Zanim przejdę do rzeczy, chciałbym prosić
szczególnie wrażliwych czytelników, by wstrzymali się z pretensjami, bo tak jak
pozory niekiedy mylą, to w tym akurat wypadku mylą bezwzględnie. I nie zmienia
tego fakt, że bohaterem dzisiejszej notki będzie niejaka Justyna Klimasara, a
więc tak naprawdę kompletny nikt. Mało tego. Owa Klimasara to jest coś jeszcze
więcej niż nikt, z tego względu, że bycie nikim tak naprawdę nie jest niczym
szczególnie wstydliwym. W sensie w jakim pojawia ona się tu dziś pojawia,
większość z nas jest w rzeczy samej nikim, tyle że my jesteśmy w tej dobrej
sytuacji, że owo bycie nikim jest w gruncie rzeczy naszą tarczą. Z Klimasarą
problem jest inaczej. Ona bowiem, będąc nikim, dała się poznać szerszej
publiczności dzięki dwóm rzeczom: Twitterowi i swojej pupie. A skoro tak, to
wspomniana publiczność mogła się jeszcze dowiedzieć, że właścicielką
zaprezentowanej na Twitterze pupy jest członkini młodzieżówki SLD, która kocha
poezję i powieści kryminalne.
Czy poszło tylko o pupę? Właściwie tak,
bo uważam, że gdyby nie ta pupa, to prezentujący ją tweet z prośbą o modlitwę w
święto Bożego Ciała, przeszedłby z całą pewnością kompletnie niezauważony. No
ale była pupa, był też tweet, no i od kilku dni hasło #klimasara zarówno w
Internecie jak i w ogólnopolskich mediach święci trumfy, a stacja TVP Info nie
jest w stanie przeżyć dnia, by o Klimasarze nie wspomnieć i z niej nie
poszydzić.
Czy Justyna Klimasara, poza pupą i
wspomnianą prośbą o modlitwę, znana jest jeszcze z czegoś? Wydaje się, że o ile
dotychczas była tylko ta pupa i ów tweet, to dziś jeszcze do tego dochodzą inne jej tweety.
Ja sam, pragnąc się dowiedzieć, z kim mam do czynienia, zajrzałem na jej
profil, a tam są następujące przemyślenia:
„Przeraża mnie, że dziś normalizuje się
pogląd, że kobiety zarabiają po prostu mniej od mężczyzn. To kolejna próba
zniewolenia kobiet, bo utrwala się przekonanie, że kobiety są słabsze. To
wygodne dla zakompleksionych, patriarchalnych mizoginów. Chcą podbudować swoje
ego”;
„Platforma na kolanach przed księżmi.
Wspominają jeszcze papieża, który bronił pedofilów. Chadecja, zatem nie dziwi”;
„Jadłam sobie obiad w restauracji. Starszy
pan zapytał, dlaczego sama płacę, bo to mężczyzna powinien płacić i zaprosić.
Niby drobnostka, ale mówiąc, że ktoś musi płacić zakłada się, że kobieta ma
mniej pieniędzy. W ten sposób traktuje się jako normę mniejsze wypłaty dla
kobiet”;
„Dzisiaj warto także przypomnieć, że nie
każdy z nas chce mieć dzieci. Nie ma też czegoś takiego jak instynkt
macierzyński. Osobiście o dzieciach pomyślę za 4 lata, będę miała 28, nie za
wcześnie i nie za późno. Nie czuję presji posiadania męża i rozmnażania jak
królik”;
„Dziś mam dzień obalania mitów! Nie ma czegoś
takiego jak dzieci nienarodzone, a samo sformułowanie doprowadza mnie do
szewskiej pasji. Nienarodzone, zatem jeszcze nie są to dzieci! Biologia!”;
„Bardzo lubię Amerykę Południową. Ciekawi
mnie zarówno ich historia, jak i kultura. Kwestie polityczne, tańce no i moja
słabość, czyli telenowele brazylijskie i kolumbijskie. Tak nawiasem w tych
telenowelach bardzo widać nierówności społeczne”...
i tak dalej,
i tak dalej.
