niedziela, 15 października 2017

Czy prezes Kurski wie coś, czego nie wiemy my?

       W ostatnim czasie mamy tu pewien kłopot z tak zwanymi „prawicowymi” mediami i kłopot ów staramy się tu jak najprzejrzyściej artykułować. W pewnym momencie napięcie zrobiło się tak duże, że poczułem się zmuszony do tego, by zadeklarować swój zamiar zbojkotowania najbliższych wyborów parlamentarnych.  I oto, proszę sobie wyobrazić, towarzyskie względy zmusiły mnie wczoraj do tego, by przez bite półtorej godziny oglądać telewizję TVN24 i powiem szczerze, że jestem wstrząśnięty. Oto okazuje się, że w czasie gdy publiczna telewizja na okrągło wbija nam w głowy albo kolejne informacje dotyczące, czy to afery Amber Gold, czy reprywatyzacji warszawskich nieruchomości, albo wyświetla kolorowe słupki, z których wynika jak byk, że jeszcze nigdy Polska nie stała wobec takich szans, jak ma to miejsce za rządów Prawa i Sprawiedliwości, po czym na scenę wychodzi minister Morawiecki i ogłasza, że w Częstochowie stanie największa na świecie fabyka szkła, a wszystko to zostaje spięte klamrą w postaci skaczącej na trampolinie prezydent Waltz, TVN24, czyli, obok „Gazety Wyborczej”, główny ośrodek antyrzadowej propagandy, połowę swojego „prime time’u” poświęca na szczucie lekarzy przeciwko rządowi, a resztę czasu poświęca zachęcaniu nas do zrewidowania swoich poglądów przy pomocy takiej oto historii. Proszę zapiąć pasy.
      Oto wiele lat temu – TVN nie podaje, kiedy to było – mieszkający na Majorce Waldemar Kondratowski z żoną poznali bardzo wówczas zamożnego biznesmena nazwiskiem P., z którym w jednej chwili, i na bardzo długie lata, bardzo się zaprzyjaźnili. W roku 2007, Dariusz, bo jemu jest Dariusz,  P. wrócił do Polski, zamieszkał w Kozienicach i zaczął przymierzać się do budowy centrum handlowego. Ponieważ aby owa budowa przynajmniej ruszyła, P. potrzebował pieniędzy, których nie miał, zwrócił się o pomoc do swojego kumpla Kondratowskiego, a ten mu pożyczył 71 tysięcy euro. W następnej kolejności P. zapisał się do PiS-u i w jednej chwili stał się w Kozienicach osobą na tyle znaną, że ówczesny prezes elektrowni „Kozienice”, niejaki Zborowski, zwrócił się do niego z prośbą, by ten mu polecił dobrego prawnika do działu prawnego w elektrowni. P. podesłał Zborowskiemu swoją żonę, Elżbietę, Zborowski ją zatrudnił, no i aby jakoś uczcić ów deal, wszyscy pojechali na wakacje na Majorkę do Kondratowskich. Kiedy już się wszyscy tam odpowiednio zabawili, P. wrócił do Polski i natychmiast na głowę spadła mu seria plag. Po pierwsze, okazało się, że za te 71 patyków centrum wybudować się jednak nie da. Po drugie, P. nie ma pieniędzy, by zwrócić Kondratowskiemu dług. Po trzecie wreszcie, ponieważ żona P. nagle przestała przychodzić do pracy, Zborowski ją zwolnił. Tego Dariuszowi P. było już za dużo i od tego momentu on i wspomniana Elżbieta postanowili Zborowskiego zniszczyć przy użyciu wszystkich możliwych, głównie nielegalnych, środków. Najbardziej być może spektakularną intrygą było sfabrykowanie przez P. dokumentów, dowodzących, że cenny obraz, jaki Zborowski podczas swojej wizyty na Majorce otrzymał od Kondratowskiego, był tak naprawdę kupiony przez niego „na kreskę” od jakiejś firmy gdzieś w Niemczech, co spowodowało, że owa firma od Zborowskiego zażądała zwrotu 13 tysięcy euro. Zborowski odwołał się do sądu, sprawę wygrał i wtedy P. wraz z Elżbietą zwrócili się do Kondratowskiego, by ten dał sobie obić twarz, a następnie oskarżył Zborowskiego o pobicie. Kondratowski oczywiście odmówił. Tu nie mogę się powstrzymać i posłużę się cytatem: „Po odmowie udziału w planie, Dariusz P. miał zacząć Kondratowskim grozić. - Jeżeli coś pójdzie nie tak w naszym planie, to wierz mi, że dostaniecie odwiedziny pewnych osób z Ukrainy czy z Białorusi. On zawsze podkreślał: z Ukrainy albo Białorusi - którzy będą wiedzieli, co z wami zrobić - wyznał Kondratowski. Jak mówi, Dariusz P. groził im, pojawiając się także u ich syna. Miał wtedy powiedzieć, że może przydarzyć im się pożar”.  