niedziela, 1 lipca 2018

O pewnej śmierci i psach, które nie zawyły

W piątkową noc siedziałem tu jak zwykle, przygotowując kolejny tekst, jak zwykle spoglądałem od czasu do czasu w telewizor, na którym, jak zwykle, nadawała stacja TVP Info, i nagle ujrzałem wiadomość, że zmarła Irena Szewińska, no a chwilę później zwykły program został przerwany, połączono się z Andrzejem Supronem, wybitnym polskim zapaśnikiem, mistrzem świata i Europy, a jednocześnie, jak się okazuje, bliskim przyjacielem Szewińskiej, no i on z wielkim wzruszeniem zaczął opowiadać o swojej zmarłej koleżance. Po Supronie pojawił się kolejny komentator, po nim kolejny i coc w TVP Info przerodził się w czas wspomnień po  owej wspaniałej kobiecie. W pewnym momencie pomyślałem, że zajrzę do TVN-u, by sprawdzić, co mówią oni… i proszę sobie wyobrazić, że tam, normalnie, polityka, a o tej śmierci ani słowa. Zajrzałem na Onet, no a tam z kolei na pierwszym miejscu wiadomość, której nie zapamiętałem, po niej informacja, że piosenkarka Nosowska była czymś bardzo zdziwiona, a dopiero na trzecim miejscu wiadomość o tym, że oto po ciężkiej chorobie zmarła siedmiokrotna medalistka igrzysk olimpijskich (3 medale złote, 2 srebrne i 2 brązowe), oraz dziesięciokrotna medalistka mistrzostw Europy (10 medali na otwartym stadionie i 3 w hali), w roku 1974 ogłoszona przez agencję prasową United Press International pierwszą sportsmenką świata, no i wreszcie przez wiele lat najszybszą kobietą na świecie, czyli ktoś, kogo można zestawić tylko z takim Useinem Boltem, a i to nie do końca, biorąc pod uwagę, że Bolt biegał wyłącznie 100 metrów, a Szewińska biła rekordy na 100, 200 i 400 metrów, i jeszcze z sukcesem skakała w dal. A zatem musimy stwierdzić, że kiedy zmarł być może najznakomitszy sportowiec w historii światowego sportu, część z nas uznała, że informacja o tym, że Kasia Nosowska czegoś nie rozumie, jest ważniejsza.
      Ja natomiast mam problem z Szewińską właśnie, a po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że on istnieje, kiedy jeszcze w zeszłym roku z okazji wizyty w Polsce brytyjskiej pary książęcej Williama i Kate zorganizowano wielkie garden party, na które zostały zaproszone największe gwiazdy polskich mediów, a wśród nich, jakimś nigdy do końca nie wyjaśnionym cudem, również Irenę Szewińską. Oglądałem w telewizji transmisję z owej uroczystości i nagle zobaczyłem Szewińską, jak stoi tam z boku, kompletnie samotna z tą swoją torebką i nieśmiałym uśmiechem, i pies z kulawą nogą nawet na nią nie zaszczeka. Cała uwaga bohaterów tego dnia, no i w konsekwencji mediów oraz zgromadzonych gości, koncentrowała się na wszystkim, choćby na koszykarzu Gortacie i jego aktualnej cizi, aktorce Bachledzie Curuś, a nie na Szewińskiej. Widok Szewińskiej, tak strasznie odrzuconej, a jednocześnie tak skromnej, zrobił na mnie takie wrażenie, że wysłałem do „Warszawskiej Gazety” specjalny w tym temacie tekst, który – za co zostałem tu niedawno tak fatalnie skrytykowany – następnie opublikowałem tu na blogu, no a dziś słyszę, że ona prawdopodobnie już wtedy stawała do swego ostatniego biegu. Dziś oczywiście wszyscy omawiają tę śmierć, jednak ja znów stwierdzam z bólem serca, że był moment, kiedy ta strata nie zasługiwała nawet na to, by konkurować ze zmartwieniami jednej z polskich popowych piosenkarek.
      Informację o śmierci Szewińskiej w jednej chwili wrzuciłem na Facebooka z uwagą, że świat ani nie drgnął. Dziś pod tą notką pojawiło się parę komentarzy, w tym jeden o tym, że Szewińska to Żydówka.
      Niech Dobry Bog ma nas w Swojej opiece, a na sam koniec zamieszczam piękny wiersz e.e. cummingsa o Buffalo Billu:

Buffalo Bill's
defunct
               who used to
               ride a watersmooth-silver
                                                                  stallion
and break onetwothreefourfive pigeonsjustlikethat
                                                                                                     Jesus

he was a handsome man 
                                                  and what i want to know is
how do you like your blue-eyed boy
Mister Death

A moje książki są tam gdzie zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...