Nie będę teraz sprawdzał, czy robię to
po każdym swoim powrocie z rodzinnej wsi, ale nie zdziwiłbym się gdyby tak
własnie było. Rzecz w tym, że moje tam wyprawy wiążą się niezmiennie ze
spotkaniem z moim kuzynem, bardzo wybitnym i doświadczonym lekarzem, a skoro
tak, to jednocześnie z taką czy inną ciekawostką związaną bardziej lub mniej
bezpośrednio ze służbą zdrowia. Niektórzy pewnie wciąż pamiętają tekst sprzed
lat, w którym podzieliłem się informacją uzyskaną od mojego kuzyna właśnie, że
dzisiejsza debata na temat prawnej ochrony życia poczętego jest praktycznie
pozbawiona sensu, jako że kobieta która pragnie przerwać ciążę, może to zrobić
bez najmniejszego problemu, zażywając dwie, lub trzy tabletki na wrzody
żołądka, gdzie wśród działań nieporządanych, jest jedno jak najbardziej
porządane, czyli poronienie. Pisałem o tym, a dziś przypominam tylko dlatego,
że, moim zdaniem, przypominania nigdy za dużo.
Spotkałem się z moim kuzynem i tym razem
powiedział mi on dwie nowe rzeczy, które zrobiły na mnie wrażenie. Otóż przez
to, że on jest jeszcze straszy ode mnie, od dłuższego czasu nie marzy już o
niczym innym jak pełnej emeryturze, zwłaszcza że różnica pokoleniowa między
nim, a jego pacjentkami jest dziś tak wielka, że on już z trudem daje radę. O
ile kiedyś wszystko mieściło się w pewnych tradycyjnych ramach, a jeszcze te
kobiety były na tyle zwyczajne, że można było sobie nawet z nimi wesoło pogadać,
to dziś w większości są to młode dziewczyny, które zgłaszają się z jakimiś
nieprawdopodobnie ciężkimi powracającymi infekcjami spowodowanymi przez tatuaże
oraz różnego rodzaju ozdoby umieszczane w miejscach skrajnie intymnych. No i,
jak mi mówi, już w tej chwili dla niego, człowieka już wkrótce 70-letniego, ta
praca jest już wyłącznie psychiczną udręką.
Druga rzecz, o jakiej mi opowiedział mój
kuzyn to to, że gdy chodzi o dzisiejszy stan służby zdrowia, całe to gadanie o
braku lekarstw to od początku do końca kłamstwo, natomiast faktem jest, że
lekarzy jest zdecydowanie dużo za mało i to jest problem wręcz kosmiczny. Ale
to jeszcze nie wszystko. Zdaniem mojego kuzyna, gdy on patrzy na młodych
lekarzy zatrudnianych w szpitalach, pierwsza jego myśl jest taka, że z nich
dwie trzecie nadaje się do natychmiastowego zwolnienia. Oni są w większości tak
niekompetentni, tak głupi i tak nieodpowiedzialni, że przy tym tempie degeneracji
zawodu i w sytuacji gdzie już niedługo lekarzy będzie się brało prosto z ulicy,
pozostaje już tylko modlitwa.
Pomyślałem sobie, że wspomnę o tym swoim
walkacyjnym spotkaniu z dwóch powodów. Przede wszystkim, chyba wczoraj
znalazłem na Twitterze komentarz pewnego młodego geja, studentna medycyny,
który zamieścił dwa swoje zdjęcia, jedno w lekarskim kitlu, a drugie z flagą
LGBT i zadał mi pytanie, czy jeśi za pięć lat będę wymagał lekarskiej pomocy, a
pod ręką będzie tylko on, to czy zaryzykuję, czy może z pogardą odwrócę sie na
pięcie. Napisałem mu, że mam nadzieję, że on skończy te swoje studia jako
pierwszej klasy student i znakomity lekarz i że uda mi się trafić akurat na niego.
Wczoraj też moja córka przyniosła mi
inny, również znaleziony na Twitterze komentarz, gdzie pewna pani, również w
nawiązaniu do awantury LGBT, pisze, że ona sobie absolutnie nie życzy, by
nauczycielem jej dziecka była osoba seksualnie zaburzona, no i owa uwaga w
prawicowym internecie wywołała prawdziwy entuzjazm. Porozmawialiśmy sobie z
moim dzieckiem na ten temat, a mi nie pozostało nic innego jak się z nim
zgodzić, częściowo też przez to, co usłyszałem od mojego kuzyna. Ja bowiem nie
życzę sobie, żeby moje dziś już wnuki uczyły kobiety, które tatuują sobie wargi
sromowe i wbijają tam sobie kolczyki, ani też ich jak najbardziej
heteroseksualni partnerzy, których podnieca wciskanie im do pochwy różnego
rodzaju przedmiotów.
Mało tego. Ja nie życzę sobie, żeby
moje wnuki były narażone na kontakt z nauczycielkami, które lubią być przez
swoich partnerów biczowane, które od czasu do czasu lubią sobie coś wciągnąć do
noska, a przy swoich dzieciach używają słowa „kurwa” tak jakby ono było
zaledwie odkaszlnięciem lub westchnieniem, a 1 września będą najprawdopodobniej
wirować w radosnym tańcu na ulicach Wolnego Miasta Gdańsk.
Nie wiem, czy to co piszę jest
wystarczająco jasne. Na wszelki wypadek wrócę jeszcze raz do swoich dawnych
rozmów z moim kuzynem. Otóż kiedy jeszcze żył znany aborcjonista dr Romuald Dębski,
kuzyn mój – tak zwany ginekolog katolicki – poinformował mnie, że ów Dębski,
nie mając cienia litości dla dzieci z zespołem Downa, jest jednocześnie
znakomitym lekarzem i nadzwyczaj życzliwym i pomocnym kolegą. Dziś wróciliśmy
do tamtego tematu i kuzyn mój potwierdził tamte informacje, mówiąc jednocześnie,
że brakuje mu Dębskiego, bo już wokół siebie nie ma nikogo, do kogo mógłby się
zwrócić o pomoc, czy poradę. A jednocześnie też wspomniał znanego nam z
zupełnie innej strony lekarza, dla wielu z nas stanowiącego wręcz symbol walki
o życie poczęte, określając go jednym krótkim słowem: „szuja”.
W sumie, jak się zastanawiam, podoba mi
się to słowo. Sam akurat, o ile sobie dobrze przypominam, nie używam go prawie
w ogóle. A tu nagle ta „szuja”. I zastanawiam się, czy nie byłoby pożyteczne,
gdybyśmy dyskutując nad tym, kto powinien leczyć, uczyć, czy w ogóle w
jakikolwiek sposób obsługiwać nasze dzieci czy wnuki, wychodzili z tego
założenia, że to przede wszystkim nie powinny być szuje. Reszta jest już wyłącznie
kwestią drugorzędną.
1. Wiem o kogo chodzi i potwierdzam - szuja.
OdpowiedzUsuń2. Za czasów słynnego protestu rezydentów, powiedziałem o nich, że są niedouczonymi, niekompetentnymi i aroganccy. No i dostało mi się od lewa do prawa. A przecież wiem co mówię.
3. To co chce zrobić Pański kuzyn, ja już zrobiłem i to z tego właśnie powodu.
Pozdrawiam.