wtorek, 13 lutego 2018

Czy Cezary Gmyz z Joanną Lichocką będą wchodzić na Nanga Parbat?

    Ja oczywiście rozumiem, w jaki sposób wyczyny polskich piłkarzy, międzynarodowe sukcesy polskich artystów, czy – ostatnio zwłaszcza – odkrywanie kolejnych bohaterów polskiej walki o ratowanie Żydów z rąk niemieckich oprawców, wspiera tak zwaną Dobra Zmiane w drodze do kolejnych wyborczych zwycięstw, natomiast przyznaję, że, choćbym nie wiem, jak się napinał, to nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego oni z tak nieprawdopodobnym zacięciem eksploatuja wciąż temat himalaizmu, no a przy tej okazji, tragedii Tomasza Mackiewicza. Był taki moment, kiedy w publicznej przestrzeni pojawiło się wystarczająco dużo informacji na temat i owego dziwnego człowieka, jak i w ogóle całego tego towarzystwa, którego on był jednym z reprezantów, by w końcu, po pierwszysch kilku, przyznaje, że może jakoś tam ekscytujących, komentarzach, sprawę zamknąć, tymczasem wygląda na to, że reżimowe media sprawę będą ciągnęły, kto wie, czy nie przez kolejne miesiące.
       Oto, jak się okazuje, czy to motywowani jakimś przedziwnym poczuciem winy, czy może po prostu dokładnie tym samym szaleństwem, które stoi za tą całą zabawą w przeżycie – tego nie wiem – ale okazuje się, że zebrała się grupa Pakistańczyków, którzy postanowili wleźć na górę, na której zmarł Mackiewicz, niemal zmarła jego francuska partnerka, no i gdzie szczęśliwie udało się nie umrzeć ludziom, którzy ową Francuskę stamtąd ściągnęli, odnaleźć zwłoki Mackiewicza i dostarczyć je rodzinie w Polsce, tak by ona mogła mu urządzić porządny pogrzeb.
      Siłą rzeczy, od wielu lat, raz na jakis czas słyszę o ludziach, którzy poszli w góry – czy to nasze polskie Tatry, czy też dalekie Himalaje – i tam zmarli. Wielu z nich zostało tam na miejscu i popularna historia nieodmiennie jest taka, że z ich punktu widzenia to było właśnie najlepsze rozwiązanie. Rzecz bowiem w tym, że większość z nich tak te góry ukochała, że dla nich nie ma miejsca bardziej wymarzonego gdy idzie o to, co my katolicy nazywamy wiecznym spoczynkiem. Powiem więcej. Otóż słyszałem opinię – i to przez wielu traktowaną jak najbardziej poważnie – że taka Wanda Rutkiewicz, podejmując którąś ze swoich kolejnych prób, wręcz liczyła na to, że to będzie jej próba ostatnia i wielu z jej znajomych nawet do głowy by nie przyszło, by się zastanawiać, co by tu zrobić, by tę Rutkiewicz stamtąd ściagnąć i pochować na cmentarzu we Wrocławiu, Warszawie, czy choćby gdzieć tam na Litwie.
      A ci Pakistańczycy postanowili się po Mackiewicza wybrać.
      Oglądałem wczoraj Dziennik Telewizyjny i tam w pewnym momencie pojawiła się owa informacja – podana w takim tonie, jakby to właśnie miało zapowiadać dalszy wzrost zamożności polskiego społeczeństwa –  że ośmiu pakistańskich himalaistów planuje wspiąć się na te osiem tysięcy metrów, gdzie znajduje się ciało  Mackiewicza i sprowadzić je na dół. Sytuacja jest bardzo trudna, bo to i zima, i wiatr i zimno, no i w ogóle wysoko, więc nie wiadomo, jak to wszystko się uda załatwić, ale oni są zdeterminowani, wszystko nawet ogłosili na twitterze, i jak tylko pojawi się odpowiedni moment – wchodzą. Cała wyprawa, jak słyszę, z wytyczaniem trasy, poręczowaniem, stawianiem obozów, klimatyzowaniem się tragarzy i wreszcie szukaniem ciała Mackiewicza, może potrwać nawet trzy miesiące, no ale oni wchodzą, bo nagle pojawiła się myśl, że to by było takie piękne, gdyby można było pochować Mackiewicza na rodzinnej ziemi.
