środa, 9 maja 2018

Siedem krótkich kawałków na podtrzymanie nastroju


      Zapewne spodziewają się Państwo, że ja dziś zareaguję przede wszystkim na notkę wybitnego polskiego reżysera filmowego, Tomasza Gwińcińskiego, poswięconą niespodziewanie mojej osobie, no i proszę sobie wyobrazić, że owe oczekiwania są jak najbardziej słuszne. Reakcja będzie, jak najbardziej. Otóż gdybym napisał tekst, w którym zarzuciłbym grupie muzycznej Led Zeppelin, że ich ostatnia płyta „In Through The Out Door” jest do dupy, a Jimmy Page z Robertem Plantem wydali oświadczenie, że uważają mnie za idiotę, byłbym w siódmym niebie. Przy całym szacunku choćby dla jego artystycznego emlopi, z przykrością muszę poinformować reżysera Gwincińskiego, że jakoś się nie przejąłem.     
      Rozumiem również, że część Czytelników czeka na informacje związane z publikacją wczorajszego tekstu o A-Temie i jego wesołej internetowej działalności. Otóż proszę sobie wyobrazić, że zaregowała Roxana oraz – po wielu miesiącach dziwnego milczenia – Chris Horse, informując mnie, że oni z A-Temem nie mają nic wspólnego. Sam biedny A-Tem, mimo że ma mój numer telefonu, adres mailowy, no i w ogóle jest sprytny jak jasna cholera, milczy. Czekajmy więc na dalszy rozwój wypadków.
      A tymczasem, ponieważ wiosna się nam tak rozhulała, że i nawet spadł nam porządny deszczyk, proponuję najnowszy zestaw kawałków z „Polski Niepodległej”. W końcu nam też się coś od życia należy.


