Mój stosunek do czegoś, co dziś jest
określane nazwą LGBT, a kiedyś, w czasach jeszcze mojego dzieciństwa określaliśmy wszyscy słowem „pedał”, został zdeterminowany zarówno przez moje wychowanie,
jak i pewne zdarzenie, które opisałem w swojej książce „Marki, dolary, banany i
biustonosz marki Triumph”. Otóż jeszcze w trakcie studiów mieliśmy kolegę –
kolegę bardzo dobrego i bliskiego – który poza wieloma nadzwyczajnymi talentami
miał jedną wadę, która wystawiała go na nieustanne z naszej strony szyderstwa.
Otóż on był w sposób wręcz karykaturalny uzależniony od seksu. Owo uzależnienie
było tym bardziej ciekawe, że mimo iż był on osobą bardzo religijną i chowana w
duchu jak najbardziej tradycyjnym, ze swojej ułomności był do tego stopnia
dumny, że niemal każdego dnia kierował pod adresem Kościoła tę jedną i jedyną pretensję,
że na tym akurat polu człowiek zostaje pozbawiony czegoś aż tak pięknego,
prawdziwego i ważnego dla życia.
Ponieważ nasz kolega był inteligentny, dowcipny,
wesoły, grzeczny, a co nie najmniej ważne, bardzo przystojny, w codziennym swoim
standardzie miał co najmniej jeden nowy romans dziennie. Aby ów standard
realizować, on w każdej niemal dogodnej chwili zaczepiał nieznane sobie
dziewczyny i zachęcał je do tego, by poszły się z nim przespać. Pytałem go
kiedyś, czy jemu się zdarza, że dziewczyna go pogoni, a on mówił, że ależ
oczywiście. Zwykle jest tak, że aby coś upolować, on musi zostać wcześniej
odrzucony czasem i z 10 razy. Nawet jeśli traktowaliśmy go z życzliwą pogardą,
bardzo lubiliśmy naszego kolegę i poza okazjonalnymi szyderstwami, panowała
między nami zgoda, a on sam chyba rozumiał nasze pretensje i się nie obrażał.
Zdarzyło się jednak tak, że podczas
jednej ze zwykłych studenckich imprez, ów kolega nieco podpił i z braku chętnych
dziewczyn, zaczął się dostawiać do mnie. Wtedy właśnie zrozumiałem, że to z
czym mamy do czynienia to nie kwestia homo, czy hetero, ale zwykłego
uzależnienia od seksu. Zrozumiałem tamtego wieczoru, że na pewnym poziomie tego
szaleństwa, to jest już wszystko jedno, czy zaspokojenie przyjdzie ze strony
kobiety, mężczyzny, dziecka, czy zwierzęcia. Uciekałem przed moim kolegą i cały
czas miałem w głowie, że ten biedak jest gotów naprawdę na wszystko, by mieć
coś więcej poza samogwałtem.
Po wielu już latach, w nowej już Polsce,
dowiedziałem się, że mój dawny kumpel z roku mieszka w Nowym Jorku z jakimś
policjantem i przynajmniej na tym etapie pozostaje w bardzo dobrym nastroju.
Czy mnie to zdziwiło? Powiem szczerze, że nie koniecznie. Z całym swoim
doświadczeniem, mogłem się spodziewać, że jemu przysłowiowe „cycki” mogą nie
wystarczyć. Po tym wszystkim, co zdążyłem wcześniej zaobserwować, wiedziałem,
że pod koniec tej drogi, na niego będzie czekać cokolwiek – choćby i gumowa
lalka, choćby i dziura w płocie.
A zatem dziś, kiedy widzę, jak ludzie,
którzy tak naprawdę mają ze sobą tylko ten jeden problem, że wszystkiego im
jest za mało i przy tym cierpią tak straszne nudy, zaczynają się organizować w
wielki społeczny ruch pod nazwą LGBT, patrzę na nich jak na mojego dawnego
kolegę ze studiów, tyle że w wydaniu turbo. Jestem pewien, że pomijając ten
niewielki procent osób faktycznie seksualnie zaburzonych, zdecydowana większość
z nich to są ludzie dokładnie tacy sami jak my, którzy jednak w pewnym momencie
poczuli wokół siebie i w sobie tak straszną pustkę, że uznali, że ja wypełnić
może tylko owa tęcza, najlepiej z jakimś wystarczająco mocnym ideowym
przesłaniem.
Ktoś zapyta, po co im ta ideologia? Czy
nie wystarczy im to, że mogą sobie gdzieś tam sobie w odpowiednich dekoracjach
poużywać? Otóż im by pewnie wystarczyło i to, tyle że przede wszystkim dzięki
owej ideologii oni się mogą poczuć jak ludzie, a nie zwierzęta, a to przecież
jest nie byle co, no ale, co jeszcze ważniejsze, i w gruncie rzeczy decydujące,
owa ideologia nie jest potrzebna im, lecz tym, którzy mają ambicje wprowadzić
nowy porządek świata, gdzie zamiast starej już i bardzo zużytej walki klas
będziemy mieli walkę płci. Tak jak głosił stary Marx, że ponieważ przyczyną
wszelkich nieszczęść tego świata są nierówności klasowe, należy stworzyć
społeczeństwo bezklasowe, tak samo ci tutaj, głoszą, że ponieważ przyczyną
wszelkiego zła jest konflikt między płciami, należy zlikwidować płeć, tak jak
ona jest tradycyjnie rozumiana. I to im przede wszystkim jest potrzebny cały
ten ruch, w dodatku perfidnie ubrany w kolory tęczy.
I tu oczywiście rację miał abp
Jędraszewski, kiedy w dniu rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego zwrócił
uwagę na ów nowy, już nie czerwony, lecz tęczowy terror. I nie dajmy się
oszukać, on wcale nie miał na myśli osób homoseksualnych, ani
transpłciowych, ani nawet tych biednych zaszczutych przez własne szaleństwo pedofilów.
Jemu chodziło wyłącznie o ideologię i tych wszystkich, którzy tych wszystkich samotnych
ludzi potrzebują wykorzystać do swojego jak najbardziej politycznego celu.
Poza tym zwróćmy uwagę na to, co nam w
tym temacie powiedział sam papież Franciszek, który dla nich wszystkich rzekomo
stanowi tak wielki autorytet, gdy we wstępie do wyboru dział Benedykta XVI
pisał o nowym marksizmie „kolonizującym sumienia
ideologią zaprzeczającą głębokiej pewności, że człowiek istnieje jako mężczyzna
i kobieta, którym zostało powierzone zadanie przekazywania życia”.
Mimo to, oni wciąż próbują. Jak nie z
tej strony, to z innej, jak nie z jednym zestawem kłamstw, to z drugim. I w tym
wszystkim najbardziej pokrzywdzeni będą jak zawsze ci, którzy po raz kolejny
dali się wykorzystać przez bandę cwanych oszustów.
Polecam książkę "Kuracja według Schopenhauera" Irvina Yaloma. Jest tam, w zasadzie główny, wątek człowieka uzależnionego od seksu.
OdpowiedzUsuń"i dziura w płocie" Że tak powiem, szekspirowska dziura w płocie. Rome i Julia i monolog Tybalda.
OdpowiedzUsuńAle że co, zlikwidują płeć? Ja pierniczę. Będą "amputować"? To jest możliwe, zważyszwy na wizje artystystcznej p. Klementyny zalinkowanej dzisiaj przez Gabriela w jego tekście.