Nie pamiętam niestety, od którego z
księży (bo to z całą pewnością był ksiądz) to usłyszałem, ale chodzi mniej więcej o to, że tak zwana Opatrzność
Boża nie działa tylko w jednym kierunku, ale jak najbardziej w obu. A ja to
widzę mniej więcej tak, że jeśli idzie sobie człowiek drogą i rozwiąże mu się
but, on się zatrzyma, żeby go zawiązać i w tym momencie tuż przed nim urwie się
stary, zaniedbany balkon, to owszem można powiedzieć, że ten but mu się
rozwiązał dzięki Bożej Opatrzności i też tylko dzięki owej opatrzności on wciąż
żyje. Może być też jednak inaczej. Idzie sobie człowiek drogą, rozwiąże mu się
but, on się schyli, żeby go zawiązać, ruszy dalej i w tym momencie spadnie mu
na głowę stary zaniedbany balkon i go zabije. Otóż zdaniem owego księdza za tym
również stoi Opatrzność Boża, która uznała, że – choć my oczywiście tego nie
rozumiemy – tak będzie lepiej, gdy chodzi o interes większy.
Podoba mi się ta teoria choćby z tego
względu sam mam pewne ważne dla mnie doświadczenie, które, z mojego
przynajmniej punktu widzenia, świadczy o krętych drogach owej Bożej
Opatrzności, która, dla mojego przynajmniej dobra, zadziałała w sytuacji, gdy
wszystko wskazywało na to, że nie pozostaje mi nic innego jak płakać. Mam na
myśli Stan Wojenny, który w pewnym momencie mojego życia zmartwił mnie naprawdę
bardzo, a w jego efekcie dziś, zamiast gnić gdzieś w Danii, czy Niemczech wśród
bandy zboczeńców, jestem tu gdzie jestem i bardzo sobie to chwalę. A daję
słowo, że było już naprawdę blisko.
Otóż rzecz jest w tym, że moim zdaniem –
choć, powtarzam, większości z tego my ani nie rozumiemy, ani nie mamy możliwości,
by zrozumieć to kiedykolwiek – jedną z gorszych rzeczy, jaka nam grozi, to
narzekanie na tak zwany los. Bo kto wie, czy za tym, co nazywamy losem, nie
stoi po prostu Pan Bóg i Jego dla każdego z nas plan.
To co dotychczas napisałem brzmi bardzo
poważnie i wydaje się zapowiadać jakieś nie wiadomo jak głębokie refleksje.
Tymczasem, nic podobnego. Dziś będziemy mówić o polityce i to w wydaniu
najbardziej podstawowym. Otóż, jak wszyscy wiemy, wczoraj w Katowicach odbyły
się uroczystości Święta Wojska Polskiego i powiem zupełnie szczerze, że ja w
najśmielszych swoich przypuszczeniach nie spodziewałem się, że może dojść do
czegoś o takiej skali. A wszystko zaczęło się od dnia gdy – oczywiście po
wcześniejszych umizgach – Prawo i
Sprawiedliwość ogłosiło, że w październikowych wyborach z Katowic i okolicy
będzie kandydował sam premier Mateusz Morawiecki. Usłyszałem tę wiadomość i wprawiła
mnie ona w naprawdę dobry nastrój, nie dlatego, że uważam Morawieckiego za
fantastycznego człowieka – czemu swoją drogą nie zaprzeczam – ale ze względu na
to, że po raz nie wiem już który Jarosław Kaczyński pokazał, że jest najwyższej
klasy strategiem. Jeśli Mateusz Morawiecki zdobędzie serca mieszkańców Śląska –
a to, o czym w dalszej części tej notki, jest dziś więcej jak pewne – Prawo i Sprawiedliwość
ma szansę na większość konstytucyjną.
Ucieszyłem się zatem z tej nominacji i
nie musiałem dłużej czekać, by się dowiedzieć, że w ogóle Katowice stały się
głównym celem wyborczej kampanii Prawa i Sprawiedliwości, z kulminacją w dniu wczorajszym.
Otóż chodzi mi o to, że poszliśmy z żoną wczoraj do miasta oglądać te czołgi i
samoloty i powiem szczerze, że ja od czasu jak tu przed laty przyjechał św. Jan
Paweł II, nie miałem okazji obserwować takich tłumów i takiego entuzjazmu.
