Myślę, że większość z nas
przynajmniej słyszała o tym, że tej jesienie Akademia Szwedzka nie przyzna nie
przyznawać literackiej Nagrody Nobla, a to z powodu czegoś co ostatnio przyjęło
się nazywać „skandalem seksualnym”, a jeśli tą wiadomością się nie przejęła, to
z oczywistego powodu, że ta akurat kategoria budzi jeszcze mniejsze emocje niż
wydawałoby się lider powszechnego zidiocenia, za jakiego uchodził dotychczas tak
zwany Nobel pokojowy. Gdyby jednak ktoś potrzebował choćby pobieżnego
wyjaśnienia, przypomnę, że wszystko zaczęło się jeszcze w listopadzie zeszłego
roku, kiedy to szwedzki dziennik „Dagens Nyheter” opublikował artykuł
oskarżający „powiązanego z Akademią
Szwedzką mężczyznę”, dyrektora artystycznego klubu w centrum Sztokholmu – „legendarnej sceny dla literackich odczytów,
wykładów, jazzu i muzyki klasycznej, goszczącej wielu laureatów Nobla oraz
najsłynniejszych szwedzkich aktorów, artystów i profesorów, męża mającej
związki z Akademią poetki”. Nazwisk dziennik oczywiście obłudnie nie
ujawnił, delegując to zadanie na ulicę, i już tego samego dnia okazało się, że
chodzi o francuskiego fotografa nazwiskiem Jean Claude Arnault (swoją drogą, to
jest bardzo ciekawe, że jak dotychczas nie słychać, by Bernard Arnault wydał w
tej sprawie jakiekolwiek oświadczenie), oraz o członkinię Akademi, Katarinę
Frostenson… no i od tej chwili zaczął się upadek tego, co przez dziesięciolecia
zajmowało się organizowaniem wspomnianej komedii.
Jak już zaznaczyłem wcześniej,
każdy z nas, kto choćby pobieżnie rejestrował działalność owej Akademii,
zwłaszcza w dziedzinie literatury, nie mógł na tę informację zareagować inaczej
jak wzruszeniem ramion, jest jednak coś, co moim zdaniem zasługuje na najwyższą
uwagę. Otóż, jak pamiętamy, to co nas zawsze najbardziej u tych komediantów
irytowało, to zawziętość, z jaką oni zawsze dbali o to, by każdym kolejnym
laureatem był autor, przy którym nawet ktoś taki jak Szymborska będzie robił za
artystę pióra, i wciąż zastanawialiśmy się, czemu oni to ciągną i jakie interesy
nimi powodują. Proszę sobie zatem wyobrazić, że w całym tym wypełnionym
seksualnym molestowaniem zgiełku ukryła się taka oto, moim zdaniem fascynująca wręcz,
informacja, że owa Frostenson mianowicie, jeszcze przed ogłoszeniem
Szymborskiej jako zwyciężczyni, ujawniła Arnaultowi jej nazwisko, dzięki czemu
zarówno on, jak i jego kumple, mogli wygrać ciężkie pieniądze w zakładach
bukmacherskich. Oooops!
Ktoś zapyta, skąd to oooops.
Już wyjaśniam. Wszyscy otóż zdajemy sobie doskonale sprawę, że każdy kto
zdecydował się postawić załóżmy milion dolarów na to, że literackiego Nobla w
roku 1996 otrzyma ta śmieszna pani z Krakowa, z tytułu swojego głęboko
przenikliwego gestu zarobił tych milionów paręnaście. Obstawienie Szymborskiej
bowiem jako kolejnego laureta Nobla było wówczas czymś porównywalnym być może
tylko z prognozą, że piłkarski sezon Premiere League 1995/1996 zakończy się
zwycięstwem katowickiego GKS-u. A ja, myśląc bardzo logicznie, zgaduję, że Szymborska
to jedynie tak zwany wierzchołek góry lodowej. Nie ulega bowiem dla mnie
najmniejszych wątpliwości, że tu właśnie leży odpowiedź na wcześniejsze
pytanie, czemu oni te nagrody dawali niemal wyłącznie bandzie jakichś prowincjonalnych
autorów, których jedynym autentycznym sukcesem było to, że ich nie znał nikt
poza najbliższą rodziną, znajomymi i wynajętymi mediami. Jestem na sto procent
pewien, że tak właśnie przez wszystkie te lata działał ten biznes, a to co jest
w tym wszystkim już naprawdę zabawne, to fakt, że to wszystko w jednej chwili
jasny szlag trafił przez ten cyrk pod nazwą #MeToo.
Na sam koniec wyjaśnię, skąd
się o tym przekręcie dowiedziałem. Otóż proszę sobie wyobrazić, że z artykułu
znalezionego na portalu tvn24.pl. Co warte odnotowania, im nawet przez tę ich
tępe łby nie przeszła myśl, że numer z Szymborską mógł oznaczać coś więcej, niż
tylko to, że skoro ważni ludzie obstawiali jej kandydaturę w zakładach, ona
musiała być naprawdę wybitną poetką. To zgłupienie idzie tak daleko, że oni się
zupełnie poważnie zastanawiają, czy teraz, kiedy wybuchł ten skandal i musi
nastąpić oczyszczenie, wreszcie przestaną otrzymywać nagrody tacy amatorzy jak
Henryk Sienkiewicz, „którego ‘Quo
Vadis’ czytają dziś wyłącznie siódmoklasiści, i to najczęściej z bryków” i wreszcie to wyróżnienie przypadnie
Adamowi Zagajewskiemu.
Otóż mam dla nich przykrą
wiadomość. Zagajewski nie ma już najmniejszych szans, choćby przez to, że za
nim już od kilku dobrych lat agituje środowisko „Gazety Wyborczej” i on
zwyczajnie nie gwarantuje odpowiednich zysków. To ja już, jeśli już mamy
pozostać w nastroju patriotycznym, bardziej bym obstawiał Maleńczuka, albo
reżysera Pawła Pawlikowskiego, jeśli oczywiście okaże się, że on jest też
pisarzem.
Zachęcam
oczywiście jak zawsze wszystkich do kupowania moich książek. Ponieważ one są do
kupienia głównie w księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, nie ma szans, bym się miał kiedykolwiek
skompromitować uczestnictwem w przekręcie organizowanym przez paru ponurych
cwaniaków.
Przekret z tymi nagrodami z literatury trwal od lat. I ta dla Dylana tez byla wedlug tego samego klucza. Nikt nie wierzyl ze dadza komus kto zasluguje. Chodzilo o to Zeby zaskoczyc a paru wtajemniczonych zgarnia kase u bukmacherow.
OdpowiedzUsuń