środa, 15 grudnia 2010

Roman to do ciebie - czyli jak tragedia zmieniła się w farsę

Ci starsi, jak ja – z doświadczenia, a młodsi – z opowiadań starszych, znają pewien stary dowcip jeszcze ze schyłkowego Gierka, jak to w gabinetach partyjnych towarzysze zadręczali się wyborem Karola Wojtyły i któryś z nich powiedział z oburzeniem, że jak to tak! Tylu dobrych, mądrych ludzi, a tu jakiś Wojtyła. Czy nie można było wziąć… no choćby towarzysza Babiucha? Babiuch akurat tam był nie bez powodu, bo choć w sposób oczywisty, żaden z nich na papieża się nie za bardzo nadawał, to Edward Babiuch nie nadawał się wyjątkowo. Dlatego tamten dowcip był bardzo śmieszny.
Przypomniał mi się on ostatnio dwukrotnie. Raz, kiedy doszła do mnie informacja, że Bronisław Komorowski zainterweniował na najwyższym szczeblu, bo u samego Nuncjusza Apostolskiego, przeciwko powołaniu na stanowisko Biskupa Polowego księdza Sławomira Żarskiego. Było tak, że w czasie uroczystej mszy z okazji Święta Niepodległości ksiądz Żarski wygłosił bardzo patriotyczne kazanie, które Prezydenta rozgniewało, a w związku z tym nakrzyczał on najpierw na samego Księdza, a potem wezwał Nuncjusza i mu powiedział, że on sobie nie życzy, żeby Żarski został Biskupem Polowym. Nuncjusz naturalnie nie miał wyjścia i uprzejmie przyjął uwagi pana prezydenta. Historia niemal więc zatoczyła koło.
Drugi raz pomyślałem o tym dowcipie – może już bardziej ze względu na postać Edwarda Babiucha, a nie na kwestię różnych nominacji – niedawno bardzo, kiedy któreś z moich dzieci przyszło do mnie z wiadomością, że prezydent Komorowski, będąc w Ameryce, podczas swojego wystąpienia-wykładu przed zaproszonymi gośćmi, z całkowicie dobrą wolą zacytował Feliksa Dzierżyńskiego z jego słynnym „ufać, ale sprawdzać”. Że niby to jest takie znane rosyjskie przysłowie i Komorowski bardzo się go chce trzymać. I tu pojawia się pewien ciekawy aspekt tego zdarzenia. Otóż z tego co mi mówiły moje dzieci wynika, że Komorowski powołał się na swojego mistrza podczas spotkania z Obamą. Z tego co wiem już dziś, nie było to spotkanie z Obamą, lecz właśnie ten okropnie długi wykład dla specjalnego zaproszonego towarzystwa. Dlaczego zwracam na to uwagę? Otóż, jak się okazuje, wykład ten obfitował w takie przypadki, że ten poślizg z Krwawym Feliksem to przy nich kompletny drobiazg. Jeśli wschłuchać się w to, co Komorowski tam wygadywał nie przez te czterdzieści minut, ale choćby w dowolnej minucie tego wystąpienia, to to jest właśnie poziom Edwarda Babiucha z Grabocina pod Będzinem. A i to w wersji sparodiowanej. Bronisław Komorowski wygłosił poważny wykład przed poważnym towarzystwem, zrobił z siebie podczas twego wykładu kompletnego matoła, a informacja o tym pojawiła się w polskich mediach wyłącznie w odniesieniu do jakiegoś drobnego lapsusu, i to z kompletnie nieodpowiednim odniesieniem. O czym to świadczy? Że to co się stało, zostało potraktowane jako wydarzenie zwyczajnie nieważne.
Na szczęście ja już bardzo mało korzystam z publicznych mediów, a wszystkie konieczne informacje otrzymuję głównie od moich dzieci, a więc i tę o owym kataklizmie podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych dowiedziałem się od nich. Komorowski, nasz prezydent i mąż wspominanej tu niedawno swojej żony, wystąpił 9 grudnia w instytucji o nazwie German Marshall Fund of the United States, no i zwyczajnie popłynął. Jak mówię, tu nawet nie chodzi o całość tego wystąpienia, czy o jego wybrane fragmenty. Że ono jako przemówienie było złe, czy że niektóre jego fragmenty wzbudziły zdziwienie. Ono jest tak straszne, że każde – dosłownie każde jego zdanie, każdy ustęp, każdy najmniejszy fragment – stanowi bełkot szaleńca. Z tego względu nie ma tu nawet sposobu, żeby powoływać się na jakieś przykłady. Tu trzeba by było przepisać cały zapis tej mowy, w której nic nie jest ani lepsze ani gorsze. To jest kompletny, monotonny, równy bełkot. Kto chce, niech sobie wejdzie tu.
