Po opublikowaniu mojego wczorajszego
tekstu na Facebooku zgłosił się do mnie pewien Piotrek, mój dawny uczeń. Zanim
przejdę do rzeczy, muszę poinformować, że wśród grubych setek osób którym
miałem okazję w życiu pomagać językowo, ten akurat należał do najwybitniejszych
pod każdym względem. Mam z nim zresztą taki sobie kontakt do dziś. On już ma
swoje lata, a z owymi latami wspaniałą i szczęśliwą rodzinę, jednak wciąż,
kiedy się od czasu do czasu spotykamy, rozmawiamy sobie bardzo uprzejmie i, jak
sądzę, rozstajemy się pełni ciepłych myśli. Problem w tym, że mój były uczeń
uważa, że rządy Prawa i Sprawiedliwości to dla Polski totalne nieszczęście.
Oczywiście, mogę się tu mylić, bo przez to, że mój były uczeń jest człowiekiem
nadzwyczaj uprzejmym, jeśli wspomina coś na temat polityki, robi to z
odpowiednią dyskrecją i tak, by nie prowokować choćby najmniejszych awantur,
ale to, że on należy do twardego antypisu, mam mocne podejrzenia.
A zatem w jednym z komentarzy pod
informacją na temat mojej nowej notki odezwał się ów Piotr i krótko mówiąc,
obok innych interesujących spostrzeżeń umieścił to, które mnie zainteresowało
szczególnie, a to mianowicie, że Donald Trump to „idiota”. Odpisałem mu zatem,
że moje wieloletnie doświadczenie informuje mnie o tym, że wśród tak zwanych
elit, szczególnie elit europejskich, każdy amerykański prezydent od zawsze był
uważany za idiotę i to niezależnie od tego, czy był Republikaninem, czy Demokratą.
Dopiero lata 90, wraz ze ideologiczną agresją, która opanowała serca i dusze
wszystkich, sprawiły, że idiotami byli już tylko Republikanie. Tacy prezydenci
jak Clinton, czy Obama, idiotami nie byli w żadnym wypadku, co zresztą sam
Piotr potwierdził. Przekazałem zatem mojemu byłemu uczniowi ową naukę,
zachęciłem go do refleksji i uznałem, że to tyle. Niestety na to odezwał Piotr
ponownie i poinformował mnie – jakbym tego nie wiedział – że taki ani Clinton,
ani Obama, ani oczywiście Joe Biden idiotami w żaden sposób nie są. W tym
momencie, skoro pojawił się Biden, znów się odezwałem i zauważyłem, że gdy
chodzi o tego półprzytomnego pedofila, naprawdę nie wypada dawać go jako
przykładu, no i w tym momencie Piotr oświadczył, że o tym by Biden był
pedofilem, on w życiu nie słyszał, a nawet jeśli słyszał, to te wszystkie
sugestie, to plotki i manipulacja.
