Wczoraj opublikowałem tu notkę,
zatytułowaną, jak mi się wydawało, nadzwyczaj jednoznacznie „Gdy Zatoka Sztuki
trafia na wykop.pl”, w jednym jedynym celu. Chodziło mi mianowicie o to, by
pokazać jak od dawna zapowiadany film Sylwestra Latkowskiego o pedofilii w tak
zwanym „celebryckim” środowisku, w ostatecznym rozrachunku pozostaje wyłącznie
jeszcze jednym oszustwem, mającym na celu, z jednej strony, podtrzymanie
odpowiednich politycznych emocji na poziomie bieżącej polityki, z drugiej
natomiast, zabezpieczenie samemu Latkowskiemu pozycji pierwszego tropiciela
wszelkiego zepsucia po wszystkich możliwych stronach sceny.
Nie chcę oczywiście przez to sugerować,
że środowisko, które Latkowski robił wrażenie, że opisuje, w ogóle nie
istnieje, a przynajmniej prowadzi się znacznie bardziej po bożemu niż by się
nam wydawało. Wręcz przeciwnie, w moim przekonaniu, wszystko to, co Latkowski
nakręcił a TVP zaprezentowała, to zaledwie bardzo drobny ułamek owego zepsucia,
które mam nadzieję w ostateczności całe to straszne towarzystwo doprowadzi do
samego centrum piekła.
Opublikowałem zatem wspomnianą notkę i z
paru stron otrzymałem bardzo uprzejme i pełne troski napomnienia, że film,
który zalinkowałem to prowokacja, którego celem było pokazanie, jak bardzo
łatwo jest stworzyć przekaz, który pozornie pokazując prawdę, tak naprawdę ma
na calu rzucić oszczerstwo na ludzi Bogu ducha winnych, w tym wypadku Kubę
Wojewódzkiego. Wydawało mi się, że choćby sam tytuł owego tekstu wystarczająco
jasno pokazał, że ja to wszystko bardzo dobrze wiem, no ale wygląda na to, że
on był wciąż zbyt enigmatyczny. A zatem chciałbym dziś przede wszystkim powtórzyć,
że ja się tego od samego początku domyślałem, a zwróciłem na ów film uwagę w
tym jedynie celu, by na jego tle pokazać nędzę produkcji Latkowskiego. Ale nie
tylko na to. Problem moim zdaniem znacznie większy polega na tym, że z jakiegoś
kompletnie nieznanego powodu jesteśmy robieni w przysłowiowego konia. I to
robieni w sposób tak fantastycznie bezczelny, że ową bezczelność naprawdę
wyraźnie widać dopiero wtedy, kiedy porównamy produkcję Latkowskiego z
produkcji owej parodią.
Mamy więc prowokację tego jakiegoś
Tykwy, nakręconą prawdopodobnie na zlecenie jego kumpli z branży, i co widzimy?
To przede wszystkim mianowicie, że oni byli w stanie zaledwie w parę dni
stworzyć coś, co oczywiście pozostaje parodią, natomiast pod każdym innym względem,
zarówno realizacyjnym jak i informacyjnym, przewyższa produkcję Latkowskiego o
niebo. Co tam mianowicie mamy? Otóż, pomijając typowe dla tego typu gatunku zagrywki,
mające widzowi poprawiać nastrój, które niemal w całości wypełniają film
Latkowskiego, mamy tam wręcz na widelcu jednego bohatera, jego nazwisko, wizerunek,
zeznania świadków oraz jednoznaczne oskarżenie, czyli wszystko to, czym tego
typu film powinien mieć. I aby to w sposób przekonujący osiągnąć, nie trzeba było
przez godzinę pokazywać robionych dronem zdjęć plaży w Sopocie i relacjonować
wypowiedzi owego Sopotu prezydenta, ale
wystarczyło równe 6 minut plus cztery sekundy i kilka prostych i jednoznacznych
słów. Nawet gdy celem jest jedynie zwykłe kłamstwo i obrona Kuby Wojewódzkiego.
A że mamy do czynienia z kłamstwem, to widać na pierwszy rzut oka, choćby przez
to, że Latkowski – co za ironia! – tak naprawdę w swoim filmie bezpośrednio nie
oskarżył nikogo, a tym bardziej Wojewódzkiego. A więc owa obrona tak naprawdę
jest wzięta z przysłowiowej dupy.
Wszyscy pamiętamy słynne ujęcie sprzed
lat, gdy oficerowie służb specjalnych próbują Latkowskiemu odebrać laptop, w
którym, jak rozumiem, on miał zapisane zeznania Witolda Gadowskiego na temat
powiązań rządu Platformy Obywatelskiej oraz PSL-u z kalabryjską mafią. Ja
zawsze zastanawiałem się, jak to było możliwe, że państwo wysyła swoje służby
by odebrały Latkowskiemu laptop, a on ów laptop przytula sprytnie do serca i w
ten sposób służby muszą się ze wstydem wycofać, bo Latkowski ów laptop
przytulił zbyt mocno.
Ktoś powie, że my się tu rozdrabniamy
bez sensu, podczas gdy są sprawy znacznie poważniejsze, a wśród nich na
pierwsze miejsce wysuwa się kwestia reelekcji Andrzeja Dudy. Na to ja mam
odpowiedź bardzo zdecydowaną: Otóż to nie są żarty i to tym bardziej, że faktycznie
stoimy wobec wspomnianych wyborów. Nie może bowiem być tak, że do zadań
związanych z budowaniem polskiego sukcesu wynajmowani są zwykli oszuści. Mało
tego. Nie może być tak, że kandydaci do budowania polskiego sukcesu są
werbowani przez bandę jeszcze większych oszustów, którzy ów sukces tak naprawdę
mają w głębokim lekceważeniu.
Przed nami przyszłość Polski. Jeśli ją
przegramy, niech Bóg ma nad nami zmiłowanie. Ja wiem bardzo dobrze, że roboty
jest masa, ludzi zwyczajnie nie ma, a nawet jeśli są, to ich jest zbyt mało by
ich wyłapać, są jednak rzeczy, które można załatwić jednym ruchem. Choćby
wyrzucić na zbity pysk tych wszystkich, którzy uważają, że przyszłość Polski należy
powierzać ludziom takim jak Sylwester Latkowski.
No i jeszcze coś. Trzeba koniecznie kupić
prezesowi Kaczyńskiemu telewizor, ewentualnie – jeśli go ma i używa – zachęcić
go, by choć na chwilę przestał oglądać rodeo i przełączył się na TVP.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.