Mój serdeczny kolega Wierzący Sceptyk zaznaczył tu niedawno bardzo
wyraźnie, że on sobie nie życzy trafiać tu na teksty traktujące o sporcie i o
masowych mordercach, co ja, mimo że na parę tysięcy tekstów, które tu
opublikowałem, zaledwie paręnaście może dotyczyć wspomnianych zagadnień,
odnoszę do siebie. I oczywiście chętnie by ową uwagę zlekceważył, jako jeszcze
jeden z dowodów na to, że tu najczęściej myśli są szybkie, a słowa bylejakie,
gdyby nie fakt, że również w tych dniach mój inny serdeczny kumpel Coryllus z
kolei zauważył, że ja, zamiast pisać na tematy bieżące i ważne, traktuję ten
portal wyłącznie jako miejsce, gdzie mogę publikować swoje felietony z
„Warszawskiej Gazety”. Skoro jednak sprawy się mają tak, a nie inaczej, dziś
znów będzie o sporcie, a ja mam już tylko nadzieję, że Wierzący Sceptyk
znajdzie sobie dziś jakieś inne, znacznie ciekawsze, źródło inspiracji.
Otóż oglądam, jak wielu z nas, mecze
piłkarskich mistrzostw świata i coraz bardziej utrzymuję się w przekonaniu, że
tym razem jednak nasi okazali się absolutnie najgorsi. Gorsi od Panamy, Arabii
Saudyjskiej, Maroka, a nawet – wbrew wszelkim nadziejom – Japonii, która
wczoraj oczywiście spieprzyła, ale wciąż nie ma się czego wstydzić. Był moment
kiedy wydawało się, że, gdy chodzi o poziom zgnuśnienia, z odpowiednią gracją
pokonali nas Hiszpanie, ale po pewnym zastanowieniu, dochodzę do wniosku, że i
tym jednak razem nasze Orły pozostały niepokonane.
Dodatkowo, jakby tego było mało, wpadłem
wczoraj właśnie na coś, co oczywiście wiele nie zmienia, ale, owszem, nasze sportowe
emocje i wrażliwość zdecydowanie ubogaca. Otóż kiedy już wiadomym się stało, że
polska drużyna wraca z tej bitwy na tarczy, nasza pierwsza gwiazda Robert
Lewandowski udzielił wypowiedzi Polskiej Telewizji i oznajmił mniej więcej coś
takiego: „Wielokrotnie
rozmawiałem z mediami i na pytanie, czy jesteśmy faworytem grupy odpowiadałem,
że nie. Podkreślałem, że trafiliśmy do najtrudniejszej grupy na mundialu i mam
wrażenie, że czasem nie chcieliście usłyszeć tego, co my mówiliśmy. Tymczasem zarówno Senegal, Japonia jak i
Kolumbia, to najsilniejsze drużyny na swoich kontynentach. W tej sytuacji,
naprawdę nie było łatwo”. Wysłuchałem tej opinii i pomyślałem sobie, że
jest w tym sens. Jeśli spojrzymy na to w ten akurat sposób, całe to gadanie o
różnych stylach, oraz o tym, że drużyny z Afryki potrafią zaskoczyć, nie ma
większego znaczenia. Zjawisko globalizacji przekracza wszelkie dotyczasowe
granice i również w sporcie poziom profesjonalizmu staje się coraz bardziej
wyrównany, a jeśli do tego dochodzą tego typu kryteria, to czemu się tu dziwić?
I kiedy oglądamy kolejne mecze, widzimy tylko, jak bardzo owa prawda się
potwierdza.
Tymczasem stało się tak, że wczoraj
trafiłem na rozmowę, jakiej, jeszcze przed rozpoczęciem mistrzostw, ten sam
Robert Lewandowski udzielił, rozdawanemu swoim klientom przez niemiecką sieć
drogeryjną Rossmann, magazynowi „Skarb”, gdzie na pytanie: „Nie martwi was, że na co dzień nie mierzycie
się z tak mało znanymi w Europie zespołami i nie znacie ich stylu gry?”,
mówi on co następuje: „Według mnie
losowanie było dla nas dobre i te zespoły są w zasięgu naszych możliwości”.
Mijają kolejne dni, kolejne drużyny wypruwają z siebie żyły, by, nawet
jeśli przyjdzie im przegrać, wyjść z tych mistrzostw z honorem, a ja mam przed
sobą rozmowę z Lewandowskim i jeszcze coś nadzwyczaj wymownego. Otóż ilustrację
tego wywiadu stanowi pięknie upozowane zdjęcie Lewandowskiego, gdzie ten, z
walecznie zaciśniętą pięścią i niemym wrzaskiem na ustach, prezentuje opaskę z
napisem „OSHEE”, a gdyby to klientom Rossmanna było zbyt mało, by się połapać,
w czym rzecz, na sam koniec rozmowy nasza gwiazda mówi: „Filozofia marki OSHEE jest bliska mojej – samodoskonalenie i
motywowanie do aktywnego trybu życia. To marka, która stale się rozwija,
wchodzi na kolejne rynki międzynarodowe, nie stoi w miejscu. Dla siebie
wybrałem czteroskładnikowy napój cytrynowo-grejpfrutowy – najbardziej go lubię”.
A my już wiemy, jak przebiegały przygotowania naszych Orłów do tego
piłkarskiego święta.
A na koniec jeszcze jedna, wcale nie nowa, refleksja. Otóż ja wcale nie
uważam, że priorytety, jakie stawiają sobie ludzie tacy jak Lewandowski, są
nieodpowiednie. Oni kalkulują jak najbardziej nowocześnie i z duchem czasu. W
końcu, jaki jest sens wyrywać sobie serce z piersi wyłącznie po to, by się
okazać sprytniejszym w kopaniu piłki od jakiegoś wytatuowanego przygłupa z
Brazylii, czy Chorwacji? Lub jeszcze inaczej: jaki jest sens zdychać za
Ojczyznę?
Zachęcam wszystkich do kupowania naszych książek. Każda z
nich jest dostępna w księgarni na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl i w warszawskim
sklepie Foto-Mag. Gdy chodzi o moje, to jeszcze można napisać na adres
k.osiejuk@gmail.com.
Ci szpece od reklamy też mają pod kopułami, Lewandowski w reklamie jest mistrzem świata co najmniej ponieważ użył odpowiedniego szamponu, co potem dość mocno kontrastuje z tym co widać na boisku.
OdpowiedzUsuńZamiast zrobić reklamę na ludzie bez spiny na nie wiadomo co:
https://youtu.be/S-L2QK_nQhI
Zawsze uważałem, że z dwojga złego lepiej zabijać za Ojczyznę niż umierać.
OdpowiedzUsuńhttps://wiadomosci.wp.pl/nowa-reklama-kolo-wawelu-jedna-z-tysiaca-w-calym-kraju-6031705390703745a
OdpowiedzUsuńKto jeszcze pamięta, jak zaczynało Oshee?