No więc i jakoś dociągnęliśmy do końca tego strasznego roku. Osobiście wolę nie mówić o dobrych, czy złych latach – jest w tym coś bardzo pogańskiego, czyż nie? – lecz o dobrych i złych wydarzeniach. No ale, skoro zwyczaj, to i tradycja. A skoro tradycja – to cóż my na to? Dla mnie więc ten rok, to jednak w dużej mierze ten blog i świadomość, że gdyby nie on, to bym dziś się znajdował w sytuacji, w jakiej niechybnie, jako wesoły emeryt, będę się znajdował za lat kilka, jeśli jakimś cudem rok 2011 jednak nie wystrzeli w kosmos tej bandy złoczyńców i nieudaczników. A zatem, jeśli mam go jakoś podsumowywać, to przede wszystkim muszę podziękować wszystkim tym, którzy mają mnie i moją rodzinę w swojej życzliwej opiece. A więc:
Ireneuszowi z Warszawy,
Dance z Warszawy,
moim ludziom ze Skoczylasa,
Oli z Opola jak najbardziej Lubelskiego,
Pawłowi z Warszawy,
Drogim Państwu Wieczorkom,
Zbyszkowi z Łęczycy,
Krzysztofowi z Sosnowca,
naszemu koledze Kozikowi,
Grabarzowi,
Krystynie z Gdańska,
Edycie z Krakowa,
Sławkowi z Warszawy,
i za kwiaty z Melomanów
i Jackowi z Warszawy,
no i Traubemu
i Tomkowi z Pabianic.
Radkowi ze Szczecina,
Edwardowi z Przegędzy,
Joli z Sieprawa oczywiście,
Grzegorzowi z Warszawy,
Joli z Warszawy,
Piotrowi z Warszawy,
Magdzie i Markowi z Białej,
Cmentarnemu Dechowi,
Jakubowi z Warszawy,
Annie z Olsztyna,
Jerzemu z Warszawy,
Michałowi ze Świecia,
Danusi z Warszawy,
Arturowi z Warszawy,
Szymonowi z Warszawy,
Krzysztofowi ze Szczecina,
milczącemu LEMMINGOWI,
Przemkowi z Warszawy,
Naszym ludziom z wrocławskich aplikacji,
Leszkowi z Krakowa,
Wojtkowi z Tychów,
Jackowi z Oświęcimia,
Michałowi z Piastowa,
i Tobie Klaro, która jesteś nawet jak Cię nie ma
i Tobie Gembo, którego nie ma, ale wierzę, że będziesz,
Wojtkowi z Warszawy,
Marcinowi z Chełmka,
Andrzejowi z Bydgoszczy,
Józefowi z dalekiego świata,
Piotrowi z Buczkowic,
Teresie z Radomia,
Juliuszowi z Łomży,
Danucie z za samej miedzy,
Ewie z Krakowa,
Dorocie ze Szczecina
Kasi z Libusza,
Andrzejowi z Wąbrzeźna
no i wreszcie, jakże by inaczej, Tobie Rafale!
Ale także naszym ludziom z Paypala - Arturowi, Ewie, Piotrowi, Dariuszowi, Markowi, Zosi, Zbyszkowi, Katarinie i wszystkim innym bez podpisu.
No i Tobie, Maćku za pracę.
Tradycja dotychczas była taka, ze przy okazji podziękowań, przeklejałem specjalnie dla Was jakiś stary tekst z Salonu24. Dziś jednak Salon zostawiliśmy za sobą, a poza tym wszystkie tamte notki są już tu, pod ręką. Pomyślałem więc sobie, że przeprowadzę pewien eksperyment. Otóż zawsze zastanawiałem się, w jaki sposób powstają teksty podpisane przez dwie osoby. Weźmy choćby przypadek bardzo czarny, ale za to interesujący nawet jak na czasy, które oblazł. A więc kogoś takiego jak Reszka i Majewski. Czy Majewski pisze zdania parzyste, a Reszka nieparzyste? Czy może Reszka pisze cały tekst, a Majewski przeredagowuje go pod kątem co bardziej mięsistych kłamstw. A może wszystko pisze wyłącznie Majewski, natomiast Reszka kursuje między odpowiednimi służbami, a tą ich norką i tylko znosi materiały?
