Pisałem już o tym, ale sytuacja jest taka,
że trzeba mi to dziś przypomnieć. Otóż od pierwszego dnia gdy zacząłem
prowadzić ten blog i od momentu gdy on gwałtownie zaczął zdobywać swoją
popularność, obok głosów życzliwych, czy niekiedy wręcz entuzjastycznych,
zaczęły się pojawiać ataki, i to ataki wręcz systemowe. Mówiąc „systemowe” chcę
powiedzieć, że nie mam na myśli zwykłej polemiki, czy nawet ciężkiego
oburzenia, ale zdecydowanie zorganizowaną nienawiść, która przejawiała się w
tym, że moje teksty były atakowane wciąż przez te same osoby i z każdym dniem
coraz mniej merytorycznie, a coraz to bardziej osobiście.
W naiwności swojej przez dłuższy czas
sądziłem, że za owymi atakami stoją jacyś byli wojskowi, czy milicjanci,
ewentualnie ich dzieci i wnuki, kiedy to nagle zacząłem podejrzewać, że jest
wręcz przeciwnie. Dawni esbecy czy peerelowskie trepy z rodzinami, to co ja
wypisuję mają głęboko w nosie, natomiast zdecydowana większość owej agresji
przychodzi ze strony środowisk ultraprawicowych i niepodległościowych. I wtedy
też mniej więcej trafiłem na blog, którego motto stanowił cytat z niejakiej Ayn
Rand, a teksty tam zamieszczane stanowiły przykład obłędu, jakiego w owej
internetowej przestrzeni nie można było spotkać nigdzie indziej. Sprawdziłem
oczywiście tę Rand i od tego momentu wiedziałem, że ze swoją wiarą i
przekonaniami nigdzie nie znajdę tylu wrogów, jak wśród tak zwanej
„ultraradykalnej prawicy”, a więc wychowanków Janusza Korwina Mikke, którzy się
mu zerwali ze smyczy.
Dziś oczywiście siłą rzeczy muszę obserwować
zachowania polityków skupionych wokół kandydatury Krzysztofa Bosaka w
nadchodzących wyborach prezydenckich, przyznaję jednak, że nawet jeśli na
pierwszym planie pojawi się Grzegorz Braun ze swoimi refleksjami na temat
Centralnego Portu Komunikacyjnego, czy lepkie oczy posła Winnickiego, to ich
słowa spływaja po mnie jak po przysłowiowej kaczce. Zachowuję przy tym jednak świadomość,
że mam przed sobą wroga w pewnym sensie – a mam tu szczęśliwie na myśli
sytuację czysto oczywiście teoretyczną – pierwszego.
Czemu zatem postanowiłem dziś w swojej
notce wyróżnić to właśnie środowisko? Otóż proszę sobie wyobrazić, że w ramach
opisywanej tu jak najbardziej przeze mnie zabawy pod nazwą Hot16Challenge2,
którą szanuję i chętnie obserwuję, pojawił się człowiek nazwiskiem Ziemowit
Gowin, jak się okazuje syn znanego nam wszystkim posła Gowina i zarapował nam
następujący tekst (dla zaoszczędzenia miejsca, zrezygnuję ze zwyczajowej
edycji):
Prosili krzyczeli pomóż Ziemowicie. Wyrymuję
wam ten przekaz całkiem nieskrycie. Idea to słuszna, sprawa szlachetna. W
czasach, gdy Polska jest totalnie szpetna, Państwo z dykty? Chyba z totalnego
gówna. Obywatele rząd - sprawa nierówna. Wirus za oknem, w domu na ulicy. A
politycy coraz bardziej dzicy. Ustawami zabijają nasze życie. Przecież nie
chodzi o zwykłe przeżycie! Wykurzycie tych pajaców na górze. Czas już nadszedł
na społeczną burzę. Rządzi nami Zjednoczona Prawica. Mnie już od tego strzela
kurwica. Jak tak dalej pójdzie, totalna kaplica. Wypierdolę stąd szybciej niż
Kubica. Szybciej niż Kubica. Nie możesz nawet na kawie wychillować, bo zaraz
będą psy cię pałować. Lepiej się już schować, nie wychylać głowy, wysłuchać
kolejnej Andrzejka mowy. COVID-19? Całkiem
niebezpiecznie. Nie wmówisz mi jednak, że tak będzie wiecznie. Ogarnij się
zatem, nie słuchaj ich bajerów, pogońmy razem pisowskich frajerów. TVPiS? Jak w
Korei propaganda. Pogrywa sobie z nami Kaczyńskiego banda. Stroszą pióra udając
piękne pawie, a w Polsce od dawna mamy bezprawie. Opozycja słaba, wszyscy o tym
wiemy. Nie oznacza to wcale, że się ugniemy. Połączmy się tedy, zbudujmy wielką
siłę, postawmy PiSowcom polityczną mogiłę. Polityczną mogiłę!
