Jak już tu wielokrotnie
deklarowałem, wręcz z zasady nie lubię ani polskiego filmu, ani polskiego
aktorstwa, ani w ogóle współczesnej polskiej twórczości artystycznej. Moja
niechęć do owej produkcji jest tak silna, że ja już właściwie nawet nie muszę
podejmować kolejnych prób walki ze swoimi uprzedzeniami, by wiedzieć, że tu
akurat nie mam na co liczyć. A przyznać muszę, że przy mojej wręcz wyssanej z
mlekiem matki wierze w człowieka, ta nadzieja, że może jeśli ten jeden jeszcze
raz spróbuję, to okaże się, że jednak coś się tam dzieje, jest naprawdę duża.
Oczywiście, nie mam tu na myśli takich gwiazd jak Patryk Vega, Małgorzata
Szumowska, czy Wojciech Smarzowski, bo tu akurat sprawa jest zamknięta od
dawna, natomiast jeśli już weźmiemy takiego Pawła Pawlikowskiego z takimi
filmami jak „Ida”, czy, ostatnio zwłaszcza, „Zimna wojna”, to łapię się na tym,
że odczuwam pewien niepokój, związany z ową nadzieją, że może tym razem
faktycznie nastąpił cud i powstało autentyczne dzieło.
No ale, jak mówię, to są tylko
chwile niezdrowego zwątpienia, po których przychodzi owo mocne bardzo
przekonanie, że i tym razem nic z tego nie będzie. Ani pod względem reżyserii,
ani gdy chodzi o scenariusz, ani wreszcie w wymiarze czysto aktorskim. A zatem
nie ma co się trudzić.
A więc to już wiem. Natomiast
przyznaję, że mimo iż bardzo się staram znaleźć choćby częściową odpowiedź na
pytanie, czemu tak się dzieje, że oni wszyscy są tak dramatycznie słabi, wciąż
pozostaję bezradny. Czemu oni nie potrafią wymyśleć jednej prostej,
wzruszającej historii, nakręcić ją w taki sposób, by to się dało ogladać, no i
zagrać tak, by człowiek nie musiał się za tych aktorów wstydzić. Przecież to
niemożliwe, żeby oni byli aż tak nieutalentowani, czy tym bardziej, żeby im
brakowało odpowiedniego zawodowego wykształcenia. Oczywiście coś tam mi chodzi
po głowie, jednak zawsze ostatecznie stwierdzam, że ta nędza pozostaje zagadką
niewyjaśnioną.
Ostatnio, jak wiemy, swój
wielki triumf przeżywa wspomniany Paweł Pawlikowski ze wspomnianym filmem
„Zimna wojna”. Pojawiają się głosy, że on ma wielkie szanse już nie tylko za
„film obcojęzyczny”, ale jako reżyser niemal równie wybitny co Spike Lee, czy
Damienne Chazelle. Co więcej, wraz z nim swój czas – kto wie, czy nie jeszcze bardziej eksponowany
– przeżywa aktorka Joanna Kulig, o której się pisze, że ona jest już murowaną
kandydatką do Oscara, obok takich gwiazd jak Nicole Kidman, Viola Davis czy Amy
Adams. No i znów, choć ja nie widziałem tego filmu, ani nie miałem okazji
śledzić aktorskich zdolności owej Kulig, wiem, że z tego nic nie będzie i wiem
też, że nie umiem wyrazić słowami, czemu uważam, że film Pawlikowskiego jest
tak samo przeciętny – i to w najlepszym wypadku – jak dziesiątki filmów produkowanych każdego
roku w Niemczech, Francji, Holandii, Bułgarii, Grecji, Włoszech, czy Serbii, a
Joanna Kulig jest aktorką tak samo wiarygodną jak cała reszta tego towarzystwa
z Krakowa, Warszawy, czy Wrocławia. A tym bardziej, czemu jest jak jest.
