Początkowo nawet do głowy mi nie przyszło,
by o tym opowiadać, jednak doszło do
pewnych bardzo istotnych wydarzeń, których identyfikować akurat nie mam ani
potrzeby, ani ochoty, a które sprawiły, że nagle pewne rzeczy muszą zostać pokazane
i odpowiednio nazwane. Otóż muszę tu Czytelników poinformować, że owe, wspominane
tu niedawno, ostatnie 18 egzemplarzy książki z listami od śp. Zyty Gilowskiej, gdzieś
w zakamarkach Uniwersytetu Opolskiego odnalazł nasz kolega Wacek i mi je tu
przywiózł. Gdyby ktoś nie wiedział, skąd one się tam wzięły, sprawa jest prosta.
Otóż wspólnie z moim kolegą i wydawcą Coryllusem mieliśmy tam swego czasu kilka
organizowanych przez uczelnianą Solidarność spotkań, no i okazało się, że to co się przy
którejś z tych okazji sprzedało, to się sprzedało, natomiast reszta została
zapomniana i wrzucona gdzieś w kąt. Po latach Wacek te egzemplarze odgrzebał, mi
je zwrócił, a ja 13 z nich sprzedałem po sto złotych, a resztę wystawiłem – o czym
tu miałem okazję poinformować i ozdobić odpowiednim objaśnieniem – na Allegro po
dwieście.
I teraz chciałbym przedstawić hit,
który jest faktycznym powodem, dla którego dzisiejsza notka w ogóle powstaje.
Otóż kiedy po uzyskaniu pierwszej informacji, że znalazły się ostatnie
egzemplarze Listów, zapytałem Wacka, ile ich jest, a on mi odpowiedział, że
cała paczuszka, czyli jakieś 50. Kiedy jednak zacząłem tę książki wypakowywać,
okazało się, że ich jest, jak już wspomniałem zaledwie 18, natomiast cała
reszta, przez owe Listy przykryta, to... książka Kazimierza Michała
Ujazdowskiego o tytule – uwaga, uwaga – „Polityka ambitna”.
Jak rozumiem, w czasie gdy jeszcze gościł
w Opolu, funkcjonował Kazimierz Michał Ujazdowski jako wybitny polski
intelektualista i patriota, a dziś, jako element antysocjalistyczny, który
porządnym komunistom odbiera miejsca na listach wyborczych, już tylko prowokuje
wewnątrzpartyjne awantury po stronie liberalnej opozycji – co samo w sobie jest
zagadnieniem nadzwyczaj ciekawym – ja jednak chciałby się skupić na wspomnianej
książce. Otóż wspomniana książka stanowi wybór politycznych refleksji
publikowanych przez Ujazdowskiego w latach między rokiem 1990, a 2011 w głównych
polskich mediach od „Naszego Dziennika” poczynając, przez „Gazetę Polską”, aż na
„Rzeczpospolitej” kończąc, a opatrzona jest entuzjastyczną przedmową samego
Piotra Zaremby, gdzie ten w taki oto sposób komentuje wspomniany dorobek:
„Wskażcie
mi wielu innych polityków z podobnym dorobkiem, z równie szerokimi i
różnorodnymi polami ekspresji, a uznam, że nie ma czego chwalić. Są zaś jeszcze
smaczki: miłość do francuskiej myśli politycznej, do przedwojennych i
powojennych książek, kanon lektur, kanon bohaterów. Kazimierz Ujazdowski to
polityk, któremu z ochotą powierzyłbym misję wychowywania mojego dziecka.
Byłoby to wychowanie kulturalne, a przecież nie nudne, ani schematyczne. Mówię
wprost i bez obłudy: taka lekcja przyda się wszystkim Polakom”.