Ja tylko pozwolę sobie na parę refleksji, możliwe, że tylko odrobinę podpartych drobnymi cytatami. Przede wszystkim jednak muszę tu wprowadzić pewną poprawkę. Napisałem, ze całe te czterdziestominutowe wystąpienie prezydenta Komorowskiego było kompromitujące. Otóż to nie jest prawda. Pierwsze kilkanaście minut jest zupełnie okay. On ma przed nosem jakąś kartkę i dość spokojnie z niej czyta. Jednak już po chwili okazuje się, jak się zdaje, że tekst mu się skończył, a gadać mu się spodobało, więc gada. I gada już całkowicie od siebie. I od tego momentu kiedy oficjalny tekst się skończył, nastąpiła cała reszta. W tym ten Dzierżyński. Kiedy czytałem fragmenty wystąpienia Prezydenta, natychmiast pomyślałem sobie, że on musiał być pijany. I to pijany nie tak sobie, ale pijany kompletnie. Tak mniej więcej jak kiedyś Aleksander Kwaśniewski w Katyniu, czy na tym ukraińskim uniwersytecie. Ponieważ wszystko wskazywało na to, że to wystąpienie było długie, wystraszyłem się, że to musiało wyglądać autentycznie strasznie. Że on prawdopodobnie się chwiał, żeby się nie przewrócić czepiał się mównicy, i że w trakcie tej gadki ludzie, płonąc ze wstydu, uciekali z sali na szybkiego drinka. I oto okazało się, że on pijany wcale nie był. Bronisław Komorowski, jak widać wyraźnie na tym zapisie, jest idealnie trzeźwy. A to świadczy o tym, że on już nawet nie musi pić. On już tak ma na stałe. On jest już dziś w sposób naturalny nieprzytomny. Tyle że jak go wprowadzają na scenę, on przez pierwsze kilka minut jest jeszcze skutecznie nakręcony, nastawiony, uszykowany, tyle że po chwili coś się zaczyna z nim dziać. Albo przestają działać środki, albo dzieje się tam coś innego. Nie wiem. W każdym razie przychodzi ten moment, kiedy jego już tylko by należało zabrać i gdzieś schować, bo będzie tragedia.
Co to się z nim dzieje? Mam tu pewną teorię. Otóż wydaje mi się, że Bronisław Komorowski doskonale zdaje sobie sprawę z tego, kim jest i co on w rzeczywistości może. Skąd on się wziął, komu ma zawdzięczać swój los, i kto mu może ten los zakończyć jednym krótkim uderzeniem? On doskonale pamięta każdy dzień, kiedy to wobec jego osoby przez kilkanaście ostatnich lat były podejmowane decyzje. I on z tą świadomością bycia pionkiem musi się czuć fatalnie. On musi wiedzieć, że każdy jego krok jest uważnie obserwowany i że każdy nowy dzień może być tym ostatnim. A więc od rana do wieczora Bronisław Komorowski jest pogrążony w strasznym, niewyobrażalnym stresie. A zatem w każdym swoim publicznym wystąpieniu on przez parę chwil jest nawet w stanie się spiąć i realizować polecenia, natomiast każda chwila, kiedy on się poczuje swobodniej, go natychmiast uspokaja i wtedy już tylko pozostaje ten obłęd. I tak to właśnie było w tej Ameryce. Zaczął w miarę normalnie, ale kiedy tylko zobaczył, że go słuchają i nikt się szyderczo nie uśmiecha, poczuł moc i to wtedy nagle zaczęły się pojawiać te równe „Słuchaj Roman, to będzie do ciebie”, czy te farmazony o bigosie i dowcipy spod celi. Te ruskie wstawki, te grepsy z lasu. Kiedy zastanawiam się nad fenomenem naszego prezydenta Komorowskiego, myślę sobie, że z nim właśnie musi tak być. On intelektualnie był zawsze tam gdzie był, na stałym dla Platformy Obywatelskiej i tego towarzystwa poziomie, a więc na poziomie magistra historii bez jakiejkolwiek zawodowej praktyki. Dziś w dodatku jest ciężko chory. Głównie z przerażenia.
Mieliśmy kiedyś tego Babiucha. To była postać! Z tego co obserwujemy niemal każdego dnia, wygląda na to, że Bronisław Komorowski stanowi współczesną odpowiedź na tamto zjawisko. Tyle że zgodnie z teorią Marksa, że tragiczna historia powtarza się jako farsa, on jest już tylko farsą. Babiuch, o czym dziś mało kto chce pamiętać, był w pewnym momencie nawet premierem. Komorowski został prezydentem. Babiuch tym premierem był pół roku. Zobaczymy, jak długo pociągnie to dziwadło.

