Czytelnicy bloga, który prowadzę od paru już lat, znają tę moją wstydliwą tajemnicę, że jestem osobą kiepsko oczytaną i ten brak oczytania już tylko się pogłębia. Owo pogłębianie polega na tym, że o ile kiedyś, jeszcze w latach młodzieńczych, czytałem dużo, to w kolejnych latach zacząłem ograniczać się coraz bardziej do gazet, by ostatnio już nawet nie czytać nawet tych cholernych gazet. Wygląda na to, że ostatnio sytuacja stała się do tego stopnia dramatyczna, że jedyne teksty jakie przyjmuję, to te, które sam piszę, a i nawet to bardzo pobieżnie. I oto, proszę sobie jednak wyobrazić, ostatnio się ni stąd ni z owąd bardzo rozczytałem i dzisiejszy mój komentarz będzie swoistym przeglądem lektur.
Zaczęło się od tego, że otrzymałem zlecenie przetłumaczenia tekstu amerykańskiego autora Georga Friedmana, na temat geopolitycznej sytuacji krajów naszego rejonu, a więc Ukrainy, Rumunii, Mołdawii, Turcji, no i Polski. Friedman jest mi autorem oczywiście nieznanym, ale ponieważ, jak się dowiaduję, jego prace są przetłumaczone i do kupienia i w Polsce, muszę przyznać, że ta moja nieznajomość jest wyłącznie konsekwencją wcześniej wspomnianego nieoczytania. Zwiedza więc Friedman nasze okolice i w formie ni to dziennika, ni to historycznej rozprawki, ni to wreszcie rozprawy publicystycznej, przedstawia, jak on sobie wyobraża naszą obecną i przyszłą sytuację przy założeniu, ze wszyscyśmy się znaleźli w rosyjsko-niemieckich kleszczach i jest to stan, z którego prostego wyjścia nie ma. Niezwykle ciekawe są te teksty. Ja je tłumaczę na język polski, no i przy okazji sobie czytam.
Co więcej? A więc w międzyczasie, zdarzyło mi się też przeczytać artykuł w Rzeczpospolitej informujący nas o tym, że polski rząd, ze szczególnym uwzględnieniem ministra Rostowskiego, doprowadza Polskę do całkowitej finansowej zapaści, i że właśnie w związku z tym faktem, został ostatnio bardzo brutalnie zaatakowany przez trzech poważnych ekonomistów, na czele z Leszkiem Balcerowiczem. Akurat – muszą to tu zauważyć – jeśli idzie o niego, to dla mnie on jest poważnym ekonomistą o tyle o ile, ale ponieważ sprawa dotyczy środowiska, gdzie on poważnym ekonomistą oczywiście jest jak najbardziej, przyjmuję tu jego opinie poważnie.
Wreszcie, gdyby ktoś myślał, że ja wyłącznie albo czytam gazety, albo oglądam kolorowe fotografie z komentarzami poniżej, albo przeglądam jakieś teksty z Sieci, i się tym głupio chwalę, pragnę zauważyć jeszcze, że oprócz tego, przeczytałem coś prawdziwego. Mianowicie książkę. Otóż pani Toyahowa nagle sobie przypomniała o tym, że my chyba mamy w domu książkę Czesława Bieleckiego, wydaną jeszcze w roku 1990, a zatytułowaną „Z celi do celi – Listy do żony”. Po pewnych wytężonych poszukiwaniach, książka została odnaleziona, no i stąd się ostatecznie wzięło to, że ją wziąłem do ręki i przeczytałem.
A więc oto mamy trzy teksty, które jakimś niezwykłym trafem przeczytałem niemal w jednym czasie, i które, jeszcze jakimś bardziej niezwykłym cudem, sprowadziły się w mojej głowie do jednej ponurej i bardzo bolesnej refleksji. Refleksji o tym, że przyszedł czas, kiedy zacząć się wstydzić, to już i tak, jak na stan, do jakiego jako społeczeństwo daliśmy się doprowadzić, stanowczo za mało. A więc dziś o tym. O nas i o tym wstydzie, który udajemy wciąż, że nas nie dotyczy.