I
w tym momencie pozwolę sobie przejść do spraw międzynarodowych. Otóż, jak
wiemy, w Stanach Zjednoczonych – niemal tak samo jak u nas – zbliżają się
wybory prezydenckie i wiadomo już, że na
przeciwko siebie staną Donald Trump i wspomniany Joe Biden. Pisałem już tu na
tym blogu, że nie jestem w stanie uwierzyć, jak mogło dojść do tego, że taki
kraj jak Stany Zjednoczone, a przynajmniej jego Stanów Zjednoczonych elita,
przez cztery lata nie były w stanie znaleźć poważnego przeciwnika dla uważanego
powszechnie za wroga publicznego numer 1 Donalda Trumpa. Dziś patrzę na to
rozlewające się już na cały świat czarno-białe zdziczenie, którego jedynym
celem jest uniemożliwienie zwycięstwa Donaldowi Trumpowi, a jednocześnie
słucham owego Piotra – przypominam, że osoby naprawdę najwyższej klasy – który
mówi, że to co się mówi o Bidenie, to przede wszystkim nieprawda, a poza tym
nawet jeśli prawda, to z tą krytyką nie przesadzajmy i myślę sobie, że
przekroczyliśmy pewną granicę, gdzie nic już nie jest takie jak było kiedyś. Dzięki
polityce, która w pewnym momencie stała się źródłem konfliktów wręcz
cywilizacyjnych, doszło i do tego, że kandydatem na prezydenta Stanów
Zjednoczonych jest w sposób ewidentny zboczony staruszek, człowiek który w
normalnej sytuacji zostałby z polityki dożywotnio wyeliminowany, a kto wie, czy
jeszcze odpowiednie służby nie zajrzałyby do jego domu, by zobaczyć, co on tam
ukrywa, i nie ma ludzkiej siły by ten wstyd powstrzymać. Co ja mówię
„powstrzymać”? Choćby ów wstyd wstydem nazwać. Gdy liczy się tylko to, by
powstrzymać Donalda Trumpa przed triumfalnym marszem ku kolejnej kadencji, w
sytuacji gdy nawet pandemia nie była w stanie tego zrobić, niech już będzie
Biden. Byle tylko nie poruszać niewygodnych tematów.
W czym rzecz? Otóż kiedy żyliśmy
troszkę sprawą cygar Billa Clintona, znany amerykański dziennikarz William J.
Bennett wydał książkę pod tytułem „The Death of Outrage”, w której wyraził
pogląd, że wspomniany wstyd zdechł ostatecznie, a wraz z nim tak zwane moralne
oburzenie. Dziś tę prawdę możemy zaobserwować na przykładzie Bidena. Media głównego
nurtu oczywiście o tym solidarnie milczą, i już tylkot Internet kipi od
oskarżeń, ale też prostych dowodów, które są oczywiście natychmiast odrzucane,
jako manipulacja, że Joe Biden do tego
stopnia jest uzależniony od uporczywego dotykania młodych dziewcząt, że kiedy
tylko znajdzie się w ich towarzystwie, nie jest go w stanie od tego powstrzymać
nawet obecność kamer. To co on bez śladu wstydu, a jednocześnie, jak sądzę, bez
szczególnej świadomości, wyprawia, zostało wielokrotnie zarejestrowane i
opublikowane w mediach, nie zmienia nic w kwestii podstawowej: Donald Trump
musi odejść. Mało tego. Jak się okazuje, w momencie gdy uznamy, że Trump, w
odróżnieniu od Obamy i Clintona, jest idiotą, nawet osoby tak inteligentne i
niewątpliwie uczciwe jak mój były uczeń, taki Biden – czy ktokolwiek inny –
musiałby być broniony nawet gdyby on nie tylko te dzieci macał, ale je gwałcił,
czy zwyczajnie zabijał.
U nas w Polsce, ci którzy go szczerze
nienawidzą i żyją w przekonaniu, że przyniesie on dla nas wszystkich ostateczną
katastrofę, przeciwko Andrzejowi Dudzie wystawili... sami widzimy kogo. My
oczywiście mamy uszy, oczy, no i wreszcie serca otwarte, i wiemy z kim i z czym
mamy do czynienia. Słuchamy więc, patrzymy i nagle z tego wszystkiego zaczynamy
się zastanawiać, co powiemy, jeśli ostatecznie, najpierw tu, a potem w Stanach
Zjednoczonych, zwycięstwo odniesie bezczelne kłamstwo, a oni powiedzą, że
owszem, było jak było, ale nic nie szkodzi, bo teraz jest wprawdzie brzydko i i
to co nas oblepia jakoś nie chce się zmyć, no ale przynajmniej nikt nas już do
niczego nie zmusza.
To jest upadek cywilizacji na żywo. To zaślepienie na fakty i dwójmyślenie orwellowskie jest po prostu straszne.
OdpowiedzUsuń