piątek, 16 sierpnia 2019

O pokręconych dróżkach Bożej Opatrzności


      Nie pamiętam niestety, od którego z księży (bo to z całą pewnością był ksiądz) to usłyszałem, ale chodzi mniej więcej o to, że tak zwana Opatrzność Boża nie działa tylko w jednym kierunku, ale jak najbardziej w obu. A ja to widzę mniej więcej tak, że jeśli idzie sobie człowiek drogą i rozwiąże mu się but, on się zatrzyma, żeby go zawiązać i w tym momencie tuż przed nim urwie się stary, zaniedbany balkon, to owszem można powiedzieć, że ten but mu się rozwiązał dzięki Bożej Opatrzności i też tylko dzięki owej opatrzności on wciąż żyje. Może być też jednak inaczej. Idzie sobie człowiek drogą, rozwiąże mu się but, on się schyli, żeby go zawiązać, ruszy dalej i w tym momencie spadnie mu na głowę stary zaniedbany balkon i go zabije. Otóż zdaniem owego księdza za tym również stoi Opatrzność Boża, która uznała, że – choć my oczywiście tego nie rozumiemy – tak będzie lepiej, gdy chodzi o interes większy.
       Podoba mi się ta teoria choćby z tego względu sam mam pewne ważne dla mnie doświadczenie, które, z mojego przynajmniej punktu widzenia, świadczy o krętych drogach owej Bożej Opatrzności, która, dla mojego przynajmniej dobra, zadziałała w sytuacji, gdy wszystko wskazywało na to, że nie pozostaje mi nic innego jak płakać. Mam na myśli Stan Wojenny, który w pewnym momencie mojego życia zmartwił mnie naprawdę bardzo, a w jego efekcie dziś, zamiast gnić gdzieś w Danii, czy Niemczech wśród bandy zboczeńców, jestem tu gdzie jestem i bardzo sobie to chwalę. A daję słowo, że było już naprawdę blisko.
       Otóż rzecz jest w tym, że moim zdaniem – choć, powtarzam, większości z tego my ani nie rozumiemy, ani nie mamy możliwości, by zrozumieć to kiedykolwiek – jedną z gorszych rzeczy, jaka nam grozi, to narzekanie na tak zwany los. Bo kto wie, czy za tym, co nazywamy losem, nie stoi po prostu Pan Bóg i Jego dla każdego z nas plan.
      To co dotychczas napisałem brzmi bardzo poważnie i wydaje się zapowiadać jakieś nie wiadomo jak głębokie refleksje. Tymczasem, nic podobnego. Dziś będziemy mówić o polityce i to w wydaniu najbardziej podstawowym. Otóż, jak wszyscy wiemy, wczoraj w Katowicach odbyły się uroczystości Święta Wojska Polskiego i powiem zupełnie szczerze, że ja w najśmielszych swoich przypuszczeniach nie spodziewałem się, że może dojść do czegoś o takiej skali. A wszystko zaczęło się od dnia gdy – oczywiście po wcześniejszych umizgach –  Prawo i Sprawiedliwość ogłosiło, że w październikowych wyborach z Katowic i okolicy będzie kandydował sam premier Mateusz Morawiecki. Usłyszałem tę wiadomość i wprawiła mnie ona w naprawdę dobry nastrój, nie dlatego, że uważam Morawieckiego za fantastycznego człowieka – czemu swoją drogą nie zaprzeczam – ale ze względu na to, że po raz nie wiem już który Jarosław Kaczyński pokazał, że jest najwyższej klasy strategiem. Jeśli Mateusz Morawiecki zdobędzie serca mieszkańców Śląska – a to, o czym w dalszej części tej notki, jest dziś więcej jak pewne – Prawo i Sprawiedliwość ma szansę na większość konstytucyjną.
       Ucieszyłem się zatem z tej nominacji i nie musiałem dłużej czekać, by się dowiedzieć, że w ogóle Katowice stały się głównym celem wyborczej kampanii Prawa i Sprawiedliwości, z kulminacją w dniu wczorajszym. Otóż chodzi mi o to, że poszliśmy z żoną wczoraj do miasta oglądać te czołgi i samoloty i powiem szczerze, że ja od czasu jak tu przed laty przyjechał św. Jan Paweł II, nie miałem okazji obserwować takich tłumów i takiego entuzjazmu. Poszliśmy do miasta i widząc co się dzieje, pierwsze co zrobiliśmy, to daliśmy nogę i jak najprędzej wróciliśmy do domu. Tak było, i dla mnie, a więc dla kogoś, kto wydawałoby się zna dobrze gnuśność w jakim ten region jest od lat pogrążony, to co zobaczyłem to był autentyczny szok.
