Może niektórzy z nas wciąż pamiętają,
gdyby jednak komuś coś umknęło, to przypomnę jak kilka już lat temu napisałem
tutaj, że wszystkie prowadzone przez antyaborcyjne środowiska akcje, na których
przedstawia się zdjęcia rozszarpanych kilku tygodniowych płodów, są całkowicie
pozbawione jakiegokolwiek innego sensu, niż tego który ma na celu doprowadzenie
do histerii tak ludzi wrażliwych, jak i tych, którzy wszelką wrażliwość mają
głęboko w nosie. Krótko mówiąc, chodzi o to, że dziś, jeśli któraś z pań ma
życzenie przerwać ciążę wystarczy że zdobędzie zwykłe tabletki na wrzody
żołądka i zażywając jedną, a najwyżej dwie, ma pewne poronienie jak złoto.
Wiedzę tę uzyskałem od zaprzyjaźnionego
lekarza ginekologa i to on też mi powiedział, że ponieważ organizatorzy owych
awantur, z jednej czy z drugiej strony, wiedzą doskonale, że one mają już dziś
wyłącznie cel polityczny, a walka o prawo do życia, do śmierci, wolności, czy
zniewolenia, nie ma tu nic do rzeczy, to co robią jest zwykłą brudną polityką.
Przypomniałem sobie ową kwestię sprzed
lat dziś, gdy praktycznie nie ma dnia, byśmy nie słyszeli o kolejnych starciach
między wszelkiej maści zboczeńcami spod znaku tęczy, a niezłomnymi patriotami
spod znaku Krzyża. Otóż dotarła właśnie do mnie pewna nadzwyczaj interesująca
informacja, która sprawiła, że o tych wszystkich awanturach zacząłem myśleć
dokładnie tak samo jak o walkach między feministkami z wieszakami, a ludźmi
demonstrującymi zdjęcia poćwiartowanych dziecięcych ciał. Tu bowiem bardzo
podobnie nie chodzi o to, by dojść do jakiegoś ostatecznego rozstrzygnięcia,
lecz wyłącznie o tworzenie wiecznego zamieszania, gdzie z jednej strony jakiś
wariat z biustonoszem na głowie będzie wymachiwał obrazem Matki Boskiej
Częstochowskiej z dorobionymi cyckami, a z drugiej cała rzesza oburzonych
katolików będzie kierowała sprawę do sądu w związku z obrazą uczuć.
Dałem przykład z Matką Boską nie bez
przyczyny. Otóż, jeśli przyjrzymy się metodom działania osób reprezentujących
ideologię LGBT, musimy zauważyć, że gdyby oni ograniczyli się wyłącznie do
tego, by swoje demonstracje budować wyłącznie wokół owej tęczy i choćby nie
wiadomo jak perwersyjnych dekoracji, pies z kulawą nogą by ich nie oszczekał.
Rzecz w tym, że oni niezmiennie maszerują nosząc takie czy inne symbole
religijne. Ja nigdy tego nie zrozumiałem, czemu na tych demonstracjach wciąż
widzimy osoby przebrane za biskupów, czy siostry zakonne, czemu – tak jak
ostatnio – tam się pojawiają te waginy wpisane w eucharystyczne symbole. Czemu
tych ludzi tak męczy świadomość tego, że gdzieś są ludzie którzy wierzą w
Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego Jezusa i Jego nauki? Co ich to w ogóle
obchodzi? Jaki to jest ich problem?
Jest jednak faktem, że symbolika
religijna stanowi podstawowy wystrój tych demonstracji i to fakt jej
notorycznego bezczeszczenia powoduje tak wielkie społeczne oburzenie, z którego
nigdy nic nie wynika, a co gorsza, nigdy nic nie wyniknie. Czemu? Już tłumaczę.
Otóż sytuacja jest taka, że jeśli ja na przykład zobaczę jakiegoś sodomitę
który niesie obraz Matki Boskiej Częstochowskiej z doczepionym do Jej ust
bananem, to, owszem, mogę założyć sprawę w sądzie o naruszenie moich osobistych
uczuć religijnych, jednak wyłącznie w trybie karnoprawnym, co mnie od samego
początku skazuje na porażkę. Wówczas bowiem to ja będę musiał udowodnić, że ów
banan nie był jedynie dziełem sztuki, lecz aktem agresji skierowanym przeciwko
mojej religijnej wrażliwości. A tego nie udowodnię.
