Ja oczywiście rozumiem, w jaki sposób
wyczyny polskich piłkarzy, międzynarodowe sukcesy polskich artystów, czy –
ostatnio zwłaszcza – odkrywanie kolejnych bohaterów polskiej walki o ratowanie Żydów
z rąk niemieckich oprawców, wspiera tak zwaną Dobra Zmiane w drodze do
kolejnych wyborczych zwycięstw, natomiast przyznaję, że, choćbym nie wiem, jak
się napinał, to nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego oni z tak nieprawdopodobnym
zacięciem eksploatuja wciąż temat himalaizmu, no a przy tej okazji, tragedii
Tomasza Mackiewicza. Był taki moment, kiedy w publicznej przestrzeni pojawiło
się wystarczająco dużo informacji na temat i owego dziwnego człowieka, jak i w
ogóle całego tego towarzystwa, którego on był jednym z reprezantów, by w końcu,
po pierwszysch kilku, przyznaje, że może jakoś tam ekscytujących, komentarzach,
sprawę zamknąć, tymczasem wygląda na to, że reżimowe media sprawę będą
ciągnęły, kto wie, czy nie przez kolejne miesiące.
Oto, jak się okazuje, czy to motywowani
jakimś przedziwnym poczuciem winy, czy może po prostu dokładnie tym samym
szaleństwem, które stoi za tą całą zabawą w przeżycie – tego nie wiem – ale
okazuje się, że zebrała się grupa Pakistańczyków, którzy postanowili wleźć na
górę, na której zmarł Mackiewicz, niemal zmarła jego francuska partnerka, no i gdzie
szczęśliwie udało się nie umrzeć ludziom, którzy ową Francuskę stamtąd
ściągnęli, odnaleźć zwłoki Mackiewicza i dostarczyć je rodzinie w Polsce, tak
by ona mogła mu urządzić porządny pogrzeb.
Siłą rzeczy, od wielu lat, raz na jakis
czas słyszę o ludziach, którzy poszli w góry – czy to nasze polskie Tatry, czy
też dalekie Himalaje – i tam zmarli. Wielu z nich zostało tam na miejscu i
popularna historia nieodmiennie jest taka, że z ich punktu widzenia to było właśnie
najlepsze rozwiązanie. Rzecz bowiem w tym, że większość z nich tak te góry
ukochała, że dla nich nie ma miejsca bardziej wymarzonego gdy idzie o to, co my
katolicy nazywamy wiecznym spoczynkiem. Powiem więcej. Otóż słyszałem opinię –
i to przez wielu traktowaną jak najbardziej poważnie – że taka Wanda Rutkiewicz,
podejmując którąś ze swoich kolejnych prób, wręcz liczyła na to, że to będzie
jej próba ostatnia i wielu z jej znajomych nawet do głowy by nie przyszło, by
się zastanawiać, co by tu zrobić, by tę Rutkiewicz stamtąd ściagnąć i pochować
na cmentarzu we Wrocławiu, Warszawie, czy choćby gdzieć tam na Litwie.
A ci Pakistańczycy postanowili się po
Mackiewicza wybrać.
Oglądałem wczoraj Dziennik Telewizyjny i
tam w pewnym momencie pojawiła się owa informacja – podana w takim tonie, jakby
to właśnie miało zapowiadać dalszy wzrost zamożności polskiego społeczeństwa – że ośmiu pakistańskich himalaistów planuje
wspiąć się na te osiem tysięcy metrów, gdzie znajduje się ciało Mackiewicza i sprowadzić je na dół. Sytuacja
jest bardzo trudna, bo to i zima, i wiatr i zimno, no i w ogóle wysoko, więc
nie wiadomo, jak to wszystko się uda załatwić, ale oni są zdeterminowani,
wszystko nawet ogłosili na twitterze, i jak tylko pojawi się odpowiedni moment
– wchodzą. Cała wyprawa, jak słyszę, z wytyczaniem trasy, poręczowaniem,
stawianiem obozów, klimatyzowaniem się tragarzy i wreszcie szukaniem ciała
Mackiewicza, może potrwać nawet trzy miesiące, no ale oni wchodzą, bo nagle
pojawiła się myśl, że to by było takie piękne, gdyby można było pochować Mackiewicza
na rodzinnej ziemi.
Nie wiem oczywiście, czy owi pakistańscy
wspinacze faktycznie planują tam wchodzić, czy to jest tylko tak zwana „gadka
szmatka”, mającą na celu zorobienie wokół siebie szumu, no ale jeśli przyjąć,
że oni faktycznie już za chwilę po ciało Mackiewicza się udadzą, to ja się
zastanawiam, co będzie, jeśli któryś z nich, czy może paru z nich, a kto wie,
czy nie oni wszyscy, ani Mackiewicza nie znajdą, ani sami nie dadzą rady
stamtąd zejść. Czy oni tam już zostaną, czy może – w ramach przyjacielskiej
kontrofensywy – tym razem nasi himalaiści zorganizują specjalną wyprawę, by ich
odszukać i znieść na dół?
Kiedy człowiek umiera, jak wszycy dobrze
wiemy, poza tym, że niekiedy owa śmierć przynosi też wytchnienie od cierpień, nie
ma w tym nic przyjemnego, a tym bardziej wesołego. To jednak, o czym dzis
rozmawiamy, przepraszam bardzo, ale robi wrażenie jakiejś wyjątkowo absurdalnej
komedii. I ja już się tylko zastanawiam, czy kiedy już te freaki wyczerpią
wszystkie możliwości prowokowania losu, poczynając od zwykłego chodzenia po
linie, a kończąc na chodzeniu po tej linie na rękach, w dodatku z zawiązanymi
oczami, wówczas oni nie zaczną wszystkiego od początku, tyle że już nie z
powodu własnych zachcianek, lecz dla celów wyższych, takich choćby jak
uszanowanie zwłok zmarłych przyjaciół. Najpierw normalnie, jak Pan Bóg
przykazał, a następnie w zimie, no i koniecznie bez tlenu.
Zanim telewizja podała informacje o
szykującej się wyprawie poszukiwawczej za Mackiewiczem, pojawiła się wiadomość,
że Tusk sprzedał Kulczykowi Ciech za jakieś grosze i w związku z tym kolejnych
sześciu ważniaków zosało aresztowanych przez CBA. Wciąż niestety nie mamy
pewności, co z samym Kulczykiem. Niezależne prawicowe media twierdzą, że on tak
naprawdę żyje, tyle że nie wiadomo gdzie. Ponieważ zrobiło się naprawdę absurdalnie,
mam propozycję. Może by tak wysłać wyprawę na Nanga Parbat, złożoną z polityków
partii rzadzącej oraz pracowników rezimowych mediów, i zobaczyć, czy tam gdzieś
przypadkiem nie ukrywa się Jan Kulczyk. Jestem pewien, że to jest ruch, który
zapewni Prawu i Sprawiedliwości ciągłość władzy co najmniej do roku 2032. Mam
nawet już gotową listę uczestników.
Przypominam, że moja książka „Marki, dolary, banany i
biustonosz marki Triumph” jest od paru dni do kupienia u mnie osobiście. Proszę
o kontakt pod adresem toyah@toyah.pl. Dedykacja jak najbardziej w cenie.
Wiem tyle, kompletny laik, że medale, szklane kule, puchary i inne precjoza na miesiąc przed olimpiadą oznaczają pewny ich brak na olimpiadzie właśnie. Czemu tak dmie się w te surmy bojowe i podbija emocje i oczekiwania skoro wiadomo, że nic z tego nie będzie bo nie może być?
OdpowiedzUsuń