Ponieważ od czasu kiedy już robić
tego nie muszę, oglądania stacji TVN24 unikam wręcz systemowo, nie umiem
powiedzieć do jakiego stopnia ci państwo grzeją temat okupacyjnego strajku,
jaki z podpuszczenia posłanki Scheuring-Wielgus grupa kilku pań zorganizowała ze
swoimi dziećmi w jednym z sejmowych korytarzy. Wczoraj jednak trafiłem na
informację, że oto w którymś z ostatnich wydań „Szkła Kontaktowego” znana nam
skądinąd aktorka, Maja Komorowska, odczytała tekst zatytułowany jako „List matki niepełnosprawnego syna” i
pomyślałem sobie, że tam muszą już działać wszystkie tłoki. Patrzę na
Komorowską, jak siedzi gdzieś na ławeczce na tle drzew, w ręku trzyma tabliczkę
z logo stacji, i drżącym ze wzruszenia głosem ogłasza, że „jest mi wstyd za nasze państwo, że próbuje walczyć z [niepełnosprawnymi]
i stawia im poprzeczkę”, i już wiem,
że oni muszą widzieć ten protest, jako swoją ostatnią już szansę na takie
przynajniej obniżenie notowań Prawa i Sprawiedliwości, by w przyszłorocznych
wyborach zachować odpowiednio destrukcyjny wpływ na państwo. A muszę przyznać,
że z pijarowego punktu widzenia, no ale też pod względem wykonania, owo
zagranie z niepełnosprawnymi robi wrażenie prawdziwego majstersztyku,
przynajniej w tym sensie, że strona rządowa nie ma żadnego praktycznie sposobu,
by podjąć z przeciwnikiem uczciwą i otwartą rozmowę. Ja tu, pisząc to co piszę,
jestem oczywiście w sytuacji bez porównania łatwiejszej, bo nawet jeśli ktoś
się na mnie obrazi za to, że na przykład w swojej podłości jestem pełen pogardy
dla ludzi dotkniętych ciężką niepełnosprawnością, stać mnie na to, by na tego
rodzaju zarzuty wzruszyć ramionami i swoje słowa powtórzyć drugi, trzeci, a
nawet czwarty raz. Taka minister Rafalska natomiast musi ważyć nie tylko słowa,
ale i każdy gest, wiedząc, że jedna nieuwaga może oznaczać dla niej wręcz
polityczny koniec. Z niepełnosprawnymi bowiem żartów, jak wiemy, nie ma.
W czym rzecz? Otóż miałem
okazję obejrzeć wczoraj obejrzeć fragment spotkania pani minister z
protestującymi i to co mnie uderzyło, to fakt, że oni wszyscy, a więc zarówno
obie matki, jak i ci dwaj chłopcy na wózkach, w sposób ewidentny zostali bardzo
starannie wybrani do tego, by robić na nas wrażenie. Matki są oczywiście odpowiednio pyskate, tak
jakby nie robiły w życiu nic innego, jak się gdzie tylko jest okazja
awanturowały, no ale tych protestów było już tyle, że do tego iż na pierwszy
plan zawsze się wysuwa najlepszych, akurat zdążyliśmy się już przyzwyczaić.
Chciałbym jednak zwrócić uwagę na tych dwóch chłopaków. Oni obaj, Kuba i
Adrian, owszem, cierpią na ciężki brak koordynacji ruchowej, mają duże problemy
z mową, natomiast poza tym są nadzwyczaj elokwentni, wybitnie inteligentni, a
przy tym mocno, naprawdę mocno, pewni siebie. Wystarczy ich posłuchać przez
minutę, czy dwie, by widzieć, że choroba naprawdę nauczyła ich, jak się
prowadzi walkę o swoje interesy.
Oglądałem to spotkanie i
zwróciłem uwagę na dwa momenty, kiedy to autentycznie znieruchomiałem.
Pierwszy, kiedy ów Adrian, zachowując się jak się zachowuje, mówiąc jak mówi,
dwukrotnie przeprosił minister Rafalską za to, że choroba nie pozwala mu patrzeć
jej prosto w oczy, a drugi raz, kiedy wręcz błagając ją, by się nad nim
ulitowała i dała mu te pięć stów na „bochenek
chleba, buty i żeby raz na jakiś czas mógł sobie pójść do kina”, powiedział
co następuje: „A teraz panią dotknę”
i złapał ją za rękę, i to był taki numer, że nawet ona, kobieta z pewnością
twardza, na chwilę zgłupiała. Przepraszam bardzo, ale przy całym szacunku dla losu
Adriana, nie mam najmniejszych watpliwości, że mamy do czynienia z kutym na
cztery nogi cwaniakiem.