Tego pewnie nie dowiemy się nigdy. I właściwie, to i tak wszystko jedno. Natomiast ja sobie wymyśliłem, że dziś przedstawię tu tekst napisany wspólnie przeze mnie i przez Don Paddingtona, naszego Dobrego Księdza. Popatrzcie tylko, jakie nam wyszło cudo. I niech Ksiądz spojrzy. Któż by pomyślał, prawda?
Kończy się ten straszny rok i wypadałoby go jakoś podsumować. Pewne próby, naturalnie już się na tym blogu pojawiły, i jeśli tylko opierać się na tym, co tu zostało powiedziane, wygląda na to, że minione 12 miesięcy, to tak naprawdę tylko ta straszna zbrodnia 10 kwietnia i wszystko, co w związku z nią nastąpiło. Nie ma znaczenia ani rząd, ani prezydent, ani zima, ani powodzie, ani pociągi… Nic. Wszystko, cokolwiek się przez ten rok zdarzyło, traci swoje znaczenie wobec tego nieszczęścia z 10 kwietnia, i tej straszliwej profanacji, jaka nastąpiła w kolejnych miesiącach.
Są tacy, którzy mówią, że poza wyeliminowaniem Lecha Kaczyńskiego z podstawowej rozgrywki, System zanotował na swoim koncie jeszcze jedno osiągnięcie. Otóż – pomijając sprzyjającą pogodę, a więc powodzie i śnieżyce – udało się osiągnąć stan, kiedy to całą uwagę opinii publicznej skutecznie odwrócono od dramatycznego i zawstydzającego stanu rządów, koncentrując publiczną uwagę albo na samej katastrofie, ewentualnie na przepychankach o pamięć po pomordowanych w tamtej mgle.
Stoimy w obliczu końca roku – tego strasznego, bezprecedensowego roku – i nawet jeśli na moment w świadomości publicznej pojawia się nazwisko jednego z ministrów, z sugestią, że jego los pozostaje wielką narodową zagadką, nikomu nic nie grozi. Ani mordercom, ani idiotom. Jest tylko ten krzyż i ta pamięć przerzucana z rąk do rąk, jak gorący – nomen omen – kartofel.
Niedawno cytowałem tu Jadwigę Staniszkis, która twierdzi, że sytuacja , w jakiej znalazła się Polska jest w pewnym sensie wyjątkowa nawet nie przez to, ze ktoś jednym gestem zamordował nam prezydenta plus dziesiątki czołowych postaci życia publicznego, a Polska nawet nie drgnęła, ale przez to, że jej losy są od paru lat w rękach bandy fuszerów, ludzi modelowo niekompetentnych i skorumpowanych do szpiku kości,. a społeczeństwo robi wrażenie, jakby całe to nieszczęście ich nie dotyczyło. Staniszkis tłumaczy, że jeśli nie ma pewnych mechanizmów społecznej samokontroli, to dopóki nie wydarzy się katastrofa, ludzi można oszukiwać w nieskończoność. Przy ich bardzo aktywnej zresztą współpracy.
