czwartek, 1 sierpnia 2019

O słodkiej homofobii i moich braciach homoseksualistach


       Jak może wiedzą niektórzy z nas, żona moja, a tym samym również i ja, kolegujemy się trochę z polityczką oraz byłą ministerką Joanną Kluzik Rostowską. Kiedy zatem dowiedziałem się, że Schetyna umieścił ją na jedynce w Radomiu, pomyślałem sobie, że to w sposób oczywisty gwarantuje jej i jej rodzinie cztery kolejne bezpieczne lata, no i naturalnie wyraziłem wobec niej uznanie z tego powodu, że jej internetowa aktywność, choć kosztowała ją naprawdę niemało gdy chodzi o tak zwaną reputację, to jednak w ogólnym rozrachunku wyszła z tego pojedynku zwycięsko. Joanna mi podziękowała, skromnie zaznaczyła, że tak naprawdę nigdy nie jest bezpiecznie, no ale przede wszystkim pochwaliła mój wczorajszy tekst za, jak się wyraziła, jego „koncyliacyjny” ton. Ja oczywiście na to zareagowałem uwagą, że ostatnią rzeczą, jaką mi można zarzucić to wspomniana koncyliacyjność, ona mi na to, jak najbardziej koncyliacyjnie, że wierność poglądom nie wyklucza postaw koncyliacyjnych, a ja się koncyliacyjnie zamknąłem i tak się ta przygoda zakończyła.
       Chodziło mi jednak po głowie owo oszczerstwo, a już zupełnie się zdenerwowałem, kiedy zajrzałem do portalu tvn24.pl i stwierdziłem, że tam o żadnej koncyliacji mowy nie ma i jeśli owa parada różnego typu tęczowych dziwadeł jest czymkolwiek zakłócana to wyłącznie kolejnymi informacjami na temat lotów marszałka Kuchcińskiego. W tej sytuacji pomyślałem sobie, że na wypadek gdyby to nie tylko moja koleżanka Kluzikowa uznała moją wczorajszą notkę za dowód tego, że pękam,  przypomnę dziś swój dawny tekst o homoseksualistach i jeśli ktoś myśli, że on jest w jakimkolwiek stopniu koncyliacyjny, to chyba sobie jednak sprawię tę nalepkę od Sakiewicza.



       W którejś z ostatnich notek wspomniałem o pewnym swoim doświadczeniu, które przejawia się w tym, że raz po raz stają przede mną osoby, które próbują mnie przekonać, że one wśród swoich znajomych mają „wielu” księży, czy „wielu” gejów, i że w związku z tym, ich kompetencje związane z życiem czy to jednych czy drugich są nie do podważenia. Jak owe kompetencje wyglądają? Otóż najczęściej sprowadzają się one do głoszenia – z pełnym oczywiście przekonaniem o słuszności owych sądów – że zdecydowana większość księży nie przestrzega celibatu, a zdecydowana większość gejów to ludzie moralnie niezwykle wrażliwi i silni. Nie wspominając już o tym, że wspomniany gej i wspomniany ksiądz to bardzo często jedna i ta sama osoba.
      Pisałem o tym swoim doświadczeniu, wyrażając jednocześnie opinię, że owi rzekomi specjaliści od księży i pederastów kłamią jak bure suki, a robią to wyłącznie po to, by swoją opinię, która jest niczym innym jak cytatem zaczerpniętym z doraźnej propagandy, wzmocnić czymś, co będzie robiło choćby tylko wrażenie realnego doświadczenia. Śmiałem się oczywiście z tego typu postępowania, a jednocześnie ani mi do głowy nie przyszło, że już za parę dni ja sam zrobię niemal to samo. Spróbuję mianowicie przedstawić pewną bardzo mi bliską tezę, podpierając się tego rodzaju argumentem. I to, wbrew temu, co by się mogło wydawać, nie jeśli idzie o moje kontakty z księżmi, ale jak najbardziej gejami. Okropne, prawda?
      Ja wiem, że temu, kto zna ten blog bardziej niż ot tak sobie, niełatwo jest w to uwierzyć, ale faktem jest, że syn mój wśród swoich najbliższych znajomych ma parkę autentycznych homoseksualistów, w dodatku – przynajmniej w tym miesiącu –  parkę w sensie dosłownym. Homoseksualiści ci – jego kumple ze studiów – są do tego stopnia jego dobrymi kolegami, że jest bardzo prawdopodobne, że kiedy oni będą w końcu brali gdzieś na Islandii, czy w Danii swój pedalski ślub, młody Toyah będzie jednym z pierwszych zaproszonych gości, i nie będzie mógł nawet odmówić. I odwrotnie – należy też bardzo poważnie brać pod uwagę, że kiedy on w końcu będzie się żenił z tą swoją ukochaną, oni będą siedzieli wzruszeni, trzymając się za ręce w jednej z pierwszych ławek.
      Czy dla mojego dziecka znajomość ta stanowi jakiekolwiek obciążenie? Absolutnie nie. Czy kiedy on się zorientował, ze ci dwaj stanowią parę, był w szoku? W żadnym wypadku. On, podobnie jak wszyscy inni zresztą, przede wszystkim o upodobaniach swoich kolegów wiedział od początku, oni się ani z nimi szczególnie nie afiszowali, ani też ich nie ukrywali, a więc sprawa od początku była traktowana w sposób absolutnie naturalny. Co do tak zwanych sympatii natomiast, powiem wręcz, że on ich, jako swoich świetnych kolegów, bardzo lubi, i ile razy o nich opowiada, to w najgorszym wypadku z bardzo życzliwym rozbawieniem.
      I oto, proszę sobie wyobrazić, że niedawno opowiedział mi mój syn, że jeden z tych jego kolegów-gejów trafił na piosenkę Marii Peszek o tym, jak to ona nie boi się iść ciemną doliną, bo jest jak zwierzę. Żebyśmy mieli pełną jasność, popatrzmy na fragment tego tekstu:

