Miałem na dziś nieco inne, bardziej
szerokie plany, jednak, jak wiemy, co ma wisieć, nie utonie, a my dziś się
zajmiemy kwestią znacznie bardziej doraźną. Otóż nieopatrznie zajrzałem wczoraj
na onet.pl, by zobaczyć, jak sobie te biedaczki radzą, i z miejsca trafiłem na
tekst o długim i przeciągłym tytule: „Tajemniczy
telefon znajomego Dawida Kosteckiego do ‘Gazety Wyborczej’. ‘Proszę przekazać
Mariuszowi Kamińskiemu pozdrowienia’”. Gdyby ktoś nie wiedział, Kostecki to
były bokser, a w ostatnich latach bezwzględny bandyta, który parę tygodni temu
albo sami się powiesił, albo został w więziennej celi powieszony przez swoich
kolegów, i w związku z tym Platforma Obywatelska z wszystkimi możliwymi
przystawkami, oraz zaprzyjaźnionymi redakcjami, postanowiła wszcząć wokół tej
sprawy ogólnopolską awanturę pod hasłem „Marek Kuchciński morduje świadków
swojej przestępczej działalności”.
Nie mam ani ochoty, ani też
nie widzę potrzeby, by objaśniać wszystkie te drogi którymi wędrują myśli ludzi
Platformy, poza tym uważam, że wszystko, na co chciałem dziś zwrócić uwagę
znajdziemy w samym tekście Onetu. Proszę uważać, bo będzie trzęsło:
„Maciej M. jest bliskim
znajomym Dawida Kosteckiego. Dwa tygodnie po śmierci pięściarza miał również
podjąć próbę samobójczą. Wówczas władze więzienia postanowiły przewieźć go z
Rzeszowa na oddział zamknięty szpitala psychiatrycznego w Krakowie.
Podczas
pobytu w Krakowie udało mu się skontaktować z dziennikarzami [‘Gazety
Wyborczej’]. W swojej wiadomości podawał,
że Dawid Kostecki nie popełnił samobójstwa, lecz zginął, bo miał dużą wiedzę o
kulisach tzw. afery podkarpackiej. Dotyczy ona powiązań policji z właścicielami
rzeszowskich domów publicznych.
Po tym, jak Maciej M. skontaktował się z mediami, ponownie został
przeniesiony, jednak nie podano dokąd. Dziennikarzom ‘GW’ udało się ustalić, że
Maciej M. przebywa w szpitalu przy zakładzie karnym nr 2 przy ul. Kraszewskiego
w Łodzi.
Wczoraj Maciej M. wysłał do ‘Gazety Wyborczej’ wiadomość, w której
twierdzi, że obsługa szpitala oraz służba więzienna próbują udowodnić, że jest
niepoczytalny. Mężczyzna w swojej celi miał m.in. znaleźć gwoździe. Boi się, że
zostanie oskarżony, że to on je przemycił, aby zrobić sobie krzywdę. W jego
celi ma nie być również prądu.
Jak informuje ‘GW’ dziś bliskim Macieja M. udało się go odwiedzić w
zakładzie karnym. Uniemożliwiono im wyniesienia kartki z oświadczeniem dla
mediów.
Maciejowi M. udało się jednak dziś dodzwonić do ‘Gazety Wyborczej’. W
krótkiej rozmowie powiedział, że grożono mu śmiercią. - W zakładzie karnym w
Rzeszowie wychowawca powiedział mi "Lepiej, żebyś pier*** się na
linę" - powiedział Maciej M. Dodał, że ma informacje, które mogą obciążyć
Zbigniewa Ziobrę i Patryka Jakiego.
- Proszę przekazać Mariuszowi Kamińskiemu pozdrowienia. Chodzi o
spotkanie w hotelu. On będzie wiedział o co chodzi - po tych słowach Maciej M.
się rozłączył”.
Czy Państwo widzą to co ja widzę? Oto
przed nami jeden z głównych portali informacyjnych w Polsce i jedna z
najbardziej wpływowych gazet, a tam historia o jakimś gangsterze, który, jako
świadek korupcji na szczytach władzy, drży o swoje życie, umieszczany jest w
ściśle chronionych przed publicznym okiem celach, zamykany w zakładach
psychiatrycznych to w Krakowie, to w Łodzi, skąd nie wiadomo jakim cudem wciąż
się mu „udaje” albo dodzwonić do „Gazety Wyborczej”, albo wysłać im wiadomość z
kolejnymi rewelacjami na temat zarówno gwoździ, które mu obsługa podrzuca, żeby
go w odpowiednim dla siebie momencie oskarżyć o to, że chce sobie je wbić w
skroń lub w sece, jak i grożenia mu śmiercią przez więziennego wychowawcę.
Zamknięty ten jakiś Maciej M. – a ja się
domyślam, że „Gazeta Wyborcza” ukrywa swoje źródło za inicjałem, by władze
Prawa i Sprawiedliwości nie domyśliły się, kto to taki chce zadenuncjować
ministrów Jakiego i Ziobro, i go nie zabiły tak jak Kosteckiego – w którymś z
pisowskich psychiatryków, łapie za telefon i dzwoni do redakcji „Wyborczej”,
prosi redaktorów, by w związku z jakimś spotkaniem w hotelu przekazali
Mariuszowi Kamińskiemu pozdrowienia, w tym momencie obsługa szpitala wyrywa mu
z ręki telefon, no ale wiadomość zostaje przekazana i wspomniani redaktorzy w
te pędy owe pozdrowienia przekazują dalej i, jak rozumiem, już tylko nastawiają
czujnie uszu, by usłyszeć, jak minister Kamiński na te pozdrowienia zareaguje.
