W ostatnim czasie mamy tu
pewien kłopot z tak zwanymi „prawicowymi” mediami i kłopot ów staramy się tu
jak najprzejrzyściej artykułować. W pewnym momencie napięcie zrobiło się tak
duże, że poczułem się zmuszony do tego, by zadeklarować swój zamiar
zbojkotowania najbliższych wyborów parlamentarnych. I oto, proszę sobie wyobrazić, towarzyskie
względy zmusiły mnie wczoraj do tego, by przez bite półtorej godziny oglądać
telewizję TVN24 i powiem szczerze, że jestem wstrząśnięty. Oto okazuje się, że
w czasie gdy publiczna telewizja na okrągło wbija nam w głowy albo kolejne
informacje dotyczące, czy to afery Amber Gold, czy reprywatyzacji warszawskich nieruchomości,
albo wyświetla kolorowe słupki, z których wynika jak byk, że jeszcze nigdy
Polska nie stała wobec takich szans, jak ma to miejsce za rządów Prawa i
Sprawiedliwości, po czym na scenę wychodzi minister Morawiecki i ogłasza, że w
Częstochowie stanie największa na świecie fabyka szkła, a wszystko to zostaje
spięte klamrą w postaci skaczącej na trampolinie prezydent Waltz, TVN24, czyli,
obok „Gazety Wyborczej”, główny ośrodek antyrzadowej propagandy, połowę swojego
„prime time’u” poświęca na szczucie lekarzy przeciwko rządowi, a resztę czasu
poświęca zachęcaniu nas do zrewidowania swoich poglądów przy pomocy takiej oto
historii. Proszę zapiąć pasy.
Oto wiele lat temu – TVN nie
podaje, kiedy to było – mieszkający na Majorce Waldemar Kondratowski z żoną
poznali bardzo wówczas zamożnego biznesmena nazwiskiem P., z którym w jednej
chwili, i na bardzo długie lata, bardzo się zaprzyjaźnili. W roku 2007, Dariusz,
bo jemu jest Dariusz, P. wrócił do
Polski, zamieszkał w Kozienicach i zaczął przymierzać się do budowy centrum
handlowego. Ponieważ aby owa budowa przynajmniej ruszyła, P. potrzebował
pieniędzy, których nie miał, zwrócił się o pomoc do swojego kumpla
Kondratowskiego, a ten mu pożyczył 71 tysięcy euro. W następnej kolejności P.
zapisał się do PiS-u i w jednej chwili stał się w Kozienicach osobą na tyle
znaną, że ówczesny prezes elektrowni „Kozienice”, niejaki Zborowski, zwrócił
się do niego z prośbą, by ten mu polecił dobrego prawnika do działu prawnego w
elektrowni. P. podesłał Zborowskiemu swoją żonę, Elżbietę, Zborowski ją
zatrudnił, no i aby jakoś uczcić ów deal, wszyscy pojechali na wakacje na
Majorkę do Kondratowskich. Kiedy już się wszyscy tam odpowiednio zabawili, P.
wrócił do Polski i natychmiast na głowę spadła mu seria plag. Po pierwsze,
okazało się, że za te 71 patyków centrum wybudować się jednak nie da. Po
drugie, P. nie ma pieniędzy, by zwrócić Kondratowskiemu dług. Po trzecie
wreszcie, ponieważ żona P. nagle przestała przychodzić do pracy, Zborowski ją
zwolnił. Tego Dariuszowi P. było już za dużo i od tego momentu on i wspomniana
Elżbieta postanowili Zborowskiego zniszczyć przy użyciu wszystkich możliwych,
głównie nielegalnych, środków. Najbardziej być może spektakularną intrygą było
sfabrykowanie przez P. dokumentów, dowodzących, że cenny obraz, jaki Zborowski
podczas swojej wizyty na Majorce otrzymał od Kondratowskiego, był tak naprawdę
kupiony przez niego „na kreskę” od jakiejś firmy gdzieś w Niemczech, co
spowodowało, że owa firma od Zborowskiego zażądała zwrotu 13 tysięcy euro.
Zborowski odwołał się do sądu, sprawę wygrał i wtedy P. wraz z Elżbietą
zwrócili się do Kondratowskiego, by ten dał sobie obić twarz, a następnie
oskarżył Zborowskiego o pobicie. Kondratowski oczywiście odmówił. Tu nie mogę
się powstrzymać i posłużę się cytatem: „Po
odmowie udziału w planie, Dariusz P. miał zacząć Kondratowskim grozić. -
Jeżeli coś pójdzie nie tak w naszym planie, to wierz mi, że dostaniecie
odwiedziny pewnych osób z Ukrainy czy z Białorusi. On zawsze podkreślał: z
Ukrainy albo Białorusi - którzy będą wiedzieli, co z wami zrobić - wyznał
Kondratowski. Jak mówi, Dariusz P. groził im, pojawiając się także u ich syna.
