niedziela, 5 grudnia 2010

Nowok, Kuczok i RAŚ - czyli jak zostałem tępym szowinistą z Podlasia

Jak niektórzy wiedzą, mieszkam w Katowicach, i, jak wiedzą też niektórzy, choć mieszkam tu od zawsze, nie jestem w żadnej mierze Ślązakiem. Są też przy tym i tacy -choć ze względu na to, że staram się tu być uprzejmie dyskretny, nie jest ich tak znowu wielu - co wiedzą, że ja do Śląska, Ślązaków i tak zwanej śląskości mam stosunek bardzo, ale to bardzo nieufny. Nie będę tu wchodził w szczegóły, dlaczego tak jest, ale fakt pozostaje faktem – jak idzie o wspomnianą śląskość, na mnie nie za bardzo można liczyć. W jaki sposób przejawia się ten mój kompleks. No, na przykład w taki, że kiedy słyszę jak mówi poseł Tomczykiewicz z Platformy Obywatelskiej, to dla mnie to co on robi nie jest ani czarujące, ani zabawne, ani nawet egzotycznie pociągające, ale dramatycznie obciachowe. Ja wiem, że dla wielu osob nie tylko związanych historycznie i emocjonalnie ze Śląskiem, ale i dla tych, którzy patrzą na Śląsk z zewnątrz, śląska gwara, czy choćby tylko ów śląski ton, to nie lada frajda. Dla mnie – nie. Kiedy słyszę jak mówi Tomczykiewicz, czuję wyłącznie zażenowanie. Jedyna rzecz, jaka mnie w tych okolicach trzyma, to wyłącznie krajobraz i rolada z kluskami. Bez całej tej reszty mógłbym się z łatwością obejść.
Czy to znaczy, że nie mam znajomych Ślązaków, czy że ich towarzystwa unikam? Czy że uważam ich towarzystwo za gorszą część mojej codzienności. Absolutnie nie! Na przykład moim być może najbliższym przyjacielem jest pewien ksiądz (pozdrowienia!), który jest Ślązakiem z krwi i kości i kocham go tak bardzo, że kiedy umrę, nie wyobrażam sobie, żeby mnie kropił na tę ostatnią drogę kto inny. Ale czy to też oznacza, że jeśli wręcz fizycznie nie znoszę kogoś takiego jak Kazimierz Kutz, to dlatego, że on poświęcił swoje ostatnie lata na tworzenie czegoś co się nazywa ‘śląskim mitem’ i szykowanie ustawy, która ma doprowadzić do tego, że wszyscy okoliczni nie-Ślązacy będą musieli nosić specjalne opaski? W żaden sposób. Kutz jest mi postacią przykrą z najróżniejszych powodów, a z nich wszystkich ten akurat, tłucze się gdzieś na samym końcu. Natomiast prawdą jest, że, jak powiadam, gdyby powiedzmy moja córka miała wyjść za mąż za Ślązaka z tradycjami, wolałbym, żeby się jeszcze raz zastanowiła. Inna sprawa, że, jak znam życie, jego rodzice też by nie byli szczególnie zadowoleni. Jak ich - nie rodziców, ale Ich - znam, niewykluczone, że byliby niezadowoleni znacznie bardziej niż ja.
Ale jest jeszcze coś, co, jak sądzę jest bezpośrednim wynikiem tego mojego kompleksu. Otóż ja alergicznie reaguję na wszelkie projekty sygnowane nazwiskiem Piekorz, Kuczok, Uszok, Durczok, etc. Ta moja szajba jest tu tak mocna, że, jak sięgnę pamięcią, jedyną osobą z tych sfer językowych, którą akceptowałem bez słowa sprzeciwu, a co najwyżej z lekkim niekiedy rozbawieniem, był nasz ś.p. ksiądz biskup Herbert Bednorz. Poza tym, proszę się nie gniewać, ale mam jak mam. A niewykluczone, że jest jeszcze gorzej. Na przykład, kiedy niedawno dowiedziałem się, ze PiS w Chorzowie postanowił przeciwko obecnemu prezydentowi miasta zawiązać koalicję z Ruchem Autonomii Śląska, to ja natychmiast pomyślałem sobie, ze posłanka Nowak tak naprawdę nazywa się Nowok, tyle że z jakiegoś powodu postanowiła to ukryć.
Wiem, że ludzie nazywają się różnie i że najczęściej to akurat w żadnej mierze nie zależy od nich. Wiem też znakomicie, że ktoś może nosić nazwisko Misiejuk, lub Sawończuk, by już nie wymieniać tego, które nosi niżej podpisany, a jednocześnie okazać się pierwszej wody bydlakiem. No ale mówię, jak jest. Kiedy ktoś się nazywa Nowak, Bartoszewski, lub choćby – jak zostało wspomniane wyżej – Tomczykiewicz, żadne rasistowskie myśli nie chodzą mi po głowie. Widzę przed sobą wyłącznie jakiegoś matoła. Natomiast przy takim Kuczoku, zrywam się na równe nogi.
O niego zresztą tak naprawdę dziś poszło. Byłem parę dniu temu na wizycie u mojego teścia i – tak jak to zwykle się przy tego okazjach dzieje – wziąłem do ręki Gazetę Wyborczą. Wziąłem tę Gazetę, a razem z nią wywiad z literatem z Chorzowa Wojciechem Kuczokiem. Wiem co niektórzy z czytelników tego bloga już mówią. Ledwo skończył z Mleczkiem, teraz będzie nam zawracał głowę Kuczokiem. No ale co mam zrobić? Niedawno dostałem maila od jakiegoś młodego, nieznanego mi czytelnika, który – sam prowadząc blog – pytał, co trzeba zrobić, żeby mieć takie powodzenie jak Toyah. A ja na to mam tylko jedną odpowiedź – pisać co człowiekowi przychodzi do głowy i starać się to robić najszczerzej najlepiej jak się potrafi. A ja więc właśnie to robię. Przyszedł mi do głowy ten Kuczok i najlepiej, a przy okazji najszczerzej jak umiem, nim się zajmuję.
No więc mamy tego Kuczoka i to co on gada. Sama rozmowa jest już dowcipnie anonsowana na pierwszej stronie Wyborczej tytułem „Polskę mam w discmanie”. Tak przy okazji, ten akurat greps jest autorstwa nie Kuczoka, lecz specjalistów z Gazety. Kiedy się wczytać w Kuczoka, on tak nie mówi, a przynajmniej nie w takiej kolejności i nie z tą przebiegłą sugestią. To jest już czysta akcja ludzi z Wyborczej i kolejny powód dla którego prędzej czy później oni będą musieli za to co robią odpowiedzieć. Natomiast faktem jest, że jeśli wziąć pod uwagę główną zawartość rozmowy z Kuczokiem, to tytuł jest jak najbardziej celny. On i kobieta, która z nim gawędzi rozmawiają praktycznie o jednym – w jaki sposób należy mieć Polskę w dupie. Cała praktycznie rozmowa, to bardzo elokwentne popisy Kuczoka ograniczone do charkania w stronę Polski i o oczywiście – jakże by inaczej – Kościoła. Mam bardzo poważne podejrzenie, że tym akurat razem, jeśli Gazeta Wyborcza postanowiła z Kuczokiem pogadać, to nie z powodu jego rzekomych talentów literackich, ani ze względu na coś czego on ostatnio dokonał, ale po to tylko, by dosolić Polsce i Kościołowi. A to z jakiej okazji? Nie wiem. Możliwe, że z rozpędu.
Warto zwrócić uwagę na metodę, jaką przyjął Kuczok przy okazji swojej wypowiedzi, bo jest ona z jednej strony bardzo szczególna, a z drugiej nudna do porzygania. Otóż wspina się Kuczok na wyżyny swojego dowcipu i swojej literackiej maestrii, żeby wokół Polski i Kościoła zrobić jak najwięcej iście kabaretowego dymu. Retoryczna intensywność szyderstw, jakich ów człek nam dostarcza, jest wręcz porażająca. A jednocześnie skarży się Kuczok, jak to jemu jest w dzisiejszej Polsce ciężko wyrazić jedną marną opinię na temat Kościoła. Jaki to on jest zastraszony i sterroryzowany, jak on musi uważać na każde swoje słowo. Efekt tego obłędu jest taki, że z jednej strony czytamy coś takiego jak: „Faszyści wypaczyli symbolikę swastyki w analogiczny sposób do tego, jak się latem paczyło znaczenie krzyża na placu pod Pałacem Prezydenckim”, albo „Zachęcam nasz Episkopat, żeby opodatkował swoją owczarnię – zobaczymy wtedy, jak prędko ten kierdel w popłochu rozbiegnie się po lasach”, czy wreszcie „Krzyż na Giewoncie to najbardziej przyciągające pioruny miejsce w Polsce. Może więc Krzyż to nie tarcza, tylko magnes na nieszczęścia”, a z drugiej, w samym środku tej wścieklizny takie oto wyznanie: „Dziesięć lat temu nie przyszłoby mi do głowy uważać na to co mówię w wywiadzie do gazety. Teraz się zastanawiam, czy przez to, co powiem, nie będę miał procesu, albo czy nie zaczną mi odsyłać książek.[…] Nie da się tak żyć; kiedy człowiek musi nieustannie uważać na gesty i słowa, to jest jak próba gry w piłkę nożną na polu minowym.”
