Tematów jest tyle, ze i tym razem
jesteśmy nieco spóźnieni, niemniej równie serdecznie zapraszam do kupowania
„Warszawskiej Gazety”, a w niej moich felietonów. Dziś najnowszy z nich.
Polecam serdecznie.
O ile się nie mylę nasze, ale
pewnie też większość światowych mediów tej informacji nie podała, ale przy
okazji Dnia Niepodległości pod Statuą Wolności lewacka grupa o nazwie „Rise and
Resist” zorganizowała protest przeciwko agencji działającej od lat w USA pod
nazwą Immigration and Customs Enforcement, której celem jest deportacja osób,
które pogwałciły prawo imigracyjne. Agencja, jak mówię działa od zawsze, jednak
dopiero za rządów Trumpa stała się powszechnie rozpoznawalna. W ramach wspomnianego
protestu, jedna z jego uczestniczek, niejaka Therese Okoumou, przybyła do Stanów Zjednoczonych z objętego wojną domową
i przerażającą nędzą Konga, ubrana w koszulkę z napisem „Polityka Trumpa
sprawia, że chce się nam rzygać”, wdrapała się na Statuę Wolności i się tam
przyczaiła. W tej sytuacji policja zmuszona była oczyścić teren z 4,5 tysiąca
zwiedzających i podjąć działania ratujące tę kobietę, tak nieszczęśliwą z tego
powodu, że ona zamiast żyć sobie spokojnie w Kongo, zmuszona jest cierpieć pod
batem prezydenta Trumpa. Kobieta
została bezpiecznie sprowadzona na dół, a przy okazji aresztowano siedmiu
działaczy wspomnianej wcześniej organizacji, którzy, swoją drogą, oświadczyli,
że oni akurat ową Okoumou pierwszy raz widzą na oczy. Nie zmieniło to faktu, że
sama policja, owszem, o niej wcześniej słyszała, choćby wtedy, gdy w zeszłym
roku aresztowała ją za napaść na policjanta podczas jednego z jej cotygodniowych
protestów przeciwko prezydenturze Trumpa.
Ktoś powie, że to jest rzecz
nie warta naszej uwagi, bo ani to Polska, ani, nawet jeśli będziemy się trzymać
wyłącznie Ameryki, problem zasługujący chocby na splunięcie. Otóż to jest
nieprawda. Gdy chodzi o nas, to przede wszystkim to co się dzieje w Ameryce
jest dla nas ważne, bo tym bardziej musimy mieć świadomość, że zostalismy
bardzo szczodrze dotknięci palcem Bożej Opatrzności. I nawet jeśli będziemy od
czasu do czasu narażeni na wystepy takich ludzi jak Magdalena Środa, czy Jacek
Żakowski, to powinniśmy mieć tę świadomość, że jesteśmy wciąż bardzo, ale to
bardzo daleko od piekła.
Jeśli natomiast idzie o
Amerykę, to nasze refleksje mają wymiar jak najbardziej uniwersalny.
Wspomniałem tu o tym przelotnie wcześniej, ale proszę zwrócic uwagę na to, co
się dzieje. Nie wiem, w jaki sposób owa Therese Okoumou to osiągnęła, ale
pewnego dnia przybyła z Afryki do Ameryki, została tam przyjęta, jak słyszę,
znalazła dom i bardzo dobrą pracę tak zwanego „personal trainer”, i nagle
dostaje takiej cholery na póki co zaledwie jedną kadencję jednego prezydenta,
że dla swoich emocji gotowa jest poświęcić to swoje niewątpliwe szczęście i
wrócić do swojej rodziny w Kongo.
Ja oczywiście nie wiem, czy ona
ostatecznie będzie deportowana, czy nie, choć oczywiście liczę, że tak. W tej
chwili jednak interesuje mnie to, jak bardzo – mimo oczywistych różnic między
różnymi punktami na świecie – ten obłęd jest tak naprawdę zawsze taki sam.
Książki są tam gdzie zawsze, a więc
w księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, w
sklepie Foto-Mag w Warszawie, no i u mnie tu na miejscu pod adresem
k.osiejuk@gmail.com. Bardzo zachęcam.
Deklaracje pani Okoumou są bezbrzeżnie groteskowe. Co innego pryncypialna polityka antyimigracyjna gabinetu gdzie najważniejszy ma korzenie niemiecko-szkocko-szwedzkie, drugi irlandzkie, kolejny włoskie... szukam, szukam, widzę tam Kubańczyka, Libańczyka, Chinkę z Tajwanu, potomkinię Holendrów... jak to, ani jednego rdzennego Amerykanina? Ależ to niespotykanie wręcz nieśmieszne!
OdpowiedzUsuń