46 komentarzy:

  1. W odpowiedzi na Twoje Toyahu ostanie pytanie: Co najmniej dwie kadencje.

    OdpowiedzUsuń
  2. @ Toyah

    Bedziemy sie za niego wstydzic. I to co najmniej przez 5 lat, bo nie sadze, by mu sie mogla jakas krzywda stac. Polacy sami sobie zgotowali ten los.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Maciek
    Co najmniej? Jasna cholera! To byłaby farsa nad farsy.

    OdpowiedzUsuń
  4. @tadeusz1965
    Fakt. To my sami. I nikt nas z tego nie zwolni.

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Toyah

    Podobno podczas prawyborow w PO krazyl zart: "Lepsza miernota niz idiota" Ze niby Komorowski to ten pierwszy, a Sikorski ten drugi. Okazuje sie, ze wybrali osobnika perfekcyjnie laczacego sobie oba te przymioty.

    OdpowiedzUsuń
  6. @tadeusz1965
    No nie? To jest niesamowite. Ruscy naukowcy muszą truchleć z zazdrości.

    OdpowiedzUsuń
  7. Komorowski może być jeszcze 3 razy gorszy i bardziej obciachowy a do ludzi i tak to nie dotrze bo media skupią się na dziecku Pomaski i czarnym pośle. Spójrzmy na Berlusconiego, on może nago paradować z dziwkami, korumpować sędziów, lekcewazyć innych przywódców i wszystko jest mu wybaczone. Boje sie o ten naród.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak sobie myślę o różnych technikach przykrywkowych. Np, okrzyk: "łapaj złodzieja!".

    I już wiemy po co była ta niedawna mantra: "Jarosław Kaczyński oszalał!" Dla przykrywki.

    Zwyczajnie. Jak to w Platformie.

    OdpowiedzUsuń
  9. @toyah and all

    To dziwadło pociągnie tak długo, jak długo funkcjonować będzie zjawisko, którego instrukcję obsługi podano tutaj:

    http://tiny.pl/hwbx3

    OdpowiedzUsuń
  10. @Toyah
    Posłuchałam tego przemówienia na wyrywki, obejrzałam to rozpaczliwe trzepotanie łapkami i jest mi okropnie niedobrze. Gdy tak się czuję, zwykle zjadam coś smacznego na pociechę, a tu okazało się, że nie mam nic prócz czerstwej bułki. I co ja zrobię? Toyahu,nie spodziewałam się po Tobie takiego sadyzmu wobec wiernych czytelników.

    OdpowiedzUsuń
  11. @toyah

    Pozostając w przestrzeni Twojego bloga...

    Przyszo mi do głowy, że namiestnik byłby doskonałym, rechoczącym oglądaczem rysunków Andrzeja Mleczki.
    Kto wie, może nawet faktycznie zaśmiewa się z rysunków krakowianina?