      Pan nie jest moim pasterzem
       A niczego mi nie brak
       Pozwalam sobie i leżę
      Jak zwierzę
      I chociaż idę ciemną doliną
      Zła się nie ulęknę
      I nie klęknę
      I proszę sobie wyobrazić, że kumpel mojego syna wysłuchał tej piosenki i dostał jasnej cholery. O co poszło? Otóż, jak sam powiada, dla niego religia, Kościół, wszystkie te przykazania i wszystko, co z nich podobno ma wynikać, jest pozbawione jakiegokolwiek znaczenia. On ma to wszystko głęboko w nosie, a jego emocje ukierunkowane są na zupełnie inne rejony, natomiast on od zawsze przyznaje, że jest jedna „w tej całej religii” rzecz, która go pozostawia bezradnym, mianowicie słowa tego jednego psalmu; psalmu o tym, jak to on idzie ciemną doliną i zła się nie ulęknie, bo ktoś tam zawsze z nim jest. On jest w tym psalmie zakochany i uważa, że to co on mu przynosi, to jest coś, czego on nie jest nawet w stanie skomentować. Tymczasem przychodzi to dziwadło i całą tę ciemną dolinę stawia bez sensu na głowie. I w tak beznadziejnie bezmyślny sposób niszczy coś tak fantastycznie uniwersalnego.
       Ktoś się zapyta, po co ja o tym piszę, i czemu ten temat akurat uznałem za taki ciekawy. Rzecz w tym, że w ostatnich tygodniach spotkałem się kilkakrotnie z opinią, że Maria Peszek swoim śpiewaniem próbuje dotrzeć do publiczności homoseksualnej. Że wprawdzie zwykli ludzie się z niej śmieją i szydzą, uważając ją za jakąś dramatycznie głupią maszkarę, natomiast dla gejów i lesbijek, zarówno jej sztuka, jak i całe emploi, stanowi bardzo atrakcyjną ofertę. I że wreszcie my tego nie jesteśmy w stanie pojąć, a to dlatego, że nasza narzucona przez Kościół homofobiczna perspektywa uniemożliwia nam dostrzeżenie całego piękna owej różnorodności i czegoś tam jeszcze.
       W tej sytuacji, pomyślałem sobie, że napiszę ten tekst i ogłoszę publicznie, że wprawdzie ja osobiście nie znam żadnego ani pedała, ani lesbijki, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo, ale ponieważ tego rodzaju znajomością chwali się mój syn, i o niej mi często opowiada, dochodzę do wniosku, że jeśli Peszek faktycznie liczyła na to, że jej pójdzie aż tak łatwo, coś się jej zdecydowanie musiało poprzestawiać w tej jej smutnej główce. Cokolwiek by bowiem o nich mówić, parę rzeczy jest niepodważalnych: oni przede wszystkim mają bardzo dobry muzyczny gust, a poza tym pewien szczególny rodzaj wrażliwości, i zarówno ów gust jak i owa wrażliwość, jeśli już mają się znaleźć pod wpływem tej ich tragicznej słabości, skieruje ich zainteresowania w stronę kogoś takiego jak Annie Lennox, czy Ellen DeGeneres, a więc ludzi sympatycznych, zdolnych i pięknych, a nie na tego głupiego maszkarona z Krakowa.





4 komentarze:

  1. Przyjdzie czas ,że ta paniusia któregoś pięknego dnia stanie na skraju ciemnej doliny i wtedy okaże się ,że jej kielich jest pusty.Jedyne co jej pozostanie to zwierzęcy strach przed ciemnością.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje kontrgratulacje i kontrpozdrowienia dla jakże znamienitej znajomej. Przeszła jednym płynnym krokiem na drugą stronę rzeki i już nie boi się niczego. Już nie może. Odważna, że aż strach się bać. Może ktoś tak, ale ja jej od lat, tak jakoś po chłopsku, nie lubię. Jej drugą/pierwszą twarzą jest odwracanie kota ogonem. Byłam wczoraj u weterynarza z rutynową, coroczną kontrolą. Moje póki co zdrowe, ale jako czwarta w kolejce nasłuchałam się o przeróżnych dolegliwościach czworonogów. Tak więc chrońcie przed nią wszystkie koty i psy, bo nie wiadomo co jej jeszcze do łba przylezie z tym odwracaniem. A LGBT i reszta tych QWERTY to tylko mały szczegół.
    psyt.
    Toyah,
    strzał w panią JKR to nic osobistego :)
    no dobra, to idę sobie tłuc kotlety

    OdpowiedzUsuń
  3. @Jola Plucińska
    Ależ strzelaj sobie do woli. W końcu zasłużyła sobie w pełni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, zgadzam się, że jak ktoś sobie zasłuży, to tak się wyśpi. Ale muszę się pochwalić, przygotowanie mięsa na grilla to Pan Pikuś, ale zrobiłam tatara (taka super potrawa) i już się nie mogę doczekać 19-tej. A poza tym nic na działce się nie dzieje.
      p.s.
      bardzo serdecznie pozdrawiam całą Rodzinę Osiejuków
      howgh:)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...