Miał wtedy powiedzieć, że może przydarzyć im się pożar”. Kiedy jednak
okazało się, że ani Kondratowski, ani jego syn, nie dadzą się zastraszyć,
Dariusz P., korzystając ze swojej bliskiej znajomości z posłem Prawa i
Sprawiedlwiości Markiem Suskim załatwili w redakcji „Newsweeka” artykuł, w
którym Zborowski został skutecznie oszkalowany i tym sposbem stracił stanowisko
prezesa „Kozienic”. Dziś, kiedy Prawo i Sprawiedliwość rządzi, Dariusz P. jest
doradcą w firmie energetycznej Enea, jeździ służbowym samochodem, a redakcja
TVN24 nam o tym wszystkim opowiada, byśmy wiedzieli, jaki straszny jest ten
PiS.
Ktoś się zapyta, czy to jest
wszystko prawda. Tego oczywiście nie wiemy, zwłaszcza że sam TVN sprytnie każde
kolejne swoje słowo oznacza bardzo wyraźnym znakiem zapytania. No ale
przyjmijmy może, że ja im wierzę. Niech będzie, że ja rzeczywiście uważam, że
wytropieni przez dziennikarzy śledczych stacji TVN panowie Zborowski i
Kondratowski, świadczący dziś z takim zaangażowaniem przeciwko temu całemu P.
mówią prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, a P. to typowa pisowska lokalna
nomenklatura. Ja nawet jestem w stanie przyjąć, że fakt iż stacja TVN24 nie
przedstawia nam owego P. z nazwiska, lecz zupełnie bezpodstawnie posługuje się
czystą insynuacją w postaci literki „P”, w żaden sposób nie świadczy o
nieczystych intencjach państwa redaktorów, lecz jest zwykłą omyłką wynikającą z
pewnego napięcia. Powiem więcej. Ja jestem gotow tu zadeklarować, że kiedy cytowany
przez redakcję TVN24 poseł Suski oświadcza, że „Darek P. jest jedną z tych osób, które walczą o dobro publiczne, które
starają się, żeby Elektrownia Kozienice była uczciwie zarządzana i żeby po
prostu Polska była Polską uczciwą dla zwykłych Polaków, a nie dla kolesi,
którzy obsiedli spółki skarbu państwa”, to tym samym wystawia sobie jak
najgorsze świadectwo i jedynie potwierdza wszystko to, co ja sobie na jego
temat myślę od lat. Mnie jednak dziś chodzi o coś zupełnie innego, a żeby tę
moją refleksję odpowiednio zobrazować, chciałbym poinformować, że po emisji
opisanego przez mnie reportażu, redakcja TVN poprosiła o komentarz kilku
zaproszonych ekspertów, wśród których był dawno nie widziany prof. Ryszard
Bugaj. I proszę sobie oto wyobrazić, że ów mędrzec powiedział, że on kiedyś
popierał PiS, ale dziś, kiedy obejrzał wspomniany reportaż, jest tak
wstrząśniety, że aż mu brak słów.
Przełączamy się z TVN-u na
Dziennik Telewizyjny, a tam fedrują jak co dzień, od niemal już dwóch lat. Nie
mogę się już doczekać, jak przyjdzie ów niedzielny wieczór i wszyscy ujrzymy te
kolorowe słupki. Powiem szczerze, że gdybym nienawidził PiS-u, przez kolejne
dwa lata każdej nocy budziłbym się z wrzaskiem.
Zachęcam
wszystkich do kupowania moich książek. Wszystkie można znaleźć w księgarni na
stronie www.basnjakniedzwiedz.pl.
Urzekająca historia. Mnie jednak najbardziej interesuje, jakie dojścia ma poseł Suski w redakcji Newsweeka?
OdpowiedzUsuńA jak chodzi o ten wrzask, to go, owszem, słychać czasem wyraźnie - np. wybrane komentarze spod tego newsa TVP Info: https://twitter.com/tvp_info/status/919165021653012480
@Kozik
UsuńNo widzisz. A oni tego paradoksu nie zauważyli.
Oni paradoksów z zasady nie zauważają.
UsuńTen komentarz powyżej to ja, Kozik, gościnnie na komputerze Kozikowej ;)
OdpowiedzUsuńA czy ten Dariusz P. to nie jest przypadkiem Dariusz Przywieczerski, scigany listem gonczym za udzial w aferze FOZZ?
OdpowiedzUsuń@Szczodrocha33
UsuńAlbo Dariusz Michalczewski, tylko im się literki pomyliły.
@Alina Mi
OdpowiedzUsuńmoże Pan Suski z Panem "Przecherą" chodzą na piwo albo grają squasha?