    Toyahu, czy aby przypadkiem gajowy nie miał w rękach opisanego przez Ciebie tomiku, w którym dowcipasy Mleczki zostały ku uciesze czytelników przetłumaczone na angielski?

    Przyznam, że naszło mnie takie przypuszczenie w chwili, gdy usłyszałem słowne wyczyny Bronisława i dostrzegłem w jego wypowiedziach głęboką troskę o pracę tłumacza.

    Dwa fragmenty z Bronkowego wykładu:

    1.
    „W tradycji rosyjskiej jest takie powiedzenie, które mówi wszystko, nie wiem jak pani tłumaczka to przetłumaczy. Było powiedzenie, które sobie w Polsce powtarzamy często, Rosjanie wszyscy znają, warto żeby Amerykanie o nim wiedzieli 'kurica nie ptica Polsza nie zagranica'. Przetłumaczyłaś, tak?”
    2.
    „To była faza 'duszenia'. Nie wiem jak to będzie przetłumaczone przez tłumacza, ale to jest jak 'duszenie'. To jest typowe dla Polski, mamy kapustę i mięso i potem je 'dusimy' przez długi, długi czas. To jest trzecia faza – 'duszenie'".

    OdpowiedzUsuń
  12. @Toyah

    Uf...dotrwalem do konca "wystapienia" pRezydenta,
    no moze niezupelnie. Odpowiedzi na pytania sobie odpuscilem to byloby juz za wiele. Alez on pieprzyl...
    Moze byloby dobrze gdyby on lepiej nigdzie nie wyjezdzal.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. @kazef
    Nie wszyscy oglądali te popisy. Warto więc zaznaczyć, że fraza z duszeniem to tłumaczenie sienkiewiczowskiego "bigosowania", którego rezydent użył, by ukazać grozę systemu liberum veto.

    OdpowiedzUsuń
  14. @Toyah
    Dla mnie ten początek był równie kretyński jak reszta. Brednie o ustroju Rzeczypospolitej, nabijanie się z jej systemu dochodzenia do konsensusu. Żeby wykazać, jakim anachronizmem jest veto w UE. Bo rządzić mają silniejsi.

    OdpowiedzUsuń
  15. @kazef
    Chyba niejasno napisałam. Rezydent mówił o bigosowaniu, a tłumaczka przetłumaczyła jako duszenie.

    OdpowiedzUsuń
  16. @Marylko

    Dobrze, że to dopisałaś. Przynajmniej wiadomo, jak bardzo dalece frazy Sienkiewicza mogą upadać od swego pierwowzoru.

    OdpowiedzUsuń
  17. @kazef
    Durniowi było wszystko jedno, jak ona przetłumaczy, on tylko recytował tekst przemówienia, a skupić się musiał na tym, żeby machać raz lewą, raz prawą ręką.
    Przy okazji. Podobno tłumacz pierwszego (i chyba jedynego?) angielskiego wydania "Trylogii" tak przetłumaczył powitanie "czołem panowie": "i na pożegnanie stuknęli się czołami".

    OdpowiedzUsuń
  18. @Toyah
    Toyahu - nożyce się odezwały!

    http://wszolek.salon24.pl/259828,toyahu-nie-idz-ta-droga

    OdpowiedzUsuń
  19. @Marylko

    "Trylogię" Sienkiewicza najpierw pociesznie przetłumaczył Jeremiah Curtin:

    http://tiny.pl/hwbt3

    a potem już lepiej, ale też "po swojemu", Wiesław S. Kuniczak:

    http://tiny.pl/hwb7m

    OdpowiedzUsuń
  20. @orjan
    Ja teraz chciałbym już tylko wiedzieć jedno. Czemu oni kogoś takiego wystawili na prezydenta? Przecież to niemożliwe, żeby Rosjanie nie zgodzili się na nikogo innego.

    OdpowiedzUsuń
  21. @orjan
    Byłem zajęty. Z sumie dziwne, nie?

    OdpowiedzUsuń
  22. @Marylka
    Bardzo poważny błąd. Nie wolno zapominać o jedzeniu.

    OdpowiedzUsuń
  23. @kazef
    Nie mam wątpliwości, że on u siebie w tej Ruskiej Budzie na całą kolekcję tych obrazków.