        Piszę te słowa i wiem, że wciąż pewnie nie powiedziałem, po co w ogóle te dzisiejsze refleksje. Już to naprawiam. Otóż, jak słyszę, pojawiają się zarzuty, że Prawo i Sprawiedliwość urządziło ten cały „cyrk” wyłącznie w jednym celu: by wesprzeć kampanię premiera Morawieckiego. I ja chcę tu powiedzieć, że owszem, ów „cyrk” jak najbardziej wspiera kampanię Premiera, podobnie jak sama nominacja Premiera wspiera kampanię PiS-u na Śląsku. Powiem więcej. Wszystko, dosłownie każdy dzień, jaki nam wyznacza czas do wyborów, gdy chodzi o Śląsk, jest wyłącznie po to, by wesprzeć kampanię premiera Morawieckiego i jak najbardziej PiS-u. Powiem jeszcze więcej: to że wczoraj, podczas tak zwanego „wojskowego pikniku”, przez całe godziny premier Morawiecki chodził wśród ludzi, rozdawał autografy i się z ludźmi fotografował, to nie brudny pomysł Jarosława Kaczyńskiego; to wyłącznie efekt czegoś, co nastąpiło znacznie, znacznie wcześniej. A zatem problem wcale nie polega na tym, że tu doszło do jakiegoś oszustwa. Nic podobnego. To wszystko, z czym mamy dziś do czynienia to wyłącznie efekt całej serii wybitnie korzystnych dla PiS-u wydarzeń, z których najświeższym jest fakt, że akurat znaleźliśmy się w przededniu setnej rocznicy Powstań Śląskich i trzeba by było nie mieć kropli oleju w głowie, by z tej okazji nie skorzystać.
      Proszę spojrzeć na serię zdarzeń. Po ośmiu latach tego upadku, od którego, wydawałoby się nie ma ucieczki, pojawia się na scenie Andrzej Duda, który rozbija w proch Bronisława Komorowskiego, chwilę później Prawo i Sprawiedliwość uzyskuje w wyborach samodzielną większość, która umożliwia mu bezkarne realizowanie planu, który, jak rozumiem, Jarosław Kaczyński miał w głowie od lat. Mijają lata i wszystko wskazuje na to, że wreszcie doczekaliśmy czasu, że owo Zło, z którym musieliśmy się w ten czy inny sposób mierzyć nawet nie przez osiem, ale przez 30 niemal lat, zostanie ostatecznie zniszczone. A jakby tego było mało, nagle się okazuje, że wszystkie wiatry, jakie zaczynają nagle wiać, wieją wyłącznie w tym jednym upatrzonym wcześniej kierunku.
      Od wczesnych godzin rannych brałem udział we wczorajszych uroczystościach i nie mogłem się otrząsnąć z wrażenia, że wszystko się układa w taki sposób, by każda kolejna kolejna minuta przybliżała Prawo i Sprawiedliwość do ostatecznego, i chyba jednak faktycznie ostatecznego, zwycięstwa. Tu naprawdę nie chodzi o to, że władza wykorzystuje swoją władzę właśnie po to, by wzmacniać szanse na wyborcze zwycięstwo. Otóż nie. Władza nie musi korzystać z władzy. Wystarczy, że będzie korzystała z tego, co wspomniane wiatry przyniosą. A wiatry te, jak już wspomniałem, są nadzwyczaj korzystne.
      Nadszedł zatem czas, by sobie wyjaśnić, czemu tak. Co się takiego stało, że obecna władza ma tyle nieprawdopodobnego wręcz szczęścia? Jak to się dzieje, że wydawałoby się każdy ruch powietrza działa na jej korzyść i ona nawet nie musi szczególnie mocno walczyć, by ów ruch wykorzystać? Otóż ja mam swoją teorię i ona jest związana bardzo mocno z tym, o czym pisałem na początku tych refleksji. Otóż moim zdaniem, za wszystkim tym, co się zdarzyło zarówno w latach 2005-2007, no i potem, przez kolejne osiem lat, z kulminacją w postaci Katastrofy Smoleńskiej, oraz sfałszowanych wyborów prezydenckich, stała Boża Opatrzność. Jestem szczerze i głęboko przekonany, że gdyby tam chociaż jedna cegiełka spadła o ułamek sekundy wcześniej lub później, wszystko by się potoczyło zupełnie inaczej...
      Ja zdaję sobie sprawę, że w tym momencie wpadłem w nastrój niebezpiecznie metafizyczny, ale cóż ja mogę poradzić, skoro minął ten wczorajszy dzień i ja ani przez moment nie miałem chwili wątpliwości, że wszystko bardzo przyspieszyło, do tego stopnia, że my tu właściwie możemy przestać się martwić. A gdy chodzi o mnie, to z najwyższą radością mogę trzymać w sercu fakt, że podczas uroczystej Mszy za Ojczyznę, jaka miała miejsce w moim kościele, z udziałem wspomnianego Premiera, nie wspominając już o Prezydencie z Małżonką, miałem zaszczyt czytać św. Pawła do Koryntian z tym fragmentem, gdzie na końcu zostaje pokonana śmierć.
        Bardzo miło jest być choćby marnym skrawkiem tego tak upragnionego zwycięstwa.