Ktoś powie, że zarówno sam Kuczok, jak i kobieta która z nim gada, jak i w ogóle sama Gazeta Wyborcza są tak typowi, że naprawdę nie warto się nad nimi pochylać. Możliwe. Może i ja za bardzo się angażuję w coś, co nie zasługuje nawet na splunięcie. Jednak kiedy się zastanowić, to nasza przestrzeń publiczna ostatnimi czasy wypełniła się gnojem (że nawiążę tu do twórczości Kuczoka) tak niesłychanym, ze 99 procent tego z czym mamy do czynienia, zasługuje nie dość że nie na splunięcie, to nawet nie na wzruszenie ramion. A Kuczok? On jednak – i będę się tu upierał – jest postacią nawet jak na te wyśrubowane przecież standardy, szczególną. Proszę spojrzeć choćby na to. On przez całą swą wypowiedź, nie dość że jest szalenie odważny i bezkompromisowy, to jeszcze nie ma jednego momentu, gdzie można by dojrzeć u niego zwątpienie, czy choćby wahanie. To co on mówi i jak mówi, stanowi najczystszy przykład wręcz rewolucyjnego obłędu. Ani jedno zdanie z jego wypowiedzi na temat Polski i Kościoła nie zawiera frazy „być może”, „chyba”, „myślę że”, czy „nie wiem”. Jednocześnie jednak nawet mu powieka nie drgnie, kiedy głosi jak następuje: „Katolicyzm jest dogmatyczny, a ja cenię sobie ludzi wątpiących”. Oto zalękniony, poskręcany w wątpliwościach filozof, w starciu z bezwzględnym toruńskim terrorem!
A zatem, mam mocne przekonanie, że w tym makabrycznym tłumie najgorszego rodzaju żulowni, Kuczok jest postacią na tyle wybitną, że czemuż to miałbym nie poświęcić mu choć jednego wpisu? Swoje dwa swego czasu otrzymał ode mnie Stefan Chwin, więc jeśli Kuczok dostanie raz, krzywda nikomu się nie stanie. Poza tym, tak jak to często w tego typu przypadkach bywa, sam Kuczok jest tu akurat tylko pretekstem, żeby powiedzieć coś więcej. Podobnie jak pretekstem jest i ta kobieta, która z nim przeprowadziła ten zdumiewający wywiad, i gazeta, która ten wywiad pod takim a nie innym tytułem zamieściła. To o co tu chodzi najbardziej, to sprawa, którą poruszyłem już nieco wcześniej, a mianowicie, z jakiej to okazji Gazeta Wyborcza wysłała swojego dyżurnego cyngla, żeby przepytał kogoś takiego jak Kuczok z tematów, o których on nie ma najmniejszego pojęcia, poza tym jednym – że Polska śmierdzi, a Kościół razi syfem?
Myślę, że odpowiedź na to pytanie leży trochę w tym, co się ostatnio w Polsce dzieje, jeśli idzie o tak zwany Ruch Solidarni 2010, a więc projekt w znacznym stopniu skupiony wokół wartości symbolizowanych przez Kościół i Krzyż, a trochę w zupełnie niezależnej od bieżących zawirowań nienawiści, jaką System od zawsze czuje wobec jednego i drugiego. Mówił o tym niedawno Jarosław Marek Rymkiewicz: „Myślę, że obecne ataki na Kościół są bardzo dobrze przemyślane - tu nie chodzi tylko o ateizację społeczeństwa, może nawet w ogóle o nią nie chodzi. Ludziom, którzy tak widowiskowo atakują religię i lżą ludzi wierzących, jest z pewnością kompletnie obojętne, czy ktoś wierzy, czy nie wierzy w Boga, czy ktoś chce być zbawiony, czy nie chce. Im chodzi o coś innego - o to mianowicie, żeby zniszczyć podstawy polskości.
A więc, jak sądzę, za zaproszeniem Kuczoka do rozmowy o Kościele i Polsce stoi wyłącznie okazja do kolejnego splunięcia w to, dzięki czemu wciąż żyjemy. Nie chodzi o to, że Kuczok jest wybitnym pisarzem, a zawsze dobrze jest dowiedzieć się, co wybitny pisarz ma do powiedzenia na tematy różne. Przede wszystkim, nie ma mowy, żeby na miano wybitnego zasługiwał ktoś, kto jest autorem czegoś tak strasznego, jak choćby to: „Siostra, widząc, że brat sam wraca o porze nie tej z najnieprzyzwoitszych, mogła już zdjąć szlafpalto i w spokoju oddać się wieczornym modłom w swoim pokoiku, a wtedy brat, zamarkowawszy uprzednio drzwi zamknięcie, puścił się w skarpetkach samych (żeby było bezszelestnie) do piwniczki, wciąż nieprzytomną w snu objęciach kobiecą kobietę w swoje objęcia jawne ujął i wbiegł z nią po dwa stopnie niesiony pożądaniem z powrotem na pięterko, do swojego pokoiku, do łóżka ją złożył i usiadł opodal w fotelu, dysząc z przejęcia.” Poza tym, jest oczywiste, że gdyby Kuczok nie dawał pełnej gwarancji, że każdym swoim słowem spełni wszelkie oczekiwania, jakie ma wobec niego System, gówno by od Gazety Wyborczej dostał, a nie możliwość bezkarnego i publicznego robienia z siebie idioty.
To jest bowiem ten czas. Czas niszczenia, jak to określa Rymkiewicz, „podstaw polskości”. I teraz już nie pozostaje mi nic innego, jak wrócić do pierwszych moich uwag na temat śląskiego kompleksu, jaki z prawdziwym wstydem cierpię. Otóż bardzo bym chciał, żeby w tym stanie rzeczy, który nam sterczy przed nosem, ludzie tacy jak Durczok, Kuczok, Kutz, czy Piekorz zajęli się wyłącznie pielęgnowaniem śląskiej kultury, której najwyższym osiągnięciem jest w moim rozeznaniu rolada z kluskami, o ile nie uznamy, że bardziej tu zasłużone są owe niemieckie piosenki biesiadne, wypełniające z głośników ulicę Wolności w Chorzowie. I żeby przy okazji, skoro już koniecznie muszą się zajmować polityką, zajmowali się nią w ramach polskiego państwa, a nie tworzyli jakieś dziwaczne projekty o nazwie „Ruch Autonomii Śląska”. Bo, jeśli jednocześnie, demonstrują w stosunku do Polski aż taką nienawiść, z jaką mamy do czynienia w przypadku takich ludzi jak Kutz, Kuczok, czy jego towarzyszka Piekorz, to nie będą się mogli dziwić, jeśli w zwykłych Polakach zaczną budzić wyłącznie niechęć. I to niestety niechęć już na samo brzmienie ich nazwisk. A więc spotka ich coś, co w niektórych środowiskach spotyka ludzi, którzy mieli pecha, że się nazywają Warszawski, czy Guzman. A złość na nich będzie już tak wielka, że nie pomoże im nawet zapewnianie, że wielu z nich to porządni ludzie i dobrzy Polacy.
Już na sam koniec, muszę wyjaśnić, dlaczego tego typu tekst, a więc refleksje w dużym stopniu nie mające z Warszawą nic wspólnego, zamieszczam również w Warszawskiej Gazecie. Otóż ten brak związku jest pozorny. Bo oto też z tego samego wydania Gazety Wyborczej dowiaduję się, że w Sejmie leży już jakiś wniosek, pilotowany między innymi przez posła Kazimierza Kutza w sprawie uznania Ślązaków za grupę etniczną, a ich gwarę za język regionalny, i że w Platformie Obywatelskiej „zarysowuje się polityczna wola” w tej sprawie. A ja sobie myślę, że jeśli za tymi ruchami ma iść coś, co mistrz Kuczok określa jako „podlewanie kalafiorów na działkach”, to Warszawa jest miejscem równie dobrym jak każde inne, żeby któremuś z nich dać w dziób. Nawet jeśli za to, przez porządnych, od pokoleń wiernych Bogu i Ojczyźnie Ślązaków, zostanę oskarżony o chamstwo, rasizm i białoruskie kompleksy.


