Kiedy, gdy chodzi o moją internetową
aktywność, prowadzenie bloga postanowiłem rozszerzyć najpierw o Facebooka, a
następnie o Twittera, w pewnym momencie, na wspomnianym Twitterze trafiłem na
użytkownika Michała Majewskiego. Był rok 2015, a to co mnie uderzyło niemal w
jednej chwili, to dwie rzeczy: pierwsza to taka, że ów Michał Majewski to z
całą pewnością TEN Majewski, a druga to ta, że dziś TEN Majewski jest jak
najbardziej nasz. I to nasz nie tak sobie, ale nasz pełną gębą, z tym samym co
zawsze zaangażowaniem i jak najbardziej z tymi samymi co zawsze talentami.
Ponieważ jednak kiedy czytałem kolejne polityczne komentarze Majewskiego,
znacznie bardziej niż to, co on ma mi do powiedzenia, zainteresowało mnie to,
czego on tu nagle szuka, zwróciłem się do niego z bardzo grzecznym pytaniem, co
słychać u Reszki. W tym momencie Majewski dostał na mnie takiej cholery, że
mnie natychmiast oraz bez słowa zablokował i utrzymuje ową blokadę skutecznie
do dnia dzisiejszego.
Ponieważ wiem, że większość czytelników
nie ma bladego pojęcia, o czym mówię, już spieszę wyjaśniać. Otóż był czas,
jeszcze przed zamordowaniem prezydenta Kaczyńskiego, ów Majewski z Reszką
tworzyli w dziś już szczęśliwie zdechłej
gazecie „Dziennik” tandem dziennikarski, gdzie pełnili rolę czegoś, co
sam w jednym ze swoich tekstów na blogu określiłem mianem „Ubermana i Szykuły w
wersji turbo”. No i tu znowu muszę, zwłaszcza młodszym czytelnikom sprawę
naświetlić. Uberman i Szykuła stanowili dziennikarski tandem w „Dzienniku
Telewizyjnym” najgorszych lat Stanu Wojennego, no a Majewski z Reszką z
nadzwyczajnym talentem realizowali nauki starszych, prowadząc nas wszystkich
skutecznie do tego, co się stało wiosną roku 2010. I to tyle gdy chodzi o
historię.
Trafiłem więc wówczas na owego Majewskiego
i powiem szczerze, że do wczoraj nie umiałem znaleźć odpowiedzi na moje
pierwsze pytanie: „Co słychać u Reszki?” I oto, proszę sobie wyobrazić, w dniu
wczorajszym zaszedłem na Onet, a tam patrzę i oczom nie mogę się nadziwić, bo
ów Reszka siedzi w onteowskiej bryce i udziela redakcji wywiadu. Zanim w ogóle
usłyszałem, co on ma do powiedzenia, dowiedziałem się oczywiście i tego, że jest
on dziś szefem działu krajowego redakcji „Polityki”, a poza tym pisarzem – tak
zresztą został w owym wywiadzie określony – i rozmowa z nim jest poświęcona
wyłącznie jego najnowszej książce, zatytułowanej „Czarni”, a poświęconej
oczywiście czarnym. Co jest w tej książce, tego oczywiście nie wiem, bo rozmowy
nie wysłuchałem, natomiast, owszem, zdążyłem się dowiedzieć, że ona powstała w
ten sposób, że Reszka przebrał się za księdza, jako ksiądz jeździł po Polsce,
zbierając materiały z samego środka tego cyklonu, a dziś zostaje zaproszony do
Onetu, by zachęcić nas, byśmy tę książkę kupowali.
Otóż to nie jest pierwszy raz jak widzę,
że dziś Onet, ale przecież nie tylko on, istnieje już głównie po to, by
reklamować książki swoich znajomych. Bardzo niedawno, w tych samych
okolicznościach, widziałem Kubę Wojewódzkiego, jak udzielał wywiadu owemu
portalowi, dbając bardzo o to, by okładka jego nowej książki nawet na chwilę
nie wypadła z kadru. Ale to jeszcze nic. Proszę zrobić eksperyment, wpisać w
Google’a hasło „Paweł Reszka”, a zobaczą Państwo, co się tam w pierwszej
kolejności pokaże:
WP Wiadomości: „Paweł Reszka udawał księdza. Wszystko opisał
w książce”;
Tok FM: „Paweł Reszka opisał świat księży”;
Onet Kultura: „Udawał księdza i napisał o tym książkę”;
Dziennik.pl: „Paweł Reszka wszedł w środowisko księży”.
Jeśli ktoś sądzi, że ja tu się
postanowiłem poznęcać nad Reszką, a tym bardziej jeszcze Majewskim, jest w
dużym błędzie. Oni tak naprawdę, jak sami widzimy, nie są nawet wspomnieniem.