Poszliśmy do miasta i widząc co się dzieje, pierwsze co zrobiliśmy, to daliśmy
nogę i jak najprędzej wróciliśmy do domu. Tak było, i dla mnie, a więc dla
kogoś, kto wydawałoby się zna dobrze gnuśność w jakim ten region jest od lat
pogrążony, to co zobaczyłem to był autentyczny szok.
Piszę te słowa i wiem, że wciąż pewnie
nie powiedziałem, po co w ogóle te dzisiejsze refleksje. Już to naprawiam.
Otóż, jak słyszę, pojawiają się zarzuty, że Prawo i Sprawiedliwość urządziło
ten cały „cyrk” wyłącznie w jednym celu: by wesprzeć kampanię premiera
Morawieckiego. I ja chcę tu powiedzieć, że owszem, ów „cyrk” jak najbardziej
wspiera kampanię Premiera, podobnie jak sama nominacja Premiera wspiera
kampanię PiS-u na Śląsku. Powiem więcej. Wszystko, dosłownie każdy dzień, jaki
nam wyznacza czas do wyborów, gdy chodzi o Śląsk, jest wyłącznie po to, by
wesprzeć kampanię premiera Morawieckiego i jak najbardziej PiS-u. Powiem jeszcze
więcej: to że wczoraj, podczas tak zwanego „wojskowego pikniku”, przez całe
godziny premier Morawiecki chodził wśród ludzi, rozdawał autografy i się z
ludźmi fotografował, to nie brudny pomysł Jarosława Kaczyńskiego; to wyłącznie
efekt czegoś, co nastąpiło znacznie, znacznie wcześniej. A zatem problem wcale
nie polega na tym, że tu doszło do jakiegoś oszustwa. Nic podobnego. To
wszystko, z czym mamy dziś do czynienia to wyłącznie efekt całej serii wybitnie
korzystnych dla PiS-u wydarzeń, z których najświeższym jest fakt, że akurat
znaleźliśmy się w przededniu setnej rocznicy Powstań Śląskich i trzeba by było nie
mieć kropli oleju w głowie, by z tej okazji nie skorzystać.
Proszę spojrzeć na serię zdarzeń. Po
ośmiu latach tego upadku, od którego, wydawałoby się nie ma ucieczki, pojawia
się na scenie Andrzej Duda, który rozbija w proch Bronisława Komorowskiego,
chwilę później Prawo i Sprawiedliwość uzyskuje w wyborach samodzielną
większość, która umożliwia mu bezkarne realizowanie planu, który, jak rozumiem,
Jarosław Kaczyński miał w głowie od lat. Mijają lata i wszystko wskazuje na to,
że wreszcie doczekaliśmy czasu, że owo Zło, z którym musieliśmy się w ten czy
inny sposób mierzyć nawet nie przez osiem, ale przez 30 niemal lat, zostanie
ostatecznie zniszczone. A jakby tego było mało, nagle się okazuje, że wszystkie
wiatry, jakie zaczynają nagle wiać, wieją wyłącznie w tym jednym upatrzonym
wcześniej kierunku.
Od wczesnych godzin rannych brałem udział
we wczorajszych uroczystościach i nie mogłem się otrząsnąć z wrażenia, że
wszystko się układa w taki sposób, by każda kolejna kolejna minuta przybliżała
Prawo i Sprawiedliwość do ostatecznego, i chyba jednak faktycznie ostatecznego,
zwycięstwa. Tu naprawdę nie chodzi o to, że władza wykorzystuje swoją władzę
właśnie po to, by wzmacniać szanse na wyborcze zwycięstwo. Otóż nie. Władza nie
musi korzystać z władzy. Wystarczy, że będzie korzystała z tego, co wspomniane
wiatry przyniosą. A wiatry te, jak już wspomniałem, są nadzwyczaj korzystne.