Jeśli w Warszawie zostanie otwarta
wystawa, na której zostanie pokazana seria krzyży, gdzie zamiast Jezusa
będziemy mieli parówkę, prezerwatywę, czy zwykłego penisa, moja sytuacja również
nie zmieni się ani na jotę, gdyż tu znów, to do mnie będzie należało
udowodnienie, że to o co mam pretensje to nie dzieło sztuki i święta wolność
wypowiedzi, lecz realna obraza moich uczuć.
A fakty są takie, że wystarczyłoby
zaledwie przyjąć ustawę, w której wszystko to co dla nas jest święte, a co
więcej, ma symboliczne znaczenie dla naszej historii oraz narodowej
świadomości, zostało objęte cywilnoprawną ochroną na wypadek naruszenia czyichś
dóbr osobistych. Wystarczyłoby zapisać w ustawie, że wizerunek Matki Boskiej
Częstochowskiej jest objęty ochroną prawną przewidzianą dla dóbr osobistych.
Wystarczyłoby uznać na drodze ustawowej, że znak Krzyża stanowi znak i symbol
związku religijnego i on również podlega prawnej ochronie przewidzianej dla
dóbr osobistych. Ale przecież ja nie tylko mam na myśli ten jeden wizerunek i
ten jeden symbol. Jestem pewien, że ustawodawca ma wystarczająco dużo
możliwości, by owym aktem objąć niemal wszystko, czym dziś się nieustannie
próbuje nas rozjuszyć, włącznie z biskupimi czy zakonnymi szatami.
Ktoś powie, że to jest nie do wykonania,
bo w rzeczy samej przecież mamy wolność ekspresji, więc nie ma możliwości
wprowadzenia przepisów, które będą ową wolność ustawowo ograniczały. Jeśli ktoś
się czuje obrażony, proszę bardzo, może się procesować, no ale poza tym nie ma
tu już żadnego innego pola manewru.
Otóż, jak już wcześniej wspomniałem, ta
ścieżka jest w istocie rzeczy ślepa i z gruntu nie do wykorzystania. Proszę
jednak zwrócić uwagę na coś zupełnie przez nas lekceważonego, a mianowicie
choćby na fakt, że podczas omawianych tu demonstracji nigdy się nie zdarzyło, by
którykolwiek z tych wariatów niósł tablicę z logo Prawa i Sprawiedliwości z
dorysowanym na przykład kutasem. Ktoś powie, że może im tak fantastyczny pomysł
nie przyszedł do głowy, a ja na to odpowiem, że jest to oczywiście możliwe,
jednak głównym powodem tego braku jest Ustawa o Partiach Politycznych, a
szczególnie jej artykuł 17, gdzie jak byk stoi:
„Nazwa, skrót nazwy i symbol graficzny partii
politycznej zgłoszonej do ewidencji w sposób określony w art. 11 korzystają z
ochrony prawnej przewidzianej dla dóbr osobistych”.
Mam nadzieję, że wiemy już wszyscy, co by
się stało, gdyby któryś z nich wpadł na ten fantastyczny wręcz pomysł, by w ten
oto sposób zaczepić PiS. On by niemal z automatu stanął przed sądem, z pozwu
cywilnoprawnego, gdzie to nie PiS musiałby udowodnić, że się poczuł dotknięty,
ale on, że o żadnym dotknięciu nie ma mowy.
Spójrzmy teraz na Matkę Boską
Częstochowską, a tak naprawdę nie tylko na Nią. Gdzie by się znaleźli ci
wszyscy mądrale, gdyby istniała ustawa stwierdzająca, że ten czy inny wizerunek
objęty jest szczególną ochroną na zasadach odnoszących się do dóbr osobistych.
Nie da się? Proszę uprzejmie. Oto przed nami fragment ustawy dotyczącej osoby
zupełnie innej, podobnie zresztą jak Matka Boska, dla znacznej części społeczeństwa
zupełnie obojętnej:
U S T A W A
z dnia 3 lutego 2001 r.
o ochronie dziedzictwa
Fryderyka Chopina
Art. 1. 1. Utwory Fryderyka Chopina i
przedmioty z nim związane stanowią dobro ogólnonarodowe podlegające szczególnej
ochronie. Nazwisko Fryderyka Chopina i jego wizerunek są chronione odpowiednio
na zasadach dotyczących dóbr osobistych.
