sobota, 27 czerwca 2020

Konfederacja, czyli o rozgrywaniu tych, którzy się nigdy rozegrać nie pozwolą


       Zwycięstwo Andrzeja Dudy w prezydenckich wyborach roku 2015 zapowiadałem tu na tym blogu jeszcze jesienią roku 2014, kiedy chyba nawet sam Jarosław Kaczyński nie wierzył w to, że owe marzenia mogą się spełnić. Andrzej Duda został więc prezydentem, a ja muszę tu zupełnie szczerze przyznać, że – pomijając oczywistą radość z tego sukcesu – moja pierwsza poważna powyborcza refleksja dotyczyła tego, że w jego najbliższym otoczeniu pojawił się niejaki Kędryna. O tym też zdecydowałem się natychmiast napisać, jednak ponieważ w owej kwestii nie zmieniło się nic ani wówczas, ani też w kolejnych latach, z czasem postanowiłem to dziwadło i całą tajemnicę z nim związaną przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza i skupić się na kwestiach bardziej istotnych. I również dziś, kiedy patrzę na całość prezydentury Andrzeja Dudy, nawet owo najświeższe zupełnie ujęcie, gdzie ów Kędryna, w całym swoim anturażu, prezentuje się Białym Domie w Waszyngtonie, nie zmienia mojej oceny pięciu lat owej prezydentury, i ten dziwny człowiek do dziś pozostaje jedynym, coraz mniej istotnym zgrzytem.
       Kiedy Andrzej Duda obejmował urząd Prezydenta RP i oczywiście w kolejnych latach, mimo różnego rodzaju wątpliwości, wiedziałem, że przede wszystkim nikogo lepszego od niego w najbliższych latach mieć nie będziemy, ale też, że on po zakończeni kadencji, w drugą wejdzie z takim przytupem, że świat się zatrzyma w podziwie. Czemu? No własnie z tego powodu, że on jest w tak oczywisty sposób najlepszy, że tu nie może być jakiejkolwiek dyskusji.
      I oto dziś stoimy przed jutrzejszymi wyborami i wygląda na to, że się pomyliłem. Mało tego. Nie dość że się pomyliłem, to w swoich zupełnie fatalnych przewidywaniach nie uwzględniłem takiej oto możliwości, że na drodze Andrzeja Dudy może stanąć coś równie marnego jak Rafał Trzaskowski. Tymczasem jutro mamy te wybory i jest bardzo prawdopodobne, że potrzebna będzie jeszcze druga tura, a i ona może nie wystarczyć.
       Czemu tak? Myślę o tym od pewnego czasu i przychodzą mi do głowy dwie odpowiedzi. Przede wszystkim oczywiście ta, że kampania nienawiści, z jaką mamy do czynienia nieprzerwanie od roku 2005 nie ustaje i zapewne nie ustanie do momentu, gdy jej pomysłodawcy nie zejdą ostatecznie ze sceny. To owa nienawiść do wszystkiego co jest związane czy to z nazwiskiem „Kaczyński”, czy bardziej już konkretnie z Prawem i Sprawiedliwością, przez te wszystkie lata do tego stopnia spętała umysły wielu, że, tak jak mówię, jedyne z tego wyjście prowadzi przez ostateczne unicestwienie projektu, który za tą nienawiścią stoi. I to jest pierwszy powód, dla którego ktoś taki jak Rafał Trzaskowski ma szanse by zostać Prezydentem RP w starciu z Andrzejem Dudą.
      Jest jednak coś jeszcze, co może stanowi siłę znacznie poważniejszą. W końcu nikt z nas chyba nie liczył, że wspomniana nienawiść tak łatwo wygaśnie. Tego akurat, że oni wszyscy nie odkleją się od owej strasznej obsesji mogliśmy się spodziewać. Mogliśmy się też oczywiście spodziewać, że przez minione pięć lat pojawi się grupa wyborców Andrzeja Dudy rozczarowanych jego prezydenturą, którzy konsekwentnie uznają, że trzeba postawić na kogoś, kto będzie znacznie lepszy. Powiem jednak zupełnie uczciwie, że absolutnie nie spodziewałem się tego, że po stronie przeciwników drugiej kadencji prezydenta Dudy pojawią się ludzie, którzy nie stwierdzą, że on popełnił mnóstwo błędów, czy okazał się wielokrotnie zwyczajnie nieudolny, ale że Andrzej Duda to przedstawiciel tak zwanej „żydokomuny”, a dziś odnoszę wrażenie, że jeśli faktycznie przyszłym Prezydentem RP zostanie Rafał Trzaskowski, to przede wszystkim z powodu zachowania jego wcześniejszych wyborców, którzy dziś uznali, że Duda to w rzeczy samej zdrajca, a kto wie, czy właśnie nie zwyczajny Żyd.
        Czytelnicy tego bloga, którzy przede wszystkim mają mnóstwo innych zajęć niż śledzenie internetowych debat, a poza tym zachowują jasność spojrzenia, mogą uznać, że tym razem to ja chyba jednak przesadziłem. Otóż nie.  Proszę sobie wyobrazić, że ja sam osobiście znam dziesiątki osób, dla których Andrzej Duda jest dziś przedstawicielem nowej żydokomuny i między nim a Trzaskowskim nie ma żadnej różnicy. A to są ludzie, którzy będą w nadchodzących wyborach głosować albo na Krzysztofa Bosaka, albo w ogóle. I to oni ostatecznie mogą sprawić, że Andrzej Duda nie wygra tych wyborów a na jego miejscu pojawi się Rafał Trzaskowski, „taki sam Żyd – bez znaczenia”.
      Zastanawiam się, jak do tego doszło, że tak wielu – a zapewniam, że ich jest naprawdę wielu – tak łatwo dało się uwieść tej propagandzie, zwróćmy uwagę, że propagandzie nie byle jakiej. Otóż mam wrażenie, że choć przez te pięć lat oczywiście wciąż słyszeliśmy głosy, że Duda to dupa, Adrian, długopis i takie tam, to jednak co moim zdaniem mogło mieć znaczenie największe, to owa zupełnie niezwykła informacja, uderzająca prosto w nasze najbardziej wrażliwe emocje, w nasze najbardziej bolesne obawy związane z przyszłością Polski, że prezydent Duda to żydowski agent.
       I znów, ktoś powie, że ja przesadzam, a ja na to mam wciąż tę samą odpowiedź: ja ludzi, którzy są o tym o czym powyżej napisałem święcie przekonani, i którzy wydawałoby się stanowią jądro prawicowego elektoratu, znam naprawdę wielu. I wiem też, że oni na Andrzeja Dudę głosować nie będą. Pozostaje pytanie, skąd oni się o zdradzie Andrzeja Dudy dowiedzieli? Czy wyłącznie z własnych przemyśleń? Czy na podstawie obserwacji jego zachowań? A może z którejś z jego nadzwyczaj istotnych wypowiedzi? Otóż nie. Oni otrzymali tę wiadomość ze szczególnego źródła, którego nie dość że sami nie znają, to co do istnienia którego nie mają nawet świadomości. Oni zostali najzwyczajniej w świecie  wypatrzeni przez tych, którzy z nas nawet na moment nie spuszczają wzroku i uznani za wręcz świetny materiał, który im posłuży do realizacji bieżących zadań.
         Jutro wybory, a ja mam już tylko jeden apel do części z nas: nie dajcie się oszukać, bo są sytuacje, gdzie jeśli okażemy się durniami, nawet Dobry Bóg nam tego nie daruje.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...