    OdpowiedzUsuń
  24. @Sagittarius
    Czemu miałby nie wyjeżdżać? Niech jeździ.

    OdpowiedzUsuń
  25. @Marylka
    Przyznam że dla mnie też. Tyle że zapragnąłem być łagodny.

    OdpowiedzUsuń
  26. @Marylka
    Ja o tym Wszołku mógłbym napisać cały tekst. Ale mi wstyd. Podobnie jak jest mi wstyd czytać to co on tam o mnie napisał. W tej sytuacji musimy sprawę zakończyć.

    OdpowiedzUsuń
  27. Toyahu



    Pięknie napisane.

    To dziwadło, miernie intelektualnie, pociągnie do końca kadencji - niestety.

    Kompromitacja.



    Pozdr.
    -------------------
    GW nie kupuję.
    TVN nie oglądam.
    TOK FM nie słucham.
    Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.

    OdpowiedzUsuń
  28. @Toyah
    On potraktował Twój tekst jako tekst o nim. Kazef, Coryllus, Giz, Redpill piszą mu, o czym to było, a on swoje pyskuje. To żałosne. Swoimi paroma uwagami dotknąłeś go tak, że ujawnił swoją niebywale marną osobowość. No i to, że już jest kupiony z ciałem i duszą.
    Więcej rzeczywiście o tym nie warto.

    OdpowiedzUsuń
  29. @Przemo
    Nieskromnie przyznam, że też myślę, że mi się udał. Ale cieszę się, że się zgadzamy.

    OdpowiedzUsuń
  30. @Marylka
    Sęk w tym, że ja myślę, że warto. Ja mam na niego chrapkę jeszcze od czasu jak go zobaczyłem po raz pierwszy na urodzinach Salonu.
    Tyle że jakoś niehonorowo.

    OdpowiedzUsuń
  31. @toyah

    Jak to: czemu do tego dopuścili?

    Wersje są dwie:

    1) Something pojebałos' - jak to diabłu przy robocie.

    2) Nic się nie pojebałos'. On tylko spełnił słowa swojego faworyta: "Durnia mamy za prezydenta".

    PS.: Nareszcie wiemy dlaczego obrona pracy magsiterskiej trwała aż 11 dni.
    Szybciej nie dał rady. Za duże luki w wiedzy.

    OdpowiedzUsuń
  32. Nie pierwszy to raz! zapewne i nie ostatni.
    Widac że w III RP POd rządami Nieudolnie
    Skleconej
    Donkowej
    Atrapy
    Politycznej
    robi si.ę to samo co w Rosji - są wystąpienia na użytek publiki wewnętrznej i zagranicznej, jeśli są to wystąpienia całkowicie odmienne, to nie ma problemu, bo media i tak pokażą "tylko to co trzeba".

    OdpowiedzUsuń
  33. @orjan
    No ale ja właśnie chciałbym to wiedzieć. Czy spieprzyli robotę, czy chodziło o to, żeby Polska miała prezydenta idiotę?

    OdpowiedzUsuń
  34. @toyah

    Pewnie wszystko na raz, bo oni też podlegają prawu Murphy'ego, że jak coś ma (z ich punktu widzenia) źle pójść, to z pewnością źle pójdzie.

    Ludzie doświadczeni biorą takie efekty pod uwagę i dlatego, na wszelki wypadek, np. miny przeciwczołgowe zakłada się z dodatkowym zapalnikiem czułym na saperów.

    Mi się wydaje, że w ruskiej praktyce ten dodatkowy efekt związany jest także z ichnim komunikatem potwierdzenia władzy:
    "I tak my tu rządzimy. Jak chcemy, to postawimy nad wami dowolne, zależne od nas indywiduum".

    W ich podejściu do Polaków jest to rytualny fragment gry, bo chodzi o pohańbienie. Bez tego Polakowi karku nie zegniesz.
    To się wyraża we wszystkim, także w ichniej mimice, w pozach ciała (np. jak Putin siedzi wobec naszych mężyków stanu, jak rękę podaje - identycznie Miedwiediew). To jest umyślnie wystudiowane i stosowane.

