Ponieważ nadszedł piątek i w kioskach
powinno się pokazać najnowsze wydanie „Warszawskiej Gazety”, to ze względu na
tych, którzy mogli by ją ewentualnie kupować wyłącznie ze względu na mój
felieton, przedstawiam to, co przygotowałem na ten tydzień, pod nieco bardziej konkretnym tytułem. Nadzwyczaj ważna
rzecz.
Kiedy piszę niniejszy tekst, większość z
nas w jakiś tam sposób obchodzi Dzień Dziecka, no i pomyślałem sobie, że przy
tej okazji wspomnę o mojej córce, która wprawdzie już dawno dzieckiem być
przestała, natomiast zgodnie z naukami wielkiego polskiego aktora Zdzisława
Maklakiewicza, będzie dzieckiem do czasu aż oboje rodzice żyją. Przyszło więc
dziś do mnie moje dziecko i zapytało, czy ja wiem, o co chodzi z owym piekłem w
jakim się w tych dniach pogrążają amerykańskie tak zwane „inner cities”. Odpowiedziałem
uczciwie, że policjant brutalnie udusił jakiegoś Floyda, który najpierw
próbował zapłacić w sklepie fałszywym banknotem, a następnie stawiał opór przy
zatrzymaniu. Opowiedziałem jej też krótko sprawę sprzed lat, dotyczącą pobicia
przez policję Los Angeles niejakiego Rodneya Kinga, co w efekcie doprowadziło do ciężkich wielodniowych
zamieszek, w których zginęło ponad 60 osób, a koszt zniszczeń dokonanych w
mieście przez rozszalały tłum został oszacowany na ponad miliard dolarów. Swój
wykład zakończyłem uspokajającą informacją, że tego typu wydarzenia od czasu do
czasu wstrząsają tak zwanym cywilizowanym światem i prawdę powiedziawszy nie ma
się czym przejmować.
Córka moja wysłuchała mnie uprzejmie, a
następnie wyjaśniła, że ona to wszystko wie, tyle że jej pytanie dotyczyło
prawdziwych powodów owych zamieszek, a nie powodów deklarowanych. A ja w tym
momencie pomyślałem sobie, że przecież to jest zupełnie oczywiste, że dla tych
wszystkich ludzi, którzy dziś podpalają amerykańskie miasta, rabują sklepy i
niszczą wszystko, co im wpadnie w oko, śmierć jakiegoś obcego im człowieka nie
ma żadnego znaczenia. We wspomnianych wcześniej "inner cities”, każdego
dnia w różnego rodzaju potyczkach, i to w sposób jeszcze bardziej brutalny,
giną dziesiątki ludzi takich jak wspomniany Floyd, i podobnie jak on Czarni, i
pies z kulawą nogą tym co tam się stało nie zainteresuje. Mało tego, z całą
pewnością zdarza się, że wśród nich są też ofiary brutalności policji, a mimo
to tylko w niektórych przypadkach dochodzi do głosu gniew ludu.
I na to właśnie chciałbym zwrócić uwagę.
Otóż wspomniane zamieszki w Los Angeles miały miejsce w roku 1992, a więc w
czasie gdy do swojej drugiej kadencji przymierzał się znienawidzony przez elity
prezydent George Bush senior, a na przeciwko siebie miał wielbionego przez te
same elity Billa Clintona. Podobnie jest i dziś. Jak wiemy, jesienią w Stanach
Zjednoczonych mają się odbyć wybory, gdzie przeciwko całemu niemal światu
będzie próbował zwyciężyć Donald Trump, a nie oszukujmy się – waga tych wyborów
ma się nijak do tego, co się tam działo w roku 1992.
Kończąc ten felieton, pragnę zauważyć, że
również to z czym mamy do czynienia dziś tu w Polsce, w żaden sposób nie
przykłada się do pamiętnych wydarzeń tu u nas w tym samym roku. Tym razem
bowiem walczymy o życie. I oni to wiedzą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.