Zanim przedstawię kolejną notkę zmuszony jestem
ogłosić coś, co nie może czekać. Otóż otrzymałem właśnie z ZUS-u informację o
zadłużeniu sięgającym jeszcze roku 2014, co powoduje, że w ciągu 7 dni muszę
skądś wyszarpać ponad 5 patyków, a przyznaję bez bicia, że tyle to ja nie mam
nawet na życie. W związku z tym bardzo proszę wszystkich starych, ale też i
nowych czytelników, którzy znaleźli na tym blogu jakąś swoją przystań, by po
raz nie wiem już który zechcieli jednorazowo mnie wesprzeć. A ja ich wszystkich
zachowam w serdecznej wdzięczności i będę tu nadal, dla naszego wspólnego dobra, w
miarę możliwości codziennie, publikował swoje kolejne bardziej lub mniej
doraźne refleksje. Dla wszystkich zainteresowanych wklejam numer konta:
Krzysztof Osiejuk 50 1050 1214 1000 0092
2516 8591.
Dziś tymczasem chciałbym nieco pociągnąć
temat powszechnego usuwania z powszechnej pamięci wszelkich śladów
niewłaściwego traktowania przez rasę białych panów czarnych mieszkańców naszej
planety. Byliśmy już świadkiem niszczenia pomników, ostatnio pisałem o tym, jak
ktoś nagle sobie uświadomił, że słynnego rondo w Liverpoolu swoją nazwę Penny
Lane zawdzięcza jakiemuś handlarzowi niewolników i tabliczkę i ową nazwę
zamalował czarną farbą, a teraz właśnie słyszę, że BBC zdecydowało się jednak
przywrócić ocenzurowany na krótką chwilę epizod słynnego serialu komediowego
„Fawlty Towers” o Niemcach. Kto widział ten wie, a ja może tylko przypomnę, o
co tam chodziło. Otóż ani o Niemców, ani o kobiety, ani o inne niekoniecznie
poprawnie politycznie kwestie, ale o jak najbardziej „czarnuchów”. Jest zatem
tak, że Fawlty rozmawia z Majorem, ledwie już przytomnym staruszkiem,
pamiętającym jeszcze czasy, gdy Imperium było jak najbardziej Imperium i
rozmowa wygląda tak:
- Zawsze
ma pan do pomocy Elsie.
- Kogo?
- Elsie.
- Ona wyjechała
kilka lat temu, Majorze.
- To dziwne.
Wydawało mi się, że widziałem ją ledwo co wczoraj.
- Nie sądzę.
Mieszka w Kanadzie.
- Dziwne
stworzenia te kobiety.
- Przepraszam,
ale mam rzeczy do zrobienia…
- Znałem kiedyś
jedną. Bardzo ładna, wysoka, ojciec był bankierem.
- Naprawdę?
- Nie pamiętam
nazwy banku.
- Nic nie
szkodzi.
- Musiałem na
nią mocno lecieć, bo zabrałem ją by zobaczyła Indie.
- Indie?
- Na Oval.
Fantastyczny mecz. Cudowna końcówka. Surrey musiało zdobyć 33 punkty w pół
godziny. A ona nagle wyszła, żeby przypudrować sobie... ręce, czy coś tam...
Kobiety. Nigdy nie wracają.
- Bardzo mi
przykro.
- Ciekawe, że
ona przez przez całe przedpołudnie mówiła na Hindusów „czarnuchy”. Ależ nie,
powiedziałem. Czarnuchy to Karaiby. Ci tutaj to brudasy. Nieprawda,
odpowiedziała. Krykiet to wyłącznie czarnuchy.
- Im się
wszystko miesza. Ja to widzę codziennie u swojej żony. W ogóle nie potrafią
myśleć.
- Ale jak ona miała na imię? Wciąż ma mój portfel.
- Jak już
mówiłem. Żadnego pojęcia o logicznym myśleniu.
- Kto?
- Kobiety.
- Myślałem, że mówi
pan o Hindusach.
- Nie. Czyż to
nie Oscar Wild powiedział, że one mają mózgi jak ser szwajcarski?
- Że takie twarde?
- Nie. Że pełne
dziur.
- Naprawdę? Hindusi?
- Nie. Kobiety.