Mam nadzieję, że i tutaj wszyscy wiemy,
co by się stało, gdyby któryś z nich uznał, że byłoby czymś szalenie dowcipnym gdyby
on wpisał słynny profil Szopena w tęczę i poniósł go podczas którejś ze swoich
demonstracji, głosząc dodatkowo, że Szopen, jak wszyscy wiemy, był osobą
transpłciową. Ministerstwo Kultury, które tu jest prawnym właścicielem tego
wizerunku i jego symbolicznej dla Polski wartości, dołożyłby temu idiocie taką
karę, że ten by się z niej nie podniósł.
A zatem mamy taką oto sytuację. Chronione
są nazwy i znaki partii politycznych, chronione jest nazwisko Fryderyka
Szopena, jego wizerunek, ale i nawet – co tu jest czymś wręcz fascynującym
– „Dworek
w Żelazowej Woli wraz z otaczającym go parkiem”, a to wyłącznie przez to,
że wszystko to Ustawodawca uznał za „dobro
ogólnonarodowe”, natomiast gdy chodzi o Obraz Jasnogórski, w niego póki co można
walić jak w kaczy kuper. A niby czemu to? Bo są wśród nas osoby niewierzące?
Nie żartujmy. Ja też mam w nosie Mazurki Szopena i zdecydowanie bardziej od
nich cenię Beatlesów.
A zatem, wracając do kwestii
podstawowej, nie widzę żadnych powodów byśmy się musieli dalej zadręczać
wybrykami tych sodomitów. Co więcej, nie widzę jakichkolwiek przeciwwskazań ku
temu, by ich zwyczajnie wziąć za pysk i ustawić do pionu. To jest naprawdę
kwestia jednej decyzji. Czemu jej wciąż nie ma? Oczywiście biorę pod uwagę to,
że oni są zbyt zajęci bieżącą polityką i nie wpadło im to do głowy, ale jest
też moim zdaniem bardzo możliwe, że sytuacja taka jaka jest, im bardzo pasuje.
Przynajmniej mają przeciwnika, a bez niego trzeba by było czasem ruszyć głową,
by nie powiedzieć – dupą.
Przypominam,
że jakimś cudem udało mi się odzyskać kilkanaście egzemplarzy mojej książlki z
listami od prof. Zyty Gilowskiej. Z tych kilkunastu zrobiło się już ledwie
kilka, ale te wciąż czekają na chętnych. Dziś cena jest już znacznie wyższa od
oryginalnej, ale tak to jest z tym cholernym rynkiem i moim osobistym poczuciem
wartości. I inaczej nie będzie. Zachęcam do kontaktu. Mój adres mailowy to
k.osiejuk@gmail.com
@toyah
OdpowiedzUsuńNapisałeś m.in.:P "Jestem pewien, że ustawodawca ma wystarczająco dużo możliwości, by owym aktem objąć niemal wszystko, czym dziś się nieustannie próbuje nas rozjuszyć, włącznie z biskupimi czy zakonnymi szatami."
Ja też uważam, że to jest możliwe jednym ruchem ustawowym. Poddanie ochronie według przepisów dotyczących dóbr osobistych natychmiast uspokoiłoby połowę, o ile nie więcej obecnego bajzlu publicznego.
Chciałbym usłyszeć tego np. Schetynę jak w Sejmie gardłuje przeciwko projektowi ustawy, że symbole uznanych tu religii, a zwłaszcza Krzyż i niebieska gwiazda sześcioramienna podlegają ochronie jak dobra osobiste, zaś uprawnionym do powództwa cywilnego jest miejscowy biskup, lub w przypadku braci starszych miejscowy rabin, zaś kwoty zasądzone idą na utrzymanie zabytków religijnych. Tak właśnie jest z ochroną wizerunku Szopena (tu powodem minister kultury) i z ochroną symboli partyjnych (tu szef danej partii).
Takich procesów nie ma, bo wszystkie Sorosze znają prawo i wiedzą przed jaką wodą święconą spieprzać po rynnach.
Rzecz w tym, że w ramach ochrony dóbr osobistych można żądać zwłaszcza przeproszenia i zwłaszcza zadość uczynienia, a to byłby prawdziwy młot na tę całą hałastrę.
Kwoty zasądzanych w Polsce zadośćuczynień sukcesywnie rosną. Obecnie nie jest niczym nadzwyczajnym zasądzenie zadośćuczynienia w kwocie rzędu 200.000zł. Nie chodzi więc o byle jaką dolegliwość.