Dziś cały dzień krąży po publicznej przestrzeni wiadomość, której prawdziwości, jak się zdaje, zaprzecza już tylko wyłącznie sam zainteresowany, a więc rząd, że za kilka lat w Polsce dojdzie do takiego krachu systemu emerytalnego, że znaczna część społeczeństwa zostanie wręcz fizycznie unicestwiona. Sytuacja ta, według nadchodzących do nas informacji, jest bezpośrednim wynikiem, z jednej strony realnej nieudolności rządu, a z drugiej oczywistego już dla wszystkich koncentrowania całego procesu rządzenia krajem na walce o, z jednej strony wyeliminowanie ze sceny politycznej wszelkiej liczącej się opozycji, a z drugiej o doraźne utrzymanie sondażowego poparcia, a więc tak naprawdę o nieoddanie władzy. Oglądam dzisiejsze wydanie sztandarowego programu wysłanego przez System na odcinek codziennej propagandy, i wśród żartobliwych komentarzy na temat tego, jak to premier Tusk sobie nie radzi z materią, uderza mnie wysłany przez jednego z obywateli esemes o następującej treści: „Pozdrowienia dla mojej Gosi – rozkoszosi”. Czy jakoś tak. Straszne. Jeśli się nad tym zastanowić, to mamy do czynienia z autentycznym horrorem.
Ktoś kiedyś – jestem pewien, że nawet nie przeczuwając trafności tego wynalazku – ukuł epitet ‘lemingi’, kierując go w stronę ludzi, którzy dali się zwieść najbardziej prymitywnej propagandzie i którzy oddali swoje wszystkie emocje i całe serca projektowi z gruntu fałszywemu, czy wręcz, jak się okazuje dziś, zbrodniczemu. Dlaczego lemingi? Nie wiem. Nie ja byłem autorem tego żartu, ale domyślam się, że chodziło ów symboliczny wręcz pęd owych zwierząt do samounicestwienia.
Myślę, że ten moment jest równie dobry jak każdy inny, by przedstawić tu pewną historię, jak najbardziej autentyczną. Otóż w mieście Łodzi opowiada się anegdotę o jednym ze słynnych Lodzermenschów, XIX-wiecznym królu bawełny, bajecznie bogatym Izraelu Kalmanowiczu Poznańskim. Ówże Poznański wybudował sobie pałac, który w zamyśle miał swoim przepychem przewyższać wszystko, co inni łódzcy przemysłowcy wybudowali, bądź mieli wybudować. Ostateczny efekt choć imponujący – dzięki m.in. nasyceniu obiektu dużą ilością żyrandoli i dywanów – nie do końca zadowolił Izraela, ponieważ pałacowi brakowało tego czegoś, co jest nie tylko bogate, ale przede wszystkim niepowtarzalne, jedyne w świecie, ekstrawaganckie i z nóg powalające.
Dla pognębienia swoich konkurentów i ku podziwowi gawiedzi, postanowił więc Poznański, by podłogę pałacowej sali balowej (ok. 500 m. kw.) wyłożyć złotymi rublówkami. W tym momencie, w życiu tego, zdawało się, wszechmocnego człowieka, pojawił się problem. Problem ów nie dotyczył oczywiście kwestii finansowych, lecz był jak najbardziej natury politycznej. Jeśli bowiem wyłoży się posadzkę rublowymi monetami, to tym samym albo będzie się deptać, obecne na owych monetach oblicze miłościwie panującego cara, albo też w tak niecny sposób potraktuje się wizerunek rosyjskiego orła z dwiema głowami. Izrael Kalmanowicz obawiał się, że ta niezręczna sytuacja może doprowadzić do oskarżenia go o obrazę majestatu, oraz niekorzystnie wpłynąć na jego handlowe stosunki z olbrzymim rosyjskim rynkiem. Dlatego też, nie chcąc porzucać swego wspaniałego pomysłu, i nie chcąc też narażać się na wyżej wymienione nieprzyjemności, zapytał rosyjskich urzędników – niektórzy mówią, że zapytał listownie samego cara – w jaki sposób posadzkarze mają owe monety układać: awersem do góry, czy może rewersem?
