niedziela, 31 maja 2020

Czy Sylwester Latkowski zostanie wiceprezydentem Sopotu?


      Wczoraj opublikowałem tu notkę, zatytułowaną, jak mi się wydawało, nadzwyczaj jednoznacznie „Gdy Zatoka Sztuki trafia na wykop.pl”, w jednym jedynym celu. Chodziło mi mianowicie o to, by pokazać jak od dawna zapowiadany film Sylwestra Latkowskiego o pedofilii w tak zwanym „celebryckim” środowisku, w ostatecznym rozrachunku pozostaje wyłącznie jeszcze jednym oszustwem, mającym na celu, z jednej strony, podtrzymanie odpowiednich politycznych emocji na poziomie bieżącej polityki, z drugiej natomiast, zabezpieczenie samemu Latkowskiemu pozycji pierwszego tropiciela wszelkiego zepsucia po wszystkich możliwych stronach sceny. 
       Nie chcę oczywiście przez to sugerować, że środowisko, które Latkowski robił wrażenie, że opisuje, w ogóle nie istnieje, a przynajmniej prowadzi się znacznie bardziej po bożemu niż by się nam wydawało. Wręcz przeciwnie, w moim przekonaniu, wszystko to, co Latkowski nakręcił a TVP zaprezentowała, to zaledwie bardzo drobny ułamek owego zepsucia, które mam nadzieję w ostateczności całe to straszne towarzystwo doprowadzi do samego centrum piekła.
       Opublikowałem zatem wspomnianą notkę i z paru stron otrzymałem bardzo uprzejme i pełne troski napomnienia, że film, który zalinkowałem to prowokacja, którego celem było pokazanie, jak bardzo łatwo jest stworzyć przekaz, który pozornie pokazując prawdę, tak naprawdę ma na calu rzucić oszczerstwo na ludzi Bogu ducha winnych, w tym wypadku Kubę Wojewódzkiego. Wydawało mi się, że choćby sam tytuł owego tekstu wystarczająco jasno pokazał, że ja to wszystko bardzo dobrze wiem, no ale wygląda na to, że on był wciąż zbyt enigmatyczny. A zatem chciałbym dziś przede wszystkim powtórzyć, że ja się tego od samego początku domyślałem, a zwróciłem na ów film uwagę w tym jedynie celu, by na jego tle pokazać nędzę produkcji Latkowskiego. Ale nie tylko na to. Problem moim zdaniem znacznie większy polega na tym, że z jakiegoś kompletnie nieznanego powodu jesteśmy robieni w przysłowiowego konia. I to robieni w sposób tak fantastycznie bezczelny, że ową bezczelność naprawdę wyraźnie widać dopiero wtedy, kiedy porównamy produkcję Latkowskiego z produkcji owej parodią.
       Mamy więc prowokację tego jakiegoś Tykwy, nakręconą prawdopodobnie na zlecenie jego kumpli z branży, i co widzimy? To przede wszystkim mianowicie, że oni byli w stanie zaledwie w parę dni stworzyć coś, co oczywiście pozostaje parodią, natomiast pod każdym innym względem, zarówno realizacyjnym jak i informacyjnym, przewyższa produkcję Latkowskiego o niebo. Co tam mianowicie mamy? Otóż, pomijając typowe dla tego typu gatunku zagrywki, mające widzowi poprawiać nastrój, które niemal w całości wypełniają film Latkowskiego, mamy tam wręcz na widelcu jednego bohatera, jego nazwisko, wizerunek, zeznania świadków oraz jednoznaczne oskarżenie, czyli wszystko to, czym tego typu film powinien mieć. I aby to w sposób przekonujący osiągnąć, nie trzeba było przez godzinę pokazywać robionych dronem zdjęć plaży w Sopocie i relacjonować wypowiedzi owego Sopotu prezydenta,  ale wystarczyło równe 6 minut plus cztery sekundy i kilka prostych i jednoznacznych słów. Nawet gdy celem jest jedynie zwykłe kłamstwo i obrona Kuby Wojewódzkiego. A że mamy do czynienia z kłamstwem, to widać na pierwszy rzut oka, choćby przez to, że Latkowski – co za ironia! – tak naprawdę w swoim filmie bezpośrednio nie oskarżył nikogo, a tym bardziej Wojewódzkiego. A więc owa obrona tak naprawdę jest wzięta z przysłowiowej dupy.
       Wszyscy pamiętamy słynne ujęcie sprzed lat, gdy oficerowie służb specjalnych próbują Latkowskiemu odebrać laptop, w którym, jak rozumiem, on miał zapisane zeznania Witolda Gadowskiego na temat powiązań rządu Platformy Obywatelskiej oraz PSL-u z kalabryjską mafią. Ja zawsze zastanawiałem się, jak to było możliwe, że państwo wysyła swoje służby by odebrały Latkowskiemu laptop, a on ów laptop przytula sprytnie do serca i w ten sposób służby muszą się ze wstydem wycofać, bo Latkowski ów laptop przytulił zbyt mocno.
       Ktoś powie, że my się tu rozdrabniamy bez sensu, podczas gdy są sprawy znacznie poważniejsze, a wśród nich na pierwsze miejsce wysuwa się kwestia reelekcji Andrzeja Dudy. Na to ja mam odpowiedź bardzo zdecydowaną: Otóż to nie są żarty i to tym bardziej, że faktycznie stoimy wobec wspomnianych wyborów. Nie może bowiem być tak, że do zadań związanych z budowaniem polskiego sukcesu wynajmowani są zwykli oszuści. Mało tego. Nie może być tak, że kandydaci do budowania polskiego sukcesu są werbowani przez bandę jeszcze większych oszustów, którzy ów sukces tak naprawdę mają w głębokim lekceważeniu.
        Przed nami przyszłość Polski. Jeśli ją przegramy, niech Bóg ma nad nami zmiłowanie. Ja wiem bardzo dobrze, że roboty jest masa, ludzi zwyczajnie nie ma, a nawet jeśli są, to ich jest zbyt mało by ich wyłapać, są jednak rzeczy, które można załatwić jednym ruchem. Choćby wyrzucić na zbity pysk tych wszystkich, którzy uważają, że przyszłość Polski należy powierzać ludziom takim jak Sylwester Latkowski.
         No i jeszcze coś. Trzeba koniecznie kupić prezesowi Kaczyńskiemu telewizor, ewentualnie – jeśli go ma i używa – zachęcić go, by choć na chwilę przestał oglądać rodeo i przełączył się na TVP.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...