    PS.: Iwan Groźny kiedyś rozkazał, by stary książe Fiodorow ubrał się w carskie szaty i usiadł na tronie. Wtedy Iwan złożył mu pokłon, po czym wbił księciu sztylet w serce. „Co daję, mogę i odebrać” – powiedział z szyderczym uśmiechem.

    O takie komunikaty chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  35. @orjan
    Myślisz że może być by tak źle? Najpierw zabili nam prezydenta, zbeszcześcili i te zwłoki i tę śmierć, na jego miejscu postawili durnia, a teraz już tylko się z nas śmieją?
    Myślisz że sobie na to zasłużyliśmy?

    OdpowiedzUsuń
  36. @toyah

    Jest jeszcze jeden aspekt. Większość przekonana jest, że Rosją, a z niej światem, rządzi jakieś FSB, jako bieżąca kontynuacja KGB, NKWD, Ochrany i tak dalej patrząc w przeszłość. Jednak mało się mówi o Opryczninie. Ta istnieje w absolutnym cieniu. Wiadomo, że była, ale czy jest, jak jest, kto w niej jest teraz?

    Stworzył ją właśnie Iwan Groźny, a najciekawsze nie są jej okropne wyczyny (vide w sieci via google), ale istota pomysłu konstrukcyjnego zawartego już w samej nazwie. „Oprycznik”, to po polsku znaczy: „wyodrębniony”.

    Oto car w Rosji "wyodrębnił" pewne subterytorium i wszystko co się tam znajdowało, łącznie z ludźmi, przekazał, niczym zaplecze logistyczne, pod totalną władzę grupie ludzi pierwotnie dobranych z zupełnych nizin społecznych, spośród zbrodniarzy, wg kryterium skłonności do okrucieństwa.
    Tę skłonność mieli uprawiać bezkarnie na zewnątrz, w interesie cara i własnym. W ten sposób, car „wyodrębnił” aparat ucisku ponad samą Rosję, jej naród, nawet ponad system i organy władzy. Nawet ponad siebie samego!

    Zadaniem opryczników było mordować wrogów cara i swoich, czy to prawdziwych, czy wymyślonych tak, żeby nie miał się kto po nich mścić. Jak trzeba, mordowali nawet całe miasta (np. Nowogród).

    Po ich „wizycie” przy życiu nie pozostawał nikt – ani starcy, ani kobiety, ani dzieci, bo bez sukcesji pokoleń i związanego dziedziczenia ludzie są społecznie i politycznie śmiertelni, a mordercy mają gwarancję bezkarności nawsiegdá.

    Z analogicznych przyczyn, do istoty pomysłu konstrukcyjnego należał sposób zasadniczego uzupełniania szeregów opryczników, choćby dla wyrównania ubytków pokoleniowych w szeregach. Otóż służba w opryczninie została zaprojektowana jako dziedziczna. Są więc i tacy, np. pisarz Volkoff, których zdaniem, rody opryczników są nadal kontynuowane, a dzisiejsi oprycznicy . robią to, co zawsze i identycznie jak robili za Lenina, Stalina, itd.

    W każdym razie, w odpowiedzi na pytanie, skąd się pewne osobniki w przyrodzie biorą, w ogólnej zgodzie z nauką genetyki, Volkoff proponuje słowo klucz: DZIEDZICZENIE.
    Oczywiście, ad hoc, dochodzą także osoby dokooptowane przez kręgi dziedziczne, ale zasadnicze uzupełnianie polega na rodzinnym przekazywaniu praw, obowiązków i środków działania.

    Gdy więc czasem, a wtedy zawsze przelotnie i zawsze potem zamilczane, ujawniają się rozmaite rodzinne relacje osobowo powiązane ze służbami, czy przedmiotowo związane z rozmaitymi mechanizmami wpływów (gospodarka, nauka, prasa, dyplomacja, itd.), to ciekawe jest oglądanie takich ujawnień także w kontekście możliwości, że być może Volkoff ma rację, co do tego dziedziczenia.

    Ciekawe jest również, że niejaki Berman, wzorował konstrukcję polskiego aparatu terroru właśnie na konstrukcji opryczniny, organizowanej tu ponad UB, a dosłownie wszędzie: w mediach, kulturze, na uczelniach, itd.

