Przepraszam z
góry wszystkich tych, którzy wolą bieżące emocje, ale przyszła pora na kolejny
odcinek „Wezwanych do tablicy”, które, jak mi wiadomo, niektórzy z nas bardzo
sobie cenią. A zatem zapraszam i do dzisiejszej zabawy i oczywiście do
kupowania „Polski Niepodległej”. Gdy ona
się zacznie sprzedawać na tyle dobrze, że stanie się znów tygodnikiem, to i ja
to odczuję.
Poprzedni odcinek „Wezwanych” zaczynaliśmy od kompromitacji naszych
piłkarzy na mistrzostwach w Rosji, a ponieważ czas nie czeka na nikogo, dziś
zbliżamy się już do końca tego – muszę uczciwie przyznać – najbardziej
ekscytującego od wielu dekad widowiska i wygląda na to, że naprawdę ogromne
szanse na zdobycie tytułu ma drużyna Chorwacji, której jestem pewien, że nie
tylko ja kibicowałem. Co ciekawe, bardzo wyraźne było wobec owej piłkarskiej
sytuacji też stanowisko polskich władz. Przede wszystkim zrobiła wrażenie na
wszystkich seria zdjęć na których prezydent Duda i pani prezydent Kitarović
zachowują się jakby mieli romans, a jakby tego było mało, w TVP Info, jeszcze
przed wielkim finałem, ale już po meczu z Anglią, wystąpił minister Błaszczak i
zupełnie otwartym tekstem oświadczył, że on się „bardzo cieszy, że na boisku
Chorwaci okazali się lepsi”. Co jeszcze bardziej fascynujące, Błaszczak
nadzwyczaj fachowym tekstem skomentował wybór kolejnego po Adamie Nawałce
selekcjonera polskiej reprezentacji. Wszyscy znamy codzienne możliwości pana
ministra, więc powinniśmy być pewnie nieco zdziwieni ową demonstarcją własnego
zdania, gdyby nie fakt, że uważni widzowie z pewnością zauważyli maleńką
słuchaweczkę dyskretnie wetkniętą w lewe ucho Ministra. Swoją drogą, to już
chyba jest odpowiedzialność prezesa Kurskiego, że nie pouczył swoich
pracowników, że słuchawka ma być wetknięta w ucho po ciemnej stronie księżyca.
***
Ja bym się jednak za bardzo nie czepiał tego gapstwa, bo poza tym, Partia
się ostatnio naprawdę spisuje znakomicie. Największe chyba wrażenie zrobiła na
wyborcach, a kto wie, czy nie tylko wyborcach, akcja przeprowadzona wobec tymczasowego prezesa Sądu Najwyższego,
sędziego Iwulskiego. Najpierw przez kilka dni się coś tam gotowało i oto nagle
prof. Sławomir Cenckiewicz wystąpił w reżimowej telewizji i, jak nabardziej
opierając się na dokumentach dotychczas ukrytych w tak zwanym Zbiorze Zastrzeżonym,
ogłosił, że sędzia Iwulski był oficerem WSI w randze nie jakiegoś głupiego
podporucznika, jak większość z nich, ale aż kapitana, przez wspomniane służby
skierowanym na odcinek sądownictwa, gdzie następnie, najpierw przez słodkie
lata PRL-u, a następnie już wolnej Polski, zadawał szyku jako przedstawiciel
czegoś, co ostatnio zyskało miano „nadzwyczajnej kasty”. Dziś efekt jest taki,
że jak się okazuje, w Polscę chwilę temu wyrwanej z rąk kapitana Sowy i jego
przyjaciół, faktycznym prezesem Sądu Najwyższego jest oficer komunistycznych
tajnych służb. Ciekawe, jak to przeżyje druga grupa przyjaciół, tym razem tych
brukselskich?
***
Pierwsze jaskółki już są. Oto telewizja Polsat News, a za nią oczywiście
cały nieomalże Internet pokazał dłuższy film z londyńskiego szczytu NATO, gdzie
widzimy, jak to zresztą ma miejsce zawsze, grupę polityków w garniturach, jak
idą skąd dokądś, a wśród nich przewodniczącego Komisji Europejskiej Jean-Claude
Junckera, który tym razem jest już tak straszliwie pijany, że, aby nie upadł,
musi go podtrzymywać dwóch rosłych mężczyzn, w tym – o ironio! – przede
wszystkim prezydent Ukrainy, Petro Poroszenko. Myśmy oczywiście na tego
Junckera mieli oko od pewnego czasu, patrząc, jak on się rzuca na każdego kogo
spotka, albo całując go, albo szarpiąc go za włosy, albo wreszcie szczypiąc w
policzki i wiedzielismy, że on musiał sobie ledwo co strzelić tak zwaną „lufę”,
by zachować dobry nastrój, jednak to co
się wydarzyło podczas Szczytu, to już nie było nawet śmieszne. Swoją drogą,
ciekaw jestem bardzo, czy nie będzie tak, że miną kolejne miesiące, okaże się,
że Polski nie da się już jednak odzyskać i ta banda idiotów, tu i tam,
zwyczajnie się uchleje z rozpaczy. Mam nadzieję, że telewizja to pokaże.
Poproszę, by to było pod choinkę.
