Mamy sobotę, a
więc całkiem odpowiedni dzień na mój kolejny felieton dla „Warszawskiej
Gazety”. O autonomiach.
W hiszpańskiej Katalonii
najpierw odbyło się o dawna szykowane
niepodległościowe referendum, przez państwo natychmiast uznane za
nielegalne, i dziś mamy sytuację, którą niektórzy gotowi są określać mianem
wojny domowej, a reszta wie, że nawet jeśli uznamy ten nastrój za grubo
przesadzony i nawet jeśli Hiszpania ostatecznie jakoś sobie z tą sytuacją
poradzi, to kraj już nigdy nie będzie taki jak był przez wieki. Dlaczego?
Dlatego, że owa dotychczas tylko gdzie niegdzie szeptana teoria, że nie ma
czegoś takiego jak państwo, czy, co wiecej, naród, nagle się urzeczywistniła
jako święta i niepokonana. I pomyśleć tylko, że wszystko się zaczęło od czegoś
tak wydawałoby się niepoważnego, jak autonomia.
Wydarzenia w Hiszpanii – i nie
trzeba tu być szczególnie wrażliwym obserwatorem, by to zauważyć – wręcz
automatycznie kojarzą się z tym, co się dzieje w innych rejonach świata, a więc
również z naszego punktu widzenia miejscu najważniejszym, czyli na Śląsku,
gdzie nawet jeśli na szczęście jeszcze nie politycznie, ale, owszem, jak
najbardziej kulturowo, coraz bardziej rosnące wpływy zyskuje tak zwany Ruch
Autonomii Śląska, którego lider, Jerzy Gorzelik, by wspomnieć o tym tak tylko
na marginesie, zdążył już przesłać Katalończykom swoje wyrazy solidarności, i
trzeba tu mieszkać, by widzieć wyraźnie, w jakim kierunku ów kulturowy
blitzkrieg zmierza.
To prawda, polityczne wpływy
Gorzelika i prowadzonego przez niego Ruchu uległy ostatnio dramatycznemu
zmniejszeniu i gdyby nie desperackie próby utrzymania się przy władzy Platformy
Obywatelskiej, ich, jako organizacji, prawdopodobnie by już dawno nie było,
natomiast, jak mówię, wystarczy tu mieszkać, by widzeć jak oni są skuteczni,
gdy chodzi o to, co u zwierząt się określa nazwą „zaznaczania terenu”, a tu
sprowadza się do pozostawiania gdzie się tylko da i to w każdej możliwej formie
śladów tego, że tu nie jest Polska, lecz Śląsk, a więc byt calkowicie
autonomiczny, by nie powiedzieć, osobny.
No właśnie – osobny. Zarówno
sam Gorzelik, jak i ludzie, którzy zasadniczo popierają jego wysiłki na rzecz
przyznania Śląskowi autonomii, może nie na co dzień, ale w sytuacjach, gdzie
trzeba się deklarować jednoznacznie, zarzekają się, że im ani w głowie
odłączanie się od Polski i tworzenie osobnego bytu państwowego. Chodzi tylko o
to by Polska uszanowała śląską tożsamość i skoro nie da się póki co uzyskac nic
wiecej, to by przynajmniej pozwoliła Ślązakom cieszyć się publicznie własną „ślunkom
godkom”. No i stąd nagle pojawiają się w mieście lokale o nazwie „Cafe
Kattowitz”, sklepy sprzedające pamiątki, gdzie wszystko jest opisane gotykiem, a
w wiadomościach sportowych nadawnych przez najpopularniejszą lokalnie stację
radiową, zamiast słowa „mecz” występuje niemiecki „spiel”.
A zatem, biorąc to wszystko pod
uwagę, miejmy na nich oko i przede wszystkim pamiętajmy, Polska jest jedna i o
żadnych autonomiach mowy być nie może. Jak chcą, niech się uczą pisać gotykiem,
ale to wszystko.
Przypominam, że
moje książki są jak zawsze do kupienia w księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl.
Jak już sprzedamy te, będziemy wydawać kolejne, a zatem zachęcam gorąco.