Był taki czas, kiedy wszyscy staraciliśmy już wiarę w to, że po zejściu z politycznej sceny tak wybitnych polskich aktorów, jak Daniel Olbrychski, Maja Komorowska, Marek Kondrat, czy wreszcie Krystyna Janda, jeszcze kiedyś odzyskamy tę radość, której niemal każdego dnia te pajacyji nam dostarczali.  I oto okazało się, że również w tym wymiarze życie nie znosi pustki i na miejsce tych co upadli weszli nowi, wcale nie gorsi i mniej zabawni. W poprzednim numerze „Polski Niepodległej” mieliśmy okazję zadumać się nad wstrząsającymi wręcz refleksjami Janusza Gajosa, a tu nagle pojawia się nie kto inny jak prima balerina świata kultury i sztuki, Agnieszka Holland i wygłasza coś takiego:
Kaczyński powiedział, że ma się odbyć 96 miesiączek. Miesięcznica to brzmi, jak z jakiejś powieści futurystycznej, to dziwna nowomowa. Mnie się to również skojarzyło z miesiączką, bo miesiączka to jest comiesięczne krwawienie płodnej kobiety. A mnie się wydaje, że te obchody urodziły groźne jajowęże! Coś powstało, co zatruwa nasz organizm społeczny i narodowy!
I z tymi krwawiącymi jajowężami to jest wiadomosć absolutnie najlepsza. Czy mogliśmy bowiem liczyć na to, że oni ani nie zapiją się na śmierć, ani nie wyjadą do ciepłych krajów, ale zwyczajnie zwariują?  Będą się tu dalej kręcić, tragicznie trzeźwi, ponurzy jak czarna noc i bredzić od rzeczy.
***
Swoją drogą, to naprawdę ciekawe, czemu oni, nawet jeśli stąd pojadą gdzieś w cholerę, to zaraz wracają jak ćmy do ognia. Wciąż ta sama Agnieszka Holland, niemal na tym samym oddechu skarży się na to, co przeżywają jej zmysły za kazdym razem, jak przekracza polską granicę:
Kiedy przyjeżdżam, uderza mnie fala niedobrego powietrza, coś takiego, jakby w zamkniętym pomieszczeniu ktoś bez przerwy puszczał bąki. Jest coś takiego, że jest w Polsce duszno! (…) To jest coś takiego, jak się jest w toksycznej rodzinie. Człowiek kocha tę rodzinę, ale czuje, że nie może się rozwinąć, nie może żyć, nie może odetchnąć pełną piersią.
Pomijając ów oczywisty obłęd, w tym akurat wypadku uderza co innego. Ja żyję wprawdzie na tym świecie nieco krócej od Holland, ale nie sądzę, żeby to akurat usprawiedliwiało  fakt, że nigdy, choćby jeden marny raz, nie zdarzyło mi się znaleźć w zamkniętym pomieszczeniu, gdzie ktoś bez przerwy puszcza bąki, a więc nie mam bladego pojęcia, jak to jest. A może jednak to ma sens? Może w przypadku Agnieszki Holland dzieje się tak, że kiedy ona spędza czas z Danielem Olbrychskim, Krystyną Jandą, czy Wojciechem Pszoniakiem, to oni bez przerwy bździają i stąd to szczególne doświadczenie?
***
Mam oczywiście świadomość, że zgodnie z naszym zwyczajem, w kolejnej refleksji wypadałoby w jakiś sposób kontynuować temat i pozostać przy wspomnianych bąkach, ale chyba się jednak nie zdecyduję. Wręcz odwrotnie, aby skutecznie odciąć się od przygód Agnieszki Holland, proponuję, byśmy przeszli do towarzystwa, gdzie nie dość, że takie słowa jak „bąk” wręcz nie śmią padać, to wręcz przeciwnie, tam się przemawia na najwyższym poziomie elegancji. Oto w telewizji Polsat News wystąpiła grupa wybitnych polskich polityków, w tym posłanka Joanna Scheuring-Wielgus, która, wspinając się na szczyty, nomen omen nadzwyczaj nowoczesnej, elokwencji zwróciła się do również obecnego w studio posła Prawa i Sprawiedliwości, Ryszarda Czarneckiego, z krótkim, ale jakże dobitnym apelem:
Proszę mi nie wciskać dziecka z kąpielą w brzuch”.
Każdy, choćby pobieżny obserwator sceny poliltycznej zamieszkiwanej przez polityków Nowoczesnej, ma naturalnie świadomość, że tam konkurencja jest tak silna, że naprawdę nie jest łatwo zrobić na kimkolwiek szczególnie mocne wrażenie. A trzeba pamiętać, że ambicje intelektualne polityków wspomnianej partii są tak wielkie, że tam nie ma praktycznie wypowiedzi, z których nie dowiedzilibyśmy się czegoś naprawdę interesującego. A tu proszę, taka Joanna Scheuring-Wielgus jednym krótkim zdaniem pokonała wszystkich swoich kolegów. I jak tu nie wierzyć w coś takiego, jak naturalny talent?
