sobota, 7 października 2017

Czy Ślązacy będą wysyłać do Barcelony paczki z niemiecką czekoladą?

Mamy sobotę, a więc całkiem odpowiedni dzień na mój kolejny felieton dla „Warszawskiej Gazety”. O autonomiach.       


      W hiszpańskiej Katalonii najpierw odbyło się o dawna szykowane  niepodległościowe referendum, przez państwo natychmiast uznane za nielegalne, i dziś mamy sytuację, którą niektórzy gotowi są określać mianem wojny domowej, a reszta wie, że nawet jeśli uznamy ten nastrój za grubo przesadzony i nawet jeśli Hiszpania ostatecznie jakoś sobie z tą sytuacją poradzi, to kraj już nigdy nie będzie taki jak był przez wieki. Dlaczego? Dlatego, że owa dotychczas tylko gdzie niegdzie szeptana teoria, że nie ma czegoś takiego jak państwo, czy, co wiecej, naród, nagle się urzeczywistniła jako święta i niepokonana. I pomyśleć tylko, że wszystko się zaczęło od czegoś tak wydawałoby się niepoważnego, jak autonomia.
     Wydarzenia w Hiszpanii – i nie trzeba tu być szczególnie wrażliwym obserwatorem, by to zauważyć – wręcz automatycznie kojarzą się z tym, co się dzieje w innych rejonach świata, a więc również z naszego punktu widzenia miejscu najważniejszym, czyli na Śląsku, gdzie nawet jeśli na szczęście jeszcze nie politycznie, ale, owszem, jak najbardziej kulturowo, coraz bardziej rosnące wpływy zyskuje tak zwany Ruch Autonomii Śląska, którego lider, Jerzy Gorzelik, by wspomnieć o tym tak tylko na marginesie, zdążył już przesłać Katalończykom swoje wyrazy solidarności, i trzeba tu mieszkać, by widzieć wyraźnie, w jakim kierunku ów kulturowy blitzkrieg zmierza.
     To prawda, polityczne wpływy Gorzelika i prowadzonego przez niego Ruchu uległy ostatnio dramatycznemu zmniejszeniu i gdyby nie desperackie próby utrzymania się przy władzy Platformy Obywatelskiej, ich, jako organizacji, prawdopodobnie by już dawno nie było, natomiast, jak mówię, wystarczy tu mieszkać, by widzeć jak oni są skuteczni, gdy chodzi o to, co u zwierząt się określa nazwą „zaznaczania terenu”, a tu sprowadza się do pozostawiania gdzie się tylko da i to w każdej możliwej formie śladów tego, że tu nie jest Polska, lecz Śląsk, a więc byt calkowicie autonomiczny, by nie powiedzieć, osobny.
      No właśnie – osobny. Zarówno sam Gorzelik, jak i ludzie, którzy zasadniczo popierają jego wysiłki na rzecz przyznania Śląskowi autonomii, może nie na co dzień, ale w sytuacjach, gdzie trzeba się deklarować jednoznacznie, zarzekają się, że im ani w głowie odłączanie się od Polski i tworzenie osobnego bytu państwowego. Chodzi tylko o to by Polska uszanowała śląską tożsamość i skoro nie da się póki co uzyskac nic wiecej, to by przynajmniej pozwoliła Ślązakom cieszyć się publicznie własną „ślunkom godkom”. No i stąd nagle pojawiają się w mieście lokale o nazwie „Cafe Kattowitz”, sklepy sprzedające pamiątki, gdzie wszystko jest opisane gotykiem, a w wiadomościach sportowych nadawnych przez najpopularniejszą lokalnie stację radiową, zamiast słowa „mecz” występuje niemiecki „spiel”.
      A zatem, biorąc to wszystko pod uwagę, miejmy na nich oko i przede wszystkim pamiętajmy, Polska jest jedna i o żadnych autonomiach mowy być nie może. Jak chcą, niech się uczą pisać gotykiem, ale to wszystko.

Przypominam, że moje książki są jak zawsze do kupienia w księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl. Jak już sprzedamy te, będziemy wydawać kolejne, a zatem zachęcam gorąco.

