Nie wiem, czy czytelnicy tego bloga w
jakiejkolwiek części lubią słuchać Beatlesów, a tym bardziej – jeśli tak
rzeczywiście jest – czy znają piosenkę pod tytułem „Penny Lane”, jeśli jednak
tu akurat przestrzeliłem, to zachęcam. To jest arcydzieło.
O czym jest ta piosenka? Otóż o niczym
szczególnym. To jest zaledwie opis pewnego miejsca w Liverpoolu, właśnie o
nazwie Penny Lane, które Paul McCartney ukochał i postanowił je uwiecznić w
swojej piosence tak jak je zapamiętał. Bez żadnych zbędnych aluzji, czy
ukrytych znaczeń. Przede wszystkim więc piękna piosenka.
Czemu zatem o niej dziś wspominam? Powodów
jest parę, pierwszym z nich jednak jest to, że, jak się dowiaduję z mediów, na
fali znanych nam wydarzeń, ktoś zdecydował się zajść tam w to miejsce w
Liverpoolu i tablicę z nazwą Penny Lane czarną farbą zamazać. Kiedy pierwszy
raz o tym usłyszałem, bardzo się zdziwiłem, ale natychmiast też zacząłem się
zastanawiać, cóż tam w tekście wspomnianej piosenki było takiego, co mogłoby aż
tak rozjuszyć żałobników po śmierci George’a Floyda, a kiedy nie znalazłem
dosłownie nic, zrobiłem coś, co – tak na marginesie – polecam wszystkim, a więc
wpisałem w Google’a hasło „Penny Lane controversy” i znalazłem jak najbardziej
poważne objaśnienie, że problem leży w tym, że owa nazwa Penny Lane pochodzi od
nazwiska niejakiego Jamesa Penny, handlarza niewolnikami i zapiekłego
antyabolicjonisty i według wielu powinna była już dawno zniknąć z mapy świata,
a dziś owa konieczność jest szczególnie paląca.
Pisałem tu parę dni temu o tym, jak
Brytyjczycy ni stąd ni zowąd zdecydowali się wymazać ze swojej osobistej, ale
również historycznej pamięci wszelkie ślady swojej niewyobrażalnej podłości,
natomiast widok tego kogoś, kto ciemną zapewne nocą zakrada się na Penny Lane
by zniszczyć tablicę z ową nazwą w mojej wyobraźni stanowi nie komedię, ale
realną bardzo katastrofę. W czym rzecz? Otóż nie mogę nie zauważyć, że
wspomniany idiota, czy idiotka, nie jest w żadnym wypadku wyjątkiem, ale sam
konkretny kontekst owego zdarzenia nie jest też czymś nadzwyczaj wyjątkowym. Nie
trzeba bowiem być szczególnie bacznym obserwatorem, by zauważyć, że przykładów
co najmniej równie ciężkiego zgłupienia poznajemy każdego wręcz dnia
dziesiątki, również tu na naszym podwórku. I to wcale nie koniecznie związanego
z zabójstwem George’a Floyda. Oto, również wczoraj, na Facebooku zamieścił ktoś
zdjęcie strony z magazynu „Wysokie Obcasy”, a tam artykuł zatytułowany: „Koniec spontanicznego seksu z nieznajomym
poznanym w internecie? Jak zmieni się nasze życie seksualne po pandemii”.
Kilka dni, na tym samym Facebooku
pokazał się komentarz grupy o nazwie „Dziewuchy dziewuchom”, zachęcający do
aborcji i ozdobiony obrazkiem prężącej się z dumą kobiety w t-shircie z napisem
„Miałam 25 aborcji”.
Ta sama grupa nieco wcześniej w tym samym
miejscu zamieściła obrazek, na którym widzimy napis „Dzień Matki”, a poniżej
kobietę z klasycznym dziecięcym wózkiem, w którym siedzi sobie słodki piesek.
Ktoś powie, że to co ja tu opowiadam, to
patologia, natomiast realny świat tak naprawdę wygląda zupełnie inaczej. Na to
ja mam oczywiście gotową odpowiedź, że moim zdaniem, jeśli patologię rozumiemy
jako margines, to w żadnym wypadku z patologią nie mamy do czynienia, no a poza
tym, tym razem mnie wcale nie chodzi o nich, lecz jak najbardziej o nas. Otóż
ja nigdy nie potrafiłem zrozumieć, jak to się dzieje, że ludzie w znacznym
stopniu dokładnie tacy sami jak my, dokonując swoich politycznych wyborów nie
są w stanie dostrzec, że tak naprawdę postępują w tym momencie kompletnie wbrew
sobie. Pewien mój znajomy, człowiek starszy, bardzo religijny, grzeczny i
nadzwyczaj uprzejmy, w żadnym wypadku niezrównoważony, tego całego LGBT
fizycznie nie znosi. Dlaczego? Bo on ma przekonania do tego stopnia
konserwatywne, że nie toleruje jakichkolwiek nowinek. Powiem więcej. On nie
może patrzeć na Jerzego Owsiaka i na cały ów harmider związany z Wielką
Orkiestrą Świątecznej Pomocy, a jakby tego było mało, wciąż mi mówi, że dorosły
człowiek, który chodzi w czerwonych spodniach i kolorowych okularach, jest
zwyczajnym pajacem, a nie poważnym człowiekiem. O George’u Floydzie mówi, że to
podobno jakiś narkoman i przestępca, więc on nie widzi powodu, by się nim
przejmować. Jednocześnie, mój znajomy nienawidzi PiSu i wszystkiego co mu się z
nim kojarzy, do tego stopnia, że nie jest w stanie w swojej głowie uporządkować
tych wszystkich relacji i zrozumieć, że tak naprawdę on występuje przeciw
sobie. Ktoś powie, że w pojęciu niektórych, PiS to jest taka sama zaraza jak ta
cała hołota, która dziś pali amerykańskie miasta i drze mordę próbując
zagłuszyć szelst banknotów, tyle że jeszcze się nie do końca ujawnili. Może i
tak, to co mnie jednak wciąż bardzo zajmuje, to zaangażowanie zarówno mojego
znajomego, jak i wielu, naprawdę wielu jemu podobnych w to, by popierać kogoś
takiego jak Rafał Trzaskowski, a więc reprezentanta tego wszystkiego, czym oni
z całego serca gardzą.