Powyższy tekst jest niemal wiernym powtórzeniem artykułu zamieszczonego w miniony piątek w Warszawskiej Gazecie.

39 komentarzy:

  1. @toyah

    Świetny, klarowny tekst.

    Aż do bólu się z nim zgadzam. Zwłaszcza gdy piszesz o tym obciachowym śląskim zaciąganiu Tomczykiewicza, czy wyrażasz sprzeciw wobec ewentualnego zamążpójścia córki za Ślązoka.
    Też mam córkę, i też bym nie chciał... I - jak piszesz - oni (przyszli teściowie i zięć) - też by na pewno nie chcieli :)

    Generalnie temat-rzeka, cieszę się, że wszedłeś na blogu w tę ślunzkom rzyke.

    Do sedna sprawy docierasz pisząc o przyczynach wynoszenia na piedestał przez środowisko Aborczej kogoś w gruncie rzeczy tak bardzo odtwórczego i przeciętnego jak Kuczok.
    Już teraz nie pamiętam kto, i o jakiej jego książce napisał w recenzji, że książka nawet niezła, nawet mu się podobała, ale Kuczok podoklejał różne fragmenty-ukłony dla Aborczej. A to wali po księżach, a to podważa tradycyjne wartości. Bez specjalnego związku z logiką powieści. Ot tak, żeby wykonac normę i być na topie.

    Piszesz: "jest oczywiste, że gdyby Kuczok nie dawał pełnej gwarancji, że każdym swoim słowem spełni wszelkie oczekiwania, jakie ma wobec niego System, gówno by od Gazety Wyborczej dostał, a nie możliwość bezkarnego i publicznego robienia z siebie idioty".

    I to jest sedno. To jest powód, dla którego Aborcza przybija stempel kuczokowemu pisaniu.
    Za tym stemplem idzie promocja jego osoby w innych mediach. W necie, w EMPiKu, w programach kulturalnych np. na TVP Kultura.

    20 lat prania mózgu czytelników gadzinówki, wyhodowało legion ubezwłasnowolnionych i myślących michnikiem. Oni nie będą wiedzieć dlaczego chwalą Kuczoka. Będą się nim zachwycać, wybierać jakieś fragmenty z książek, udawadniać jego przewagi, szukać dowodów na wyjątkowość.
    Tak naprawdę, o czym piszesz, decydujące dla wypromowania jego osoby jest tylko jedno: bo wali w polskośc, bo podważa i wyśmiewa jej przejawy.
    Wie sam Kuczok, wiedzą redaktorzy z Aborczej.

