc
debatować z komentatorami tej klasy co Ziemkiewicz – natomiast, jeśli można,
teksty by się przydały. Ponieważ Coryllus, jak wiemy, jest bezpośrednim
potomkiem wspomnianych sarmatów, odpowiedział patriotom, żeby się od niego
odpieprzyli, a jego tekstów nawet nie próbowali ruszać, bo ich poszczuje psami.
Patrioci na to wzruszyli ramionami i pierwszym efektem tego aktu obojętności na
pohukiwania jakieś niedorobionego sarmaty, była właśnie wspomniana wyżej
wypowiedź Ziemkiewicza, w której on wyraża swój podziw dla polskiego zaścianka,
jako „można by rzec” – rozumiecie: „można by rzec” – skutecznej organizacji
sieciowej.
A więc mamy
do czynienia z najbardziej chamską i bezwzględną kradzieżą intelektualną. Chamską,
bo dokonaną przez kogoś kto ma wszelkie możliwości – i obowiązki przy okazji –
by prowadzić samodzielną publicystykę na najwyższym poziomie, a bezwzględną, bo
przeprowadzoną wobec kogoś, kto nie ma absolutnie żadnych szans i możliwości by
się skutecznie obronić. Ale jest tu coś jeszcze. Otóż, jak wie każdy z nas,
Rafał Ziemkiewicz znaczną część swojego zawodowego i finansowego sukcesu
wyniósł z publikowania tekstów bardzo agresywnie zwalczających polski sarmatyzm
i polski zaścianek. Jego dwie opasłe książki „Polactwo” i „Czas wrzeszczących
staruszków”, to nic innego jak jeden wielki paszkwil na ten niezwykły skarb,
jakim jest tradycja polskiego sarmatyzmu. Czemu Ziemkiewicz swego czasu wywijał
owym antysarmackim sztandarem? Odpowiedź jest prosta. Dlatego, ze taka była
przez całe lata moda. Kiedy w latach 90-tych do życia budziło się coś, co
niektórzy mieli nadzieję, że będzie wolną i niepodległą Polską, było w bardzo
dobrym tonie twierdzić, że wszystko by szło jak po maśle, gdyby nie te nasze
narodowe przywary. Ten polski zaścianek, ten polski sarmatyzm, i to polskie,
wręcz patologiczne, awanturnictwo i pieniactwo. Czy coś się od tego czasu
zmieniło. Przyznam, że nie wiem. Osobiście nic nie zauważyłem. Mógłbym sądzić,
że linia została zachowana. Dziś jednak widzę, że chyba coś przeoczyłem. A
podpowiada mi to wolta, jaką właśnie uczynił Ziemkiewicz, kiedy na pytanie za
co kocha Polskę, odpowiada bez mrugnięcia okiem, że za wrzeszczących
staruszków.
Opowiedziałem
więc tę historię pani Toyahowej, a ona, jak to ona, wzruszyła ramionami i
powiedziała, że przecież to jest zupełnie normalne. Po jaką cholerę oni swego
czasu uruchomili te wszystkie blogi? Wyłącznie po to, by mieć darmowy rezerwuar
tematów i myśli. Przecież to jest oczywiste. Od czasu jak są blogi, ani
Ziemkiewicz, ani jego kumple nie muszą spędzić już ani jednej minuty nad
zastanawianiem się, co by tu napisać i na jaki temat. Wszystko mają podane jak
na tacy. I kto im podskoczy? No i wtedy mi opowiedziała historię owej Iwusi,
jej czekoladek i jej upadku.
A ja już się
tylko zastanawiam nad jednym. Kiedy Coryllus opisał swoją przygodę z
Ziemkiewiczem, nagle pojawił się pod tym jego tekstem komentarz kogoś, kto się
zarejestrował w Salonie specjalnie z tej okazji, i podpisał jako Hefalump. W
komentarzu tym ów strejndżer wyraził zdziwienie, że ktoś taki jak Coryllus w
ogóle istnieje. Że on nigdy wcześniej nie miał okazji natknąć się na ten nick,
na ten blog i te idiotyczne teksty. Hmmm… I myślę sobie teraz, że głupio bardzo
postąpiła pani Iwusia, likwidując swoje przepisy. Ona otrzymawszy to pismo od
„Wedla” miała zmrużyć w teatralnym geście oczy i zapytać: „Wedel? A to ciekawe!
Ptasie mleczko? A to nie ja to wymyśliłam? Bardzo dziwne”.
Ziemkiewicz to fajans z rozdętym ego. Robił i pisał różniste rzeczy. Teraz lansuje się na endeka (Dmowski pękłby ze śmiechu) i obsikuje, a właściwie próbuje obsikiwać nogawki Marszałkowi Piłsudskiemu. Ot, taki żałosny szczylek.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Doskonale pamiętam tę książkę. I to co on w niej pisał np. o Balcerowiczu. Wiesz, może chodzi o to, żeby mieć w zanadrzu argument na każdy, możliwy etap?
OdpowiedzUsuń@drWall
UsuńO tak. To jest prawdziwy hit. Zwłaszcza gdy on dziś nie marnuje żadnej okazji by pokazać, jak on Balcerowiczem gardzi.
To ciekawe, że dla ... no nie wiem jak to określić ... prawicowych publicystów wzorcem jest pozycja i znaczenie jakie ma na lewicy red. Żakowski lub miała red. Paradowska. Mimo, że widać gołym okiem, że te postacie to kukły wystawione by blokować jakie kolwiek myślenie i w sumie żałosne.
OdpowiedzUsuń@JK
OdpowiedzUsuńTo bardzo ciekawa obserwacja. Dla takiego Ziemkiewicza to musi być ideał.