Czemu więc oni życzą szybkiej i możliwie
bolesnej śmierci temu komuś, kto wszystkim tym, czym oni gardzą, gardzi
solidarnie wraz z nimi, a jednocześnie ludzi, którzy przedmiot owej pogardy
pielegnują z najwyższym zaangażowaniem i pilnują, by mu się broń Boże nie stała
jakakolwiek krzywda, postanowili uznać za gwaranta tego, że w końcu ich podły
nastrój się poprawi? Zagadka ta stanowi dziś dla mnie prawdziwą zagadkę i mimo
wielu starań, nie potrafię jej rozwiązać.
Widzę tu jednak światło w tunelu. Otóż
wczoraj też chyba Konfederacja ustami jednego ze swoich ważnych
przedstawiciela, ogłosiła, że oni w ewentualnej drugiej turze wyborów swoich
wyborców będą wzywać do głosowania na Rafała Trzaskowskiego. Podobnie dziś,
kiedy pisze ten tekst, była szefowa kampanii Andrzeja Dudy, Turczynowicz-Kieryłło
udzieliła wywiadu stacji TVN24, gdzie zadeklarowała, że ona również woli
Trzaskowskiego. A ja najpierw sobie pomyślałem, że ona idealnie wręcz ilustruje
słynny bon mot Williama Congrave’a, że „piekło nie zna gniewu kobiety
wzgardzonej”, a następnie przyszło mi do głowy, że może ta prawda nie dotyczy
tylko kobiet. Może tak naprawdę zarówno mój znajomy, jak i wiele innych osób –
zarówno zwykłych ludzi, jak i polityków – z taką zawziętością pragnie
ostatecznego zniszczenia Jarosława Kaczyńskiego i wszystkiego tego, co się z
nim kojarzy właśnie przez to, że oni uznali, że on właśnie w pewnym momencie
ich życia nimi wzgardził. Jak, gdzie, kiedy – tego nie wiemy i niewykluczone, że
nawet oni sami już tego przypomnieć sobie nie potrafią, ale to poczucie
odrzucenia w nich tkwi i nie spoczną dopóki nie otrzymają tej jedynej
satysfakcji na którą tyle juz lat czekają. Ktoś się zapyta: No dobrze, ale co
potem? Jak oni sobie poradzą z tymi gruzami, nad którymi będzie się już tylko
unosił ów wielki tęczowy transparent z owym pieskiem w dziecięcym wózeczku?
Otóż tu też mam swoje podejrzenia. Moim zdaniem, oni są głęboko przekonani, że
potem wszystko już pójdzie z górki. Powstanie jakiś nowy prawicowy projekt, z
jakimś pobożnym, przystojnym i kulturalnym przywódcą, który obieca tę całą
tęczową zarazę, razem z Owsiakiem i całą tą antycywilizacyjna hałastrą rozgonić, i nigdy nie da im po sobie poznać, że nimi tak naprawdę głęboko gardzi. A oni go całym sercem poprą i będzie jak w niebie.
Ciekawe, czy Lennon, gdyby dożył, napisałby dzisiaj Imagine, a jeśli tak, to o czym?
OdpowiedzUsuńWprawdzie był twórcą wyjątkowo utalentowanym, o niezwykłym zmyśle czułej obserwacji spraw zwyczajnych (rany, zapachniało mi noblem!), to jednak wątpię, czy odczuwałby jakąkolwiek wspólnotę z obecną hołotą kulturową.
Jarosław Kaczyński wiele razy różne rzeczy nazywał po imieniu i większość bierze to do siebie. Jeden nie lubi Kościoła, drugi ma teczkę z karierą w służbach PRL a jeszcze inny swój obecny dobrobyt opiera na złodziejstwie którego dokonał w czasie "kiedy było można". Czasy się zmieniają ale ludzie wciąż oczekują kolejnych grubych kresek a nie grzebania w rodzinnych życiorysach. Tego najbardziej w PiSie nienawidzą.
OdpowiedzUsuń@crimsonking
OdpowiedzUsuńTo jest oczywiście możliwe. Jednak moim zdaniem jest jeszcze coś, czego ja zidentyfikować nie potrafię. To się ciągnie od roku 1990 i czuję się coraz bardziej bezradny.
To już pewnie media i socjotechnika, którą nas wałkują trzecią dekadę. W kulcie nienawiści do Jarosława Kaczyńskiego wychowali całe polityczne pokolenie. Albo i dwa.
Usuń