Nadszedł zatem czas, by sobie wyjaśnić,
czemu tak. Co się takiego stało, że obecna władza ma tyle nieprawdopodobnego
wręcz szczęścia? Jak to się dzieje, że wydawałoby się każdy ruch powietrza
działa na jej korzyść i ona nawet nie musi szczególnie mocno walczyć, by ów
ruch wykorzystać? Otóż ja mam swoją teorię i ona jest związana bardzo mocno z
tym, o czym pisałem na początku tych refleksji. Otóż moim zdaniem, za wszystkim
tym, co się zdarzyło zarówno w latach 2005-2007, no i potem, przez kolejne
osiem lat, z kulminacją w postaci Katastrofy Smoleńskiej, oraz sfałszowanych
wyborów prezydenckich, stała Boża Opatrzność. Jestem szczerze i głęboko
przekonany, że gdyby tam chociaż jedna cegiełka spadła o ułamek sekundy
wcześniej lub później, wszystko by się potoczyło zupełnie inaczej...
Ja zdaję sobie sprawę, że w tym momencie
wpadłem w nastrój niebezpiecznie metafizyczny, ale cóż ja mogę poradzić, skoro
minął ten wczorajszy dzień i ja ani przez moment nie miałem chwili wątpliwości,
że wszystko bardzo przyspieszyło, do tego stopnia, że my tu właściwie możemy
przestać się martwić. A gdy chodzi o mnie, to z najwyższą radością mogę trzymać
w sercu fakt, że podczas uroczystej Mszy za Ojczyznę, jaka miała miejsce w moim
kościele, z udziałem wspomnianego Premiera, nie wspominając już o Prezydencie z
Małżonką, miałem zaszczyt czytać św. Pawła do Koryntian z tym fragmentem, gdzie
na końcu zostaje pokonana śmierć.
Bardzo miło jest być choćby marnym
skrawkiem tego tak upragnionego zwycięstwa.
Przypominam, że niemal cudem udało mi
się zdobyć ostatnich 18 egzemplarzy mojej książki z listami od Zyty Gilowskiej.
Większość z nich już jest w rękach Czytelników, natomiast, owszem, można wciąż
do mnie pisać na adres k.osiejuk@gmail.com i pytać. Zapraszam.
Podczas uroczystej Mszy za Ojczyznę w Tarnowie, inaczej niz co roku, nie pojawil sie zaden z naszych 5 biskupow. Byc moze ma to zwiazek z pojawieniem sie na tej mszy bylego wielbiciela kodu i znanego wszystkim wroga kosciola katolickiego - kosiniaka kamysza.
OdpowiedzUsuń@Autor
OdpowiedzUsuńJest coś szczególnego w tym, że to akurat Ty czytałeś ten fragment Listu, to nie przypadek.
Przypomniał mi się również Twój tekst w którym przypominałeś, że Śmierć jest największym(jednym z największych) wrogiem właśnie.
Daje [link]
@Mateusz
UsuńO tak! Pamiętam. Co ciekawe, sam to zupełnie wymyśliłem.
Szczęść Boże. Z wrażenia nic więcej nie wymyślę.
OdpowiedzUsuń@crimsonking
UsuńDzięki wielkie.
Czy jest pan w stanie jakoś wytłumaczyć to:
OdpowiedzUsuńhttps://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/68360897_941467069539250_1278430619478523904_o.jpg?_nc_cat=111&_nc_oc=AQmyBRufmvALMhPyFQeTP68EmPFiHwb3CQYJBWtvMtjJpnCbKA2HvHr5WJ2RRLzTF80&_nc_ht=scontent-waw1-1.xx&oh=6c666a6e138b7e41fbc2b08c452eda80&oe=5DD4EEE0
@Ukryta ...
UsuńJeżeli ktoś tzw. Śląskość stawia ponad,a co gorzej w nieusuwalnej kolizji z Polskością, to rzeczywiście może czuć niepokój, że Polskość jego wrogość zauważa i zakamuflowania tej wrogości, ani jej samej zaakceptować nie chce.
Jest bowiem w takiej tzw. Śląskości fałszywe założenie, iż prawdziwa Śląskość przy Polsce rozwijać się nie może. To jest założenie nie ze Śląska, ale z głębi najgorszej niemieckiej propagandy, w której (jak w pierścieniu Nibelunga) śpi zło najgorsze w Europie i dla Europy.