Uzyskał odpowiedź, której Salomon by się nie powstydził: ani awersem, ani rewersem, lecz na sztorc. Poznański z odpowiedzi bardzo się ucieszył i swój projekt wprowadził w fazę realizacji. Niestety natrafił nagle na opór materii, lub inaczej mówiąc, praktyczne wymogi życia, które były tak wielkie, że musiał ze swego pomysłu zrezygnować. Okazało się bowiem – być może powiedział mu to jeden z tych prostych posadzkarzy – że ustawione na sztorc rublówki spowodują na tyle duże nierówności podłogi, iż kłopot będzie nawet z chodzeniem po niej, nie mówiąc już o tańczeniu. Oprócz tego, owych ustawionych na sztorc monet będzie trzeba zorganizować tak wiele, że wszystko wskazuje na to, iż pod ich ciężarem podłoga zbudowanej na piętrze sali, po prostu się zarwie.
Przytaczam tę anegdotę, ponieważ jest ona – jak sądzę – niezłą ilustracją tych wszystkich zjawisk, z którymi ostatnio mamy wielokrotnie do czynienia, a o których fragmencie wspomniałem wyżej. Owe zjawiska dotyczą ludzi z tzw. sfery publicznej, którzy coś w Polsce znaczą, albo wydaje im się, że coś znaczą. Ludzie ci mają dość duży potencjał, który zawdzięczają swoim rzeczywistym zaletom, bądź też – delikatnie rzecz ujmując – „sprzyjającemu splotowi okoliczności”, gdzie być może słowo „splot” jest najważniejsze. Owi ludzie mogą być bardzo bądź średnio utalentowanymi artystami, zatroskanymi o bezpieczeństwo obywateli, oraz o los chorych i emerytów państwowymi urzędnikami, bardzo niezależnymi i wnikliwymi ekspertami, oddającymi hołd bohaterom parlamentarzystami i samorządowcami, a nawet twardymi, zdecydowanymi, trzymającymi krótko podwładnych przywódcami. Ci wszyscy ludzie – podobnie jak ongiś Izrael Poznański – mają lepsze bądź gorsze pomysły na siebie samych, tzn. na to jak się zaprezentować, jak się sprzedać, a nawet na to, jak być pożytecznym.
Niestety, tym wszystkim dobrym ludziom towarzyszy świadomość, że choć wiele znaczą, to jednak istnieją w świecie tacy – jak ongiś car, czy ruski urzędnik – którzy znaczą jeszcze więcej i z tego powodu warto zdobyć ich przychylność, albo przynajmniej dołożyć wszelkich starań, by się im nie narazić. Owi „znaczący więcej”, są po prostu silniejsi – co nie znaczy, że mądrzejsi – i z tej właśnie racji oni decydują, czy wspomniane wyżej pomysły dobrych ludzi na siebie samych będą zaakceptowane, czy też – nazwijmy to tak – wyśmiane.
Ci, którzy „znaczą więcej” to dysponenci kija i marchewki, z którymi (z ich interesami, znajomościami, powiązaniami, wrażliwością, upodobaniami itp.) trzeba się liczyć jeśli się chce zaistnieć, a po zaistnieniu marchewkę konsumować.
Ci, którzy „znaczą więcej” to dysponenci kija i marchewki, z którymi (z ich interesami, znajomościami, powiązaniami, wrażliwością, upodobaniami itp.) trzeba się liczyć jeśli się chce zaistnieć, a po zaistnieniu marchewkę konsumować.
Z jednej strony, w życiu publicznym mamy więc do czynienia z agresywną prezentacją rzeczywistych, bądź domniemanych, rokujących nadzieję na społeczny aplauz cech, prezentacją dokonywana przez ludzi, których znaczenie jest tak naprawdę fasadowe, a z drugiej strony są rzeczywiste, nie-fasadowe interesy, znajomości, powiązania, wrażliwość i upodobania tych „znaczących więcej”, oraz wytyczona przez nich dość płynna granica, której z tych czy innych względów (znanych niektórym, a może i krewnym i znajomym owych ‘niektórych’) nie może przekroczyć nawet najbardziej społecznie wrażliwy urzędnik, niezależny ekspert, czy twardy przywódca.