       

10 komentarzy:

  1. Mogą nawet nauczyć się niemieckiego i wyemigrować do Zagłębia. Ruhry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proponuję aby zaczęli od tego drugiego, pierwsze przyjdzie z czasem. Po co tracić czas.

      Usuń
    2. @Piotr Oleś
      To faktycznie interesujacy pomysł. Jak znamy Niemców, oni są bardzo dobrzy w udzielaniu autonomii niezależnym państwom.

      Usuń
  2. "Jak chcą, niech się uczą pisać gotykiem" - kto to są ci "oni"? Panu Gorzelikowi chodzi właśnie o to, by podzielić na "my" i "oni". Bez tego podziału nic nie jest w stanie zrobić. Jeśli kiedykolwiek ktoś wprowadzi autonomię lub oderwie Śląsk od Polski to nie zrobią tego Ślązacy tylko potomkowie powojennych repatriantów.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Krzysztof Pert
    Kim są ci "oni"? Między innymi ci, którzy lubią spędzać czas w knajpie pod nazwą "Kattowitz" i piją z kubków z napisem "Oberschlesien". Parę miesięcy temu widziałem jak przez Katowice przeszedł wielki pochód RAŚ-u. Nie zauważyłem, żeby na jego trasie ustawili się "prawdziwi" Ślązacy i rzucali w te durne pały zgniłymi kartoflami. Co do wojennych reptriantów, to ja jestem jednym z nich. Bardzo bym chciał wiedzeć, jak ja mam oddzielić Śląsk od Polski? Narzekając na Gorzelika i jego bandę?

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyjaśniliśmy sobie kim są "oni". Dobrze, że Pan tam nikogo nie zauważył. Bo Ślązacy mają głęboko gdzieś Gorzelika i RAŚ. Nawiązując do repatriantów, słusznie Pan napisał, że jest tylko jednym z nich. Wychowałem się w Tychach. Spotkałem wiele osób drugiego i trzeciego pokolenia czujących się bardziej Ślązakami ode mnie. Z nimi Gorzelik może próbować walczyć o autonomię. A Pan wprowadzając podział "my" i "oni" tylko mu w tym może pomóc.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Krzysztof Pert
    To nie ja wprowadzam podział "My - oni". Mieszkam tu od ponad 60 lat i dopóki nie pojawił się RAŚ i - jak Pan słusznie zauważył, przy całkowicie biernej postawie Ślązaków - nie przejął całej tej przestrzeni, jako swojej, nawet mi do głowy nie przyszło, by się zastanawiać nad tym, kto jest kto.

    OdpowiedzUsuń
  6. lola z celulozy, mchu i paproci7 października 2017 19:42

    Ten temat mnie interesuje, bo tu jest Polska. Firma, w której pracuję, ma w Polsce 4 zakłady, m.in. w Tychach. Parę osób stamtąd poznałam, rdzenni (znam tylko 3 takie osoby) malowniczo godoją po śluńsku, oczywiście po polsku świetnie się porozumiewamy, ale nie do ukrycia był żal, że są u siebie, a muszą się przystosować, np. pracodawca małżonka dał mu 3 miesiące poślizgu na używanie w pracy wyłącznie języka polskiego, bo większość pracowników i klientów nie rozumie miejscowej gwary. No właśnie gwary. Ja tak to widzę. Na Kurpiach też inaczej gadają. Jestem za kultywowaniem lokalnych tradycji, podoba mi się regionalne zróżnicowanie, ale tu jest Polska.
    RAŚ mnie niepokoi i wkurza. Czekam na dobre wieści z Katowic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @lola
      Ciekawe z tymi trzema miesiącami. Z tego co wiem, oni w większości potrafią mówić po polsku bardzo dobrze. Ja mam cała kupę znajomych, którzy normalnie w domu "godajom", a ze mna trzymaja się standardu. Inna sprawa, że ja bym nie miał nic przeciwko temu, żeby i ze mną sobie poślązaczyli. Ale tak naprawdę, jak ci w radio.

      Usuń
    2. Kiedys normalnie to juz nawet mowilem, ze nie z Polski dylko z Podlasia. Na szczescie ten etap mam juz za soba.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...