Proszę sobie wyobrazić, że dziś
na cały dzień wyjeżdżam do Wąchocka do zaprzyjaźnionych cyrtersów, w związku z
czym prawdopodobnie nie będę miał ani możliwości, ani serca, by tu zaglądać, a
tym bardziej odpowiadać na komentarze. Bardzo jednak zachęcam do czytania
tekstu, który w miniony piątek ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”, tekst w pewnym sensie już tu przed paru laty obecny, ale mocno w temacie ostatnich dni, więc mam nadzieję, że warto. Przy
okazji, przypominam, że sprzedaż mojej książki
„o biustonoszu” aktualnie prowadzona jest „head-to-head”, a zatem, jeśli
ktoś ma ochotę, zapraszam do kontaktu pod adresem toyah@toyah.pl.
Kryzys w relacjach Polska – Cały Świat,
wokół nowelizacji ustawy o IPN-ie, wbrew wszelkim przewidywniom trwa i,
przynajmniej na razie, kończyć się nie zamierza. O tym natomiast, jak bardzo
nieczysta gra stoi za całym tym zamieszaniem, może świadczyć choćby i to, że
akurat teraz, w tej, wydawałoby się, tak delikatnej sytuacji, gdzie z każdej
możliwej strony wszyscy wzywają polski parlament, polski rząd i polskiego
prezydenta do opamiętania i przynajmniej do łagodzenia języka, głos zabrał sam
premier Izraela Benjamin Netanjahu i na jakimś żydowskim kongresie oświadczył,
że Hitler nie planował wcale eksterminacji Żydów. Zdaniem Netanjahu,
on chciał Żydów wyłącznie z Europy przepędzić, jednak po dyskusji, jaka
odbył z wielkim muftim
Jerozolimy, Al-Hadżdżem Muhammadem Aminem al-Husajni, zdecydował, że się
na rozwiązanie ostateczne, no i stąd całe to nieszczęście, z którego dziś musi
się tłumaczyć premier Morawiecki.
W rażącej sprzeczności ze słowami
Netanjahu stoi wypowiedź nministra spraw zagranicznych Niemiec, Sigmara Gabriela, który niemal w formie
oficjalnej deklaracji zapewnił, że ani mufti, ani polscy szmalcownicy, ani rząd
Prawa i Sprawiedliwości, ani nawet Adolf Hitler z grupą swoich kumpli nazistów,
stoją za tak zwaną Zagładą, lecz wyłącznie niemieckie państwo i naród. Co
ciekawe ani deklaracja Netanjahu, ani oświadczenie niemieckiego ministra, poza
paroma komentarzami na prawicowych portalach,
nie spowodowały jakiegokolwiek
wstrząsu i choćby minimalnego przesunięcia
dyskusji z kwestii polskiej na kwestię niemiecką, w tej zatem sytuacji,
chciałbym przytoczyć parę cytatów, które, mam nadzieję, ustawią sprawy na
odpowiednim miejscu. Oto przed nami trzech Niemców: zły, dobry, oraz ani zły,
ani dobry.
Najpierw przemawia wybitny prawnik,
gubernator Hans Frank, czyli Niemiec zły:
„Gdy
kiedyś wygramy wojnę, nie mam nic przeciw temu, aby zrobić siekaninę z Polaków
i Ukraińców i z tego wszystkiego, co się tu wałęsa – zrobić z nimi to, co się
tylko będzie podobało”.
Teraz
kolej na dobrego Niemca, hrabiego Clausa von Stauffenberga, który tak mówi o
mieszkańcach Generalnego Gubernatorstwa:
„To
niewyobrażalna hołota. Bardzo dużo Żydów i bardzo dużo mieszańców. Ci ludzie
będą posłuszni jedynie pod knutem. Tysiące jeńców wojennych wykorzysta się dla
naszego rolnictwa. W Niemczech na pewno będą użyteczni, pracowici, posłuszni i
skromni”.
I na koniec spójrzmy na zwykłego,
porządnego Niemca. Wchodzimy na teren muzeum Auschwitz i wśród najróżniejszych
pamiątek widzimy dokument stwierdzający, że pewien człowiek został skazany na
trzy dni karceru za to, że zrobił kupę za barakami, zamiast w toalecie.
Dokument jest sporządzony bardzo starannie, jest dobrze zachowany, a na
dokumencie widzimy pięć pieczątek i sześć podpisów. Pięć niemieckich pieczątek
i sześć niemieckich podpisów, poświadczających, że więzień dokonał wykroczenia
i że kara została nałożona zgodnie z przepisami.
Pamiętajmy zatem ów czas, gdy do Polski
przyjechali niemieccy prawnicy, arystokraci i urzędnicy, i swoimi porządnie
wykonanymi pieczątkami i pięknymi piórami, umoczonymi w porządnym niemieckim
atramencie i rozpoczęli budowę Nowej Europy.
Wjakiej cenie te biustonosze z bananmi?
OdpowiedzUsuń@Stanisław Gibarian
OdpowiedzUsuńTak jak pisałem, w sprawie książki proszę o kontakt na adres toyah@toyah@toyah.pl.