W ciągu minionych kilku/kilkunastu/kilkudziesięciu lat mogliśmy się przekonać, że pomysły ludzi, którzy wiele znaczą, oraz tych, którzy znaczą jeszcze więcej, dały efekt dla Polski dość opłakany. Nagromadzenie głupoty, marnotrawstwa, niesprawiedliwości i zwykłej złej woli jest niekiedy tak duże, że albo „chodzić się już nie daje”, albo wręcz wszystko „grozi zawaleniem”.
Oczywiście, fasada – nie bacząc na opór materii - mówi, że wszystko jest super, a ci, którzy „znaczą więcej” z zasady nic nie mówią (chyba, że się zdenerwują, bo wtedy gadają o dzikim kraju i o tym, by odpieprzyć się od ich pieniędzy i ich znajomych), bo też z zasady opłakany stan TEGO KRAJU niewiele ich obchodzi.
Gdzieś w tym wszystkim zniknęli nam posadzkarze. Oni na razie dość posłusznie wykonują najgłupsze nawet projekty. Ale rozsądek w nich zwycięży. I wcześniej czy później powiedzą: Tak nie można! To jest głupie! To jest niesprawiedliwe! To jest złe! I choć podobno – jak niedawno sugerowała prof. Staniszkis – ludzie postępują w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem dopiero wówczas, gdy wyczerpią już wszelkie inne możliwości, to jednak mimo wszystko mam mocną nadzieję, że już wkrótce skończy się czas fasady, ale także tego, co znajduje się poza fasadą.
Oby, oby.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w Nowym Roku dla Ciebie toyah, Twojej rodziny i wszystkich czytelników.
@JSW
OdpowiedzUsuńOby.
I wszystkiego dobrego wzajemnie.
Toyahu,
OdpowiedzUsuńJa dzisiaj,kiedy upływają ostatnie godziny tego koszmarnego roku zastanawiam się jak można w ogóle wznosić toasty. Przecież to tak,jakby się chlustało g. w twarz tym wszystkim ,którzy tam w smoleńskim błocie leżeli jak śmieci.Dzisiaj zadzwoniła do mnie kuzynka i na moją uwagę, że to był tragiczny rok,zapytała :ale dlaczego? Ja już dla niej jestem tylko śmieszna.
A Jaruzel wyszedł ze szpitala. Nawet w piekle go nie chcą.
Toyahu, wytrwałości i siły potrzeba nam.
A teraz głos ma Książę Poetów
Pan Cogito o cnocie
Nic dziwnego
że nie jest oblubienicą
prawdziwach mężczyzn
generałów
atletów władzy
despotów
przez wieki idzie za nimi
ta płaczliwa stara panna
w okropnym kapeluszu Armii Zbawienia
napomina
wyciąga z lamusa
portret Sokratesa
krzyżyk ulepiony z chleba
stare słowa
-a wokół huczy wspaniałe życie
rumiane jak rzeźnia o poranku
prawie ją można pochować
w srebrnej szkatułce
niewinnych pamiątek
jest coraz mniejsza
jak włos w gardle
jak brzęczenie w uchu
mój Boże
żeby ona była trochę młodsza
trochę ładniejsza
szła z duchem czasu
kołysała się w biodrach
w takt modnej muzyki
może wówczas pokochaliby ją
prawdziwi męśczyźni
generałowie atleci władzy despoci
żeby zadbała o siebie
wyglądała po ludzku
jak Liz Taylor
albo Bogini Zwycięstwa
ale od niej wionie
zapach naftaliny
sznuruje usta
powtarza wielkie -Nie
nieznośna w swoim uporze
śmieszna jak strach na wróble
jak sen anarchisty
jak żywoty świętych
No i jeszcze jedno: Wasz wspólny tekst jest perełką. Znowu sprawił,że płaczę. Dziękuję.
