Po dużo za długim, z mojego punktu
widzenia, wałkowaniu tematu nowej Konstytucji i oddania w jej sprawie głosu
Obywatelom, Senat najdelikatniej jak to tylko było możliwe, poinformował
prezydenta Dudę, że, przy całym dla niego szacunku, jeśli on planuje
zaimponować społeczeństwu w jakiś extra sposób, to zamiast zawracać ludziom
głowę swoim referendum, powinien szukać jakichś bardziej sensownych na to
sposobów. I wydaje mi się, że poza niektórymi, mniej przytomnymi politykami
Kukiz15, wszyscy, w tym nawet sam Prezydent, natychmiast zrozumieli, że szkoda
było naszego czasu i najlepiej jest teraz już o wszystkim zapomnieć.
Konstytucja oczywiście prędzej czy później zostanie zmieniona,
najprawdopodobniej już za dwa lata, po tym jak PiS wygra wybory, uzyskując wymaganą
do skutecznego zmieniania kraju większość, trudno jednak się spodziewać, że partię,
której dali aż tak silny mandat, wyborcy będą informować, co jej teraz wolno,
co nie i przypominać, o czym ona ewentualnie nie zdążyła jeszcze pomyśleć. Nowa
Konstytucja zostanie napisana, następnie przegłosowana, wreszcie podpisana
przez Prezydenta i wszyscy – z wyjątkiem paru lokalnych, czy obcych, jak to
ładnie określił marszałek Karczewski „świrów” – będą zadowoleni.
Gdyby ktoś miał ochotę usłyszeć ode mnie,
skąd u mnie taka niechęć do powszechnych konsultacji obywatelskich, chętnie
odpowiem. Otóż w moim bardzo głębokim przekonaniu, jednyny rodzaj obywatelskiej
aktywności, jaki zdecydowana większość naszego – ale myślę, że nie tylko
naszego – społeczeństwa toleruje, to są wybory parlamentalne i prezydenckie, a
więc te w których chodzi o to, by wskazać ludzi, którym owo społeczeństwo
gotowe jest polecić swoje sprawy. Cała nasza tak zwana „demokratyczna” historia
pokazuje niezbicie, że jeśli cokolwiek, to wyłącznie te dwie okazje mogą
stanowić dobry powód dla przeciętnego obywatela do tego, by w wolnym dla niego
czasie określić się obywatelsko wedle politycznie przedstawionych zagadnień.
Przeciętny obywatel ma bowiem w nosie, ilu będzie posłów, a ile senatorów, jego
nie obchodzi nic, czy Parlament będzie wybierany wedle takiej, czy innej
ordynacji, on nie ma żadnego zdania na temat tego, czy w polskiej Konstytucji
będzie odniesienie do Boga, czy go nie będzie, śmiem nawet twierdzić, że dla
większości z nas jest kompletnie obojętne, czy na czele walki o to by nam się
dobrze i bezpiecznie żyło, będzie stała banda ponurych wieśniaków, czy grupa
rozkochanych w demokracji intelektualistów, co i tak na jedno wychodzi. Jeśli oni
w telewizji będą oglądać ludzi, którzy dają im poczucie wygody i bezpieczeństwa,
zagłosują na nich ponownie, jeśli tego zabraknie – wybiorą kogoś innego. I to
wszystko.
Czy zatem uważam, że pomysł referendum
jako takiego jest nietrafiony? Absolutnie nie. Moim zdaniem referendum to jest
fantastyczna rzecz, jednak ono powinno dotyczyć wyłącznie spraw lokalnych, i to
lokalnych w takim wymiarze, który normalny człowiek traktuje jako swój. A więc,
jeśli na przykład pojawia się kwestia zlikwidowania w mieście komunikacji
tramwajowej i zastąpienia jej na przykład dorożkami, albo gdy zamiast Galerii
Mokotów rząd prezydenta Trzaskowskiego postanowi postawić wielki meczet, lub
ewentualnie prezydent Jaki w tym miejscu zaplanuje wybudować Muzeum Patriotyzmu
IV RP, to myślę, że udałoby się uzyskać wymagane 50 procent, a kto wie, czy nie
nawet 60. Jak wiemy bowiem, nawet referendum w sprawie usunięcia ze stanowiska zepsutej
do szpiku kości i na domiar złego, obdarzonej popularnym przezwiskiem „Bufetowa”,
Prezydent, większości mieszkańców takiej Warszawy nie zainteresowało. A ja
jestem pewien, że podobnie byłoby w kazdym innym miejscu Polski, i każdego
znacznie nawet gorszego od niej cwaniaka. No i podobnie, nie mam najmniejszych
wątpliwości, że owe 15 pytań prezydenta Dudy zostałoby potraktowane jeszcze
gorzej.
Na sam koniec tych refleksji, pozostaje
nam się zastanowić, czy kiedy Andrzej Duda wyskoczył z tą swoją dziwną propozycją
referendum konstytucyjnego, wiedział, że kłamie. Moim zdaniem wiedział. To
znaczy, nie koniecznie wiedział, że kłamie, bo aż tak cyniczny to on chyba
jednak nie jest. Natomiast z całą pewnością robił to wbrew sobie, w
przekonaniu, że ów projekt przepadnie, natomiast ludzie ów gest z jego strony, nawet jeśli kompletnie pozbawiony praktycznego
sensu, potraktują z sympatią, a w końcu o cóż więcej w polityce chodzi, niż o
to by nas ludzie lubili? Przynajmniej do pewnego czasu. W tej sytucji chętnie
zapewnię mojego Prezydenta, że tu mu poszło całkiem dobrze. On kolejną kadencję
ma już od dawna w kieszeni. A co do nowych głosów, to w najgorszym wypadku,
może być pewien, że w 2020 roku, o ile piosenkarz Kukiz nie wprowadzi
dyscypliny, przynajmniej wicemarszałek Tyszka na niego zagłosuje.
Zapraszam do kupowania moich książek. One są tam
gdzie zawsze, a kto chce, to świetnie wie, co znaczy, tam gdzie zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.