***
Obawiam się jednak, że w tym roku jeszcze jednak, jeśli coś dostaniemy pod
choinkę, to nie będzie schlany do nieprzetomności Donald Tusk, ale, wręcz
przeciwnie, aż nazbyt trzeźwy i jak zawsze w szampańskim nastroju, Wojciech
Cejrowski. Szczerze powiedziawszy, ja dotychczas bardzo się starałem, żeby jego
akurat tu w tej naszej rubryce nie dręczyć, no bo to człowiek jakoś tam zasłużony
i często nawet słusznie za różne swoje gesty przez wielu z nas szanowany,
jednak pomyślałem sobie, że jeśli mam być uczciwy wobec siebie i Czytelników,
to muszę coś powiedziedzieć. Otóż chwilę przedtem, zanim zasiadłem do pisania
tego tekstu, obejrzałem sobie kolejne wydanie sztandarowego programu telewizji
TVP Info „Minęła 20”, a tam, ponieważ to czwartek, znów pokazał się nam
wspomniany Cejrowski i znów w tym samym programie. Kto wie, ten wie, a kto nie
wie, temu zwracam uwagę, że każdy z jego występów rozpoczyna się od tego, że
Cejrowski ze swoim charakterystycznym, cwaniackim uśmiechem komika, który zaraz
nas tu będzie doprowadzał do rechotu, najpierw wykonuje zamaszysty znak Krzyża,
a następnie mówi „Szczęść Boże”, na co prowadzący program Michał Rachoń, równie
niezmiennie, i z równie cwaniackim usmiechem, wykrzykuje „Szczęść Boże, Daj
Boże!” i karuzela się kręci.
Jeśli idzie o ów znak Krzyża oraz powitanie „Szczęść Boże”, to ja tu nie
mam jakichkolwiek opóźnień i jedno i drugie stosuję wręcz nałogowo od wczesnego
dzieciństwa, tyle, że nigdy dla tak zwanego „jaja”. Powiem więcej, to są jedne
z nielicznych naprawdę gestów, które ja traktuję jako pozostające poza tym, co
można uznać za pochodzące z tego świata. Tymczasem, jak mam tu okazję oglądać
już od wielu miesięcy, Cejrowski, a z nim oczywiście i Rachoń, zachowują się,
jakby uznali, że zarówno pozdrowienie „Szczęść Boże”, jak i słowa „W Imię Ojca
i Syna i Ducha Świętego” znakomicie się nadają do kabaretu. Przepraszam wszystkich bardzo, ale czy to jest
możliwe, że w tej, jak wiemy, ściśle dziś już pisowskiej telewizji nie ma
nikogo, kto chodzi w niedzielę do kościoła?
***
Z całą pewnością do kościoła, i to choćby nawet Kościoła Szatana, nie
chodzi wokalista legendarnego zespołu The Rolling Stones, Mick Jagger. A, jak
się okazuje owa postawa wcale nie przeszkodziła mu w tym, by w sytuacjach
wymagajacych szybkiej oraz inteligentnej reakcji, mimo, jak wiemy, podeszłego
już wieku, wykazać się naprawdę wyjątkową inteligencją. Oto, proszę sobie
wyobrazić, że zapowiadając koncert owego zespołu w Warszawie, nasz ledwo już
rozpoznający świat Lech Wałęsa skierował do Micka Jaggera pismo, w którym
poprosił go o to, by ten podczas koncertu, w przerwie między jedną a drugą
piosenką, zechciał się wstawić za sędzią Gersdorf, którą pisowski reżim skazał na
emeryturę. Oczywiście Jagger zareagował i poinformował pana Bolka, że on sam
jest już za stary by robić za sędziego, ale za to wciąż jeszcze potrafii
śpiewać. No i zaśpiewał. Szok powstał tak wielki, że nawet słynny „The New York
Times” poinformował, że Mick Jagger zaapelował do polskich faszystowskich władz
o przywrócenie sędzi Gersdorf jej przyrodzonych praw. Mnie się jednak
najbardziej spodobał komentarz pewnego nadzwyczaj dowcipnego komentatora na
Twitterze, podpisującego się nickiem Tomie Kawakami, który napisał, że
Konstytucja ostatecznie zwyciężyła w momencie gdy Mick Jagger zaśpiewał
piosenkę „Angie”, w ten sposób dedykując ją kancelerz Merkel. Internet jednak
wciąż rządzi. Brawo.
***
Jak już wspomniałem, poprzedni odcinek naszej rubryki rozpocząłem od piłki
nożnej, no i od niej też rozpocząłem odcinek bieżący. By nie pozostawać
niekonsekwetnym, podobnie jak poprzedni odcinek zakończyłem Krystyną Jandą, i
ten dzisiejszy zakończę cytując tą dziwną panią. Otóż ona nie skończyła na
recenzji „Potopu”, ale wykorzystując swoje niezwykłe talenty satyryczne poszła
jeszcze dalej i w nadzwyczaj dowcipny sposób zrecenzowała słynną powieść Aleksandra
Kamińskiego „Kamienie na szaniec”. Proszę się trzymać krzeseł:
„Kamienie na szaniec – Rozpierducha
tak jak na finale MŚ w siatkówce, ale bardziej patriotycznie i to my
byliśmy gospodarzami”.
Ja zdaję sobie sprawę, że wraz z upływem czasu konkurencja będzie rosnąć, o
czym świadczyć może choćby przypadek wspomianego już wcześniej przewodniczącego
Junckera, ja jednak uważam, że obywatelki Jandy Krystyny nie przebije już nikt.
To ona dziś rządzi.
Przypominam, że
moje książki niezmiennie są do kupienia w księgarni na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl, w warszawskim
sklepie Foto-Mag, no i częściowo też u mnie pod adresem mailowym k.osiejuk@gmail.com.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.