Kiedy ten blog, oprócz wszystkiego tego, czym on w sposób bardzo naturalny od początku jest, stał się również źródłem utrzymania dla mojej rodziny, bardzo zawsze liczyłem na to, że każdy nowy dzień przyniesie okazję do tego, by akurat ten bardzo interesowny element mojego pisania ograniczyć do minimum. Zależało mi na tym przede wszystkim z tego powodu, że bałem się bardzo, że jeśli za te teksty będę dostawał pieniądze, w pewnym momencie zabraknie im tego oddechu, tej naturalnej siły, która daje poczucie, że to co się robi, robi się wyłącznie z potrzeby serca. Bałem się, że w momencie, kiedy poczuję, że te teksty mają wartość mierzoną również w tak zwanej walucie, one coś stracą i że tego już odzyskać się nie da. Dlatego też jednak właśnie, od samego początku jak ten blog stał się również przedsięwzięciem jak by nie było komercyjnym, bardzo się staram, żeby ani jeden z tych tekstów nie okazał się nagle czymś, na co ludzie mówią ‘zapchajdziurą’. Bóg mi świadkiem, jak bardzo.
Dziś wygląda na to, że ta walka jeszcze jakiś czas potrwa. Ale też że – i tu należny ukłon w stronę tych wszystkich, którzy wciąż chcą ten blog wspierać finansowo – gdyby nie ten akurat fragment całego tego przedsięwzięcia, nie byłoby ani tego bloga, ani też nie bardzo wiadomo, co by się działo ze mną. Zbliża się koniec roku, a ja sobie uświadamiam, jak nigdy chyba dotąd, że oczywiście gdyby nie ten blog, to przede wszystkim nie byłoby mowy o wszystkich naszych dzisiejszych zmartwieniach, ale z drugiej strony, gdyby nie on – i tu wolę dalej nie myśleć.
Korzystając z tego, że zbliża się koniec roku i czas na podsumowania, chciałem przedstawić sytuację, o której – trochę ze wstydu, a trochę z przeczucia, że to nie jest coś, o czym ktokolwiek chce czytać – dotychczas wspominałem niejako półgębkiem, a dziś myślę, że jednak ten jeden raz będzie w sam raz. I nie zaszkodzi. Otóż wchodzę w kolejny rok praktycznie bez pracy. To co mam poza tym blogiem, nie daje żadnych szans na utrzymanie rodziny. To jest fakt i tego nic nie zmieni. Faktem jest też to, że, o ile pierwszy kryzys wywołany był najprawdopodobniej przyczynami obiektywnymi, bieżący jest jak najbardziej skutkiem czegoś bardzo fatalnego i starannie zaplanowanego. Opowiem o co poszło.
Poszło mianowicie o zwykłą nienawiść. Pisałem tu o niej wielokrotnie, a dwa razy chyba w tym konkretnym ujęciu. Nie chodzi o to, że ktoś kto o wszystkim decyduje, podejmuje decyzje administracyjne i wszystko się zmienia. O nie! Te czasy już się skończyły. Dziś wszystko jest w rękach ludu. To lud decyduje. Lud patrzy, lud myśli i lud reaguje. Ja to miałem przynajmniej w kilku przypadkach okazję obserwować na żywo. Jak się rodzi ta nienawiść, gdzie nie ma jakiejkolwiek nici porozumienia, bo głowy są wypełnione tak strasznym napięciem, że wśród przyjaciół, czy w rodzinach, dochodzi do awantury, a wśród osób obcych, do bardzo silnej potrzeby rozejścia się, i gwarancji, że już nigdy nie trzeba będzie sobie patrzeć w oczy. W moim wypadku praktyczna realizacja tego napięcia polega na tym, że o ile na początku lata miałem w różnych miejscach osiem tak zwanych grup lektorskich, dziś została mi jedna. I w dodatku wszystko wskazuje na to, że nie miałbym nawet i tej jednej, gdyby nie fakt, że w pewnym momencie nawet organizatorzy tego ataku przestraszyli się tego, co zrobili.