@Agnieszka Moitrot
OdpowiedzUsuńA ja dziś spotkałem takiego starszego pana, którego znam z kościoła. Kombatant, bohater, patriota, etc. I kiedy składaliśmy sobie życzenia, on powiedział, że ma nadzieję, że ten rok będzie lepszy. To ja mu na to, że gorszy być chyba nie może. A on wtedy: "Dlaczego?" To ja mu mówię, że skoro prezydenta już nam zabili, to co gorszego mogą wymyślić? Ale chyba nie wiedział, o czym mówię. Pieprzone Katowice!
Co do Jaruzelskiego, oczywiście, że nie chcą. To nie wiesz, że dla nich jest zarezerwowane specjalne miejsce - na peryferiach wieczności. A dziś, jak długo pożyje, może przynajmniej umrze w więzieniu. To by było coś.
@toyah @all
OdpowiedzUsuńW istocie dla Polski gorzej juz nie moze byc. To znaczy moze byc rownie zle, w tym sensie ze pojawia sie najrozniejsze fatalne nastepstwa i efekty roku 2010. Ale zeby nastapila prawdziwa jakosciowa zmiana na gorsze, potrzebaby czegos w rodzaju upadku asteridy albo wybuchu zarazy. Mam nadzieje, ze to bedzie nam to oszczedzone.
Osobiscie dla wielu z nas to chyba nie byl taki zly rok. Oczywiscie powinnismy sobie zdawac sprawe, ze ta erozja o ktorej tu ciagle piszemy ostatecznie dotrze do prywatnego zycia kazdego z nas. Kiedy pieniadz przestanie byc pieniadzem, emerytury okaza sie bajeczka, policja nie bedzie pilnowac ulic, sluzba zdrowia przestanie dzialac, a pociagi jezdzic... A, przepraszam, te dwie ostatnie rzeczy w zasadzie juz zaszly.
Wiec - to wszystko sie laczy. Mowiac najtrywialniej: jeden Kaczynski oddal zycie, a drugi robi wiecej niz mozliwe, zeby w wielu rodzinach, w wielu domach, jeszcze teraz i jeszcze przez jakis czas bylo wesolo i normalnie. Wciaz nie ma pewnosci, czy to tylko spowalnianie procesu, czy skuteczna i trwala przed nim obrona. Odpowiedzi udziela sami Polacy, na przklad jesienia.
Serdecznosci dla Ciebie i Twej rodziny nasz wieszczu najkochanszy, dla naszego niezwyklego Ksiedza, wiecej wartego niz my wszyscy razem wzieci, dla najszanowniejszej Ginewry, szlachetnego don Estebana, dla walecznego Tayfala, filozofa Orjana i wszystkich innych naszych przyjaciol. Cokolwiek sie stanie, bedaca dla mnie zaszczytem obecnosc w tym miejscu utwierdza mnie w przekonaniu ze lepiej z madrym zgubic niz z glupim znalezc.
Serdecznosci i blogoslawienstwa Bozego na caly 2011 rok!
Wszystkiego najlepszego dla (prawie)brata w Nowym Roku.
OdpowiedzUsuń@Toyah
OdpowiedzUsuń@Don Paddington
Widziałam wczoraj pewnego pana, który jeszcze niedawno należał do tych z wielkim potencjałem. Pokłóciłam się z nim kiedyś, bo powiedział, że patriotyzm jest śmieszny, liczy się tylko gospodarka i biznes itp. A wczoraj wyglądał jak samo nieszczęście. Spotkałam go na poczcie - odchodził od okienka pakując do portfela i do kieszeni mnóstwo paczek banknotów. Okazało się, że ma zaawansowanego raka, jest całkiem sam i została mu tylko ta kupa pieniędzy do wydawania. Było mi go tak strasznie żal. I pomyślałam sobie, jak kruchy jest człowiek i jak bardzo nie warto robić, myśleć i mówić czegokolwiek złego w tym krótkim życiu. Szkoda, że oni tego nie wiedzą.
