Wróciliśmy z wakacji i jak
widać aż nazbyt wyraźnie, czas który właśnie się skończył, sprawił, że i tu na
blogu zapanowała atmosfera wakacyjna, a to z kolei sprawiło, że od niedzieli do
wczoraj opublikowałem zaledwie cztery teksty, z czego tylko dwa oryginalne.
Wprawdzie mój serdeczny kolega Coryllus ledwo co mi zarzucił, że ja tak
naprawdę poza felietonami z „Warszawskiej Gazety” nie zamieszczam tu nic, no
ale ja ową straszną insynuację zwalam na karb jego przepracowania połączonego z
codzienną troską o stan całego projektu, i pragnę zwrócić uwagę na coś, na co
tu na blogach, owszem, mimo szumu morza, śpiewu ptaków, oraz złotej plaży
pośród drzew, zwróciłem uwagę, a mianowicie na niezwykle celny wprost zarzut,
jaki nam wszystkich postawił właśnie nasz kolega Boson, sugerując, że „jesteśmy bardzo odporni na wiedzę
i łakniemy tylko gładkiej gawędy”. Chodzi o to mianowicie koledze
Bosonowi, że jeśli on na swoim blogu publikuje głównie fragmenty artykułów z
Wikipedii, to robi to z myślą o tym, by poszerzyć naszą wiedzę, my natomiast
wolimy pop.
Jak wspomniałem, słowa Bosona
uważam za niezwykle celne, bo, owszem, wiedzę, a szczególnie wiedzę wykładaną
przez niego osobiście, uważam za całkowicie dla siebie bezużyteczną – mniej
więcej tak bezużyteczną, jak breloczek z budą dla mojego psa – gdy natomiast
chodzi o gładką gawędę, nie widzę nic bardziej cennego. A w tej sytuacji, mam
mam tu dla nas wszystkich gawędę właśnie, i to, moim zdaniem, nie byle jaką, bo
podwójną. I mam naprawdę wielką nadzieję, że ona właśnie być może doprowadzi do
pewnego, choćby śladowego, opamiętania.
Proszę sobie mianowicie
wyobrazić, że w związku z odejściem mojego ukochanego teścia jeszcze jesienią
zeszłego roku, został nam po nim między innymi całkowicie nowy, nigdy nie
używany wózek inwalidzki. Ponieważ taki wózek, nawet w tak wielkim jak nasze
mieszkaniu, może stanowić pewien kłopot, postanowiliśmy się go pozbyć,
wystawiając go w Allegro najpierw za głupie 150 zł, a ze względu na kompletny
brak zainteresowania, na licytacji z ceną wywoławczą 1 zł. Niestety, mimo
upływu kolejnych tygodni, nasza oferta wciąż była kompletnie nieinteresująca,
uznaliśmy, że prawdopodobnie ostatecznie on pozostanie z nami do czasu aż na
nim sobie usiądę ja sam. I oto parę tygodni temu szedłem sobie z psem na spacer
i tu obok trafiłem na niezwykłą wprost scenę. Pewna młoda kobieta pchała na wózku
swoją starą mamę, czy może już babcię, a ów wózek, ze względu na jakąś wadę
kółek, wciąż im zjeżdżał na krawężnik. Babcia darła się wniebogłosy, że zaraz
spadnie, kobieta krzyczała, żeby się trzymała mocno, obie wybuchały serdecznym
śmiechem i w końcu usłyszałem, jak owa córka, czy wnuczka, mówi do owej babci:
„Wiesz co? Musimy ci kupić nowy wózek, bo z tym już dłużej nie damy rady”. No
więc w tym momencie, odwróciłem się i powiedziałem, że mam w domu zupełnie
nowy, nigdy nie używany wózek, więc jeśli one chcą, mogę im go podarować. One
się bardzo ucieszyły, wspomniana młodsza pani po godzinie przyszła do nas,
wzięła ten wózek, podziękowała i sobie poszła. Chciałem jej pomóc go znieść po
schodach, ale powiedziała, że da radę i chyba faktycznie sobie poradziła.