    Nieświadomie łyknie kuczokowy przekaz cała masa połykaczy tego co modne. Bo Kuczok to szyk i moda.

    Masz rację. Oni za to wszystko kiedyś odpowiedzą.

    OdpowiedzUsuń
  2. @kazef
    Ja Kuczoka znam wyłącznie z przekazu medialnego, tego wywiadu, no i z fragmentu, na który wpadłem w Internecie przy okazji pisania powyższego tekstu.
    Ale z samego wywiadu wiem też, że bohaterem jego nowej powieści jest człowiek, który utracił wiarę, bo mu w kościele śmierdziało i bał się, że od kontaktu z ludźmi złapie jakiegoś syfa.
    No i że on przez rok mieszkał w Berlinie i mu się bardzo podobało. No i że jego syn pieprzy się od 15, a może i 14 roku życia, i Kuczokowi to imponuje.
    Czytam to i widzę ten skrót - RAŚ.
    No, co mam na to poradzić?

    OdpowiedzUsuń
  3. @Toyah

    A ta rolada z kluskami to jaka ona jest. Mógłbyś parę detali? Ślicznie Cię proszę.

    OdpowiedzUsuń
  4. @latinitas
    Rolada z kluskami jest najlepsza! No prawie. Ale pomijaąc jajpuri sizzler - najlepsza.
    Ślązacy w każdą niedzielę jedzą na pierwsze danie rosół, na drugie roladę z tymi kluskami, a na deser szpajzę. Co to jest szpajaza, to nie wiem, ale jak przyjedziesz nastepnym razem, to pójdziemy na roladę z kluskami. Pychota!

    OdpowiedzUsuń
  5. @toyah
    Ja tez tylko Kuczoka z jakichś ścinek. Osobiście się takich jak on nie tykam. I to jest dramat - nie tykam się, a i tak nie da się o nich nie słyszeć.

    Od lat systemowo rozpieprzają integralnośc Polski, promując regiony, uwypuklając róznice, antagonizując np. Wielkopolskę z Polską. O czym Wybiórcza, złonety, przekroje i polityki piszą np. przy okazji rocznic Powstania Wielkopolskiego? Że Wielkopolsce Piłsudski nie chciał pomóc. O tym ma pamiętac kazdy Wielkopolanin.
    A Ślonzok ma pamiętac, ze Poloki ich zawsze traktowały jak niewolników a ślunzko ziemia jak kolonia.

    Kazdy region ma już swojego lokalnego kuczoka. Są w Gdańsku, Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu. Lokalni gwiazdorzy, bywalcy salonów. Rozpieprzający polskość.

    Tak się dzieje od lat. Ale łatwo im nie idzie.
    RAŚ dopiero teraz nagle zebrał 8 %. Dużo jak cholera, to prawda.

    Dlaczego teraz? Powód tego jest moim zdaniem taki, że elektorat platformiany ma juz dosyć obietnic i pustosłowia Tuska i PO. Poza tym trochę im się już te facjaty w telewizorze znudziły. Przerzucają więc głosy. No ale przeciez nie przerzucą na Kaczyńskiego, który im świętą Barbarę z Siemianowic Śląskich zabił w biały dzień. Więc się przerzucili na wpajaną od maleńkości autonomię...

    Bo ci Slązacy to są poza tym Europejczycy pełną gębą.

    W Polsce żyją w tej chwili dwie nacje: Polacy i Europejczycy. Polacy są dumni, że są Polakami, i wiedzą, że są Europejczykami. Ci drudzy to zakompleksieni Europejczycy, dla których polskość to obciach.

    OdpowiedzUsuń
  6. @latinitas
    Errata: z kluskami i z modrą (tzn. czerwoną) kapustą.
    To jest nawet lepsze niż gołąbki.

    OdpowiedzUsuń
  7. @kazef
    8%? Myslałem że więcej. Tu gdzie mieszkam oni mieli znacznie więcej. Prawdziwa rozpacz!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten literat kontraktowy nic nie wie o krzyżu w Polsce.

    W mojej parafii zakończyły się niedawno misje. Po ciemku, w śniegu po kolana, na mrozie, na wezwanie misjonarza kilkudziesięciu mężczyzn podeszło do leżącego dębowego krzyża misyjnego, uklękli, zdjęli czapki, ucałowali i podnieśli do góry. Przenieśli go do miejsca, gdzie miał stanąć i podtrzymywali do momentu, gdy nie stanął, przybity i umocowany.

    Kto tego nie widział, niech mi tylko nic nie mówi o krzyżu, o Polsce i o Kościele.



    Ps. Ale powiedz chociaż z czego się składa ta rolada, tak Cię proszę.

    OdpowiedzUsuń
  9. @latinitas
    To jest posolony i popieprzony, natarty musztardą plaster potłuczonej wołowiny, zawinięty wokół kawałka ogórka i kawałka boczku. Smakuje różnie, Czasem bardzo, czasem lepiej. O kluskach następnym razem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Toyahu,

    ta rolada to też specjalność poznańska. Mój śp ojciec robił wyśmienitą.

    ad rem. Tego Kuczoka nie znam w ogóle, pierwsze słyszę. Ale mogę powiedzieć coś o ślunzakach w Niemczech,bo to akurat wiem. Są bardzo nielubiani wśród Polonii, bo natychmiast się zniemczają i zapominają słowa powiedzieć po polsku. Udają, że nie rozumieją.Są Niemcami pełną gębą ,można powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  11. @Agnieszka Moitrot
    Tak jak pisałem, moja niechęć do śląskości jest w dużym stopniu irracjonalna. Zwłaszcza gdy jest wielu Ślązaków autentycznie lubię. Niektórzy z nich to moi serdeczni przyjaciele. Dużo o tym gadać.

    OdpowiedzUsuń
  12. @Toyah
    Dziwne, ale zieję podobną sympatią do wymienionych przez Ciebie osób, a nawet ich nazwiska brzmią mi obleśnie, chociaż nic nie wiem o ślązakach.
    A czy J. Kluzik to nie jest aby Kluziok?

    OdpowiedzUsuń
  13. Toyahu

    Wymieszałeś w tym tekście bardzo wiele rzeczy i przekaz jest - przynajmniej dla mnie - całkowicie zafałszowany. Wiem, że to Twoje subiektywne zdanie na temat Ślązaków i masz do niego prawo, ale przykro mi bardzo, że w swojej ocenie śląskości opierasz się głównie na stereotypach.
    Rozumiem, że mieszkając w Katowicach, które (to dla wiadomości czytelników spoza Ślaska) są miastem napływowym i Ślązaków nie mieszka tu pewnie więcej jak 20%, mogłeś się nawet nie zetknąć z tradycyjną śląską rodziną, a zdanie na temat mentalności Ślązaków wyrobiłeś sobie na podstawie gwarowych rozmów zasłyszanych na ulicy czy w tramwaju. Wśród czytelników tego bloga oraz "Warszawskiej Gazety" uchodzisz jednak za wybitnego znawcę tematu jako człowiek mieszkający na Śląsku. Dlatego mam do Ciebie pretensje za upowszechnianie tych stereotypów i nawet za tę Twoją niechęć wyrażającą się na poziomie nazwisk.