Wracając do tych szat biskupich i zakonnych, to ciekawostka z kodeksu karnego Tajlandii, gdzie jest równa jak w Polsce swoboda wyznawania, albo nie wyznawania, a buddyści (jakieś 90 % populacji) chronią prawem siebie i każdą inną religię. Dokładnie jak w tradycji polskiej, że mniejszości nie dlatego żyły spokojnie, ale dlatego, że na straży ich spokoju stali polscy katolicy nawet krew za to przelewając. Więc w tym tajskim kodeksie karnym:
Section 208 Whoever, wrongfully dressing or using the symbol manifesting that oneself to be Buddhist monk or novice, holy man or clergyman of any religion so as to make the other person to believe that oneself to be such person, shall be imprisoned not out of one year or fined not out of two thousand Baht.
@orjan
OdpowiedzUsuńTa końcówka poraża.
@All
OdpowiedzUsuńCoś mi się widzi, że brak komentarzy oznacza, iż wszyscy popadli w osłupienie: "jakie to proste"!
i w zdumienie "dlaczego tego nie ma"?
Tym chciałbym przypomnieć o osiągnięciach tutejszego sądownictwa, gdy w szczycie jaruzelszczyzny z Archikatedry Gnieźnieńskiej skradziono i przetopiono 17-to wieczny relikwiarz św. Wojciecha.
To był szok! Okazało się, że jednak niekoniecznie dla popów (tych, którzy tylko Pełnią Obowiązki Polaka).
W każdym razie, znaleźli się sędziowie, którzy wykombinowali, iż ten relikwiarz nie jest mieniem społecznym, a zaledwie mieniem prywatnym w jakimś tam kościele i pod takim uzasadnieniem obniżyli sprawcom karę tak jakby z jakiegoś wiejskiego obejścia kurę ukradli i zjedli.
Niemniej, sądowa bezczelność raczej nie zdarza się przy sprawach z ochrony dóbr osobistych. Dlatego ...
Dokładnie jest tak jak pan pisze. Osłupienie wynikające z prostego pytania: "Dlaczego tego jeszcze nie ma?!"
Usuń@ orjan (został unsunięty ze względu na jeden głupi błąd w składni, a tu komentarz po poprwace, drobnej ale ważnej)
UsuńDlatego że handel dziełami sztuki nie może być obciążony tak wysokim ryzykiem finansowym. Inaczej kontrahenci/zleceniodawcy poszliby z torbami. Oraz dlatego że czysta teoria prawa Hansa Kelsena (powszechnie obowiązująca w edukacji prawników i ) to w zasadzie religia objawiona, ale tylko sędziom trybunału konstytucyjnego i innych wyższych instancji sądowych. Przyznanie symbolom katolickim statusu równego dobrom osobistym nie wchodzi w zakres tego objawienia. Oznaczałoby bowiem że wyżsi sędziowie swoją władzą objawioną musieliby podzielić się z Papieżem, Kardynałami i Biskupami, a w końcu oddać im pierwszeństwo w zakresie podstawowych rozstrzygnięć prawnych. To jest niemożliwe, bo to by znaczyło, że sponsorzyt Kelsena wyrzucili kupę kasy w błoto. Czego sobie i wszystkim szczerze życzę, w sposób swobodny i niewymuszony, ze "skromnością, która nieodmiennie rodzi pokój".
@Magazynier
Usuń1) Nie bardzo rozumiem to odniesienie do handlu sztuką. Niech sobie artyści przedstawiają Matkę Boską według swojej wrażliwości twórczej, byle nie w celu i nie w sposób przynoszący jej ujmę. Dokładnie w TAKI sposób zastrzeżona jest swoboda używania Szopena.
Przyjrzyj się jak, wręcz hieratycznie, przedstawiany jest profil Szopena na wódce Chopin:
http://swiatkonesera.com/czysta/20-chopin-rye.html
2) Tu nie ma konfliktu z "sędziami". Wręcz przeciwnie, sędziowie (ci sami!) dostaliby nowe narzędzia do ręki.
Argumentu, że sędziowie nie chcą rozszerzenia zasobu narzędzi rozstrzygania o wykonywaniu prawa ja po prostu nie przyjmuję. Nawet względem tej Gersdorf.
Odniesienie do handlu sztuką to odpowiedź na wpis mniszyska.