No i teraz już z całą pewnością nie
uniknę tego, że ktoś zażąda ode mnie, bym się wytłumaczył, po jaką cholerę,
zdecydowałem się dzisiejszy felieton poświęcić komuś tak nieistotnemu jak autorka
powyższych słów, skoro nie chodzi mi o pupę. Już pędzę. Otóż proszę sobie
wyobrazić, że kiedy szukałem informacji, które mogłyby mnie uświadomić co do
ewentualnych tajemnic związanych z Justyną Klimasarą, trafiłem na portal
onet.pl, a tam znalazłem coś takiego, jeszcze z wiosny zeszłego roku (dowolne
dwie minuty wystarczą):
O co chodzi? O to mianowicie, że z
jednej strony mamy być może najbardziej dziś wpływowy portal internetowy nadający w
języku polskim, medium informacyjne, mające obok „Gazety Wyborczej” i telewizji
TVN24 największy prawdopodobnie wpływ na kształtowanie społecznej świadomości
liberalnej części sceny publicznej, jeden z jej sztandarowych projektów
propagandowych, w postaci tak zwanych „samochodowych rozmów” z największymi
autorytetami wspomnianej sceny, a tam dziś również jej zdecydowanie najbardziej
wpływowego dziennikarza, Tomasza Sekielskiego, autora kultowej wręcz serii
produkcji uderzającej bezpośrednio w Kościół Powszechny i Jego duszpasterzy,
który do swojego studia na kółkach zaprasza kogoś takiego jak Justyna
Klimasara. A ja – proszę zwrócić uwagę – nie mówię o dzisiejszej Klimasarze,
właścicielce wypiętej pupy w stringach, autorki głupkowatych komentarzy na
Twitterze, oraz gwiazdy telewizji TVP Info. Ja mówię o nikomu jeszcze wówczas nieznanej
cizi, wyrwanej z jakiegoś prowincjonalnego klubu dla prowincjonalnych
gangsterów poszukujących towaru, którym będą się mogli pochwalić swoim
koleżkom.
Ale i to nie wszystko. Oni nie dość, że
uznali za stosowne posadzić ją przed tą kamerą i mikrofonem, to jeszcze
zachęcają ja nie do tego, by się podzieliła z widzami swoją opinią nie na temat choćby szans
współczesnej młodzieży z dużych miast na rozwój osobisty, ale proszą o opinie na temat strajku
nauczycieli, perspektyw przed jakimi stoi polska szkoła, oraz zagrożeń dla
Polski i Europy jakie stwarzają rządy Prawa i Sprawiedliwości.
Przepraszam bardzo, ale co tu się do jasnego
koronawirusa wyprawia? Niedawno redaktor Renata Kim z „Newsweeka” – ale też i
wspomnianego Onetu – sfotografowała się
na tle wyborczego billboardu Andrzeja Dudy, gdzie ktoś jego nazwisko przerobił
na „Dupa”, a jemu samemu dorysował hitlerowski wąs i tupecik, i owo zdjęcie
wrzuciła do Internetu. W odpowiedzi na tę demonstrację, któryś z komentatorów
napisał, że od tego momentu nikt już nie ma prawa zgłaszać jakichkolwiek
pretensji pod adresem publicznej telewizji. Gdy bowiem chodzi o dziennikarstwo,
granica została właśnie przekroczona. Otóż nie zgadzam się. I nie chodzi mi o to, że owa
granica była wcześniej przekraczana wielokrotnie, natomiast z całą pewnością
gdy rozmawiamy o tym, co Anglicy określają mianem „petty journalism”, sprawę ostatecznie
załatwił Onet i jego pierwsza gwiazda, czyli Tomasz Sekielski. Gdy chodzi natomiast
o mnie, to w momencie gdy on nakręci kolejny odcinek swojej serii o pedofilii w
Kościele, ja będę miał do niego tylko jedną uwagę: efekt byłby znacznie
mocniejszy, gdyby on tam wstawił Justynę Klimasarę w stringach w jacuzzi na tle
Pałacu Kultury i poprosił ją o wypowiedź na temat jej szkolnych przygód, choćby
z klerykami.
Justysia pokazała swoje najlepsze 'Ja' i na pewno ma przewagę nad każdym kandydatem za wyjątkiem tego od Lewicy.
OdpowiedzUsuńTe jej najlepsze"Ja" to pogłębiona lordoza.W życiu bym nie pomyślał,że pogłębiona lordoza może mieć tak destrukcyjny wpływ na korę mózgową.
Usuń