    Największą jednak pretensję mam do Ciebie za to włączenie tematu literata Kuczoka do problematyki śląskiej. Wszystkie brednie tego człowieka, które przytoczyłeś, nie mają żadnego związku z jego pochodzeniem. Owszem ma on śląskie nazwisko i może nawet czuje się Ślązakiem, ale w żaden sposób nie ma to związku z jego poglądami na temat Kościoła i polskości. Takie same poglądy wyraża Sierakowski, liczni publicyści GW i te wszystkie żule atakujące obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Kuczok od swojego debiutu napisze wszystko, byle się przypodobać "salonowi". Jego śląskość ma tu tyle do rzeczy co "warszawskość" Sierakowskiego czy żuli spod krzyża.
    Uważam, że to, co zrobiłeś w tym tekście, jest nieuczciwością intelektualną.
    Na Śląsku Kościół przez całe stulecia był przechowalnią i krzewicielem polskości, a i dzisiaj w śląskich rodzinach wiara jest niezwykle istotną wartością.

    Wiele bym tu jeszcze mogła pisać o wartościach śląskich, o gwarze i nawet o RAŚ, ale nie chcę Ci tutaj, na Twoim blogu zakłócać tej radosnej atmosfery wyśmiewania się z Ślązaków, których szczytowym osiągnięciem jest rolada.
    Chciałabym tylko, żeby czytelnicy tego bloga mieli świadomość, że Ślązacy to nie tylko prymitywy w stylu Tomczykiewicza i Kutza, a ludzie, którzy głosowali na RAŚ nie marzą o oderwaniu od Polski, tylko chcą, żeby ktoś wreszcie potraktował poważnie tę ich "małą ojczyznę" i chcą być tak samo dowartościowani jak Kaszubi.

    OdpowiedzUsuń
  14. @Ginewra
    Ginewro droga, co to znaczy poważne potraktowanie Śląska?
    Ja bardzo doceniam wartość regionalizmów w języku i tradycjach, ba, uważam że to skarb dla polskości. Obrony polskości. Nie bez powodu "Solidarność" tak znakomicie funkcjonowała jako związek regionów, a nie wedle podziałów branżowych czy administracyjnych. Także "nasze" obszary w wyborach to właśnie regiony z przewagą rdzennej ludności. Z własną gwarą, folklorem, pobożnością, rodzinnością, chlubną przeszłością. Nikt z nich nie domaga się autonomii ani "poważnego" traktowania. Nie rozumiem, czego właściwie chce Śląsk i na czym polega według Ciebie jego krzywda. No a Toyah przecież nie pisał o samej śląskości, tylko o cwaniakach, którzy zawładnęli naszymi wyobrażeniami o niej.

    OdpowiedzUsuń
  15. @Toyah

    Wydaje mi się bardzo, że to o czym napisałeś to dalsza część szeroko zakrojonego planu likwidacji polskości i republikanizmu, poprzez antagonizowanie regionów o swojej indywidualnej tradycji.
    Pewnie jeszcze sporo usłyszymy o krakowskich centusiach i poznańskich pyrach.
    Pierwszym procesem homogenizacji jest rozbijanie dużych grup, tutaj - Polacy, na mniejsze, choćby etniczne. Następnie tworzenie pozornych konfliktów, by na końcu rozmyć wszystko w zhomogenizowanej, odpaństwowionej Europie.
    Jak to pisał Rymkiewicz - cudowny i wiecznie żywy plan Rosy Luksemburg.
    Podobnie dzieje się w Belgii, również w Hiszpanii.
    Wiele małych społeczności to lepsza kontrola i manipulacja.

    Jakoś tak nietypowo, tylko Niemcy się jednoczą, zwierają szyki i albo dogadają się z Francuzami, albo ich wykończą (mało prawdopodobne), a będą mieli całą słabą rozbitą Europę u stóp.

    Oto do czego mogą prowadzić rozmyślania o Ślązakach.

    OdpowiedzUsuń
  16. @Marylka
    Chyba nie. Ona jest Ślązaczką, ale nie sądzę, żeby to jej nazwisko się tak transformowało.
    Swoją drogą, to ciekawe, jak ona ostatnio została znielubiana. A każdy dzień przynosi nowe emocje.
    Czytałaś wywiad z nią dla Rzepy?

    OdpowiedzUsuń
  17. @Ginewra
    Z Tobą akurat nam m tyle duży kłopot, że od początku byłaś jedną z paru osób, ze względu na które ten tekst miał w ogóle nie powstać. Ale też jedną z osób, ze względu na które ja - powinnaś to była zauważyć - ja nie propagowałem na temat Ślązaków jakichkolwiek stereotypów. Ani jedno zdanie z mojego tekstu nie informuje w sposób autorytatywny o tym, jacy są Ślązacy. Ja tylko piszę, ze jest coś takiego jak tradycyjne ślązactwo i ja go z dość irracjonalnych powodów nie lubię. I że to u mnie prowadzi do takich stanów, że kiedy ja widzę jakieś paskudne zachowania, a ich autorem jest ktoś o nazwisku Nowok na przykład, reaguję nerwowo. I tyle. Tak mam. I tyle.

    OdpowiedzUsuń
  18. @jazgdyni
    Co za bzdura! Do tego że Ślązacy uważają się za na tyle lepszych od innych, że chcą dla siebie specjalnego statusu, doprowadziło nasze nadmierne rozmyślanie o nich? Myśmy tu o nich za dużo rozmawiali i z tego się zrodził Ruch Autonomii Śląska? To przez nasze nadmierne rozmyślanie o nich, Ślązacy uznali, że Polacy z PiS-u zamordowali im panią Basię? I to przez nasze nadmierne zainteresowanie ich kulturową odrębnością, oni gremialnie dziś popierają Platformę?

    OdpowiedzUsuń
  19. @toyah
    Chyba niepotrzebnie zaatakowałeś jazgdyni. Wyraził się może niefortunnie w końcowym zdaniu pisząc: "Oto do czego mogą prowadzić rozmyślania o Ślązakach" zamiast "Oto do jakich wniosków doprowadziły mnie moje rozmyślania o Ślązakach".
    Zwykłe nieporozumienie.