Proszę spojrzeć, co tu się dzieje. Każdy
kto zna ten serial, ale też choćby
prześledzi przetłumaczoną przeze mnie rozmowę, wie że Major – a wraz z nim całe
to nie tylko postkolonialne myślenie – jest tu straszliwie wyszydzony. Nikt
przy zdrowych zmysłach nie może uznać, że tu w jakikolwiek sposób obraża się
Czarnych. Zresztą każdy kto zna poglądy Johna Cleese’a i w ogóle jego kolegów z
Monty Pythona wie, że oni są ostatnimi ludźmi na Ziemi, których można by było
zakwalifikować jako rasistów. A mimo to, na fali owego zidiocenia, BBC decyduje
się w pierwszym odruchu zdjąć ten odcinek z agendy. I my się teraz dziwimy, że
ktokolwiek, a w tym niechby i nawet ktoś tak głupi jak Kolenda-Zaleska, mógł pomyśleć, że
kiedy ktoś powie, że LGBT to ideologia a nie ludzie, sugeruje, że ludzie
homoseksualni nie są ludźmi lecz zwierzętami?
Jest jednak coś, o co tym razem boję się
naprawdę. Pewnie niektórzy z nas pamiętają moją notkę sprzed lat o czarnym
bohaterze afrykańskich wspomnień Roalda Dahla, Mdisho z plemienia Mwanumwezi.
Cała książeczka, z której zaczerpnąłem ów przykład, jest wręcz wypełniona
kolonialnym myśleniem, gdzie Kolorowi – niezależnie czy zamieszkują tereny
Indii, Karaibów, czy Afryki, są w sposób oczywisty przedstawicielami rasy
niższej i sam Roald Dahl, choć mocno naznaczony duchem głębokiego humanizmu, by nie powiedzieć chrześcijaństwa, nie jest w stanie oderwać się od cywilizacji, która go wychowała. Oto fragment
z rozdziału o Mdisho. Jest więc wrzesień roku 1939, ówczesna Tanganika, właśnie
Wielka Brytania wypowiedziała wojnę Niemcom i plan jest taki, by wszystkich
okolicznych Niemców internować w świeżo zorganizowanych obozach. Ponieważ z punktu
widzenia Mdisho oszczędzanie jeńców nie ma najmniejszego sensu, bierze ów ostry
muzułmański miecz, pędzi przed siebie i obcina głowę miejscowemu plantatorowi
sizalu. Dahl jednak nie potępia Mdisho, lecz stara się go usprawiedliwić
w taki oto szczególny sposób:
„Spojrzałem na niego i się uśmiechnąłem. Nie mogłem mieć do niego
pretensji za to co zrobił. On był zaledwie dzikim tubylcem z plemienia
Mwanumwezi, ulepiony przez nas Europejczyków na kształt oswojonego służącego, a
teraz jedyne co zrobił, to rozbił skorupę, w której był zamknięty”.
Przepraszam wszystkich bardzo, ale ja
naprawdę, nomen omen, czarno widzę przyszłość Roalda Dahla i jego książek. Jeśli
tylko któryś z nich sobie przypomni ten fragment, a po nim wyszuka jeszcze
kilka podobnych, jak choćby ten, gdzie panna Trefusis informuje, że jej czarny
służący obcina jej paznokcie u nóg, bo ona się tej roboty brzydzi, a na jej
plantacji każdy Czarny musi chodzić w butach, bo ona nie może patrzeć na ich
bose stopy, to będziemy mieli wszystkie te cudowne książki, całą tę wielką
literaturę na zawsze z głowy.
Ja na szczęście wszystko co mogłem jego mieć,
to już mam, i nie oddam tego nawet kiedy każda z tych książek stanie się
prawdziwym białym krukiem. A gdy chodzi o powszechny obłęd, którego w tej czy
jakiejś innej postaci chyba jednak nie unikniemy, to staję jasny i gotowy.
Ja bym się tam o Dahla nie martwił. Truchleję raczej na myśl co zacznie się dziać gdy jakiś bystry intelektualista odkryje, że u nas od zawsze dzieci jeżdżą na kolonie. Od maleńkości uczone kolonialnej roboty- kolonie letnie, kolonie zimowe, a jak który nie nadąża to jeszcze półkolonie! Z pokolenia na pokolenie uczeni tego jednego. Niech tylko ktoś to dostrzeże...
OdpowiedzUsuń@2,718
OdpowiedzUsuńWiesz co? Zachęciłeś mnie. Ja od przyszłego tygodnia zacznę swoją wnuczkę uczyć na pamięć wierszyka "Murzynek Bambo", a potem opublikuję jej recytację w Sieci.