I oto, proszę sobie wyobrazić,
wczoraj komentator marcin d. podrzucił mi link do informacji, że wspomniani
Pawlikowski i Kulig święcą właśnie triumfy w Nowym Jorku na tamtejszym
festiwalu filmowym, gdzie oczywiście ich film budzi wręcz falę zachwytów, a
dowodem na to, jest fakt, że oni nie tylko robili zdjęcia słynnym aktorom, ale
sami osobiście zapoznali tam aktorkę Jodie Foster, a ta zapozowała z nimi do paru
wspólnych zdjęć, które Kulig oczywiście natychmiast wrzuciła na swojego
Instagrama. Proszę rzucić okiem:
Mam nadzieję, że nie muszę już
mówić nic więcej. Moim bowiem zdaniem, tu właśnie jest odpowiedź na dylemat, o
którym wspomniałem wyżej. Czemu oni nie mają żadnych szans? Otóż właśnie
dlatego. Oni nie mają żadnych szans właśnie dlatego. Znów wprawdzie nie umiem
tego wyrazić słowami, ale, jak mówię, mam nadzieję, że to zdjęcie mówi
wszystko. Wszyscy pamiętamy, jak Oscara za film nieanglojęzyczny udało się
załatwić dla „Idy” i okazało się, że podczas ogłoszenia tej nagrody, aktorek
Kuleszy i Trzebuchowskiej nie było na sali, bo siedziały w barze i piły darmowe
wino. Tu mamy tę Foster – właśnie taką, jak na tym zdjęciu – a obok Kulig i
tego pajaca, którzy wyglądają, jakby właśnie wsadzili łby w tę dziurę w kawałku
tektury, na którą można czasem trafić w wiejskich lunaparkach.
Przepraszam bardzo, ale to są
ludzie, dla których jedyny realny sukces zaczyna się i kończy na telewizyjnym
występie w programie Kuby Wojewódzkiego. I wyżej już nie będzie.
„Za szybą Wars wita nas”.
A propos tego,
czego już nie będzie, nie będzie kolejnych moich książek. Kiedy te zejdą, na
tym ta przygoda się skończy. Wczoraj sprzedał się ostatni egzemplarz „Tego
Który…”. Co do reszty, proszę zamawiać w księgarni pod adresem basnjakniedzwiedz.pl, ewentualnie pytać przez maila k.osiejuk@gmail.com.
To jest patognomoniczne, żeby użyć słowa kwalifikującego do elity intelektualnej. Co w jakiś sposób mi tu pasuje.
OdpowiedzUsuńGrzeralts
Patogamonioniecne?
UsuńZapewne też.
UsuńGrzeralts
@Grzeralts
UsuńSzkoda że nie należe do elity, bo bym wiedział, co do mnie mówisz.
Al Kulig z Pawlikowską z pewnością wiedzą.
UsuńCieszę się, że pomogłem Panu wrzucić jakiegoś puzzla na miejsce. I jak zwykle fajnie Pan to podsumował.
OdpowiedzUsuńKwintesencją jest to fantastyczne słowo "zapoznali". Zresztą bardzo pozytywne, kiedy używa się go na podwórku.
Każdy człowiek ma silną potrzebę akceptacji u innych. Niestety czasem jak widać może ona przybrać formy wyjątkowo utrudniające życie. Nie mówiąc o robieniu normalnie i dobrze prostych rzeczy.
@marcin d.
UsuńTak dla wspólnej korzyści i dla dobra wspólnego
Wszyscy muszą pracować, mój maleńki kolego.
Lubię pańskie książki i nie ukrywam, że martwi mnie pańska decyzja.
OdpowiedzUsuń@BINOKLE
UsuńA skąd nagle taki pomysł, że to moja decyzja?
Tak w sumie to po cichu liczyłem na kolejną część Rock and Roll'a
UsuńRzeczywiście to zdjęcie rozwiewa wszelkie wątpliwości co do potencjału tych osób.
OdpowiedzUsuńKażdy ma własną drogę i trzeba to uszanować ale miejmy nadzieję że jednak coś jeszcze Pan wyda bo aktualnie na tym poziomie nic nie widzę.
Tak jeszcze mi się tytuł skojarzył - foto-zaścianek
OdpowiedzUsuńno ja sobie ostatnio strzeliłam fotę z Tomaszem Rożkiem - tak jak milion innych osób, które brały udział w Word Space Week we Wrocławiu. I my na tym zdjęciu, tzn ja i pan Rożek też się obejmujemy tak do zdjęcia. Czy mogę już mówić, że Tomasz Rożek to mój kolega?
OdpowiedzUsuńA co do meritum. Ja kiedyś też bardzo, bardzo starałam się polubić polskie współczesne kino, ale się nie udało i od lat omijam z daleka. Dla mnie aktor i reżyser, którzy nie umieją pokazać żadnych emocji jak tylko z użyciem słów "kurwa" i "chuj" nie istnieją.
"Czemu oni nie potrafią wymyśleć jednej prostej, wzruszającej historii, nakręcić ją w taki sposób, by to się dało ogladać, no i zagrać tak, by człowiek nie musiał się za tych aktorów wstydzić."
OdpowiedzUsuńNiedawno oglądałam po raz kolejny "Gwiezdny Pył" Kondratiuka- coś dla Pana.
D.