Jak mówię, miałem okazję obserwować na własne oczy, jak dochodzi do tego aktu agresji. Ktoś dotychczas pozornie całkowicie oderwany od tego całego nieszczęścia, zwykły człowiek, jeden z nas – „sąsiad”, że się nieco złośliwie odniosę do tytułu poprzedniej notki – popada w takie szaleństwo, że jedynym sposobem na skrócenie tej męki jest eliminacja przeciwnika. Bezpośrednią przyczyną tego dramatu, jak też już o tym wspominałem, był najprawdopodobniej fakt umieszczenia profilu tego bloga na Facebooku. Z tego co słyszę, ów Facebook stał się ostatnio tak popularny, że wiele osób zaczyna od niego dzień. I to nie tylko w wymiarze indywidualnym, a więc na takiej samej zasadzie, na jakiej odbywa się codzienne sprawdzanie poczty, ale w ogóle na zasadzie „co słychać”. Domyślam się, że część moich prześladowców skorzystała z tej własnie okazji, no a później już tylko zachowała się tak jak się zachowała. Jak mówię, wszystko obserwowałem na żywo, a więc również nie mogłem nie zauważyć tego momentu, jak niektórzy z moich uczniów trafili na ten blog i dostali jasnej cholery. Nikt mi nic nie powiedział – o nie! – to były wyłącznie spojrzenia, drobne aluzje i złośliwości. Ale przede wszystkim spojrzenia i te twarze – nagle zimne, nieprzyjazne, obce. I w końcu to życzenie, by zmienić lektora. Nie będę wchodził w konkretne szczegóły, bo mam wrażenie, że nie na nie tu miejsce, ale że tak to się odbyło, nie mam najmniejszych wątpliwości.
Osobiście znam kilka osób, a o innych słyszałem, którzy czytają ten blog wyłącznie po to, żeby się nakręcić złością. Znam te osoby i wiem, jak to się odbywa. Oni najpierw zaglądają na ten nieszczęsny Facebook, potem sprawdzają pocztę, a potem wklikują adres: toyah.pl. żeby zacząć kolejny dzień w odpowiednim nastroju. Oni przychodzą tu codziennie i po pewnym czasie ich ogarnia tak nieprzyzwoita wściekłość, że gdyby nie byli zwykłymi, kulturalnymi, miłymi ludźmi – naszymi sąsiadami – to by mnie zwyczajnie zabili. Marzą więc o tym, żebym albo zrozumiał swój błąd, albo z jakiegokolwiek powodu przestał wypisywać te idiotyzmy, albo – jeśli mają ze mną jakikolwiek kontakt – nie mogąc mi wygarnąć swoich pretensji prosto w oczy, cierpią tak długo, aż im z tych oczu skutecznie zejdę.
Jest w tym wszystkim jednak pewna zagadka. Otóż, dzięki działalności paru polskich patriotów, moje nazwisko, a więc i ten blog, stały się własnością publiczną jeszcze wcześniej. Mimo to, o ile się dobrze orientuję, ten blog, nawet jeśli komuś przeszkadzał, to nie na tyle, by musiało dochodzić do aktów aż takiej agresji. Co się więc stało, że późna wiosna i lato tego roku doprowadziły do aż takiego wzburzenia? Częściowo odpowiedzi na to pytanie udzielił nam nasz kolega Student SGH. Pisałem już o tym szczegółowo w poprzedniej notce, a on sam uściślił wszystko dodatkowo w odpowiednim komentarzu. Krótko mówiąc, poszło o to, że po 10 kwietnia ten blog stał się rzekomo nieznośnie agresywny. Myślę że bardzo skutecznie zwróciłem uwagę na błędność tej oceny. Nie poszło o to bowiem, że to co tu się pojawia od katastrofy smoleńskiej stało się jakoś szczególnie podłe i brutalne. Katastrofa smoleńska w ludziach opłakujących jej ofiary, w ludziach pogrążonych po śmierci tamtych ludzi w bólu, wywołała nie agresję, lecz bardzo przejmującą rozpacz i rezygnację. Problem polega tylko na tym, że właśnie ta rozpacz i ta rezygnacja u tych wszystkich, którzy tego bólu i tej rezygnacji nie przeżywają, wywołuje wyłącznie furię. Wyjaśnienia natomiast, że ta furia jest jedynie wynikiem jakiejś nowej agresji, a nie zwykłych wyrzutów sumienia, to oczywista i piramidalna bzdura.
Myślę ostatnio dużo o tych wyrzutach sumienia, których ani za bardzo nie znam, ani do końca nie rozumiem, ale wiem, że muszą tam być i napędzać całą tę sączącą się z każdego zakątka nienawiść. Wczoraj obejrzałem w telewizji rozmowę Moniki Olejnik z jakimś kolejnym specjalistą od lotnictwa i z dużym zaskoczeniem zaobserwowałem, że System zmienił nieco kurs. Chodzi o to mianowicie, że o ile wcześniej mieliśmy okazję gościć w mediach wyłącznie tych specjalistów, którzy nas zapewniali albo o tym, że kapitan Protasiuk oszalał, albo że oszalał generał Błasik, albo wreszcie stracił zmysły sam Prezydent, i przez to właśnie zginęło tyle osob, a Rosjanie mają przez nas teraz niezawiniony kłopot, dziś nagle pojawia się nowa twarz i nowe usta, które nam tłumaczą, że nie do końca jest tak, jak mówią Rosjanie, i że wina nie leży wyłącznie po naszej stronie, lecz rozkłada się równo – trochę winni są oni, a trochę my.