    OdpowiedzUsuń
  20. @kazef
    Przede wszystkim, ja go nie atakuję. Normalnie gadamy. Jednak nie dałbym głowy że masz rację. Ale kto wie? Może on chciał tak. Ja już mu kiedyś napisałem, że ten jego statek się za bardzo kołysze. Potwierdził.

    OdpowiedzUsuń
  21. Marylko

    Najpierw piszesz - zgodnie z intencją Toyaha - że nazwiska Kuczok, Durczok i Piekorz brzmią dla Ciebie obleśnie. Nie wiem, czy samo brzmienie tych nazwisk jest dla Ciebie tak przykre, czy ma związek z konkretnymi osobami, które te nazwiska noszą? Ja na przykład w odniesieniu do osób wymienionych przez Toyaha mam odczucia podobne, ale nie ze względu na ich nazwiska, ale postawy, które prezentują.
    Może dlatego, że znam osobiście wielu Poloków i Nowoków, którzy są bardzo porządnymi i miłymi ludźmi.
    Czy komuś poważnemu przyszło do głowy, aby piętnować Górali za to, że mają nazwisko Bułecka?

    Co do regionalizmu, to ja widzę w tym zjawisku ogromną wartość, a nie jakieś chęci separatystyczne. Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego tak się u nas ceni odrębność regionalną Górali, Kurpiów czy Kaszubów, a jak się mówi o Ślązakach to często się przywołuje taki streotyp, że to tacy pół-Niemcy, którzy chcieliby przyłączenia do Reichu, a Polska jest im zupełnie obca.
    Jest to stereotyp kłamliwy, stworzony na potrzeby PRL-owskiej propagandy, ale niestety funkcjonuje, o czym świadczą nawet komentarze pod tym wpisem.

    Jednym z elementów śląskiej tożsamości jest poczucie krzywdy. Wiele by o tym pisać, skąd się wzięło - ma to zjawisko tradycję wielowiekową (jak zechcesz, mogę Ci przysłać swój artykuł na ten temat). Zostało to poczucie spotęgowane w czasach PRL-u i znalazło swój wyraz także w III RP.
    Śląsk po latach bandyckiej eksploatacji staje się dzisiaj obszarem zdegradowanym. Zamykając kopalnie (często wbrew rachunkowi ekonomicznemu, chociaż oczywiście oficjalna propaganda mówi, że wszystkie kopalnie są nierentowne i "państwo" do nich dopłaca), odbiera się ludziom godność, a dla górniczych rodzin godność i związany z tym etos pracy są bardzo istotnym składnikiem ich tożsamości.
    Dlatego ci ludzie w swojej rozpaczy zwracają się ku takim inicjatywom jak RAŚ, bo czują się opuszczeni przez polityków, których wybrali do Sejmu. Wszyscy ci śląscy posłowie nie zastanowią się ani chwili nad rzeczywistą potrzebą zamykania kopalń, bo ważniejsze jest, aby cały polski przemysł energetyczny uzależnić od rosyjskiego gazu. Czy ktoś się w ogóle zająknie, że wszystkie nowe inwestycje w polskich elektrowniach są przewidziane na gaz, a nie na węgiel, którego mamy pod dostatkiem?
    To, co się stanie z całymi rodzinami po zamknięciu kopalń, nikogo nie obchodzi. Tylko z okazji Barbórki lub wyborów przypominają sobie o Śląsku politycy i pochylają się ze zrozumieniem nad ciężką pracą górników oraz obiecują, że kopalnie nie będą zamykane, a potem robią swoje.

    Nie chcę się, Marylko, tak bardzo rozpisywać, ale możesz mi wierzyć, że Ślązacy nie domagają się uznania swojej kultury, języka i tożsamości z jakiegoś poczucia wyższości, a wprost przeciwnie. Śląskość i polskość nie są względem siebie antagonistyczne, ale wzajemnie się dopełniają.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja właśnie słówko o polskości. Oprócz osobistego uczestnictwa w mszy św. niedzielnej lubię wysłuchać mszy radiowej o 9 rano. Jest ona transmitowana z Bazyliki św. Krzyża w Warszawie przez pr. 1 PR (oraz RM - retransmisja). Zapraszani są celebransi związani tematycznie z aktualnymi wydarzeniami w Kościele w Polsce i nie tylko. Zyskuję więc poczucie większego i lepszego uczestnictwa w tymże kościele. I tak wczoraj był Dzień Solidarności z kościołem na Wschodzie. Dodatkowo 85 rocznica śmierci Władysława Reymonta, którego serce spoczywa w tamtejszej Bazylice. Mszę sprawował jak i homilię wygłosił bp. Józef Zawitkowski z Łowicza. Wspaniałe wypisy z literatury. POLSKIEJ literatury (polecam poniżej). Przypomniał m.in. męczenników pratulińskich i inne liczne prześladowania Polaków na wschodzie choćby przez bolszewików. Jak ta polskość krzyżami się mierzy. I tak mi się to jeszcze skomponowało pięknie z ,,Nadberezyńcami" Czarnyszewicza, do czytelników a zarazem miłośników których dołączyłam w weekend.

    http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=23836

    Pozdrawiam Wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
  23. Toyahu

    Zrobiłeś mi ogromną przykrość tym tekstem.
    Jak wiesz, jestem i czuję się Ślązaczką, chociaż nie mówię gwarą,nie mam śląskiej intonacji, nigdy nie miałam typowo śląskiego nazwiska i nawet nie gotuję co niedziela rosołu i rolady z kluskami. Bo te zewnętrzne symptomy śląskości, które opisałeś w swoim felietonie, są doprawdy drugorzędne i przykro mi, że nie dostrzegasz w Ślązakach żadnych innych wartości.

    Największą pretensję mam, jak już wcześniej pisałam, o tego Kuczoka. Ja nawet rozumiem ten Twój koncept. Przeczytałeś artykuł w GW, nazwisko zazgrzytało Ci nieprzyjemnie jak te wszystkie z sufiksami -ok, -orz, -ol, no i dalej już Ci tak naturalnie wyszedł temat Śląska. A to, że poglądy Kuczoka nie mają absolutnie nic wspólnego z jego pochodzeniem, a wprost przeciwnie - są emanacją lansowanego przez postępowe siły światopoglądu i chęcią wpisania się do warszawskiego salonu, to Ci nie przeszkadzało i nawet pozwoliło Ci wysnuć tezę, że antyklerykalizm Kuczoka ma związek z antypolskością mającą jakoby źródło w śląskim separatyzmie.

    Nie zabierałabym głosu w tej sprawie, gdyby nie to, że zmartwił mnie odbiór stałych czytelników tego bloga. Wiesz dobrze, że bierzesz odpowiedzialność za słowo. Jak piszesz taki tekst, do Warszawskiej Gazety, to wyrażasz pogardę do ludzi, obok których żyjesz od tylu lat i przyłączasz się chcąc nie chcąc do medialnej propagandy.