Przypominam, że niemal cudem udało mi się zdobyć ostatnich 18 egzemplarzy mojej książki z listami od Zyty Gilowskiej. Większość z nich już jest w rękach Czytelników, natomiast, owszem, można wciąż do mnie pisać na adres k.osiejuk@gmail.com i pytać. Zapraszam.

10 komentarzy:

  1. Podczas uroczystej Mszy za Ojczyznę w Tarnowie, inaczej niz co roku, nie pojawil sie zaden z naszych 5 biskupow. Byc moze ma to zwiazek z pojawieniem sie na tej mszy bylego wielbiciela kodu i znanego wszystkim wroga kosciola katolickiego - kosiniaka kamysza.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Autor

    Jest coś szczególnego w tym, że to akurat Ty czytałeś ten fragment Listu, to nie przypadek.

    Przypomniał mi się również Twój tekst w którym przypominałeś, że Śmierć jest największym(jednym z największych) wrogiem właśnie.
    Daje [link]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Mateusz
      O tak! Pamiętam. Co ciekawe, sam to zupełnie wymyśliłem.

      Usuń
  3. Szczęść Boże. Z wrażenia nic więcej nie wymyślę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy jest pan w stanie jakoś wytłumaczyć to:
    https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/68360897_941467069539250_1278430619478523904_o.jpg?_nc_cat=111&_nc_oc=AQmyBRufmvALMhPyFQeTP68EmPFiHwb3CQYJBWtvMtjJpnCbKA2HvHr5WJ2RRLzTF80&_nc_ht=scontent-waw1-1.xx&oh=6c666a6e138b7e41fbc2b08c452eda80&oe=5DD4EEE0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Ukryta ...

      Jeżeli ktoś tzw. Śląskość stawia ponad,a co gorzej w nieusuwalnej kolizji z Polskością, to rzeczywiście może czuć niepokój, że Polskość jego wrogość zauważa i zakamuflowania tej wrogości, ani jej samej zaakceptować nie chce.

      Jest bowiem w takiej tzw. Śląskości fałszywe założenie, iż prawdziwa Śląskość przy Polsce rozwijać się nie może. To jest założenie nie ze Śląska, ale z głębi najgorszej niemieckiej propagandy, w której (jak w pierścieniu Nibelunga) śpi zło najgorsze w Europie i dla Europy.