@Ukryta Opcja niemiecka
UsuńPodajesz dwa bezczelnie zmanipulowane cytaty. Oto dwie wypowiedzi w wersji oryginalnej:
1 "Niedawno umieszczono, wbrew wyrokowi Sądu Najwyższego z 2007 roku, narodowość śląską w spisie powszechnym. Sąd Najwyższy słusznie bowiem wywiódł, że historycznie rzecz biorąc, niczego takiego jak naród śląski nie ma. Można dodać, że śląskość jest po prostu pewnym sposobem odcięcia się od polskości i przypuszczalnie przyjęciem po prostu zakamuflowanej opcji niemieckiej. W PO nie budzą protestu postawy jawnie antypolskie, wręcz obrażające Polaków. Przykładem jest choćby długotrwała obecność w tej partii Kazimierza Kutza, którego publicystyka w wielu wypadkach jest jadowicie antypolska. Ważny jest też stosunek do Ruchu Autonomii Śląska, którego członkowie kandydowali z list PO, mimo że ta formacja jawnie odcina się od polskości. Jej szef Jerzy
Gorzelik mówi wprost: jestem Ślązakiem, nie Polakiem, Polska nie jest dla mnie najważniejsza. Niezwykle charakterystyczna jest też
bardzo agresywna reakcja czołowego polityka PO, szefa klubu Tomasza Tomczykiewicza, na formułowaną w Sejmie krytykę decyzji zawarcia koalicji z RAŚ w samorządzie wojewódzkim, a także stała
opcja tej partii na współpracę z Mniejszością Niemiecką na Śląsku Opolskim. I to mimo powtarzających się incydentów wskazujących
na to, że przynajmniej niektórzy działacze tej mniejszości ostentacyjnie demonstrują nielojalność wobec państwa polskiego (zdejmowanie polskich flag i godła w gminach rządzonych przez MN)".
Ile trzeba mieć w sobie złej woli, by z tej wypowiedzi wyciągnąć wniosek, że Kaczyński jest przeciwko śląskości w ogóle, a nie tej narzucanej nam przez Gorzelika i jego zwolenników?
2. "Śląsk to także wielkie zagłębie, jeżeli chodzi o ludzi przygotowanych do pracy innowacyjnej, przygotowanych by nadawać polskiej gospodarce bardziej nowoczesny kształt. I to wszystko stoi, tu się w gruncie rzeczy nic nie robi, natomiast dochodzą do nas coraz to nowe informacje o rożnego rodzaju aferach, nadużyciach. Śląsk jest takim miejscem, gdzie natężenie tych negatywnych zjawisk, natężenie patologii jest rzeczywiście bardzo wysokie. Potrzeba zmian, potrzeba zmian w Polsce. Czas na zmiany w Polsce, czas na zmiany na Śląsku i Śląsk powinien być w czołówce tych zmian".
@toyah
OdpowiedzUsuńPytasz:
Co się takiego stało, że obecna władza ma tyle nieprawdopodobnego wręcz szczęścia?
Jak to się dzieje, że wydawałoby się każdy ruch powietrza działa na jej [obecnej władzy] korzyść i ona nawet nie musi szczególnie mocno walczyć, by ów ruch wykorzystać?
To są pytania, że się tak wyrażę, o to kędy dmie Duch Święty. Jeśli zaś kto nie wierzy, to są to pytania o działanie kosmosu, bo wszak "coś" musi być. Dlatego metodą dedukcji człowiek nie jest w stanie ustalić: "Czy to dobra droga, drogi Watsonie"?
Trzeba zatrudnić rozumowanie indukcyjne. W uproszczeniu można je sprowadzić do uogólnienia, że skoro droga staje się coraz lepsza*, to przynajmniej na ostatnim skrzyżowaniu najpewniej wybraliśmy właściwą.
=============
*/ Droga staje się coraz lepszą, gdy pozwala iść godniej, a przez to wygodniej. Sama wygoda godności drodze nie daje.
Gdy uważniej spojrzy się na historię Polski, to wyraźnie widać, że u podstawy każdego zrywu Polaków było pragnienie godności a żadna klęska, ani knowania zdrajców nie zdołały tego pragnienia odebrać.
PiS jest obecnie jedyną formacją, która programowo chce i czynami spełnia to pragnienie godności.
Świetnie że jest to nagranie. Zdaje się, że Opatrzność bierze też poprawkę na ten milion marnowanych przez nas szans.
OdpowiedzUsuń