Ja oczywiście mam ochotę natychmiast zwrócić uwagę na to, że jest jak zawsze. Rosjanie mówią, żeby się od nich odczepić, bo nie może być tak, żeby jakaś obca drobnica próbowała skrzywdzić ruskiego czaławieka, natomiast nasi Europejczycy świeżego chowu, jak najbardziej, proszą uprzejmie, że oni oczywiście chętnie posypią swoje, a przy okazji nasze głowy popiołem, ale gdyby tak Rosjanie zgodzili się nastawić choćby jednego loczka., to nie pogardzimy. No, tak trochę, w ramach przyjacielskiej dbałości o naszą godność narodową. Ale ponieważ jakoś nie mam ochoty otwierać kolejnego tematu, dla czystości dyskusji, założę, że niech będzie jak nam dziś mówią. Winni są trochę oni, a trochę my. Jednak nawet to, że przyjmiemy owo rozstrzygnięcie, nie zmieni faktu, że coś się dzieje. Mam otóż przeczucie, że System zauważył, że sprawa smoleńskiego mordu nie przysycha. Że wręcz przeciwnie – wszystko co się dzieje, wskazuje na fakt, że doszło własnie do mordu. I wszystko jedno, czy mordu symbolicznego, na poziomie zbrodniczo złego, gnuśnego i w dodatku zaplątanego w osobiste kompleksy, zarządzania, czy mordu jak najbardziej zorganizowanego bezpośrednio. I widząc to, postanowiono nam przedstawić dwie opcje, obie jak najbardziej patriotyczne: jedną patriotyczną, ale obiektywną, a więc ekspercką i nieuwikłaną w politykę i w niepotrzebne emocje, i drugą – też patriotyczną, której przedstawicielem i orędownikiem będzie nasz rząd i wszystkie jego agendy. Przez najbliższe miesiące będziemy obserwować więc walkę między patriotyzmem ruskim, a polskim, i jestem pewien, że patriotyzm polski wygra, pozostawiając nas w błogim przekonaniu, że wprawdzie ruscy kontrolerzy lotu albo zapili, albo się przestraszyli odpowiedzialności, ale ten Protasiuk i jego szef Błasiak to też nam wstydu na cały świat narobili.
Po co nagle wprowadziłem ten temat? Otóż nie bez powodu. Jestem bowiem głęboko przekonany, że jeśli ten rok upływa nam w atmosferze tak niesłychanej i tak destrukcyjnej nienawiści, to właśnie przez tę katastrofę i przez to wszystko, co z nią próbują zrobić źli ludzie. Jeśli czemukolwiek jesteśmy winni my, ludzie klęczący pod tym krzyżem i błagający o sprawiedliwość, to tylko tego, że nie chcemy się zgodzić na warunki przedstawiane przez ludzi o nieczystych sumieniach. Tego tylko, że tak fatalnie się uparliśmy, żeby nie wydusić z siebie tych paru słów: „No, dobra. Niech wam będzie. Wracamy do pracy.”
Student SGH zrobił nam wczoraj przegląd wpisów z tego bloga sprzed 10 kwietnia. I okazuje się, ze jest tam parę wpisów czysto politycznych, parę żałośnie partyjnych, ale w większości, to takie tam sobie refleksje konserwatywnie zorientowanego rzymskiego katolika „o polityce, o społeczeństwie, o kulturze i o upadającej cywilizacji”. Raz lepszych, raz gorszych. Wszystko się zmieniło po 10 kwietnia. A ja więc zaglądam do mijającego miesiąca. I co widzę? Jest jeden tekst przypominający postać Anny Fotygi i to, co z nią zrobiły media. Dwa kazania księdza Rafała. Jedna czysto cywilizacyjna refleksja LEMMINGA. Dwa teksty o Ślązakach. Dwie ostre polemiki z Sadurskim i z jego śmieszną, profesorską angielszczyzną. Kilka tekstów o mizerności naszych elit politycznych, od PiS-u po Platformę. Parę powyborczych tekstów o smutnej inercji polskiego społeczeństwa. Jeden tekst o marnej kondycji polskiej gospodarki. Jeden tekst o potędze wiary i religii. Jeden będący skargą na to, że Onet zablokował nam start w tegorocznym konkursie. Dwa o wychowywaniu dzieci. Jeden wyszydzający wystąpienie prezydenta Komorowskiego w Ameryce. Dwa o destrukcyjnej sile globalizacji. Jeden ubolewający nad stanem popularnej kultury. O ile dobrze widzę, jest tylko jeden czysto polityczny, partyjny tekst. No, niech będą dwa. Niech będą trzy. Tymczasem oni czytają ten blog i widzą wyłącznie pisowskie posmoleńskie chamstwo i agresję, które trzeba ukarać. No i karzą. Jak tylko potrafią.
