niedziela, 1 września 2019

Nie czytaj mi, Mamo (dla Coryllusa)


         Początkowo nawet do głowy mi nie przyszło, by  o tym opowiadać, jednak doszło do pewnych bardzo istotnych wydarzeń, których identyfikować akurat nie mam ani potrzeby, ani ochoty, a które sprawiły, że nagle pewne rzeczy muszą zostać pokazane i odpowiednio nazwane. Otóż muszę tu Czytelników poinformować, że owe, wspominane tu niedawno, ostatnie 18 egzemplarzy książki z listami od śp. Zyty Gilowskiej, gdzieś w zakamarkach Uniwersytetu Opolskiego odnalazł nasz kolega Wacek i mi je tu przywiózł. Gdyby ktoś nie wiedział, skąd one się tam wzięły, sprawa jest prosta. Otóż wspólnie z moim kolegą i wydawcą Coryllusem mieliśmy tam swego czasu kilka organizowanych przez uczelnianą Solidarność  spotkań, no i okazało się, że to co się przy którejś z tych okazji sprzedało, to się sprzedało, natomiast reszta została zapomniana i wrzucona gdzieś w kąt. Po latach Wacek te egzemplarze odgrzebał, mi je zwrócił, a ja 13 z nich sprzedałem po sto złotych, a resztę wystawiłem – o czym tu miałem okazję poinformować i ozdobić odpowiednim objaśnieniem – na Allegro po dwieście.
         I teraz chciałbym przedstawić hit, który jest faktycznym powodem, dla którego dzisiejsza notka w ogóle powstaje. Otóż kiedy po uzyskaniu pierwszej informacji, że znalazły się ostatnie egzemplarze Listów, zapytałem Wacka, ile ich jest, a on mi odpowiedział, że cała paczuszka, czyli jakieś 50. Kiedy jednak zacząłem tę książki wypakowywać, okazało się, że ich jest, jak już wspomniałem zaledwie 18, natomiast cała reszta, przez owe Listy przykryta, to... książka Kazimierza Michała Ujazdowskiego o tytule – uwaga, uwaga – „Polityka ambitna”.
      Jak rozumiem, w czasie gdy jeszcze gościł w Opolu, funkcjonował Kazimierz Michał Ujazdowski jako wybitny polski intelektualista i patriota, a dziś, jako element antysocjalistyczny, który porządnym komunistom odbiera miejsca na listach wyborczych, już tylko prowokuje wewnątrzpartyjne awantury po stronie liberalnej opozycji – co samo w sobie jest zagadnieniem nadzwyczaj ciekawym – ja jednak chciałby się skupić na wspomnianej książce. Otóż wspomniana książka stanowi wybór politycznych refleksji publikowanych przez Ujazdowskiego w latach między rokiem 1990, a 2011 w głównych polskich mediach od „Naszego Dziennika” poczynając, przez „Gazetę Polską”, aż na „Rzeczpospolitej” kończąc, a opatrzona jest entuzjastyczną przedmową samego Piotra Zaremby, gdzie ten w taki oto sposób komentuje wspomniany dorobek:
      Wskażcie mi wielu innych polityków z podobnym dorobkiem, z równie szerokimi i różnorodnymi polami ekspresji, a uznam, że nie ma czego chwalić. Są zaś jeszcze smaczki: miłość do francuskiej myśli politycznej, do przedwojennych i powojennych książek, kanon lektur, kanon bohaterów. Kazimierz Ujazdowski to polityk, któremu z ochotą powierzyłbym misję wychowywania mojego dziecka. Byłoby to wychowanie kulturalne, a przecież nie nudne, ani schematyczne. Mówię wprost i bez obłudy: taka lekcja przyda się wszystkim Polakom”.