To co mnie natomiast niezmiennie porusza, to kwestia rynku książki. Proszę
mianowicie zobaczyć, z czym mamy do czynienia. Jakieś gówno bez znaczenia, z
tym jedynym argumentem, że ma znajomych w mediach głównego nurtu, przebiera się
za księdza, wchodzi w to środowisko, następnie swoje przygody publikuje w
formie książkowej, a wspomniani znajomi w jednej chwili, nie oglądając się na
nic, stają na głowie, by informacja o owej książce trafiła do jak najszerszej
publiczności, z tą nadzieją, że ludzie ruszą do księgarń, cały nakład wykupią,
a Reszka będzie mógł dorobić tak, by
jakoś pospłacać swoje długi.
Ja już o tym pisałem, ale dziś pozwolę
sobie powtórzyć. Ani Reszka, ani Wojewódzki, ani Semka, ani nawet były minister Rotfeld nie sprzedadzą choćby
dziesięciu egzemplarzy swoich książek, a nawet gdyby sprzedali ich znacznie
więcej, nie zarobią na nich ani grosza, bo nie po to się dziś handluje
książkami, by nakarmić autorów. Gdy chodzi o książki, dziś na nich mogą zarobić
wyłącznie tacy autorzy jak Mróz, czy Bonda i to też nie dlatego, że ktoś to
kupuje, ale dlatego, że mają oni podpisane umowy z wydawnictwami, które im
płacą za wszystko z góry, a to, czy te egzemplarze wylądują ostatecznie w
„Żabce”, czy w „Biedronce”, to już nie ich zmartwienie. Ich bowiem jedynym
zadaniem jest dostarczanie alibi temu czemuś, co nie wiadomo dlaczego wciąż nosi
nazwę „rynku”.
Dlatego przyznam szczerze, nie jestem w
stanie zrozumieć, czemu jedni i drudzy pakują się w ten geszeft. Czemu tacy
ludzie jak, z jednej strony, Wojewódzki czy Reszka, ludzie mimo że głupi, to
jednak jakoś tam inteligentni, a z drugiej, poważne medialne korporacje,
wchodzą w ten interes, zupełnie bez sensu i kompletnie na darmo? Czy to
możliwe, że oni wszyscy – z wyjątkiem, jak już powiedziałem tych paru
szczęśliwców, którzy przeżywają swoje 15 minut – są w takiej finansowej dupie,
że przez to kompletnie stracili poczucie rzeczywistości i faktycznie wierzą, że
wystarczy odrobina desperacji, by się podnieść?
Reszka. Ciekawy jest ten człowiek. On
naprawdę musi mieć coś w sobie. Kiedy jeszcze w roku 2008 pisałem tekst o
Ubermanie i Szykule, zakończyłem go tak: „Ja
wiem, jak wyprowadzić z równowagi panów Reszkę i Majewskiego. Jaki guzik
nacisnąć, żeby się na mnie wściekli. Oczywiście jest jeszcze taka możliwość, że
oni akurat nie są ludźmi, więc może nie zadziałać.
Tak czy inaczej, nie zdradzę jednak tu tej metody. Nie
napiszę tu czegoś, co z dużym prawdopodobieństwem mogłoby się dla mnie źle
skończyć. Ich zezłościć, ale mi bardzo zaszkodzić”.
Dziś widzę, że się jednak myliłem. Wówczas chyba
jednak nie znałem owego sposobu. Natomiast po latach okazało się, że trafiłem w
dziesiątkę. Wystarczyło zapytać na Twitterze Majewskiego, co słychać u Reszki.
On chyba jednak wie znacznie więcej od nas o swoim dawnym koledze od mokrej roboty.
Mam wrażenie, że takie przebieranki mogą być nielegalne i ludzie przez niego oszukani mogą go skarżyć, praktycznie każdy, z kim rozmawiał, to jest idiota po prostu. Będzie się zasłaniał "ważnym interesem społecznym", ale należy przyjąć, że działał z niskich pobudek, w celu osiągnięcia korzyści materialnej, tj. sprzedaży książki.
OdpowiedzUsuńCo ci ludzie mają w tych łbach? Uczciwej pracy nigdy się nie tknęli...
OdpowiedzUsuńTo samo,co teraz płynie Wisłą.
Usuńnudy, temat oklepany. Jakby Reszka przebrał się za Donalda Trumpa i napisał książkę o prezydencie USA, to bym zawołała "szacun, chłopie"!
OdpowiedzUsuń@bozenan
UsuńNo tak. Albo za Kaczyńskiego i ujawnił, jak on ciągnie za wszystkie sznurki.