Księdzu, Toyahowi i wszystkim nam życzę szczęścia w nowym roku.
@toyah @LEMMING @all
OdpowiedzUsuńWzruszenie ściska mi gardło, nawet to, że nie muszę nic mówić, bo przecież to tylko sieć, nic nie poradzi.
Nie wiem co Wam powiedzieć. Nie mogę Was przecież z odpowiedzialnością nazwać przyjaciółmi, bośmy beczki soli nie zjedli i wódką nie przepili, ale jakoś tak jest, że myślę o Was jak o współplemieńcach, bliższych w "dobrych postanowieniach, uczuciach i natchnieniach", niż koledzy z młodości, sąsiedzi a nawet niektórzy członkowie rodziny. Więc... nie wiem, co mam powiedzieć.
Chciałbym Was jeszcze w życiu spotkać, a zatem i widzieć w zdrowiu i szczęściu, w spokojności i dobrobycie, na tym Mości LEMMINGOWYM ganeczku.
Czapką wszystkim do ziemi, czekajmy jutrzejszego dnia.
Dla wszystkich, do płaczu a może i dla pokrzepienia. Słuchajcie.
http://www.youtube.com/watch?v=bsn_tIhS7pw&feature=player_embedded#!
@LEMMING
OdpowiedzUsuńI ja się cieszę, że mogłem z Tobą i z innymi zgubić. Zwłaszcza, że może jeszcze uda się co znaleźć. Tak się czasem dzieje.
@Leszek 152
OdpowiedzUsuńI Tobie, bracie (prawie).
@Marylka
OdpowiedzUsuńRak... Niech go cholera porwie!
@don esteban
OdpowiedzUsuńAleż ona miała głos! Zdecydowanie krzepiący.
A to w tej sytuacji dla Ciebie:
http://www.youtube.com/watch?v=CJi-kGNtJoc&feature=related
@all
OdpowiedzUsuńDziękuję,że jesteście. Tak po prostu.
Toyahu,
OdpowiedzUsuńmy jesteśmy dla nich przeżytkiem.Grupą dziwaków.
A wiesz, ja pamiętam jeszcze noc z 2009/10 i wtedy byłam też na Twoim blogu. Opowiadaliśmy sobie ,jak to nie świętujemy i dlaczego.Takie tam. Kto z nas przypuszczał, że co nam szykuje nadchodzący rok?
@don esteban & toyah
OdpowiedzUsuńTo jeden z moich ulubionych motywów muzycznych. Przyznam ze skruchą, że dosłownie pięć minut przed przeczytaniem donestebanowego komentarza i Sławy Przybylskiej słuchałem tego:
http://www.youtube.com/watch?v=P3ET1b0ymZs&feature=related
Klimaty z filmu o chłopcach z tamtych lat skojarzyły mi się z czymś, co w różnych miejscach propagowałem i co - moim zdaniem - powinien obejrzeć każdy, a zwłaszcza każdy Czytelnik tego bloga.
Także ku pokrzepieniu serc.
Daję link do części pierwszej:
http://www.youtube.com/watch?v=Y08vxpJaLtk
Jeszcze wersja z łatwiejszą nawigacją:
OdpowiedzUsuńhttp://video.google.com/videoplay?docid=-4680649259809682999#
@Agnieszka Moitrot
OdpowiedzUsuńBo co można wiedzieć? Nigdy nic.
A że nie świętujemy, to już chyba taka tradycja. Tradycja wbrew tradycji.
@Traube
OdpowiedzUsuńDziękuję i bądź zdrów.