      Nie wiem oczywiście, czy owi pakistańscy wspinacze faktycznie planują tam wchodzić, czy to jest tylko tak zwana „gadka szmatka”, mającą na celu zorobienie wokół siebie szumu, no ale jeśli przyjąć, że oni faktycznie już za chwilę po ciało Mackiewicza się udadzą, to ja się zastanawiam, co będzie, jeśli któryś z nich, czy może paru z nich, a kto wie, czy nie oni wszyscy, ani Mackiewicza nie znajdą, ani sami nie dadzą rady stamtąd zejść. Czy oni tam już zostaną, czy może – w ramach przyjacielskiej kontrofensywy – tym razem nasi himalaiści zorganizują specjalną wyprawę, by ich odszukać i znieść na dół?
       Kiedy człowiek umiera, jak wszycy dobrze wiemy, poza tym, że niekiedy owa śmierć przynosi też wytchnienie od cierpień, nie ma w tym nic przyjemnego, a tym bardziej wesołego. To jednak, o czym dzis rozmawiamy, przepraszam bardzo, ale robi wrażenie jakiejś wyjątkowo absurdalnej komedii. I ja już się tylko zastanawiam, czy kiedy już te freaki wyczerpią wszystkie możliwości prowokowania losu, poczynając od zwykłego chodzenia po linie, a kończąc na chodzeniu po tej linie na rękach, w dodatku z zawiązanymi oczami, wówczas oni nie zaczną wszystkiego od początku, tyle że już nie z powodu własnych zachcianek, lecz dla celów wyższych, takich choćby jak uszanowanie zwłok zmarłych przyjaciół. Najpierw normalnie, jak Pan Bóg przykazał, a następnie w zimie, no i koniecznie bez tlenu.
      Zanim telewizja podała informacje o szykującej się wyprawie poszukiwawczej za Mackiewiczem, pojawiła się wiadomość, że Tusk sprzedał Kulczykowi Ciech za jakieś grosze i w związku z tym kolejnych sześciu ważniaków zosało aresztowanych przez CBA. Wciąż niestety nie mamy pewności, co z samym Kulczykiem. Niezależne prawicowe media twierdzą, że on tak naprawdę żyje, tyle że nie wiadomo gdzie. Ponieważ zrobiło się naprawdę absurdalnie, mam propozycję. Może by tak wysłać wyprawę na Nanga Parbat, złożoną z polityków partii rzadzącej oraz pracowników rezimowych mediów, i zobaczyć, czy tam gdzieś przypadkiem nie ukrywa się Jan Kulczyk. Jestem pewien, że to jest ruch, który zapewni Prawu i Sprawiedliwości ciągłość władzy co najmniej do roku 2032. Mam nawet już gotową listę uczestników.

Przypominam, że moja książka „Marki, dolary, banany i biustonosz marki Triumph” jest od paru dni do kupienia u mnie osobiście. Proszę o kontakt pod adresem toyah@toyah.pl.  Dedykacja jak najbardziej w cenie.
      


1 komentarz:

  1. Wiem tyle, kompletny laik, że medale, szklane kule, puchary i inne precjoza na miesiąc przed olimpiadą oznaczają pewny ich brak na olimpiadzie właśnie. Czemu tak dmie się w te surmy bojowe i podbija emocje i oczekiwania skoro wiadomo, że nic z tego nie będzie bo nie może być?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

17 mgnień wiosny, czyli o funkcji dupy i pieniądza w życiu człowieka pobożnego

         W ostatnich dniach prawa strona internetu wzburzyła się niezmiernie na wieść, że Tomasz Terlikowski wraz ze swoją małżonką Małgorza...