    Nikt nie wymaga od Ciebie, żebyś się identyfikował z śląskością, ale żebyś wykazał minimum szacunku dla Ślązaków, kiedy wyrażasz swoje opinie na zewnątrz.

    Nie rozumiem zupełnie Twojej postawy, bo ja na przykład uwielbiam lokalny koloryt Górali, mieszkańców Podlasia, Lubelszczyzny czy Wielkopolski. Jeżeli zanegujemy tradycję wynikającą z zakorzenienia, to zanurzymy się w magmie postpolityki.

    OdpowiedzUsuń
  24. Radio Maryja w swej wędrówce po ziemi polskiej przprowadza z jej różnych zakątków transmije. W ten sposób umożliwia mieszkańcom poszczególnych regionów podzielenie się z Ogółem nie tylko własną wiarą, ale i kulturą. I tak stara się łączyć Polaków, chociażby pozwalając im nawzajem poznać się.

    11 października tegoż roku zawitało do Zabrza do parafii św. Anny. Na początku takiego spotkania (tu zaczyna się ok. 7 minuty) jest program artystyczny. Młody człowiek przemawijący płynnie to gwarą śląską to piękną polszczyzną opowiedział po krótce, ale też merytorycznie burzliwe dzieje tej ziemi. Rozpoczął przedstawiając się ,,jako Polak, obywatel Rzeczypospolitej, spadkobierca kultury szlacheckiej" a zarazem ,,Ślązok, mieszkaniec ziemi co jest fest pokrzywdzona, ale nie zatraciła swojej polskości i umiłowania tradycji".

    Słuchałam na żywo krzątając się po kuchni (tak zazwyczaj słucham) i zachywciłam i treścią i formą. Temat dotąd mało mi znany poruszył i zmusił do refleksji. Na potrzeby bieżącej dyskusji odgrzebałam (poniżej) i z miłą chęcią posłuchałam jescze raz. Serdeczności Wszystkim.

    http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=23194

    OdpowiedzUsuń
  25. @Gemma

    Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  26. @Ginewra

    Nie ma sprawy. Nasz Bóg posyła nam przecie Ducha Jedności.

    OdpowiedzUsuń
  27. @Ginewra, cz1

    Tak się jakoś porobiło, że gdy ktoś niezbyt pochlebnie mówi o tym, co dla nas drogie i w czym wyrośliśmy, to czujemy się rozdrażnieni i jakoś tam lekceważeni. Być może, gdyby ktoś postponował moją ukochaną Wielkopolskę, to też reagowałbym w sposób, któremu dała Pani wyraz w swoich komentarzach. Krótko mówiąc rozumiem (ujmując rzecz „po naszymu”), że mo Pani reche na Toyaha, bo tyż ćpnuł się szczun na temat, że godać o nim to istne trzy światy, a wyglundo na to, że robi sobie z tegu szpasy.

    Z drugiej strony, po powtórnym przeczytaniu tekstu Toyaha można dojść do wniosku, że „śląskość” Kuczoka jest dla niego jednak pretekstowa. Oprócz tego zaś, poza – jak sam autor wskazuje – irracjonalnymi powodami niechęci do tego co śląskie, nie ma w jego spojrzeniu na Śląsk i Ślązaków niczego, co uprawniałoby nas do twierdzenia, że nasz Gospodarz widzi w miejscu swego zamieszkania „dziki kraj i dzikie obyczaje” – przynajmniej nie bardziej „dziki” niż wspomniana wcześniej Wielkopolska, albo Podkarpacie.

    Wspomniała Pani o stereotypach, które dla Ślązaków bywają bolesne. My (tzn. Wielkopolanie) mamy podobnie. I podejrzewam, że powód dla którego boleśnie odczuwamy opinie na nasz temat, jest dokładnie taki sam: czujemy się jakoś odrzucani przez resztę Polski. Jest to poczucie irracjonalne i jednocześnie głęboko w nas tkwiące.
    Kiedyś na blogu Brixena opowiedziałem pewną historię, którą w związku z powyższym chciałbym także w tym miejscu przytoczyć:

    OdpowiedzUsuń
  28. @Ginewra, cz2

    Mój kolega, ksiądz, jakiś czas temu wybrał się ze swoją parafialną, poznańską młodzieżą, na
    wycieczkę rowerową po – nomen omen – Podlasiu. Nocowali w tamtejszych parafiach, bardzo gościnnie zresztą podejmowani. W jednej z parafii, gospodyni proboszcza - bardzo zacna, starsza kobieta - nie mogła się nadziwić, że i ksiądz dobrodziej poznański, a także poznańska młodzież, tak dobrze polskim językiem władają.
    "W Poznaniu to sami Niemcy przecież i po niemiecku tylko gadają" - mówiła.
    "Jacy Niemcy? - protestowali Poznaniacy - jesteśmy Polakami z dziada pradziada!"
    "Tak? - ośmieliła się wątpić gospodyni, która wcześniej słyszała w jaki sposób młodzi ludzie do siebie (często po nazwisku) się odzywają - To powiedzcie jak się nazywacie?"
    I tym pytaniem wpędziła gości w dość dużą konfuzję, bo tak akurat się złożyło, że wśród uczestników wycieczki przeważały swojskie na naszych terenach nazwiska typu: Miler, Schulz, Handke, Schwanke, Schmidtke...
    Gospodyni tryumfowała.

    Cóż... My Poznaniacy już tak mamy, że albo widzi się w nas Niemców, albo groszorobów, albo sztywniaków, albo tępych, posłusznych tchórzy ("Dlaczego w poznańskim, w czasie okupacji nie było konspiracji? Bo była zakazana! Ha!Ha!"), albo w końcu potulnych i plastycznych sługusów SB-cji - ale rzadko widzi się w nas zwyczajnych, niechby nawet chamskich, niechby nawet głosujących na PO - Polaków. Mówię o tym nie dlatego by się żalić (Poznaniacy do takiego traktowania zdążyli się przyzwyczaić), lecz po to by uświadomić nie-poznaniakom, że to swoiste poczucie odrzucenia jest - jak sądzę - istotnym składnikiem naszej, poznańskiej (wielkopolskiej) tożsamości. I wcale nam z tym składnikiem nie jest dobrze.

