Zwycięstwo Andrzeja Dudy w prezydenckich
wyborach roku 2015 zapowiadałem tu na tym blogu jeszcze jesienią roku 2014,
kiedy chyba nawet sam Jarosław Kaczyński nie wierzył w to, że owe marzenia mogą
się spełnić. Andrzej Duda został więc prezydentem, a ja muszę tu zupełnie
szczerze przyznać, że – pomijając oczywistą radość z tego sukcesu – moja
pierwsza poważna powyborcza refleksja dotyczyła tego, że w jego najbliższym
otoczeniu pojawił się niejaki Kędryna. O tym też zdecydowałem się natychmiast
napisać, jednak ponieważ w owej kwestii nie zmieniło się nic ani wówczas, ani też w
kolejnych latach, z czasem postanowiłem to dziwadło i całą tajemnicę z nim
związaną przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza i skupić się na kwestiach
bardziej istotnych. I również dziś, kiedy patrzę na całość prezydentury
Andrzeja Dudy, nawet owo najświeższe zupełnie ujęcie, gdzie ów Kędryna, w
całym swoim anturażu, prezentuje się Białym Domie w Waszyngtonie, nie zmienia
mojej oceny pięciu lat owej prezydentury, i ten dziwny człowiek do dziś pozostaje jedynym, coraz mniej istotnym zgrzytem.
Kiedy Andrzej Duda obejmował urząd
Prezydenta RP i oczywiście w kolejnych latach, mimo różnego rodzaju
wątpliwości, wiedziałem, że przede wszystkim nikogo lepszego od niego w
najbliższych latach mieć nie będziemy, ale też, że on po zakończeni kadencji, w
drugą wejdzie z takim przytupem, że świat się zatrzyma w podziwie. Czemu? No
własnie z tego powodu, że on jest w tak oczywisty sposób najlepszy, że tu nie
może być jakiejkolwiek dyskusji.
I oto dziś stoimy przed jutrzejszymi wyborami
i wygląda na to, że się pomyliłem. Mało tego. Nie dość że się pomyliłem, to w
swoich zupełnie fatalnych przewidywaniach nie uwzględniłem takiej oto
możliwości, że na drodze Andrzeja Dudy może stanąć coś równie marnego jak Rafał
Trzaskowski. Tymczasem jutro mamy te wybory i jest bardzo prawdopodobne, że
potrzebna będzie jeszcze druga tura, a i ona może nie wystarczyć.
Czemu tak? Myślę o tym od pewnego czasu
i przychodzą mi do głowy dwie odpowiedzi. Przede wszystkim oczywiście ta, że
kampania nienawiści, z jaką mamy do czynienia nieprzerwanie od roku 2005 nie
ustaje i zapewne nie ustanie do momentu, gdy jej pomysłodawcy nie zejdą ostatecznie
ze sceny. To owa nienawiść do wszystkiego co jest związane czy to z nazwiskiem
„Kaczyński”, czy bardziej już konkretnie z Prawem i Sprawiedliwością, przez te
wszystkie lata do tego stopnia spętała umysły wielu, że, tak jak mówię, jedyne
z tego wyjście prowadzi przez ostateczne unicestwienie projektu, który za tą
nienawiścią stoi. I to jest pierwszy powód, dla którego ktoś taki jak Rafał
Trzaskowski ma szanse by zostać Prezydentem RP w starciu z Andrzejem Dudą.
Jest jednak coś jeszcze, co może stanowi
siłę znacznie poważniejszą. W końcu nikt z nas chyba nie liczył, że wspomniana
nienawiść tak łatwo wygaśnie. Tego akurat, że oni wszyscy nie odkleją się od
owej strasznej obsesji mogliśmy się spodziewać. Mogliśmy się też oczywiście
spodziewać, że przez minione pięć lat pojawi się grupa wyborców Andrzeja Dudy
rozczarowanych jego prezydenturą, którzy konsekwentnie uznają, że trzeba postawić
na kogoś, kto będzie znacznie lepszy. Powiem jednak zupełnie uczciwie, że
absolutnie nie spodziewałem się tego, że po stronie przeciwników drugiej
kadencji prezydenta Dudy pojawią się ludzie, którzy nie stwierdzą, że on popełnił
mnóstwo błędów, czy okazał się wielokrotnie zwyczajnie nieudolny, ale że
Andrzej Duda to przedstawiciel tak zwanej „żydokomuny”, a dziś odnoszę
wrażenie, że jeśli faktycznie przyszłym Prezydentem RP zostanie Rafał
Trzaskowski, to przede wszystkim z powodu zachowania jego wcześniejszych
wyborców, którzy dziś uznali, że Duda to w rzeczy samej zdrajca, a kto wie, czy właśnie nie zwyczajny Żyd.
Czytelnicy tego bloga, którzy przede
wszystkim mają mnóstwo innych zajęć niż śledzenie internetowych debat, a poza tym
zachowują jasność spojrzenia, mogą uznać, że tym razem to ja chyba jednak
przesadziłem. Otóż nie. Proszę sobie wyobrazić, że ja sam osobiście znam dziesiątki
osób, dla których Andrzej Duda jest dziś przedstawicielem nowej żydokomuny i
między nim a Trzaskowskim nie ma żadnej różnicy. A to są ludzie, którzy będą w
nadchodzących wyborach głosować albo na Krzysztofa Bosaka, albo w ogóle. I to oni
ostatecznie mogą sprawić, że Andrzej Duda nie wygra tych wyborów a
na jego miejscu pojawi się Rafał Trzaskowski, „taki sam Żyd – bez znaczenia”.
Zastanawiam się, jak do tego doszło, że
tak wielu – a zapewniam, że ich jest naprawdę wielu – tak łatwo dało się uwieść
tej propagandzie, zwróćmy uwagę, że propagandzie nie byle jakiej. Otóż mam
wrażenie, że choć przez te pięć lat oczywiście wciąż słyszeliśmy głosy, że Duda
to dupa, Adrian, długopis i takie tam, to jednak co moim zdaniem mogło mieć
znaczenie największe, to owa zupełnie niezwykła informacja, uderzająca prosto w
nasze najbardziej wrażliwe emocje, w nasze najbardziej bolesne obawy związane z
przyszłością Polski, że prezydent Duda to żydowski agent.
I znów, ktoś powie, że ja przesadzam, a
ja na to mam wciąż tę samą odpowiedź: ja ludzi, którzy są o tym o czym powyżej
napisałem święcie przekonani, i którzy wydawałoby się stanowią jądro
prawicowego elektoratu, znam naprawdę wielu. I wiem też, że oni na Andrzeja
Dudę głosować nie będą. Pozostaje pytanie, skąd oni się o zdradzie Andrzeja
Dudy dowiedzieli? Czy wyłącznie z własnych przemyśleń? Czy na podstawie
obserwacji jego zachowań? A może z którejś z jego nadzwyczaj istotnych
wypowiedzi? Otóż nie. Oni otrzymali tę wiadomość ze szczególnego źródła,
którego nie dość że sami nie znają, to co do istnienia którego nie mają nawet
świadomości. Oni zostali najzwyczajniej w świecie wypatrzeni przez tych, którzy z nas nawet na
moment nie spuszczają wzroku i uznani za wręcz świetny materiał, który im
posłuży do realizacji bieżących zadań.
Jutro wybory, a ja mam już tylko jeden
apel do części z nas: nie dajcie się oszukać, bo są sytuacje, gdzie jeśli
okażemy się durniami, nawet Dobry Bóg nam tego nie daruje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.