Niewykluczone, że miałem tu już
okazję o tym wspomnieć, jednak na wszelki wypadek przypomnę. Otóż parę lat temu,
wczesnym przedpołudniem, zdarzyło mi się znaleźć w Warszawie, a ponieważ tak
wyszło, że przez cały dzień nie miałem co ze sobą zrobić, postanowiłem parę z
tych godzin przeznaczyć na wizytę w muzeum Polin. Gdyby ktoś sobie w tym
momencie pomyślał, że skoro coś podobnego mi wpadło do głowy, to zapewne tego
dnia musiał w Warszawie panować ciężki upał, i będzie miał całkowitą rację,
tyle że wbrew pozorom ów upał wcale nie spowodował u mnie ciężkiego zaburzenia
przytomności, lecz wręcz przeciwnie. Ja bardzo przytomnie uznałem, że jeśli mam
ten dzień jakoś przeżyć, to jedyne co mi pozostaje, to znaleźć jakieś
klimatyzowane miejsce, gdzie nie robiąc z siebie durnia, będę mógł przebidować
parę godzin. No i padło na ten Polin.
Ponieważ tu tym bardziej nie
wiem, czy o tym wspominałem, wspomnę ewentualnie raz jeszcze. Otóż, choć
faktycznie klimatyzacja w owym muzeum działała bardzo dobrze, o paru godzinach
mowy być nie mogło, bo to miejsce nie dość że jest dramatycznie, wręcz
przeraźliwie, nieciekawe, to jeszcze przez jakieś nierozpoznane przez mnie
błędy architektoniczne, stwarza wrązenie pułapki, po której ani nie da się
swobodnie poruszać, ani robić tego w poczuciu podstawowego choćby komfortu, ani
wreszcie znaleźć prostą stamtąd drogę ucieczki. To jest tak straszny labirynt,
w dodatku labirynt, którego poszczególne pomieszczenia praktycznie nie różnią się
od siebie, że ja w pewnym momencie najzwyczajniej zacząłem się bać, że za
chwilę nie pozostanie mi nic innego jak siąść tam wśród tych zdjęć i zacząć
wrzeszczeć tak długo aż ktoś przyjdzie i mnie stamtęd wyprowadzi na ów panujący
na zewnątrz warszawski upał.
W końcu jakoś udało mi się
stamtąd wydostać i kiedy już byłem na zewnątrz, wpadłem na grupę jakichś Żydów,
którzy tam stali i śpiewali piosenki, i powiem zupełnie szczerze, że dla tego
jednego doświadczenia pewnie warto tam było zajść. Żydzi jednak w końcu przestali
śpiewać i udali się w nieznanym kierunku, a ja wszedłem do pierwszej lepszej
knajpy, zamówiłem piwo i pomyślałem sobie, że to jest niezwykle ciekawe,
dlaczego oni, mając do dyspozycji coś tak ogromnego, nie byli w stanie wypełnić
tego historią, która by mogła kogokolwiek zainteresować? Czemu oni uznali że, chcąc
zaprezentować nam dzieje swojego narodu na tym niewielkim skrawku świata, nie
pokażą nam nic, z wyjątkiem kupy jakichś nic nie mówiących nam niczego zdjęć, i
paru jakichś bylejakich pamiątek. No i pomyslałem sobie, że to jest właściwie
zrozumiałe. Co oni bowiem mają nam o sobie do powiedzenia, jeśli większość tego
to są rzeczy ściśle tajne i w żadnej mierze nie przeznaczone do tego, by o nich
dyskutować poza najbardziej zaufaną częścią diaspory?
A zatem stoi sobie tam w
Warszawie to bezsensowne kompletnie muzeum, choćby i samym Żydom potrzebne jak
psu na budę, i oto nagle dowiaduję się, że władze Polinu postanowiły ze swoją
ekspozycją wyjść na zewnątrz i zaprezentować dzieje swojego narodu masom. Jak
słyszę, w pobliżu Dworca Gdańskiego, skąd w roku 1968 część polskich Żydów
wyjeżdżała na Zachód, aby upamiętnić tamten czas, Polin postanowił zamówić
serię murali przedstawiających wizerunki bardziej wybitnych przedstawicieli
swojej społeczności, a wśród nich Zygmunat Baumana, komunistycznego zbrodniarza
i oprawcy. Oczywiście, niemal już na drugi dzień ów mural został zamalowany przy
pomocy napisów „morderca” i „UB”, i oto, jak słyszę, w reakcji na to co się stało,
władze muzeum postanowiły, że muralu z Baumanem nie będzie.
A ja sobie myślę, że stało się bardzo
źle. Raz, że moim zdaniem owa prezentacją wreszcie w sposób naprawdę ciekawy
ubarwiła ową nudę, która wręcz wylewa się z wnętrza budynku muzeum Polin, a
poza tym stanowić mogłaby naprawdę bardzo znaczący wkład w edukację młodszej
częśći polskiego społeczeństwa, gdy chodzi o zasługi żydowskiego narodu dla
naszego kraju. Ja prawdę powiedziawszy nie mam pojęcia, ile z osób zaludniających
w roku 1968 Dworzec Gdański w Warszawie to byli osobnicy pokroju Zygmunta
Baumana, ale jestem pewien, że nawet po bardzo starannej selekcji, władze
Polinu znalazłyby tam wystarczająco wielu z nich, by stworzyć naprawdę piękną
wystawę. I pomyślmy, jakież to by było wspaniałe przeżycie, zarówno estetyczne,
jak i edukacuyjne, gdyby te twarze wpatrywały się na nas swoimi jakże mądrymi
oczami, my byśmy je natychmiast dekorowali napisami „morderca”, „oprawca”, „kat”,
czy zwyczajnie „ubek”, oni by te napisy natychmiast usuwali, i tak dalej, przez
kolejne tygodnie. Z jednej strony mielibyśmy naprawdę czystą demonstrację
polskiego antysemityzmu, a z drugiej solidną prezentację naszej wspólnej,
wieloletniej, jakże ciekawej historii.
Wygląda jednak na to, że,
spryciarze, się szybko zorientowali. Szkoda.
Zapraszam
wszystkich do naszej księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, gdzie
można stale zamawiać nasze książki. Serdecznie zachęcam.
Polin. Jak ja nie lubię tego określenia. Niektórzy uważają, że Polska należy im się jak mojemu psu buda, micha i bezpieczne posłanie w domu podczas burzy. I jak mojej kotce wszystko. A ja mówię, że nie. Tu nie ma miejsca dla polinowców. Jak zwykle jestem niecierpliwie wściekła. A był mural Brystygierowej? Czy dopiru będzie? No bezczelne i zuchwałe są te one.
OdpowiedzUsuń@Jola Plucińska
UsuńNie bój się używać brzydkich słów. Poza tym, zawsze można powiedzieć "kobiety lekkich obyczajów".
Ha, nie tak łatwo mnie do tego nakłonić. Jestem na odwyku. Pierwsze moje słowo na k i popłynę. Muszę się pilnować. A " kobiety lekkich obyczajów", to przy tych mentalnych i niemoralnych degeneratach brzmi jak wstęp do kołysanki dobranockowej dla grzecznych dzieci.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
JP