      Usuń
    2. @Ukryta Opcja niemiecka
      Podajesz dwa bezczelnie zmanipulowane cytaty. Oto dwie wypowiedzi w wersji oryginalnej:
      1 "Niedawno umieszczono, wbrew wyrokowi Sądu Najwyższego z 2007 roku, narodowość śląską w spisie powszechnym. Sąd Najwyższy słusznie bowiem wywiódł, że historycznie rzecz biorąc, niczego takiego jak naród śląski nie ma. Można dodać, że śląskość jest po prostu pewnym sposobem odcięcia się od polskości i przypuszczalnie przyjęciem po prostu zakamuflowanej opcji niemieckiej. W PO nie budzą protestu postawy jawnie antypolskie, wręcz obrażające Polaków. Przykładem jest choćby długotrwała obecność w tej partii Kazimierza Kutza, którego publicystyka w wielu wypadkach jest jadowicie antypolska. Ważny jest też stosunek do Ruchu Autonomii Śląska, którego członkowie kandydowali z list PO, mimo że ta formacja jawnie odcina się od polskości. Jej szef Jerzy
      Gorzelik mówi wprost: jestem Ślązakiem, nie Polakiem, Polska nie jest dla mnie najważniejsza. Niezwykle charakterystyczna jest też
      bardzo agresywna reakcja czołowego polityka PO, szefa klubu Tomasza Tomczykiewicza, na formułowaną w Sejmie krytykę decyzji zawarcia koalicji z RAŚ w samorządzie wojewódzkim, a także stała
      opcja tej partii na współpracę z Mniejszością Niemiecką na Śląsku Opolskim. I to mimo powtarzających się incydentów wskazujących
      na to, że przynajmniej niektórzy działacze tej mniejszości ostentacyjnie demonstrują nielojalność wobec państwa polskiego (zdejmowanie polskich flag i godła w gminach rządzonych przez MN)".
      Ile trzeba mieć w sobie złej woli, by z tej wypowiedzi wyciągnąć wniosek, że Kaczyński jest przeciwko śląskości w ogóle, a nie tej narzucanej nam przez Gorzelika i jego zwolenników?
      2. "Śląsk to także wielkie zagłębie, jeżeli chodzi o ludzi przygotowanych do pracy innowacyjnej, przygotowanych by nadawać polskiej gospodarce bardziej nowoczesny kształt. I to wszystko stoi, tu się w gruncie rzeczy nic nie robi, natomiast dochodzą do nas coraz to nowe informacje o rożnego rodzaju aferach, nadużyciach. Śląsk jest takim miejscem, gdzie natężenie tych negatywnych zjawisk, natężenie patologii jest rzeczywiście bardzo wysokie. Potrzeba zmian, potrzeba zmian w Polsce. Czas na zmiany w Polsce, czas na zmiany na Śląsku i Śląsk powinien być w czołówce tych zmian".

      Usuń
  5. @toyah

    Pytasz:

    Co się takiego stało, że obecna władza ma tyle nieprawdopodobnego wręcz szczęścia?

    Jak to się dzieje, że wydawałoby się każdy ruch powietrza działa na jej [obecnej władzy] korzyść i ona nawet nie musi szczególnie mocno walczyć, by ów ruch wykorzystać?

    To są pytania, że się tak wyrażę, o to kędy dmie Duch Święty. Jeśli zaś kto nie wierzy, to są to pytania o działanie kosmosu, bo wszak "coś" musi być. Dlatego metodą dedukcji człowiek nie jest w stanie ustalić: "Czy to dobra droga, drogi Watsonie"?
    Trzeba zatrudnić rozumowanie indukcyjne. W uproszczeniu można je sprowadzić do uogólnienia, że skoro droga staje się coraz lepsza*, to przynajmniej na ostatnim skrzyżowaniu najpewniej wybraliśmy właściwą.

    =============
    */ Droga staje się coraz lepszą, gdy pozwala iść godniej, a przez to wygodniej. Sama wygoda godności drodze nie daje.
    Gdy uważniej spojrzy się na historię Polski, to wyraźnie widać, że u podstawy każdego zrywu Polaków było pragnienie godności a żadna klęska, ani knowania zdrajców nie zdołały tego pragnienia odebrać.
    PiS jest obecnie jedyną formacją, która programowo chce i czynami spełnia to pragnienie godności.



    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie że jest to nagranie. Zdaje się, że Opatrzność bierze też poprawkę na ten milion marnowanych przez nas szans.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...