     Mam oczywiście dobrą nadzieję, że dzieci Zaremby zostały wychowane bez łaskawej pomocy Kazimierza Michała Ujazdowskiego, natomiast daję słowo, że chciałbym zupełnie szczerze parę z tych słów poświęcić nie tyle Zarembie i jego dzieciom, co samemu „politykowi ambitnemu”, Kazimierzowi Ujazdowskiemu i jego dziełu. Otóż przykro mi to mówić, ale to jest nie do zrobienia. Tam nie ma nic, co by w jakikolwiek sposób mogło wypełnić przestrzeń tej notki, natomiast, owszem, bardzo szczęśliwie pojawiają się nazwiska i proszę mi pozwolić owymi nazwiskami zamknąć te refleksje. Otóż w niemal zamykającym książkę tekście, zatytułowanym „Alfabet pominiętych” Ujazdowski przedstawia swoją prywatną listę osób, których pominięcie, jego zdaniem, „zubaża debatę o stanie kultury”. Przed nami zatem 47 pozycji – swoją drogą, bardzo to jest ciekawe, przez jaką to gnuśność Ujazdowski nie potrafił znaleźć jeszcze tych trzech, tak by uzyskać równe 50 – z których pozwolę sobie wymienić zaledwie kilka, z zapewnieniem, że nie pominąłem nikogo, kto by mógł znacząco wpłynąć na stan rzeczy:
- Miriam Akavia (izraelska pisarska);
- Andrej Chadanowicz (poeta białoruski);
- Jean-Claude Casanova (francuski intelektualista);
- Adam Ciechanowiecki (kolekcjoner sztuki);
- Waldemar „Major” Frydrych (legenda Wrocławia);
- Dariusz Gawin (historyk idei);
- Grzegorz Górny (publicysta);
- Sławomir Idziak (operator filmowy);
- Paweł Lisicki (pisarz);
- Leszek Mądzik (twórca sceny teatralnej);
- Jan Polkowski (poeta);
- Andrzej Seweryn (aktor);
- U2 (jeden z najważniejszych zespołów w historii muzyki rozrywkowej, świadek i komentator wielkich przemian społeczno-politycznych w Europie, manifestował wsparcie dla ‘Solidarności’ w czasie stanu wojennego);
- Wojciech Wencel (poeta);
- Bronisław Wildstein (pisarz);
- Krzysztof Zanussi (reżyser);
- Krystian Zimmerman (pianista).
      O co zatem chodzi? Otóż o nic wielkiego. Rzecz w tym, że ja dziś tu u siebie mam parędziesiąt egzemplarzy książki Kazimierza Michała Ujazdowskiego, zatytułowanej – muszę to tu powtórzyć – „Polityka ambitna”, książki kompletnie bezużytecznej, zapomnianej, bezwartościowej, nikomu niepotrzebnej i oczywiście wiem, że powinienem ją oddać Wackowi, który mi ją tu przez zagapienie przywiózł, no ale wiem też, że ona jest jak psu na budę zarówno jemu, jak i  tym bardziej każdemu, któremu bym ją zaproponował za okrągłą stówę. Co ja mówię, za stówę? Ja nikogo nie zmuszę, by te egzemplarze stąd zabrał nawet za zgrzewkę piwa. Oczywiście mógłbym te kilogramy papieru odesłać Piotrowi Zarembie, by ten przekazał to swoim dzieciom, no ale to by było zbyt okrutne, nawet jak na mnie. Prawdopodobnie zatem wszystko się skończy na tym, że przy najbliższej okazji, kiedy tu u mnie będzie mój zięć, poproszę go, by wziął to pudło i je zniósł za mnie na dół do kibla.
       Pozostanie jednak problem pierwszy i podstawowy: co tu się do kurwy nędzy dzieje?




2 komentarze:

  1. Właśnie, co tu się kurwa dzieje...

    OdpowiedzUsuń
  2. "ak rozumiem, w czasie gdy jeszcze gościł w Opolu, funkcjonował Kazimierz Michał Ujazdowski jako wybitny polski intelektualista i patriota,"
    No nie! Co za obelga! Toć on przecież nie funkcjonował tylko rozsiewał blask (oślepiający) i nie jako "wybitny polski intelektualista i patriota", ale jako "wybitny polski prawicowo-liberalno-narodowy intelektualista i patriota". "Buddyń" prima sort z imperialnego zrzutu. I to właśnie tu się k.... dzieje. Z imperialnego, panie dzieju, z imperialnego! Jego balonik zaraz obok balonika Gowina. Bo wicie rozumicie, u nas rynek zbytu dobrze zbadany i starannie sformatowany na poziomie kisiela, tak iż buddyń truskawkowy czy waniliowy czy jaki tam, to po prostu czysty Pewex (pewex - sklep za komuny, w którym za dolary można było sobie poużywać jak na Manhattanie).
    I razem raduję się, że nie zdążyłem tej paczki ujazdowskiej jeszcze zabrać.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...