Niech Pan bedzie z Wami!Już nawet łez nie starcza!Bo na pytanie dlaczego był straszny , jest tylko zdziwienie.A jak można dziś tańczyć i bawic się do upadłrgo?Wycieli częśc mózgu z tymi dobrymi emocjami.Módlmy się o możliwośc bycia jak najdłużej razem.I będźmy myślamai z JK.
OdpowiedzUsuńKryska
OdpowiedzUsuńoni mają dwie komórki mózgowe.Jedną do wciskania Enter ,drugą do obsługi pilota. Więcej im nie potrzeba.
@ all
OdpowiedzUsuńBądźmy silni. Nam wszystkim tego życzę. A Toyahowi dodatkowo tekstów tak pięknych jak polskie kwiaty,czystych jak źródło poranne, czyli krótko mówiąc takich jak dotąd.
@Kryska
OdpowiedzUsuńBądźmy dobrej myśli. Jeśli to trzaśnie - a w końcu przecież musi - stanie się to w ciągu paru dni.
@Agnieszka
OdpowiedzUsuńJakoś idzie. Zdecydowanie sobie radzimy.
Moi Drodzy!
OdpowiedzUsuńWieczór sylwestrowy zawsze jest jakoś tam szczególny. Cieszę się, że mogę tu być dzisiaj z Wami. (Bo Alinka akurat dzwoni do rodziców) O tak, z Wami nawet zgubić.
Toyahowi i Wam, drodzy, no wykrztuszę to, przyjaciele życzę aby był to dobry rok. Jak najlepszy. Przecież jest taka możliwość :) Żeby ten rok był dobry dla Polski. I dla nas w sensie życia codziennego.
Trzymajcie się kochani!
Do Siego Roku!
No i - ukłony!
Toyahowi i wszystkim przyjacielom z tego bloga - najserdeczniejsze życzenia na Nowy Rok. Zdrowia i jeszcze raz zdrowia.
OdpowiedzUsuńCiężki to był rok, i ciężko napisac coś więcej...
Toyah & All
OdpowiedzUsuńWszystko zostało już powiedziane...
"Podnieście głowy i nabierzcie Ducha!"
Niech Wam Bóg błogosławi!
@Don Paddington
OdpowiedzUsuńPodnosimy. Nabieramy. Czego i Księdzu na ten nowy rok z pewnością wszyscy również życzymy.
@Toyah&Don Paddington
OdpowiedzUsuń@All
Łączę się tutaj z Wami wszystkimi. W czym? Przecież nie w radości i spokoju. Łączę się w tym co umiera ostatnie - w Nadziei.
Zwalony paskudztwem przespałem Sylwestra niespokojnie rzucając się na łóżku. Nie wątpię, że skomasowane emocje minionego roku miały w tym istotny udział.
Po prawie 30 latach, miniony miesiąc przepracowałem na terenie Polski. Świątek, piątek ruszając o 6 rano z domu i powracając o 6 wieczorem.
Czyli, dokładnie 30 lat po roku 1980, patrząc w twarz Stoczniowcom. I jestem chyba przerażony. Choć może to pamięć i umysł płata figle.
Wówczas od nich biła jakaś moc, a dzisiaj to tylko niewolnicy.
Nie zmieniliśmy tej Polski na lepsze. Ja uciekając, a oni wpadając w łapy sprytnych i bezwzględnych kapitalistów.
Czy w 1980 roku dało by się zlikwidować Stocznię Gdynia? Przenigdy!
Ta rezygnacja i pogodzenie się z rzeczywistością jest tragiczne.
Jak piszecie powyżej, musi coś walnąć okrutnie lub ludzie zaczną umierać, bo tylko to co w roku 2010 się stało - Smoleńsk, powodzie i zima, wobec których ekipa uzurpatorów nie robiła nic, nie zdołały wzruszyć naszego narodu. Jak u Wyspiańskiego, tuman opadł na Polskę.
Dla wszystkich - oby było nam lepiej.
Dla Toyaha - wytrwaj.
Dla Księdza - dziękuję za obudzenie nadziei.