    Obojętnie, czy Berman zakładał rodzimą opryczninę polską, czy wprost instalował tamtejszą, nierozsądne byłoby z góry zakładać, że odrzucił metodę jej nieśmiertelności zawartą w dziedziczeniu.

    I co my teraz widzim, proszę wycieczki?

    PS.: Dlaczego Sowieci jako "antynaukę" tępili akurat powstającą wtedy genetyki (Łysenko, itd.)?

    OdpowiedzUsuń
  37. @Toyah
    To co orjan pisze absolutnie popieram. Orjan już raz wspomniał książkę Markiza de Custine "Listy z Rosji" (Rosja w 1839 roku).
    To powinna być lektura obowiązkowa każdego maturzysty!
    Tam się nic nie zmieniło w sensie zarządzania krajem, prócz tego że carat zastąpiony został bolszewizmem.
    Jeśli chodzi o Volkoffa, to, wg. mnie, kolejną lekturą obowiązkową powiniem być "Montaż". Opisano w niej system agentury wpłuwu. Jest to u nas opatrznie rozumiane, tak mi się wydaje, bo mileni oni są z z normalnymi agentami wywiadu. Otóż działalność agenta wpływu jest wg. prawa całkowicie bezkarna. Agent wpływu, za pieniądze, propaguje opinie swojego mocodawcy..... A tearaz konkurs: która gazeta w Polsce informuje o zamierzeniach rządu sowieckiego wcześniej niż jakakolwiek sowiecka gazeta? Nagrodą jest ciasteczko plus coś do popicia...
    Swego czasu, tzn. dobre parę lat temu, w "Rz" był artykuł o tym, jak w Japonii zidentyfikowano 11 sowieckich agentów wpływu pracujących w największych japońskich gazetach. Byli to redaktorzy naczelni bądź sekretarze redakcji. To było w Japonii - a teraz proszę sobie to odnieść do warunków polskich.....
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  38. @JJSZ
    Andrzej Drawicz. Ciekawe, czy zostawił potomstwo i co ono robi.

    OdpowiedzUsuń
  39. @Marylka
    Ten biedaczyna już nie żyje, ale ma wielu następców.....
    Czy ma potomstwo to nic nie wiem. Natomiast wiem, że cały przemysł muzyczny (głupie określenie, ale nie wiem jak to nazwać) jest w rękach potomstwa czerwonej burżuazji typu kociołek i inni.

    OdpowiedzUsuń
  40. @Marylka & @JJSZ

    Z naciskiem powtarzam: kluczem nieśmiertelności jest sukcesja i związane dziedziczenie.

    To jest także klucz do zrozumienia montowania karier, rozprowadzania obsad personalnych i kierunków przesunięć majątkowych.

    OdpowiedzUsuń
  41. @orjan
    milion % masz rację. Mamy grudzień i nie bez powodu wspomniałem Kociołka I sekretarza Komitetu Wojewodzkiego PZPR w Gdańsku za czasów tragicznych wydarzeń, którego synuś nie bawi się w politykę natomiast "robi" w muzyce. Sukcesja i dziedziczenie nie ogranicza się tylko do aparatu represji. Oni kontrolują wszystko. Tylko naiwniaczki myślą, że oni oddając władzę tzw. Solidarności oddali ja na zawsze. Nic podobnego, przegrupowali się, określili strategiczne cele i konsekwetnie je zrealizowali. Polityczne stanowiska zostawili sobie na deser.
    Każda prywatna wyższa uczelnia jest założona przez WSi i ich cywilnych współpracowników z profesorskimi tytułami.
    Każdy duży deweloper to SB.
    Niedawno portal bibula zacytował tajne zeznania Żemka z procesu FOZZ.
    Co to jest ITI? To jest spółka założona przez wspólpracownika WSI Jana Wejcherta pod nazwą Cantal w Irlandii, która następnie zmieniła nazwę na ITI. I nic im nie pomoże wytaczanie procesów, kampanie medialne i wizerunkowe. Prawdy nie da się wyretuszować.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...