Kiedy jednak okazało się, że ani Kondratowski, ani jego syn, nie dadzą się zastraszyć, Dariusz P., korzystając ze swojej bliskiej znajomości z posłem Prawa i Sprawiedlwiości Markiem Suskim załatwili w redakcji „Newsweeka” artykuł, w którym Zborowski został skutecznie oszkalowany i tym sposbem stracił stanowisko prezesa „Kozienic”. Dziś, kiedy Prawo i Sprawiedliwość rządzi, Dariusz P. jest doradcą w firmie energetycznej Enea, jeździ służbowym samochodem, a redakcja TVN24 nam o tym wszystkim opowiada, byśmy wiedzieli, jaki straszny jest ten PiS.
      Ktoś się zapyta, czy to jest wszystko prawda. Tego oczywiście nie wiemy, zwłaszcza że sam TVN sprytnie każde kolejne swoje słowo oznacza bardzo wyraźnym znakiem zapytania. No ale przyjmijmy może, że ja im wierzę. Niech będzie, że ja rzeczywiście uważam, że wytropieni przez dziennikarzy śledczych stacji TVN panowie Zborowski i Kondratowski, świadczący dziś z takim zaangażowaniem przeciwko temu całemu P. mówią prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, a P. to typowa pisowska lokalna nomenklatura. Ja nawet jestem w stanie przyjąć, że fakt iż stacja TVN24 nie przedstawia nam owego P. z nazwiska, lecz zupełnie bezpodstawnie posługuje się czystą insynuacją w postaci literki „P”, w żaden sposób nie świadczy o nieczystych intencjach państwa redaktorów, lecz jest zwykłą omyłką wynikającą z pewnego napięcia. Powiem więcej. Ja jestem gotow tu zadeklarować, że kiedy cytowany przez redakcję TVN24 poseł Suski oświadcza, że „Darek P. jest jedną z tych osób, które walczą o dobro publiczne, które starają się, żeby Elektrownia Kozienice była uczciwie zarządzana i żeby po prostu Polska była Polską uczciwą dla zwykłych Polaków, a nie dla kolesi, którzy obsiedli spółki skarbu państwa”, to tym samym wystawia sobie jak najgorsze świadectwo i jedynie potwierdza wszystko to, co ja sobie na jego temat myślę od lat. Mnie jednak dziś chodzi o coś zupełnie innego, a żeby tę moją refleksję odpowiednio zobrazować, chciałbym poinformować, że po emisji opisanego przez mnie reportażu, redakcja TVN poprosiła o komentarz kilku zaproszonych ekspertów, wśród których był dawno nie widziany prof. Ryszard Bugaj. I proszę sobie oto wyobrazić, że ów mędrzec powiedział, że on kiedyś popierał PiS, ale dziś, kiedy obejrzał wspomniany reportaż, jest tak wstrząśniety, że aż mu brak słów.
      Przełączamy się z TVN-u na Dziennik Telewizyjny, a tam fedrują jak co dzień, od niemal już dwóch lat. Nie mogę się już doczekać, jak przyjdzie ów niedzielny wieczór i wszyscy ujrzymy te kolorowe słupki. Powiem szczerze, że gdybym nienawidził PiS-u, przez kolejne dwa lata każdej nocy budziłbym się z wrzaskiem.

Zachęcam wszystkich do kupowania moich książek. Wszystkie można znaleźć w księgarni na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl.
     

      

7 komentarzy:

  1. Urzekająca historia. Mnie jednak najbardziej interesuje, jakie dojścia ma poseł Suski w redakcji Newsweeka?

    A jak chodzi o ten wrzask, to go, owszem, słychać czasem wyraźnie - np. wybrane komentarze spod tego newsa TVP Info: https://twitter.com/tvp_info/status/919165021653012480

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Kozik
      No widzisz. A oni tego paradoksu nie zauważyli.

      Usuń
    2. Oni paradoksów z zasady nie zauważają.

      Usuń
  2. Ten komentarz powyżej to ja, Kozik, gościnnie na komputerze Kozikowej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A czy ten Dariusz P. to nie jest przypadkiem Dariusz Przywieczerski, scigany listem gonczym za udzial w aferze FOZZ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Szczodrocha33
      Albo Dariusz Michalczewski, tylko im się literki pomyliły.

      Usuń
  4. @Alina Mi
    może Pan Suski z Panem "Przecherą" chodzą na piwo albo grają squasha?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...