    Myślę, że podobnie czują Ślązacy i właśnie temu dała Pani wyraz. Nie mnie sądzić, czy RAŚ jest dobrym pomysłem, by z tym poczuciem odrzucenia sobie poradzić. Warto jednak zdawać sobie sprawę z tego, że jeśli mówimy o poczuciu odrzucenia komuś kto nie jest Ślązakiem czy Wielkopolaninem, to ów ktoś zrobi wielkie oczy i chyba niewiele z tego zrozumie. A wyjaśnić tę sprawę nie jest łatwo, bo tłumaczyć trzeba „od Adama i Ewy”.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  29. @Don Paddington

    Ja osobiście nigdy żadnego poczucia odrzucenia czy inności nie zaznałam, ale rzeczywiście wśród Ślązaków takie postawy występują, szczególnie wśród ludzi mówiących gwarą. Często czują się oni gorsi, dlatego że nie potrafią się wysłowić polszczyzną ogólną, a nawet jak się starają, to jest to takie obciachowe jak u posła Tomczykiewicza czy trenera Piechniczka.

    Jeżeli chodzi o Ruch Autonomii Śląska, to nie jest to najlepsza inicjatywa, a już szczególnie fatalna jest sama nazwa.
    Cała histeria medialna, jaka się rozpętała po tym, jak kilku przedstawicieli RAŚ dostało się do Sejmiku Śląskiego, jest natomiast grubo przesadzona.
    Ja tylko chciałam zaznaczyć, że ludzie glosujący na RAŚ często robią to z rozpaczy i zniechęcenia dotychczasową polityką.
    Rozumiem też doskonale motywację PiS-u w Chorzowie w sprawie sprzymierzenia się z RAŚ, aby odsunąć nieudolnego prezydenta Kopla, który razem ze swoją kliką zarządza miastem już 12 czy nawet 16 lat. Jak patrzę na postępującą degradację tego miasta, to serce mi się kraje i byłabym w stanie zagłosować nawet na PO, byle by wyrwać to miasto wreszcie z tego marazmu.
    Postrzeganie RAŚ jako samego zła jest nieuzasadnione, bo mają oni w swoim programie walkę o rozwój śląskich miast, a głosy separatystyczne są tam drugorzędne, chociaż oczywiście medialnie najbardziej nośne.
    Dlatego ja bym tak bardzo nie potępiała pani poseł Nowak, jak to zrobił Toyah.

    OdpowiedzUsuń
  30. Toyahu, ja mówiłam dokładnie o tych ludziach ze Sląska, którzy wyjechali do Niemiec. Oni tacy właśnie są jak napisałam. Natomiast nie piszę nic na temat ślązaków żyjących w Polsce ,bo najzwyczajniej nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  31. @Toyah

    Kazef ma rację, źle się wyraziłem.

    OdpowiedzUsuń
  32. @Ginewra
    Kuczok, Uszok i Durczok są dla mnie tak obleśni, że to się przenosi na nazwiska. Tak jak niektóre imiona,źle mi się kojarzące, czasem z nieżyjącą już osobą (imion nie będę wymieniać, żeby kogoś nie urazić). Toyah akurat trafił w moje odczucia. Jakby napisał coś złego o Bułecce, to bym się obruszyła, bo mnie się to nazwisko kojarzy z przepiękną muzyką. Coś w tym jest, że człowiek uszlachetnia albo obrzydza i ośmiesza swoje nazwisko.

    OdpowiedzUsuń
  33. @Toyah

    Autorze drogi, Ty czasem piszesz takie teksty, że ja muszę w połowie przerwać, i i wyjść na fajkę. Bo mnie trzepie ze złości, i też z bezsilności. Bo jak się samemu nosi taką boleść, a Ty ją tak jeszcze sformułujesz, że klękajcie narody, no to eksplozja grozi.

    Melduję z Dolnego Śląska.

    Tu miejscowy oddział Gazety Wyb. wylansował taką modę, że się jest Dolnoślązakiem. W wydaniu regionalnym dawali taką nalepkę na auto, czarny orzeł, z napisem "jestem Dolnoślązakiem". Orzeł może i był Piastów śląskich, ale kropka w kropkę jest jak orzeł Bundesrepubliki. Przed urzędami we Wrocławiu wisi na masztach flaga z takim. Może żeby obywatel już nie miał złudzeń.
    Poprawności historiograficznej strzeże we Wrocławiu Instytut Willi Brandta, administracyjnie podlegający Uniwersytetowi Wrocławskiemu. Finansowany po całości ze środków niemieckiego MSZ.
    Tak tu się zadbało o infrastrukturę, że do Berlina się jedzie samochodem trzy godziny tempem nieśpiesznym, a do Warszawy dzień cały. Z kolejami jest tak, że tyle samo czasu wychodzi.
    To jest w ogóle dziwne miasto, ten Wrocław. Jeszcze ten desant ludzi z Wrocławia w bandzie Tuska.
    Już dość o tym, bo mnie krew zaleje.
    Po mojemu, tak się to odbędzie. Granice administracyjne pozostaną stare, ale to już nie będzie Polska. Powoli, powoli ... Sprawy grubsze załatwić do Berlina się pojedzie. Nie do Warszawy.

    Przyznaję, że tekst Twój przeczytałem do połowy, a komentarzy wcale, ale teraz nadrobię, bo mi trochę ulżyło, jak to napisałem.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  34. @Toyah
    Rzeczywiście Kluzikowi się dostaje. Na s24 nazywają ja panią od przedszkoli i znęcają się nad jej urodą. Na razie wciąż zdrada nie jest darzona szacunkiem.

    OdpowiedzUsuń
  35. @tayfal
    To dobrze że Cię rozwścieczyłem. Wściekłość jest jak miód.

    OdpowiedzUsuń
  36. @tayfal

    Dobrze, że to napisałeś.
    W Opolu jest jeszcze gorzej.

    O kulisach pewnych spraw dowiemy się pewnie po latach. Tak jak Czesi i Słowacy po latach się dowiedzieli, że podział ich kraju został sfinansowany z Berlina.
    Ktoś pamięta jakie były naciski zza Odry, żeby Opolskie było osobnym województwem?
    Warto, że zajrzeć na stronę RAŚ. Jakież oni mają wspaniałe kontakty z niemieckimi landami...

    OdpowiedzUsuń
  37. @tayfal

    Dobrze, że to napisałeś.
    W Opolu jest jeszcze gorzej.

    O kulisach pewnych spraw dowiemy się pewnie po latach. Tak jak Czesi i Słowacy po latach się dowiedzieli, że podział ich kraju został sfinansowany z Berlina.
    Ktoś pamięta jakie były naciski zza Odry, żeby Opolskie było osobnym województwem?
    Warto, że zajrzeć na stronę RAŚ. Jakież oni mają wspaniałe kontakty z niemieckimi landami...

    OdpowiedzUsuń
  38. Kiedys ty jeszcze latal osiejuk z rubaszka w zebach i golym przyrodzeniem na wierzchu u ciebie na scianie wschodniej, Slask byl juz dawno europejski.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...