Zacznę od Rzeczpospolitej. Informacja podana przez ów dziennik, z powołaniem się i na tych trzech ważnych gospodarczych ekspertów, ale przecież nie tylko, mówi nam, że polski dług publiczny rośnie w bardzo szybkim tempie z dnia na dzień, a obecnie sięga już ponad 700, a może już prawie 800 miliardów złotych. Ja się kompletnie nie znam na tych sprawach, ale za to wiem, co to jest dług publiczny. Otóż dług publiczny to jest coś takiego jak dług osobisty, tyle że w skali państwa. Jeśli ja i moja rodzina jesteśmy zadłużeni w bankach, to dlatego, że w pewnym momencie zaczęliśmy wydawać więcej, niż zarabiać. Dopóki te kredyty spłacamy, nie jest najgorzej. Natomiast jeśli zamiast je spłacać, tylko ich sumę zwiększamy, zaczyna się robić niebezpiecznie, bo na końcu tej przygody jest zawsze już albo sznur, albo coś bardziej naturalnego. Jak się okazuje, Polska – jak twierdzą wspomniani specjaliści, z winy obecnego rządu – zmierza w stronę tego sznura, tyle że w skali całego narodu, a nie jednej biednej rodziny, zadłużonej przez nieroztropnego tatusia. Oto co przeczytałem w Rzeczpospolitej. Dla sprawiedliwości oceny i właściwego porządku, muszę dodać, że minister Rostowski twierdzi, że nie ma powodów do niepokoju, bo on ma na wszystko oko. Premier Tusk oczywiście się z tą oceną swojego ministra jak najbardziej zgadza.
Teraz o tym Amerykańskim publicyście. Otóż Friedman – powołując się na historię tej części świata i najróżniejsze precedensy – twierdzi, że nadzieje wyrażane przez niektórych, jakoby Niemcy nie miały w stosunku do Polski i innych krajów regionu złych intencji, natomiast Rosja była zbyt słaba, więc również wystarczająco łagodna, żebyśmy się mieli nią przejmować, to wyłącznie bezmyślna naiwność. Że bez silnej koalicji, o której kiedyś daremnie marzył Piłsudski, kiedy tworzył swoje plany odnośnie Międzymorza, zarówno Polska, jak i Ukraina, czy inne kraje skazane są na ostateczne skolonializowanie, tyle że w nowoczesnym, jak najbardziej politycznie akceptowalnym opakowaniu. Friedman zwiedził nasze kraje, spotykał się z ludźmi, dziennikarzami i z przedstawicielami władz i doszedł do wniosku, że sytuacja jest już naprawdę bardzo nerwowa. I że najwyższy już czas zacząć krzyczeć. Niezwykłe są te jego relacje. Kto ma ochotę, będzie mógł się z nimi zapoznać już niedługo na stronie http://www.geopolitics-europe.com/. Jeśli idzie o mnie, właśnie kończę tłumaczenie fragmentu o Polsce. Oto co pisze Friedman:
„W chwili obecnej Polska ekonomicznie radzi sobie niezwykle dobrze. Gospodarka się rozwija, i nie ma wątpliwości, że, jak na dziś, kraj ten jest liderem spośród wszystkich byłych państw satelickich. Jednak okres, gdy z Unii Europejskiej do Polski płynie strumień pomocy, nieuchronnie zbliża się ku końcowi, a już zza rogu wyłaniają się problemy choćby z systemem emerytalnym. Zdolność Polski do utrzymania swojej gospodarczej pozycji w skali Unii Europejskiej w najbliższych latach zostanie poddana poważnemu wyzwaniu. I wtedy może się zdarzyć, że kraj ten zostanie przesunięty do pozycji klienta.
