Wczoraj jedna ze znajomych pań na Facebuku,
ogromnie przejęta celnością owych spostrzeżeń, zamieściła następujący fragment
tekstu opublikowanego na portalu o nazwie forumemjot
„Tak
jak Kaczyński nie ukradł żadnego księżyca, tak nigdy nie stworzył żadnego
Porozumienia Centrum ani PIS. Cały byt polityczny obecnej Polski został
skomponowany przez służby jak i agentury, a to podobnie do bytu innych
ugrupowań: Unia Wolności, ZChN, kukizy, petru czy palikoty. Mechanizm jest
prosty: W takie sztucznie stworzone monstra polityczne wsadza się później lub
wcześniej fizyczne postacie, które mają się tam jakoś rządzić jako polityczni
figuranci.
Tak było faktycznie przez cały okres PRL i
po Okrągłym Stole. Do Solidarności – sztucznie stworzonej z polecenia KGB –
wsadzono Bolka Wałęsę, do Unii Wolności nieudacznika Mazowieckiego, do ZChN –
po pertulbacjach – Chrzanowskiego, który był mętem żydowskim podającym się za
endeka”.
Ponieważ portale takie jak wspomniane
forumemjot powstają ostatnio jak grzyby po przysłowiowym deszczu, próbowałem
owej pani tłumaczyć, że nie ma takiej prowokacji, jak to co ona właśnie z takim zapałem
linkuje, no i po dość długiej wymianie udało mi się przynajmniej uzyskać tyle,
że znajoma moja przyznała, że ona tak naprawdę wcale nie jest w tak
pesymistycznym nastroju, a zaledwie przedstawia tak zwane „worst scenario”.
Faktem jednak pozostaje, że – wiem, że
pisałem tu o tym już wcześniej – mamy naprawdę duży problem zarówno z owymi
prowokatorami, ale co gorsza, z ludźmi, którzy czują się dopiero wtedy dobrze,
gdy strach przed tym, co nam robią Żydzi, łapie ich za gardło tak, że tracą oddech.
W tej sytuacji pomyślałem sobie, że
naprawde nie byłoby źle, gdyby udało nam się choć na chwilę odkleić od tych
czarnych i zdecydowanie podsycanych przez złych ludzi emocji. I stąd właśnie
proponuję dziś mały fragment jednej z moich ukochanych jeszcze w pięknym
peerelowskim dziciństwie książeczek. A co to za książeczka, niech pozostanie
zagadką, zwłaszcza dla tych młodszych, a jednocześnie, jak się domyślam
najbardziej politycznie rozedrganych, czytelników.
„Lekko
fiołkowy koniec nosa świadczył o żywym interesowaniu się swego właściciela
produkcją wszelkiego typu zakładów rektyfikacyjnych.
Gościnny był
pan Konstatnty również bardzo. Kiedyś, korzystając z nieobecności żony, która
wybrała się do Gdyni na Święto Morza, sympatyczny restaurator, wypiwszy jako
środek zapobiegawczy przeciwko tęsknocie litr czystej wyborowej, wprowadził w
barze ciekawą innowację w postaci bezpłatnej konsumpcji dla wszystkich
chętnych.
Cafe ‘Pod
minogą’ przeżyła wówczas okres najwspanialszego swego rozkwitu. Dzień i noc
wszystkie stoliki były zajęte, Za oblężonym bufetem królował rozpromieniony pan
Aniołek, rozdając na wszystkie strony potrawy i napoje.
Niestety
okres ten trwał bardzo krótko. Gdy po trzech dniach pani Stefania wróciła do
baru, nie zastała ani jednej pełnej butelki, ani cienia zakąski.
Na środku
sklepu w srebrzystej trumnie, obstawiony u wezgłowia zdjętymi z bufetu
sztucznymi palmami, spoczywał jej małżonek. Obok w trumnie znacznie
skromniejszej chrapał pan Celestyn Konfiteor, właściciel sąsiadującego z barem
zakładu pogrzebowego.
Jak się odbyyło
przebudzenie, nie lubi pan Aniołek mówić, faktem jest, że od tej pory pani
Serafina nigdzie już nigdy nie wyjeżdżała ku żalowi uczestnikow pamiętnego dnia
Święta Morza ‘Pod minogą’.
Pan Konstanty
nie lubił mówić o owym przebudzeniu, tym niemniej wspomnienie tego święta
hołubił w duszy jako jeden z najbardziej świetlanych obrazów przeszłości”.
Wiechecki
OdpowiedzUsuń