Przepraszam bardzo wszystkich, ale
ponieważ wczoraj cały dzień spędziłem albo w aucie z naszym kolegą
Magazynierem, albo w klasztorze
cystersów w Wąchocku w towarzystwie ojca Wincentego, dzień mi minął w wymiarze,
który choćby uniemozliwił mi podstawowy kontakt z rzeczywistością, dziś
zmuszony jestem oddać się tak zwanej bumelce i ta akurat notka będzie wyjątkowo
kompletnie od rzeczy, że tak to ujmę, doczesnych. Otóż, jak stali czytelnicy
tego bloga być może pamiętają, napisałem tu przed wielu laty tekst, w którym
wyraziłem opinię, że osoby duchowne mają w sobie coś takiego – i mam tu na myśli
wymiar ściśle metafizyczny – co sprawia, że zupełnie niezależnie od tego, z kim
mamy do czynienia, jako człowiekiem, z owych księży niezmiennie emanuje siła,
która może pochodzić tylko od Boga. I powtarzam, jeśli staniemy twarzą w twarz
z grupą księży, w jednej chwili przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie, czy
większość z nich to aniołowie, czy zepsuci durnie, i już tylko słyszymy ten
wiatr, który wieje, niezaleznie od tego, co każdy z nich osobiście sobą
reprezentuje. Czy oni o tym wiedzą, nie sądzę, bo albo są zbyt skromni, albo
zbyt prości, ja natomiast mam podejrzenie bliskie pewności, że niczego nie
zmyślam.
Przyjechalismy do Wąchocka tuz przed 12 w
południe, w sam raz na Mszę Świętą w intencji, jak to zostało sformułowane, „Gabriela
Maciejewskiego, jego żony Lucyny i dzieci, oraz jego dzieła”, a po mszy zostaliśmy
zaproszeni na wspólny obiad z miejscowymi zakonnikami. Modlitewnej ceremoni,
jaka się odbyła przed posiłkiem nie opiszę, bo nie potrafię, natomiast pragnę
zwrócić uwagę na pewien szczegół, który tak naprawdę jest przyczyną, dla której
piszę dziś ten tekst. Otóż na pierwsze danie dostaliśmy fantastyczny wręcz
rosół, natomiast po rosole podano nam klasyk, czyli solidny kotlet schabowy z
ziemniakami i surówką, plus kompot. I oto, proszę sobie wyobrazić, że
naprzeciwko mnie, po przeciwnej stronie sali, siedział zakonnik, który swoje drugie
danie spożywał w taki sposób, że w lewej dłoni trzymał widelec, w palcach
prawej kotlet i na kompletnym „luzie”, pomaleńku, widelcem nabierał sobie to
ziemniaki, to surówkę, jedno i drugie spokojnie zagryzając kotletem.
Przyznam szczerze, że tego typu
ekstrawagancji nie dość, że nigdy wcześniej nie widziałem, to nawet mi podobne
rozwiązanie nie przyszło do głowy. Tymczasem ów mnich siedział sobie spokojnie,
przegryzał ziemniaki tym kotletem, a świat ani drgnął. W pierwszej chwili,
przyznaję, poczułem pewien niepokoj, ale po chwili nagle przypomniałem sobie
coś, co mi chwilę wcześniej przypomniał ojciec Wincenty, a o czym ja na śmierć zapomniałem,
a mianowicie fragment z mojej książki pod tytułem „Twój pierwszy elementarz”
dotyczący galerii handlowych. Proszę posłuchać:
„Galerie handlowe – wynalazek
dyscyplinujący społeczeństwa konsumpcyjne. W zachodnim świecie znany już od
dziesięcioleci. W Polsce skutecznie wprowadzany stosunkowo od niedawna.
Ostatnio, stwierdziwszy, że wszystko rozwija się zgodnie z planem, w wybranych
galeriach – w drodze eksperymentu – zdecydowano zainstalować większą liczbę
mocniejszych żarówek. Jeśli nie pojawią się pretensje, że jest za jasno,
procedura wymiany oświetlenia obejmie cały kraj”.
Patrzyłem na tego księdza, człowieka już
raczej starszego, i nagle sobie uprzytomniłem, że oto przede mną coś, co symbolicznie
stanowi wręcz doskonałe przeciwieństwo tamych świateł. I w tym momęcie
zrozumiałem, jak bardzo jest to dobre.
W ostatnich tygodniach, czy nawet
miesiącach, tu na blogach pojawia się tendencja sprowadzająca się do kontestowania
niemal wszystkego, z takim oto przekazem, że „nic już nie będzie takie jak było”.
Pomijając fakt, że ten rodzaj histerii w ogóle uważam za wyjątkowo głupkowaty,
dziś, na drugi dzien po wizycie u cystersów Wąchocku, mam do zakomunikowania
jedną i tę samą wiadomość: góra stoi, a kto tego nie widzi ten ciapa.
Nakład książki „Twój
pierwszy elelementarz” jest już wyczerpany, natomiast przypominam, że końcówka
nakładu „Marek, dolarów, bananów…” jest do nabycia już bezpośrednio u mnie.
Wszelkie pytania proszę kierować pod adresem toyah@toyah.pl.
No to ja bym się wcale nie zdziwiła jakby nie został Pan już więcej zaproszony do Cystersów na posiłek. Niby górnolotnie, a jednak przecież to jest obgadywanie.
OdpowiedzUsuń@Hybryd
OdpowiedzUsuńDostałem od cystersów osobiste podziękowanie za ten tekst. Najwidoczniej oni są od Pani inteligentniejsi.
Dzieki. Ty to jak uderzysz w jakas taka podwojna strune, osobista, indywidualna, ale i spoleczna.
OdpowiedzUsuń