Nie wydaje mi się, by Polacy mieli cokolwiek przeciwko temu, by zostać klientem, pod warunkiem, że będzie się ich dobrze i uczciwie traktować. Problem polega jednak na tym, że Niemcy, podobnie jak inne główne państwa Unii ani nie dysponują możliwościami, ani też nie bardzo im zależy na tym, żeby dbać o peryferie Unii akurat w stylu, który by owym peryferiom odpowiadał. Jeśli Polsce podwinie się noga, zostanie potraktowana przy użyciu dokładnie tych samych systemów kontroli, jakie zostały nałożone na Irlandię. W trakcie naszej rozmowy, pewien przedstawiciel polskich władz stwierdził, że dla niego tego typu perspektywy nie stanowią problemu. Kiedy wspomniałem o możliwej utracie przez Polskę suwerenności, odpowiedział, że są różne rodzaje suwerenności, i że na przykład utrata suwerenności budżetowej nie koniecznie musi oznaczać ograniczenia suwerenności państwowej.
Powiedziałem mu na to, że moim zdaniem on nie dostrzega wagi problemu. Zachowanie przez państwo prawa decyzji co do kształtu systemu podatkowego, czy dystrybucji pieniądza stanowi esencję państwowej niepodległości. Jeśli polskie państwo utraci te narzędzia, jedyne co mu pozostanie, to ewentualnie możliwość ogłaszania Ogólnopolskiego Miesiąca Kręcenia Lodów i podobnych obchodów. A wówczas inne kraje, zwłaszcza Niemcy, zajmą się za Polaków sprawami ich obronności, edukacji i całej reszty. Jeśli umieścimy budżet poza procesem demokratycznym, słowo ‘suwerenność’ można wyrzucić do kosza.”
A więc przetłumaczyłem ten fragment i na chwilę zaniemówiłem. Ktoś pomyśli, że pewnie z powodu tych lodów. To akurat też, bo to – przyznać trzeba – zbieżność niezwykła. Jednak to co na mnie zrobiło już autentyczne wrażenie, to ten „przedstawiciel polskich władz”. Ciekawe, prawda? Oto człowiek – jeden z tych ludzi, jeden z nich – przychodzi, i na uwagę o możliwej utracie przez Polskę suwerenności mówi, żeby mu nie zawracać głowy, bo przecież suwerenność suwerenności nierówna. Oni – Polak z Amerykaninem – sobie tam jeszcze przez jakiś czas rozmawiają, i jest nie mniej ciekawie, ale na razie to powinno nam wystarczyć. Resztę niedługo proszę czytać tam, gdzie prowadzi powyższy link.
No i wreszcie Czesław Bielecki. Ja o tym, kim jest Bielecki wiedziałem już znacznie wcześniej, jeszcze zanim on postanowił wystartować przeciwko Hannie Gronkiewicz-Waltz w wyborach na prezydenta Warszawy. I ta moja wiedza, mimo najróżniejszych kryzysów, kazała mi zawsze wierzyć, że jest on osobą wybitną. Dziś wpadliśmy na tę maleńką książeczkę z listami i oto czytam na okładce następującą informację: „Urodził się w 1948 r. w Warszawie. Architekt, grafik, publicysta, wydawca. Absolwent Politechniki Warszawskiej. Od 1979 r. współpracował z ‘Kulturą’ paryską, w której publikował pod pseudonimem Maciej Poleski. Autor ‘Ciągłości w architekturze’ i inicjator grupy twórczej ‘Dom i Miasto’. W 1982 r. założył podziemne wydawnictwo CDN. Będąc w konspiracji, założył z kolegami w 1984 r. spółkę projektową DiM’84. W 1986 r. przemycił z aresztu gryps z projektami na konkurs plakatu 40-lecia ‘Kultury’ i wygrał go. Więzień polityczny w latach 1968, 1983, 1985-86. W 1989 r. zainicjował powstanie spółki akcyjnej ‘Metropolis’, której celem jest rozwijanie terenów miejskich przez operacje nieruchomościowo-budowlane. Uczestnik Porozumienia Ponad Podziałami powstałego w 1989 r.”
No i są jeszcze różne osiągnięcia zawodowe i nie tylko, do roku 1990. O ewentualnej reszcie wiemy już skądinąd.