Kończy się ten rok. 10 kwietnia jest jego podstawą, sensem i największą po nim pamiątką. Ten rok, to 10 kwietnia. I to przebudzenie. Z jednej strony przebudzenie wielkiego dobra, a z drugiej równie wielkiego zła. Ja wiem, że są tacy, którzy by chcieli, by do tej kolekcji dołączyć jeszcze powodzie, śniegi, wybory prezydenckie, a może nawet i nową przyjaźń polskoruską. Tymczasem jest tak, że jest tylko tamten sobotni poranek i tamta mgła. I to dobro i to zło. I tego, że my to wiemy, oni nam nie darują. Nie wiem, co nas czeka w następnym roku, ale wiem, że nam tego nie darują. My się nie poddamy, a oni nam tego nie wybaczą. Mam nadzieję, że Dobry Bóg nas nie opuści, ale może się stać wszystko. Tak jak to napisałem w komentarzu do naszego kolegi ‘redpilla’, jestem na to wszystko gotowy. I w tej gotowości będą dalej pisał. Raz bo chcę, a dwa bo niestety teraz już muszę. Teraz też już muszę.
że nie do końca jest tak, jak mówią Rosjanie, i że wina nie leży wyłącznie po naszej stronie, lecz rozkłada się równo – trochę winni są oni, a trochę my.
OdpowiedzUsuń----------------------------
Smutne jest to co opisałeś. Ale ja Ci wierzę. Spójrz na sprawę tak. Ci Twoi "sąsiedzi" zostali umieszczeni w pewnym ciepełku - wprawdzie smrodliwym - ale jednak ciepełku. I nagle pojawiasz sie Ty z tym swoim blogiem, co oni odbierają jako otwarcie okna, czyli zwykły przeciąg. Dla Ciebie, dla mnie i wielu, wielu innych, to okno na prawde musi pozostac otwarte! Z drugiej jednak strony rodzi sie pytanie: - czy Bazyliszek był zachwycony gdy ujrzał swoje prawdziwe oblicze? A przeciez Ty toyahu, zmuszasz ich aby w Twoim blogu sie przeglądali. I oni w nim dostrzegają te swoj pyski. Ślinę sączączą się z mordy i przekrwione oczy. Gdy do tego dodać odczucia ludzi którzy dali sie tak wrednie ogłupić przez mafię, to rodzi się mieszanka wybuchowa. Pamiętam do dzisiaj jak sie czułem gdy zorientowałem się, że kretyn z wózka akumulatorowego mnie nabrał. Czy było mi głupio? Głupio? Mało powiedziane. Czułem pretensje do całego świata i połowy Ameryki. Niestety. Nasze społeczeństwo zostało podzielone. Nie tak jak dawniej na Onych i Naszych. Znacznie, znacznie gorzej. Pamiętaj - Polska dla naszych sąsiadów nadal stanowi bękarta wersalskich postanowień.
Dlaczego jednak zacytowałem Twoją opinię na temat Ruskich. To jest wschodnia dzicz ze swoja kulturą. Byłeś kiedyś na wschodnim bazarku? ZAWSZE podają cenę znacznie zawyżoną, aby w ostatecznym rachunku dostac to na co liczą. To samo z raportem smoleńskim. Graja ostro, aby w wyniku dyskusji opuścić do połowy. Bo o tę połowę im od początku chodziło. Decydenci grają razem z nimi. Za co? Dlaczego? Nie wiem. A moje domysły nie mają tu żadnego znaczenia.
@Andrzej
OdpowiedzUsuńTo ja tu wrócę do tego, co niedawno powiedział frasyniuk. Że mianowicie nie ma żadnego znaczenia, czy dowiemy się nagle tego, że jeden z ruskich kontrolerów był wlany, czy nie. Jemu akurat chodziło o to, że w ogóle nie ma nic znaczenia poza pieniędzmi. Ale tu miał niechcąco rację. Ten kontroler to zwykłe gówno. I oni nas dziś chcą nim podjąć.