Rozmawialiśmy sobie potem z
żoną o tym, co się stało i ona nagle zwróciła uwagę na to, że z naszego punktu
widzenia sprawa jest kompletnie nieinteresująca, natomiast z perspektywy obu
tych kobiet – jak najbardziej. Idą one sobie bowiem chodnikiem, jak pewnie nie
raz wcześniej, nie wiadomo po raz już który z rzędu dostają ciężkiej cholery na
ten nieszczesny wózek i nagle spotykają obcego człowieka z psem, który im mówi,
że on im da nowy, nieużywany, idealnie sprawny wózek, niech tylko ktoś
przyjdzie i sobie go zabierze. To jest naprawdę coś, co się pamięta latami.
Mylę się?
A teraz historia druga.
Wymyśliliśmy sobie jakiś czas temu, że po wielu, wielu latach przerwy
pojedziemy sobie na parę dni nad morze, na booking.com znaleźliśmy pierwszy
lepszy pensjonat, wsiedliśmy w pociąg, zameldowaliśmy się w naszym pokoju, a
ponieważ był już wieczór poszliśmy do knajpy na dole, żeby coś zjeść. Jemy
sobie kolację i w tym momencie podchodzi do nas śliczna dziewczyna i pyta, czy ją
poznaję. Ja oczywiście jej nie poznaję, na co ona mi się przedstawia, że ma na
imię Monika i że ją uczyłem w liceum angielskiego i ona bardzo dobrze ten czas
wspomina. Przywitaliśmy się serdecznie, ja ją pytam, co ona tu robi, na co ona
mi mówi, że od ponad już 10 lat jest wraz z mężem właścicielką wspomnianego
pensjonatu, knajpy, oraz, jakby tego było mało, budki z lodami, poznaje nas ze
swoim mężem, a ten nam mówi, że ze względu na dobre wspomnienia żony, on nas
zaprasza na swoją motorówkę, którą nas obwiezie po Zatoce Gdańskiej. Na drugi
dzień przychodzą po nas, pakują nas do tej wypasionej jak cholera łodzi
motorowej i zabierają nas na ponad dwugodzinną wycieczkę po Zatoce, pokazując
nam i nieznane wyspy, które tam jak najbardziej są, wraki zatopionych łodzi
podwodnych, samolotów i całą masę absolutnie fascynujących miejsc, którymi owa
Zatoka i jej okolice, owszem, może się szczycić, a o których ani byśmy bez nich
nie wiedzieli, ani prawdopoodbnie nigdy byśmy się nie dowiedzieli. No ale to
już jest inna historia.
I to z kolei jest coś, co z
ich punktu widzenia nie ma aż tak wielkiego znaczenia, jak z naszej – a tak
naprawdę mojej osobistej – perspektywy. O szkole, w której przez kilka lat
pracowałem, pisałem i w książce o biustonuszu, a trochę też i o języku
angielskim, i kto którąkolwiek z nich czytał, wie w czym rzecz. Otóż wspomniana
Monika to jedna z tych dziewcząt, z którym ja musiałem walczyć każdego dnia, a
które, podobnie jak ich kolegów, autentycznie pokochałem. I oto, pewnego dnia,
jako stare dobre małżeństwo, wyjeżdżamy na od dawna wymarzone parę dni wakacji
i wpadamy na jedną z nich. I okazuje się, że one – przynajmniej niektóre – wspominaja
mnie z tym samym wzruszeniem, z jakim ja wspominam je.
Przypadek? Kieślowski podobno
nakręcił kiedyś film pod tym tytułem. Przepraszam bardzo, ale niech się
odpieprzy.
Obie wyżej
wspomniane książki są do kupienia w księgarni na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl, w sklepie Foto-Mag w Warszawie, ale również
bezpośrednio tu, pod mailowym adresem k.osiejuk@gmail.com. Dedykacja w cenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.