Mam oczywiście dobrą nadzieję, że dzieci
Zaremby zostały wychowane bez łaskawej pomocy Kazimierza Michała Ujazdowskiego,
natomiast daję słowo, że chciałbym zupełnie szczerze parę z tych słów poświęcić
nie tyle Zarembie i jego dzieciom, co samemu „politykowi ambitnemu”, Kazimierzowi
Ujazdowskiemu i jego dziełu. Otóż przykro mi to mówić, ale to jest nie do
zrobienia. Tam nie ma nic, co by w jakikolwiek sposób mogło wypełnić przestrzeń
tej notki, natomiast, owszem, bardzo szczęśliwie pojawiają się nazwiska i proszę
mi pozwolić owymi nazwiskami zamknąć te refleksje. Otóż w niemal zamykającym
książkę tekście, zatytułowanym „Alfabet pominiętych” Ujazdowski przedstawia
swoją prywatną listę osób, których pominięcie, jego zdaniem, „zubaża debatę o stanie kultury”. Przed nami
zatem 47 pozycji – swoją drogą, bardzo to jest ciekawe, przez jaką to gnuśność
Ujazdowski nie potrafił znaleźć jeszcze tych trzech, tak by uzyskać równe 50 – z
których pozwolę sobie wymienić zaledwie kilka, z zapewnieniem, że nie pominąłem
nikogo, kto by mógł znacząco wpłynąć na stan rzeczy:
- Miriam
Akavia (izraelska pisarska);
- Andrej
Chadanowicz (poeta białoruski);
- Jean-Claude
Casanova (francuski intelektualista);
- Adam Ciechanowiecki
(kolekcjoner sztuki);
- Waldemar „Major”
Frydrych (legenda Wrocławia);
- Dariusz
Gawin (historyk idei);
- Grzegorz
Górny (publicysta);
- Sławomir
Idziak (operator filmowy);
- Paweł
Lisicki (pisarz);
- Leszek
Mądzik (twórca sceny teatralnej);
- Jan
Polkowski (poeta);
- Andrzej
Seweryn (aktor);
- U2 (jeden
z najważniejszych zespołów w historii muzyki rozrywkowej, świadek i komentator
wielkich przemian społeczno-politycznych w Europie, manifestował wsparcie dla ‘Solidarności’
w czasie stanu wojennego);
- Wojciech
Wencel (poeta);
- Bronisław
Wildstein (pisarz);
- Krzysztof
Zanussi (reżyser);
- Krystian
Zimmerman (pianista).
O co zatem chodzi? Otóż o nic wielkiego.
Rzecz w tym, że ja dziś tu u siebie mam parędziesiąt egzemplarzy książki
Kazimierza Michała Ujazdowskiego, zatytułowanej – muszę to tu powtórzyć – „Polityka
ambitna”, książki kompletnie bezużytecznej, zapomnianej, bezwartościowej,
nikomu niepotrzebnej i oczywiście wiem, że powinienem ją oddać Wackowi, który
mi ją tu przez zagapienie przywiózł, no ale wiem też, że
ona jest jak psu na budę zarówno jemu, jak i
tym bardziej każdemu, któremu bym ją zaproponował za okrągłą stówę. Co
ja mówię, za stówę? Ja nikogo nie zmuszę, by te egzemplarze stąd zabrał nawet
za zgrzewkę piwa. Oczywiście mógłbym te kilogramy papieru odesłać Piotrowi
Zarembie, by ten przekazał to swoim dzieciom, no ale to by było zbyt okrutne,
nawet jak na mnie. Prawdopodobnie zatem wszystko się skończy na tym, że przy
najbliższej okazji, kiedy tu u mnie będzie mój zięć, poproszę go, by wziął to
pudło i je zniósł za mnie na dół do kibla.
Pozostanie jednak problem pierwszy i
podstawowy: co tu się do kurwy nędzy dzieje?
Właśnie, co tu się kurwa dzieje...
OdpowiedzUsuń"ak rozumiem, w czasie gdy jeszcze gościł w Opolu, funkcjonował Kazimierz Michał Ujazdowski jako wybitny polski intelektualista i patriota,"
OdpowiedzUsuńNo nie! Co za obelga! Toć on przecież nie funkcjonował tylko rozsiewał blask (oślepiający) i nie jako "wybitny polski intelektualista i patriota", ale jako "wybitny polski prawicowo-liberalno-narodowy intelektualista i patriota". "Buddyń" prima sort z imperialnego zrzutu. I to właśnie tu się k.... dzieje. Z imperialnego, panie dzieju, z imperialnego! Jego balonik zaraz obok balonika Gowina. Bo wicie rozumicie, u nas rynek zbytu dobrze zbadany i starannie sformatowany na poziomie kisiela, tak iż buddyń truskawkowy czy waniliowy czy jaki tam, to po prostu czysty Pewex (pewex - sklep za komuny, w którym za dolary można było sobie poużywać jak na Manhattanie).
I razem raduję się, że nie zdążyłem tej paczki ujazdowskiej jeszcze zabrać.