Czy się tylko ze strachu porzyga, czy może ucieknie na Białoruś, lub, jeszcze
lepiej, do Północnej Korei.
Ktoś mi powie, że powinienem wiedzieć,
czym jest Onet i w związku z tym traktować ich z należnym lekceważeniem. Otóż
ja sam Onet traktuję jak najbardziej lekceważąco, tyle że gdy chodzi o ten
akurat przypadek, to muszę przyznać, że oni jak najbardziej relacjonują gołe
fakty. „Gazeta Wyborcza” w rzeczy samej opublikowała ową relację na temat
telefonicznych rozmów, jakie odbyła ze wspomnianym Maciejem M., a owa
publikacja w kręgach antyreżimowej opozycji wywołała takie poruszenie, że...
proszę posłuchać:
„Posłowie
PO-KO zaapelowali w środę do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry o
nadanie statusu świadka koronnego i objęcie szczególną ochroną w zakładzie
karnym Macieja M.
Na konferencji w Sejmie poseł PO-KO Arkadiusz Myrcha przypomniał, że w
związku z okolicznościami śmierci Dawida Kosteckiego parlamentarzyści tego
ugrupowania składali wnioski do prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry i
apelowali do marszałek Sejmu o podjęcie natychmiastowych działań w tej sprawie.
- Tak jak wczoraj deklarowaliśmy, występujemy w trybie art. 152 do pani
marszałek Sejmu o natychmiastowe zwołanie komisji sprawiedliwości i praw
człowieka, na której posiedzeniu powinien być obecny osobiście pan minister
sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro - powiedział Myrcha.
- Wystąpimy również o ochronę dla ostatniego już, prawdopodobnie
kluczowego świadka w aferze podkarpackiej - Macieja M. Wystąpimy o status osoby
szczególnie chronionej w zakładzie karnym oraz o status świadka koronnego dla
Macieja M. - zapowiedziała z kolei posłanka Agnieszka Pomaska (PO-KO)”.
Minęły obchody Święta Wojska Polskiego,
zostało po nich wszystko to co zostało i zostać musiało, przed nami dwa
miesiące zanim ta straszna nędza zostanie rozbita w proch, a oni najwidoczniej
są już w punkcie gdzie nie pozostaje im nic innego jak prowadzić tajne rozmowy
telefoniczne z jakimiś wariatami, nawet jeśli za te rozmowy muszą owym wariatom
odpowiednio płacić. No i jeszcze jest Lech Wałęsa, który dziś zapowiada krwawą
walkę o demokrację, i który już za chwilę prawdopodobnie nawiąże kontakt z
mieszkańcami Galaktyki Gama X„Gazeta Wyborcza” oraz Onet natychmiast nas o tym
wydarzeniu poinformują, a TVN24 przeprowadzi z tego wydarzenia transmisję na
żywo.
I tak się skończy III RP. Nie hukiem,
lecz skomleniem.
Pragnę przypomnieć, że mam jeszcze
tylko 7 egzemplarzy książki z listami od Zyty Gilowskiej. Ona nie jest dziś już
tak tania, jak była przez minione trzy lata, niemniej lepiej jest się nie
spóźnić. Bo jest nadzwyczaj prawdopodobne, że to jest już koniec. Mój adres
mailowy: k.osiejuk@gmail.com
Myślę, że to dziwne, że nie mają żadnego świadka, który jest na wolności:)
OdpowiedzUsuńTakiego świadka by było łatwiej zweryfikować. U Sekielskich też same mocno zaburzone osobowości.
UsuńTaki cytat z wiki: "W I-III kwartale 2017 sprzedaż dziennika spadła o 21,19%. W kwietniu 2018 sprzedaż zmalała o 21,55 proc. i wyniosła 65 279 egz. Rozpowszechnianie płatne "Gazety Wyborczej", wydawanej przez Agorę, w czerwcu 2109 zmniejszyło się rok do roku o 10,47 proc. do 92,98 tys. szt."
OdpowiedzUsuńNo więc siedzi sobie Blumsztajn, czy który tam redaktor naczelny naczelnego organu przewodniej siły narodu europejskiego, siedzi sobie, obgryza paznokcie i wyskubuje te resztki włosów ze swojej biednej łysiny, i myśli co by tu wymyśleć, żeby nas przewodnia siła narodów globalnych bardziej pokochała; Betlejewski półgłówek, policja za bardzo chroni marsze równości, z męczeństwa nici, co tu robić, ludzie, co tu robić. Siedzi tak i skubie się i dostaje już pypci na języku z tej nerwicy. A tu wchodzi elegancki pan w białej koszulce z portretem Jerzego Urbana i jakąś jego wiekopomną sentencją, np. o bł. Popiełuszce, że sam sobie był winny, czy cóś takiego, z wytatuowanym wężem albo smokiem od prawego przedradmienia aż po brodę i mówi: "Szanowny panie redaktorze, przychodzę do pana z niecodzienną propozycją ..."
A dalej już wiesz.