***
Proszę sobie wyobrazić, że przy okazji kolejnych ekshumacji ofiar Smoleńskiej Katastrofy, ukazujących bezmiar podłości, jaką źli ludzie wykazali w stosunku do osób, które tam poległy, głos zabrał mąż śp. posłanki Jolanty Szymanek-Deresz, niejaki Paweł Deresz i zaapelował do prokuratora Marka Pasionka, by uszanowawszy jego żałobę, wyłączył z działań ekshumacyjnych jego zmarłą przed ośmiu laty żonę. Pewnie bym z tym tu nie wyskakiwał, bo to w końcu nie nasz problem, jednak bezczelność tego człowieka jest tak powalająca, że nie mogę się powstrzymać. Otóż faktem potwierdzonym jest to, że kiedy dowiedział się o śmierci swojej żony, pierwsze co ów Deresz zrobił, to przeprowadził gruntowny remont ich wypasionej willi. Może się nie znam, ale uważam, że nie ma lepszego sposobu na celebrowanie żałoby, jak uczczenie śmierci osoby, z którą się wspólnie mieszkało przez całe lata, jak zniszczenie wszystkiego, co by tę osobę mogło przypominać. Tego typu gest również, jak sądzę, wymaga talentu baaardzo specjalnego.
***
Inna sprawa, że ostatnio owe naturalne talenty rosną nam jak grzyby po deszczu. W sztandarowym programie stacji TVP Info „Minęła dwudziesta” doszło do nadzwyczaj ciekawej wymiany między posłem Prawa i Sprawiedliwości Łukaszem Schreiberem, a prowadzącym program Adrianem Klarenbachem. W pewnym momencie poseł Schreiber postanowił poruszyć temat miezwykle brutalnych prześladowań, jakich z rąk czarnych mieszkańców Republiki Południowej Afryki cierpią żyjący tam od wielu pokoleń biali farmerzy i w jednej chwili został przez Klarenbacha wyszydzony za użycie słowa „wielu”. „No z tymi ‘wieloma’ to pan, panie pośle, chyba mocno przesadził”, zawołał ów wybitny redaktor. „W końcu zna pan chyba nazwę „Czarny Ląd” i chyba nie chce pan nam sugerować, że ci farmerzy to tacy biali czarni?” A ja już się tylko zastanawiam, czy redaktora Klarenbacha nie należałoby przy pierwszej nadarzającej się okazji zapisać do Nowoczesnej? On by tam z pewnością znalazł partnerów do poważnych rozważań na jeszcze poważniejsze tematy.
***
Skoro wciąż pozostajemy przy sprawach bardzo poważnych, to nie można nie zauważyć pojawienia się na publicznej scenie, jak się zdaje po wielu długich miesiącach – choć tu, nie mając bezpośredniego kontaktu ze stacją TVN24, pewności mieć nie możemy –  wybitnego politycznego eksperta Marka Migalskiego. Odnosząc się do dominującej aktualnie medialny przekaz sprawy usiłowania morderstwa małego Alfiego Evansa przez służby Brytyjskiej Korony, ów mędrzec na Twitterze podzilił się z internautami następującą refleksją:
Wiecie, że A. Evans nie widzi, nie słyszy, nie wie, dlaczego i co kłuje go, wprowadza wenflony, cewniki, igły? Nie rozróżnia matki od lampy. […] Spróbuję wam mniej więcej opisać, jak dziś wygląda świat tego prawie dwuletniego dziecka. Alfie ma martwe duże obszary mózgu. Martwe, rozumiecie? To znaczy, że nic do nich nie wpływa, i nic z nich nie wypływa. Oznacza to, że nie widzi i nie słyszy. To znaczy – jego oczy funkcjonują, a uszy rejestrują dźwięki, ale nic z tego nie jest dostarczane do mózgu. A jeśli tak, to tylko jako nieskoordynowane i nic nie znaczące sygnały. Jeśli widzi, to przesuwające się plamy; jeśli słyszy, to kakofonię, która jest dla niego szumem.
Przychodzą mi do głowy dwa sposoby, by adekwatnie skomentować tę kuriozalną wypowiedź. Jeden poważny bardzo, a drugi poważny nieco mniej. Otóż, nie ulega dla mnie wątpliwości, że są na świecie środowiska, nie tylko naukowe, które równie zgrabnie jak Migalski, mogłyby udowodnić, że to u Migalskiego właśnie oczy wprawdzie funkcjonują, a uszy rejestrują dźwięki, jednak jeśli cokolwiek z tego jest dostarczane do mózgu, to wyłącznie w formie nieskoordynowanych i nic nie znaczących sygnałów i jeśli on cokolwiek widzi, to jedynie przesuwające się plamy, a jeśli słyszy, to jedynie kakofonię, która jest dla niego szumem. Drugi sposób zabrzmi być może nieco jak żart, ale również jest jak najbardziej poważny. Otóż nawet gdyby się miało okazać, że Migalski do swojej mamy zwraca się per „mamo” a nie „lampo”, to jego sytuacja i tak pozostałaby na pozimie skalistego dna.
***
Tak sobie myślę o tym Migalskim i dochodzę do wniosku, że tą swoją wypowiedzią on pozostawił daleko w tyle pewnego ministra indyjskiego rządu z północnowschodniej prowincji Tripura nazwiskiem Biplab Deb, który jeszcze zanim objawił się nam Migalski, oświadczył, że Internet został wymyślony przez starożytnych mieszkańców Indii. Jednak Polak potrafi.

Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, gdzie są wyłącznie książki najlepsze. Dalej już szukać nie trzeba. 

1 komentarz:

  1. Swoją drogą,to chyba dobrze,że ta pustka jest wypełniana takimi cwelebrytami,bo z pożytkiem dla naszego zdrowia psychicznego nie są zdolni nas niczym nowym zaskoczyć.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...