No dobra, ktoś powie, to są
zaledwie metody negocjacyjne – zdarza się w każdym, nawet najlepszym,
towarzystwie. Problem bowiem polega na tym, że niepełnosprawnym w Polsce
naprawdę nie jest łatwo i te 500 złotych by im się z pewnością przydały, a
budżetowi nie zaszkodziły. Otóż nie. Oczywiście, że sytucja kiedy człowiek nie
może pracować i jest na utrzymaniu rodziny lub opieki społecznej jest wręcz nie
do zniesienia, tym bardziej jednak 500 złotych dla kogoś takiego jak Kuba czy
Adrian to jest nic, a w najlepszym wypadku prawie nic. Mówi Rafalskiej
Adrian, że on ostatnio z tego co dostaje od państwa opłacił czynsz za
mieszkanie, kupił wspomniany „bochenek chleba”, a na buty i kino już mu nie
starczyło. A ja się pytam, o co tu do cholery chodzi? O te buty i jakąś
rozrywkę, tak? Wtedy dopiero życie Adriana stanie się w miarę znośne? Przecież
to jest jakaś kpina.
Ale to i tak wciąż nie
wszystko. Tłumaczy Rafalska Adrianowi i Kubie, że ludzi w mniejszym lub
większym stopniu niepełnosprawnych, którym te pieniądze trzeba by było dać,
jest w Polsce grubo ponad milion, a w tej chwili budżetu na taki wydatek nie
stać, na co ci mówią, że wcale nie, bo takich jak oni jest niespełna 272 tysięce,
a cała reszta z tym co mają świetnie sobie poradzi. Tłumaczy im więc
Rafalska, że Konstytucja nie pozwala tu nikogo wyróżniać, na co Kuba
odpowiada, że niech ona się nie martwi, bo Trybunał na pewno za „te małe pieniążki” nie będzie się jej
czepiał, obie matki drą się tak, że z trudem można usłyszeć, co kto mówi, a
Adrian łapie Rafalską za rękę i cały ledwo żywy z wysiłku, niemal płacze: „Błagam, niech pani da mi te pieniążki”.
No i jeszcze rzecz ostatnia.
Jak wiemy, Parlament przyjął ustawę o bezpłatnym dostępie do wszelkich
koniecznych sprzętów, środków potrzebnych do opieki nad ludźmi
niepełnosprawnymi, oraz na rehabilitantów i innych opiekunów, na co Kuba i
Adrian mówią, że oni nie potrzebują ani wózków, ani pieluch, ani materacy, ani
w ogóle niczego, chcą tylko te pięć stów, bo oni najlepiej wiedzą, czego im
potrzeba, a żeby moc tych słów podkreślić, jedna z matek rzuca obecnemu tam
wiceministrowi w twarz paczką pieluch, każąc mu się nimi wypchać. No a w tej
sytuacji, to ja już mam tylko jedno pytanie. Otóż jeśli mianowicie rząd się
ostatecznie ugnie pod tymi żądaniami, wycofa się z tych wózków, pieluch i
rehabilitantów i da Adrianowi i Kubie pieniądze, jak na to zareagują wszyscy
ci, którzy mają na ten temat inne zdanie, niż osoby protestujący w Sejmie? Jednak
kogo to obchodzi? Rzecz w tym, że tu się gra o coś zupełnie innego.