Ktoś zapyta po ciężką cholerę ja się
nagle postanowiłem angażować w promocję syna Jarosława Gowina, a ja chętnie
odpowiadam, że tak jak zawsze tu się działo, osoby i zdarzenia występujące na
tym blogu służą wyłącznie do refleksji w swojej istocie znacznie przekraczającej
sam pretekst. I tak też jest i tym razem. Dla mnie Ziemowit Gowin zwyczajnie
nie istnieje, zarówno jako człowiek, ale przede wszystkim jako artysta. Ów
wykonawczy popis, jaki on wysłał do wspomnianego konkursu, to jest tak straszna
nędza, że ja, przepraszam bardzo, ale jako rapera, zdecydowanie już wolę
Marcina Matczaka, a kto wie, czy też nie prof. Sadurskiego. To natomiast co
mnie zainteresowało, to reakcja na ów występ tak zwanych „mediów głównego
nurtu”. Otóż tam Ziemowit Gowin został potraktowany niemal jak pierwszy
sojusznik najbardziej twardej antypisowskiej opozycji. Wszystkie główne ośrodki
medialnej propagandy w jednej chwili uczepiły się tego idioty i przedstawiły go
jako nie tyle nawet argument w wewnętrznej wojnie w obozie Zjednoczonej
Prawicy, ale niemal zbawcę, który jako pierwszy tak dźwięcznie przedstawił
program wspomnianego antypisu, kto wie, czy nawet nie spod znaku Zielonych czy
Krytyki Politycznej.
Tymczasem wystarczy zajrzeć do opisu
klipu z jego występem na Youtubie, by się zorientować, że jest to projekt
autoryzowany przez środowisko występujące w przestrzeni publicznej pod nazwą
obiektywizm.pl, a reklamujące się oczywiście w następujący sposób: „Centrum
obiektywizmu w Polsce – rewolucyjnego, spójnego systemu idei sformułowanego
przez Ayn Rand w drugiej połowie XX wieku”. I w tym momencie my już oczywiście wiemy, że choć kilku
członkom sekty zorganizowanej przed laty przez Janusza Korwina Mikke udało się z
jej brudnych łap wyrwać i oni wszyscy rozbiegli się w różnych kierunkach, to
Ziemowit Gowin pozostał tam, gdzie – a tego jestem dziś pewien niemal w stu
procentach – pozostawił go jego ojciec, chwilę zanim polityka zmusiła go do powszechnie
znanych kompromisów.
A zatem słucham dziś tej nędzy, czytam
głosy zachwytu nad polityczną przenikliwością
syna Jarosława Gowina i myślę sobie, że oni wszyscy są jeszcze głupsi,
niż – a szczególnie w ostatnich dniach – myślałem. Ale jest jeszcze coś. Otóż,
moim zdaniem, wykonany przez Ziemowita Gowina coming-out przede wszystkim
pokazuje dwie rzeczy: pierwsza z nich to ta, że tak zwany „konserwatyzm” jego
taty to fakt niepodważalny, a druga, że wspomniany tato spieprzył sprawę w
momencie gdy nie potrafił wybić z głowy swojemu dziecku pomysłu zrobienia sobie
tatuaży i jebania policji.
Jaka tu więc dla nas z tego płynie
nauka? Otóż zbliżają się te od dawna wyczekiwane wybory i choć wszyscy mamy
nadzieję, że tu niespodzianki nie będzie, zdajemy sobie sprawę jednocześnie z
tego, że w gruncie rzeczy diabeł jeden wie, co nam nagle strzeli do głowy. A
skoro tak, to bierzemy też pod uwagę, że prezyednt Duda nie utrzyma kadencji i na
kolejne pięć lat zastąpi go czy to Trzaskowski, czy Hołownia, czy Kosiniak.
Będzie to oczywiście tragedia, którą przeżyć nam będzie nadzwyczaj trudno, to
jednak czym się możemy skutecznie pocieszać, to to, że Krzysztof Bosak jednak
się nie przeciśnie, bo Ziemowit Gowin jako przyszły Minister Kultury, to
jeszcze większe nieszczęście niż Piotr Gliński,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.