Jak pewnie niektórzy z nas jeszcze
pamiętają, jakiś czas temu, przez uprzejmość naszego byłego kolegi, wibitnego
reżysera filmowego, Tomasza Gwińcińskiego, pojawił się tu człowiek nazwiskiem Jordan
Peterson, wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi, jak najbardziej „nasz”.
Oczywiście, należy podejrzewać, że on jest dokładnie tak samo „nasz”, jak „nasi”
są niemal wszyscy ci, których za „naszych” lubimy uważać, no ale fakt jest
faktem. Co ma do powiedzenia ów Jordan Peterson wiem w stopniu szczątkowym, a to
ze względu na to, że przez zwykły przesyt tego medium, przekazu w języku
angielskim unikam jak zarazy, jednak to co zdążyłem zauważyć wystarczy mi, by
przynajmniej w niektórych sprawach trzymać z Petersonem sztamę. Tak się bowiem
złożyło, że oto chyba na Facebooku trafiłem na filmik, gdzie ów Peterson, co
warte podkreślenia, człowiek uniwersytetu, dyskutuje ze swoim kolegą, również akademikiem,
a cały problem sprowadza się do tego, że podczas gdy ów Peterson występuje jako
biały mężczyzna reprezentujący wartości charakteryzujące białych mężczyzn, ów
kolega akademik, swoją drogą przedstawiony, o ile dobrze zrozumiałem, jako E.W. Pete, życzy sobie, by ów „mężczyzna” był
traktowany równoprawnie z ze stworem, który ma być w przyszłości określany przy
pomocy zaimka „ze”. Właśnie tak – „ze”.
Gdyby część, czujnych
przecież i naprawdę otwartych na wszelkie nowostki czytelników wciąż nie
wiedziała o co chodzi, śpieszę wyjaśniać. Otóż chodzi o to, że na Uniwersytecie
w Toronto, gdzie zatrudnieni są obaj panowie, doszło do awantury, gdzie osoby
reprezentujące tak zwaną „społeczność trans gender”, a której przedstawicielem jest
ów profesor E.W. Pete, zażądały, by świat, kiedy o nich wspomina, nie używał
tradycyjnie akceptowanych zaimków typu „on”, „jego”, czy „nim”, ale nauczył się
całkowicie nowego zestawu i zaczął z niego korzystać, a wszystko to w tej oto
oczywiście intencji, by nie ranić uczuć mniejszości.
Ja wiem, że wrzucanie tu
tekstów wygłaszanych w językach obcych mija się z celem z tego względu, że
nawet jeśli są tu osoby, jako tako sobie na tym polu radzące, istnieją granice,
których przekraczać normalnie myślący człowiek przekraczać nie ma ochoty, tym
razem jednak nie mam wyjścia i wklejam filmik, na którym „nasz” profesor
Peterson dyskutuje ze swoim zboczonym kolegą z uniwersytetu na temat tego, czy
prawo powinno ewoluować w tym kierunku, by wymusić na większości obywateli
wyuczenie się na pamięć nowej nomenlatury i używania jej wobec tych, co tego
oczekują.
Obejrzałem większą część tej
rozmowy i przyznaję, że jestem wstrząśnięty. Gdyby bowiem ktoś mi to puścił
informując jednocześnie, że to jest jakiś kolejny telewizyjny skecz, ja bym się
pośmiał i na tym koniec. Tymczasem, jak się okazuje, to jest autentyczna debata
dwóch profesorów z uniwersytetu gdzieś w Kanadzie i wszystko odbywa się jak
najbardziej serio. Tematem tej rozprawy jest naprawdę problem, czy środowiska trans
gender (gdyby ktoś nie wiedział, chodzi o tę część naszego gatunku, która
uznała, że nie wie, czy jest chłopczykiem, czy dziewczynką) mogą wymagać od
wszystkich, którzy zdecydowali się pozostać na wcześniej ustalonych pozycjach,
by dla ich fantazji, zmienili swoje językowe nawyki, a więc – że tu pozwolę
sobie nawiązać do znanych nam kontekstów – w szczególnych sytuacjach zamiast
tradycyjnego „ona”, „jej”, nią” zaczęli używać form: „psi”, „hi” czy na
przykład „dri”. I to, powtarzam, jest debata, którą tak zwany cywilizowany i
jak najbardziej wykształcony świat prowadzi.
Ostatnio pojawiło się tu dość
dużo głosów, że rząd Dobrej Zmiany zawodzi i w związku z tym nam nie pozostaje
nic innego, jak ich wszystkich kopnąć w dupę. Może to wszystko i prawda,
natomiast ja postanawiam nieco poczekać, zwłaszcza, że jak słyszę, Irlandczycy
wprowadzili w referendum wolną aborcję i wygląda na to, że zostaliśmy tym
samotnym białym żaglem. Otóż ja go palić nie mam zamiaru.
Zachęcam
wszystkich do odwiedzania naszej księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, gdzie są
do kupienia moje, i nie tylko moje, książki. Bardzo polecam.
No to jest kolejna granica.
OdpowiedzUsuńNa ile to zrozumiałem to chodzi o to aby prawnie wprowadzić obowiązek używania tych form wymyślonych.
Bo do tej pory każdy system do mielenia ludzkości posiadał nowomowę ale chyba nie było tak że jak coś źle powiedziałeś to nie wsadzali do więzienia, najwyżej wychodziło się na głupka.
Ciekawe.
Bardzo zabolal mnie fakt referendum w Irlandii i jego wyniku, zwlaszcza, ze zdarzylo sie to w polskim Dniu Matki
OdpowiedzUsuńMną wstrząsnęła ostatnio debata w której występował Peterson, oraz Dyson - ciemnoskóry profesor z USA. Ze względu na moje znikome przesyty angielskim obejrzałem to z przyjemnością językową (nawet części nie zrozumiałem), ale zgrozą poznawczą. Peterson w formie, i serio traktujący interlokutorów, a Dyson - brzmiał cały czas i nie wychodził z roli oratora, przysłowiowego pastora kościoła protestanckiego.
OdpowiedzUsuńPS. Moje podejrzenia do "naszości" Petersona biorą się stąd, że niektórym za znacznie mniejszą odwagę coś się stało. A jemu nie, i jego sława wydaje się rosnąć. Chyba, że i tak nie zagraża Systemowi, wtedy - porządkując ludziom w głowach - może nawet mieć dla Systemu wpływ pozytywny.
To pisałem ja - Krzysztof.
OdpowiedzUsuńRemo - niestety, ten prawny obowiązek już został w Kanadzie wprowadzony :(
OdpowiedzUsuńW d.... im sie od socjalu poprzewracalo,.. Jak im sie ropa i insze surowce skoncza, to innymi tematami beda sie zajmowac.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, biomasa.