Na koniec muszę wrócić do
kwestii, którą poruszyłem na początku, a mianowicie ewentualnych zarzutów, że
ja nie czuję empatii wobec ludzi tak bardzo pokrzywdzonych przez los. Otóż tak
się złożyło, że ja w swoim życiu miałem okazję spotkać ich całkiem wielu. A
więc znałem ludzi niewidomych, ludzi głuchoniemych, ludzi wiecznie przykutych
do wózka, ludzi bardzo opóźnionych w rozwoju psychicznym, ale też mocno
zdeformowanych fizycznie. I proszę sobie wyobrazić, że oni wszyscy, jak jeden
mąż, nie byli ani mniej ani bardziej szczęśliwi od każdego z nas, a ostatnią
rzeczą, jakiej od nas oczekiwali, było współczucie... no, z wyjątkiem może
sytuacji, kiedy owo współczucie było im potrzebne do tego, by coś dla siebie
załatwić. I daję słowo, że każdy z nich potrafił je wykorzystywać wręcz
znakomicie. Dlaczego tak? Otóż dokładnie na takiej samej zasadzie jak to ma
miejsce w przypadku ludzi zdrowych, silnych, sprawnych i szybkich pod każdym
możliwym względem. Rzecz bowiem w tym, że oni tak naprawdę są dokładnie tacy
sami jak my, z naszymi smutkami i radościami, ale też ze wszystkimi naszymi
wadami i zaletami. A jeśli jest tu coś obrzydliwego, to to, że najbardziej się
nad nimi dziś pochylają ci, którzy w innych sytuacjach odmawiają im prawa do tego
by się choćby urodzić.
Zapraszam
wszystkich do kupowania moich książek, które można zamawiać albo w księgarni
pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, albo, częściowo, tu u mnie, pisząc na adres
mailowy k.osiejuk@gmail.com.
Drogi Toyahu, ja mam dwie refleksje: po pierwsze zastanawia mnie to, że tacy niepełnosprawni chłopcy żyją podobno samodzielnie, na swoim i zupełnie nie potrzebują usług rehabilitacyjnych, pieluch itp ale kasy na kino i buty. to jest jawna nieprawda. Po drugie: nasz rząd tak to towarzystwo rozegrał, że zostało tylko to pińcet w żywej gotówce. I wszyscy Polacy to widzą. I tak wygląda ten seans czarnej magii i magii owej zdemaskowania rodem z teatru Varietes. Brawo dobra zmiana! Bo rewolucyjna, dobra zmiana dla niepełnosprawnych została przeprowadzona.
OdpowiedzUsuń@Piotr Oleś
OdpowiedzUsuńOczywiście. Rząd prowadzi sprawę najlepiej jak sie da, jednak kiedy wczoraj ten Adrian uczepił sie reki minister Rafalskiej i zaczął powtarzać: "Błagam, niech pani mi odpowie, czy wy jeszcze rozmawiacie na nasz temat", to się wystraszyłem. Ale on po prostu wstała i wyszła. Rewelacja!
Ja mam w szkole chłopca na wózku po porażeniu mózgowym, jego ojczyma na wózku i matkę, a do tego opiekuna tego chłopca i zarazem pracownika szkoły - chłopaka po porażeniu ale zupełnie samodzielnego, przeszkolonego i niemal całkiem sprawnego fizycznie. To najtrudniejsza w relacjach. Cała armia osób - nauczycieli, instruktorów, trenerów, jest zawsze w stu procentach przygotowana do pracy i zajeć rewalidacyjnych z chłopcem. Wszyscy gotowi do pomocy, nikt nawet nie piśnie, że może go coś uwiera. Natomiast z drugiej strony mamy notoryczne niewywiązywanie się z umów, obietnic, obowiązków ucznia i rodzica w szkole, bezustanne szantażowanie nas (bardzo zresztą wyrafinowane) emocjonalne itp. Ja zawsze miałam dużo współczucia i empatii dla osób z niepełnosprawnością, nadal mam, ale już napewno nie myślę, że to są jakieś ofiary, albo bezbronni ludzie. O, nie. Mam też kilkoro dzieci z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego i wiem, że nikt nie jest tak biegły w przepisach prawa jak rodzice tych dzieci. I nie chodzi o to, że ja mam jakieś złe intencje, że komuś czegoś odmawiam, albo czegoś nie rozumiem. Chodzi o sposób bycia tych osób, o ich relacje ze światem...nie umiem tego opisać, o co dokładnie mi chodzi, ale ja zwyczajnie boję się takich ludzi i z pewnością nie dlatego, że mają jakąś niepełnosprawność.
OdpowiedzUsuńCiężki temat, ale nie na tyle ciężki, żeby o nim prawdy nie napisać. Cisną mi się proste żołnierskie słowa, ale nie. Wszystko już powiedziałeś. Oczywiście jestem za. Szantaż, nie tylko emocjonalny, każdy budzi we mnie obrzydzenie. Ale na szczęście nie osłabia. Rządowi życzę siły ducha, podzielę się swoim, sobie tylko promil zostawię, dla mnie wystarczy.
OdpowiedzUsuń