Pozdrawiam serdecznie - napisałam kilka zdań od serca ale mam problemy ze wstawieniem komentarza - to jest kolejna próba...
OdpowiedzUsuń@Yo
OdpowiedzUsuńCzekam z utęskniem.
Weszło, jak widzę. Więc dodam, że z okazji Nowego Roku pragnę dla Ciebie, Toyahu, wielu łask Bożych:
OdpowiedzUsuń1/ zdrowia dla Żony
2/ dobrej, ciekawej pracy dla Ciebie
3/ jakiejś rewelacji politycznej, po naszej myśli, dla Ojczyzny
4/ długiego i owocnego żywota dla Twojego bloga
5/ trolle niech skisną
6/ najwierniejsi komentatorzy niech coraz to błysną
7/ niech Pan pogromi Twoich nieprzyjaciół
8/ niech obdarzy hojnością sponorów
9/ niech rozpromieni swoje Oblicze nad Tobą
Wiele by jeszcze gadać, sam wiesz...
@All
OdpowiedzUsuńMoja Żona ma takie medyczne określenie zwyrodnienie... Ona używa tego w sytuacjach humorystycznych by jakoś oswoić niedoskonałości i ból naszych ciał.
A ja sobie tak skojarzyłem, bo czyż nie mamy do czynienia z zwyrodnieniem na ciele naszej Polski?!
Naszego Studenta o tyle rozumiem, że jak np patrzy na zdjęcie laureatów czegoś tam w dziennikarstwie... jak stoją z bukietami Lis, w środku jakiś nieznany mi typ, dalej Werner (ekskluzywna dziennikarka - za to określenie Kłopotowskiemu to dozgonnie będę wdzięczny) i na końcu Kuźmiar... Taki kadr!
Potem idzie do nas to już widzi różnice między zwyrodnieniem z normalną tkanką, nie wiem czy to jest sumienie, czy świadomość bytu. Byłoby tu świetnie gdyby nie to Zdarzenie Smoleńskie. Tak ważne sprawy, wrażliwość społeczna, intelektualna dysputa - może odrobinę za dużo mistyki ale no w końcu kontrkultura - antyestablishmentowy Salon itd... A tu ten Smoleńsk...
Nasz Student wiele zniesie, zniesie ciągłe jak dotąd nieudane próby naszych inżynierów osadzania studzienek kanalizacyjnych w drogach by się nie zapadały.
Zniesie nawet Dwudziestu Niewolników w starym busie jadących za chlebem, ba zniesie nawet niemożność zbudowania mitycznych dróg ekspresowych i autostrad, jak i z roku na rok zwalniającą kolej - w przeciwieństwie do kolei zachodnich gdzie prędkości podróżowania ciągle rosną...
Bo można znaleźć kraj gdzieś w Afryce gdzie mają gorzej...
Ale ten Smoleńsk!
Nigdzie indziej i na dodatek wszystko układa się w tak parszywą dla Nas układankę.
Dziś mamy mętlik ale historia swoje ułoży i oceni...
Tylko kto dziś zważa na Historię i jej oceny?
PS
Mimo wszystko Sursum Corda na Nowy Rok, Oby był dla Nas łaskawszy niż obecny.
@Yo
OdpowiedzUsuńNo pięknie! Oto życzenia noworoczne, jak za starych, dobrych czasów. Biorę wszystkie i proszę nie pakować.
@Cmentarny Dech
OdpowiedzUsuńZa ten komentarz dziękuję Ci szczególnie mocno. Ja mam z tym Studentem kłopot nie z tej ziemi właśnie z tego względu, że on czasem zachowuje się jak zwykły troll, a nim nie jest. Że czasem pisze, jakby był ciemny jak tabaka w rogu, a z całą pewnością nie jest. No i ja wciąż o nim wspominam, zupełnie jakbym miał przez niego jakieś wyrzuty sumienia - a nie mam.
I teraz wygląda na to, że Tobie udało się przynajmniej musnąć sedno problemu. I jeszcze coś. On może być tylko jednym z wielu. Z tych, którzy, tak jak piszesz, są tuż-tuż, tylko coś im przeszkadza. Coś bardzo drobnego. A jeśli tak jest, to tez jest bardzo możliwe, ze nie jest najgorzej.
Co do Kłopotowskiego, nie wiedziałem, że on tak o tej Werner powiedział. My tu o niej mówimy "android", ale co klasa, to klasa. Ja zawsze w Kłopotowskiego wierzyłem.