UsuńSędziowie owszem dostaliby nowe narzędzie, ale ono mogłoby zadziałać przeciw nim poprzez udzielenie szerszych uprawnień hierarchom. Doktryna Kelsena to wyklucza.
Biedna ta nasza Matka Boska. Czy znowu musi być wojna, żeby państwo zaczęło jej bronić?
OdpowiedzUsuńOstatnio gdzieś przeczytałem "...w XIX wieku, kiedy religia miała jeszcze duży wpływ na codzienne zachowania ludzi...". Nie da się ukryć, że ze wszystkich religii świata, tylko naszej chrześcijańskiej a zwłaszcza rzymskokatolickiej próbuje się dowalić na wszelkie możliwe sposoby. Bo prawdopodobnie tylko jej szatan się boi. Bo tylko ona prawdopodobnie daje coś prawdziwego, obietnicę życia po śmierci, która ma pokrycie. I cały zestaw narzędzi na dobre życie tutaj.
@maecin d.
Usuńzauważasz: "... ze wszystkich religii świata, tylko naszej chrześcijańskiej a zwłaszcza rzymskokatolickiej próbuje się dowalić na wszelkie możliwe sposoby."
Może jesteśmy poddawani próbom, może wodzeni na pokuszenie, nie wiem. Ale wiem, że tylko chrześcijaństwo, zwłaszcza rzymsko katolickie rozumie tolerancję jako potrzebę religijną razem z wynikającym (w tym zakresie) miłosierdziem.
W innych religiach tego nie ma. Jeśli jest tam tolerancja dla innych wyznawców, to nie z potrzeby religijnej, ale jest skutkiem kulturowym (np. u buddystów).
Ostatnio jednak bez rozgłosu minęło ważne zdarzenie. Pewnie pamiętasz wielkanocne zamachy bombowe na kościoły chrześcijańskie w Sri Lance (ponad 250 ofiar śmiertelnych!). Podobno był to muzułmański odwet za zamach na meczet w Nowej Zelandii.
W rezultacie (a wiem to od miejscowych), większościowi syngalescy buddyści stanęli w obronie swych sąsiadów chrześcijan (jakieś 7% populacji). Jak opisywała prasa: "w niedzielę 12 maja, tłumy [buddystów] przemieszczały się przez miasta północno-zachodniej Sri Lanki, plądrując meczety, paląc Koran i atakując sklepy prowadzone przez muzułmanów."
Mnie to nie cieszy, ale okazuje się, że nie wszędzie chrześcijanie są sami, a kto sieje wiatr ten zbiera. Lepiej zatem znaleźć uspokojenie za pomocą środków prawnych, aby uspokoili się te LGBT+coś.
Dlaczego akurat oni? Ano dlatego, że "kto zaczyna, tego wina", co stanowi fundament poczucia sprawiedliwości.
@marcin d. - oczywiście
OdpowiedzUsuńPrzy okazji: przez cały czas, od tylu wieków Matka Boska Częstochowska broni Polski, że od nas dla Niej coś się też należy.
Dlatego napisałem, że jakby przyszła wojna, to by zaraz sobie wszyscy przypomnieli o tym.
UsuńW ogóle wojny ludzi są bezdyskusyjnie złem. Ale ich brak przez długi czas też nieźle wykrzywia społeczeństwo. Zresztą w niedzielę była ewangelia bardzo a'propos. Pan Jezus powiedział, że nie przyszedł wcale po to by sprowadzić pokój, ale rozłam i ogień.
@All
OdpowiedzUsuńZnak to, czy nie znak, ale pewne dzisiejsze wydarzenie potwierdzająco wpisało się w tezę tego felietonu, że wobec pleniącego się łajdactwa jałowym zajęciem jest poszukiwać ochrony środkami prawa karnego.
Dlatego rezygnujący dziś Łukasz Piebiak zapowiedział pozew do sądu cywilnego. O co zakład, że w sądzie cywilnym będzie żądał według ochrony przewidzianej dla dóbr osobistych?
Lukasz Piebiak jest doświadczonym sędzią i kto, jak kto, ale akurat on dobrze wie dlaczego woli ochronę dóbr osobistych zamiast oskarżenia o przestępstwo pomówienia.
Co zrobi, to zrobi, ale akurat nam już dostarczył tutaj rodzaj ekspertyzy w zakresie wiedzy, gdzie prawo bywa skuteczne, a gdzie nie bywa.