Mogą nawet nauczyć się niemieckiego i wyemigrować do Zagłębia. Ruhry.
OdpowiedzUsuńProponuję aby zaczęli od tego drugiego, pierwsze przyjdzie z czasem. Po co tracić czas.
Usuń@Piotr Oleś
UsuńTo faktycznie interesujacy pomysł. Jak znamy Niemców, oni są bardzo dobrzy w udzielaniu autonomii niezależnym państwom.
"Jak chcą, niech się uczą pisać gotykiem" - kto to są ci "oni"? Panu Gorzelikowi chodzi właśnie o to, by podzielić na "my" i "oni". Bez tego podziału nic nie jest w stanie zrobić. Jeśli kiedykolwiek ktoś wprowadzi autonomię lub oderwie Śląsk od Polski to nie zrobią tego Ślązacy tylko potomkowie powojennych repatriantów.
OdpowiedzUsuń@Krzysztof Pert
OdpowiedzUsuńKim są ci "oni"? Między innymi ci, którzy lubią spędzać czas w knajpie pod nazwą "Kattowitz" i piją z kubków z napisem "Oberschlesien". Parę miesięcy temu widziałem jak przez Katowice przeszedł wielki pochód RAŚ-u. Nie zauważyłem, żeby na jego trasie ustawili się "prawdziwi" Ślązacy i rzucali w te durne pały zgniłymi kartoflami. Co do wojennych reptriantów, to ja jestem jednym z nich. Bardzo bym chciał wiedzeć, jak ja mam oddzielić Śląsk od Polski? Narzekając na Gorzelika i jego bandę?
Wyjaśniliśmy sobie kim są "oni". Dobrze, że Pan tam nikogo nie zauważył. Bo Ślązacy mają głęboko gdzieś Gorzelika i RAŚ. Nawiązując do repatriantów, słusznie Pan napisał, że jest tylko jednym z nich. Wychowałem się w Tychach. Spotkałem wiele osób drugiego i trzeciego pokolenia czujących się bardziej Ślązakami ode mnie. Z nimi Gorzelik może próbować walczyć o autonomię. A Pan wprowadzając podział "my" i "oni" tylko mu w tym może pomóc.
OdpowiedzUsuń@Krzysztof Pert
OdpowiedzUsuńTo nie ja wprowadzam podział "My - oni". Mieszkam tu od ponad 60 lat i dopóki nie pojawił się RAŚ i - jak Pan słusznie zauważył, przy całkowicie biernej postawie Ślązaków - nie przejął całej tej przestrzeni, jako swojej, nawet mi do głowy nie przyszło, by się zastanawiać nad tym, kto jest kto.
Ten temat mnie interesuje, bo tu jest Polska. Firma, w której pracuję, ma w Polsce 4 zakłady, m.in. w Tychach. Parę osób stamtąd poznałam, rdzenni (znam tylko 3 takie osoby) malowniczo godoją po śluńsku, oczywiście po polsku świetnie się porozumiewamy, ale nie do ukrycia był żal, że są u siebie, a muszą się przystosować, np. pracodawca małżonka dał mu 3 miesiące poślizgu na używanie w pracy wyłącznie języka polskiego, bo większość pracowników i klientów nie rozumie miejscowej gwary. No właśnie gwary. Ja tak to widzę. Na Kurpiach też inaczej gadają. Jestem za kultywowaniem lokalnych tradycji, podoba mi się regionalne zróżnicowanie, ale tu jest Polska.
OdpowiedzUsuńRAŚ mnie niepokoi i wkurza. Czekam na dobre wieści z Katowic.
@lola
UsuńCiekawe z tymi trzema miesiącami. Z tego co wiem, oni w większości potrafią mówić po polsku bardzo dobrze. Ja mam cała kupę znajomych, którzy normalnie w domu "godajom", a ze mna trzymaja się standardu. Inna sprawa, że ja bym nie miał nic przeciwko temu, żeby i ze mną sobie poślązaczyli. Ale tak naprawdę, jak ci w radio.
Kiedys normalnie to juz nawet mowilem, ze nie z Polski dylko z Podlasia. Na szczescie ten etap mam juz za soba.
Usuń