(Poniższy tekst dedykuję mojemu drogiemu kumplowi Orjanowi)
Przy okazji któregoś z wcześniejszych
ataków uzbrojonych szaleńców, jakie mają od czasu do czasu miejsce w Stanach, a
a o których donoszą nam media, żona moja zwróciła uwagę na fakt, że, zwłaszcza
tam, w Ameryce, niemal zawsze, po zrealizowaniu swojego szatańskiego planu,
napastnik popełnia samobójstwo. Zdaniem mojej żony, tam nie ma mowy o żadnym
samobójstwie, a już na pewno nie w większości wypadków, tylko o zwykłej
egzekucji. I ja jak najbardziej skłonny jestem się z tą opinią zgodzić.
Doskonale bowiem rozumiem emocję policjantów, którzy mają przed sobą kogoś, kto
zabił niekiedy nawet dziesiątki ludzi, a jednocześnie świadomość, że nawet
jeśli ów gagatek zostanie skazany na karę śmierci, to przez następne lata
społeczeństwo i tak będzie musiało cierpliwie znosić jego obecność. A zatem,
czy nie lepiej wziąć sprawy w swoje ręce, wyegzekwować sprawiedliwość, a natępnie bezradnie rozłożyć ręce i
powiedzieć, że no trudno, nie udało się go postawić przed sprawiedliwością?
I oto, jak wiemy, doszło do
kolejnego ataku, gdzie kolejny z nich zamordował kilkanaście osób… jednak tym
razem, jakimś dziwnym zrządzeniem losu, ani nie popełnił samobójstwa, ani nawet
nie został postrzelony, tylko z prawdziwie europejską kulturą aresztowany i
osadzony, by nastepnie już tylko czekać na proces, który pewnie na dodatek
pozwoli go wysłać do słynnego więzienia ADX Florence, gdzie nie pojawi się nawet
najmniejsza szansa, by go zabili jacyś czarni gangsterzy, którzy potrafią
znieść wiele, byle nie opętanych durniów.
Ktoś spyta, co mi strzeliło do
głowy, by nagle się zajmować sprawą tak wydawałoby się trywialną, jak prawo i
sprawiedliwość w świecie, gdzie ani jedno i drugie właściwie ani nie istnieje,
ani też istnieć nie może. Otóż proszę sobie wyobrazić, że głównym powodem tego
jest niedawne zatrzymanie przez policję Władysława Frasyniuka i wrzawa, jaka
się podniosła od lewej do prawej strony w związku z tym, że podczas zatrzymania
policjanci założyli Władkowi kajdanki. Co wyjątkowo ciekawe, głos w sprawie
zabrał nie kto inny jak sam Janusz Lewandowski, minister przekształceń
własnościowych w „złotych latach” III RP, i występując w programie „Kropka nad
i” Moniki Olejnik, zaproponował, by „obrazek
Frasyniuka w kajdankach kojarzył się po wsze czasy z ‘dobrą zmianą’”. W
pierwszej chwili, kiedy przeczytałem te słowa, uznałem że z opinią
Lewandowskiego zgadzam się w stu procentach. W rzeczy samej, widok Frasyniuka w
kajdankach kojarzy mi się jak najbardziej z Dobrą Zmianą – w cudzysłowie, czy
bez – jednak kiedy zagłębiłem się w samą
rozmowę, uznałem, że sprawa jest jednak głębsza i wymaga głębszej analizy. Otóż
kiedy Lewandowski mówił o Frasyniuku w kajdankach, nawiązał przy okazji do
znanej nam sprzed lat sprawy samobójstwa Barbary Blidy i wtedy nagle, całkiem
przytomnie, Olejnik przywołała wyjaśnienie ministra Brudzińskiego, który
przypomniał, że do dziś kierowane są do służb pretensje, że wówczas – zapewne
biorąc pod uwagę polityczną pozycję Blidy – kajdanek jej nie założono. I proszę
sobie wyobrazic, że na to Lewandowski zareagował z ironicznym zacięciem: „No to niechcący… to jest rzeczywiście
rozsądek naszych ministrów, że przywołał to również drugie skojarzenie. Tamto
jest istotne dla postrzegania paru ludzi, którzy nigdy nie powinni zbliżyć się
do narzędzi władzy państwowej, bo nadużywają tych narzędzi”.
Ja wprawdzie nie jestem w
stanie złapać ani sensu owej ironii, ani nawet logiki takiej akurat reakcji
pana posła, byłego ministra, a mimo to, po głębszym zastanowieniu, jestem
skłonny zupełnie szczerze zgodzić się z postulatem, by, gdy już dojdzie co do
czego, pewnej szczególnej grupie polityków – i do niej jak najbardziej
zaliczyłbym również Janusza Lewandowskiego – w żadnym wypadku kajdanek nie
zakładać. Powiem więcej. Nawet jeśli oni w pewnym momencie zwrócą się do prowadzących
zatrzymanie oficerów o pozwolenie wyjścia do ubikacji, należy im to umożliwić,
ze szczególną dbałością o to, by mogli skorzystać ze swoich praw, w dodatku z
zachowaniem pełnej dyskrecji i szacunku dla prywatności.
Jak już wspomniałem wczoraj, a
pozowolę sobie ten fakt przypomnieć jeszcze parokrotnie, dokładnie na przełomie
lutego i marca mija równe dziesięć lat, jak zacząłem prowadzić ten blog. Myślę,
że nic nie stoi na przeszkodzie, by, wspominając to, co tu zostało przez te
lata powiedziane i napisane, uznać, że nic nie zaszkodzi, jeśli tę właśnie myśl
przyjmiemy jako motto całego tego przedsięwzięcia: „Żadnych kajdanek dla
najbardziej zasłużonych funkcjonariuszy III RP!”
Przypominam, że
ostatnia część nakładu mojej książki „Marki, dolary, banany i biustonosz marki
Triumph” znalazła się u mnie w domu, w związku z czym zachęcam wszystkich do zamawiania
jej pod adresem toyah@toyah.pl. To jest prawdopdoobnie najlepsza z moich
książek, co z osobistą dedykacją nadaje jej wartość szczególną.
Obawiam się, Szanowny Autorze, że gdyby wydarzenia naprawdę nabrały tempa i ministru Januszu zagrażałaby nagła i paląca chęć posiusiania sobie na całkowitej osobności, to nie siedziałby przed obliczem wiecznej Moniki Olejnik, ale w ogóle by go nie było.
OdpowiedzUsuńNieszczęsna BB było chba nazbyt nerwową niewiastą i nazbyt poważnie potraktowała czas.
Obecne marsowe zapowiedzi skończą sie na co najwyżej żartobliwych szturchańcach jak w przypadku Frasyniuka.
Obym się myliła, go kroćset...
@Marta Nowicka
UsuńZ tego co wiem, a sądzę, że wiem, ona była bardzo chora.