Ktoś powie, ze przecież to nic takiego. Weźmy takiego Lityńskiego, czy Wujca. Też mają nie byle jaką przeszłość. A Michnik? Ten to dopiero! Niech więc będzie i tak. Zajrzyjmy więc do środka. Cóż ten Bielecki tam pisze? To są, jak wskazuje sam tytuł, listy do żony, a więc w dużym stopniu osobiste adresy. Niemniej jest coś jeszcze. Bielecki w więzieniu czyta książki – strasznie dużo tych książek – uczy się języka angielskiego, tworzy jakieś słowniki, no i projektuje Warszawę. Nieustannie tworzy projekty architektoniczne Warszawy – „place, pasaże, rozbudowy budynków użyteczności publicznej”. Myśli wciąż o tej Warszawie i ją w swojej głowie i sercu zmienia. Żeby była piękniejsza i bardziej funkcjonalna. Warto wrócić do tej książki. Można w niej znaleźć człowieka niezwykłego. W pewnym sensie jedynego. Wyjątkowego. A ja sobie myślę, co z tego wszystkiego zostało w czasie niedawno przeprowadzonych wyborów na prezydenta Warszawy, w których Gronkiewicz –Waltz Bieleckiego rozgromiła? Rozpędziła go na cztery wiatry, jak jakiegoś przybłędę bez historii. Został tylko jakiś Czesław Bielecki – kandydat PiS-u. Człowiek – jakżeby inaczej! – Kaczyńskiego.
Warszawiacy uznali, że oni przyjmą wszystko – nawet tę kobietę; nawet ją; niech już będzie choćby i ona – byleby tylko nie jakiegoś pisiora. Niech szlag trafi wszystko. Niech to miasto diabli wezmą. Byle nie cholerny kaczysta. Mieszkam w Katowicach i mam swoje powody, żeby się za moje miasto wstydzić. Ale my tu mamy swojego Uszoka. On też był popierany przez Prawo i Sprawiedliwość. A tu, choć podobnie jak w Warszawie też się PiS-u nienawidzi – i tu uwaga do mojego kolegi Michała Dembińskiego – nikomu, poza najbardziej nieprzytomnej z nienawiści peowskiej młodzieży, nie przyszło do głowy o nim mówić, że to był kandydat PiS-u. Bo to nieprawda. Bo był Uszok, podobnie jak w Warszawie Czesław Bielecki, kandydatem niezależnym, tyle że przez PiS popieranym. Dlaczego? Bo zwyczajnie był najlepszy. I on wygrał, między innymi dlatego, że cokolwiek by mówić o Ślązakach, oni nie są samobójcami na gwizdnięcie. I my jakoś sobie z Uszokiem poradzimy. Warszawa natomiast przez kolejne cztery lata będzie musiała gnić pod rządami tej dziwnej kobiety. Warszawy sprawa. Mnie natomiast jest już tylko wstyd.
Podobnie jak mi jest wstyd za tych wszystkich, którzy już tak zgłupieli z tej durnej, bezdusznej propagandy, że im się stało już dokładnie wszystko jedno. Za tych, którzy, kiedy wyjdą któregoś dnia na ulicę i zostaną zaatakowani przez bandę pijanych żuli, którzy odbiorą im wszystko, co będą mieli przy sobie, a na dodatek każą im wrócić do domu po resztę, to oni posłusznie do domu wrócą, i za chwilę przybiegną i oddadzą im wszystko co mają. A jak któryś z nich powie „Przyprowadź pan jeszcze żonę i córkę”, to przyprowadzą. Byleby tylko ci żule ich zapewnili, że żaden z nich nie nazywa się Kaczyński, albo jakoś tak. Wstyd mi jak cholera. Czytam relację ze stanu polskiego wewnętrznego zadłużenia, słucham tego Amerykanina, jak mi opowiada, co się kotłuje w głowach przedstawicieli polskiego rządu, patrzę na tego Bieleckiego i na tę kobietę, która go rękoma Warszawiaków rozniosła w drobny mak, i wstydzę się.
Dziś dowiedziałem się, że polska prokuratura zbada sprawę niszczenia przez Rosjan wraku naszego samolotu. Tyle tylko, że – jak nas się lojalnie uprzedza – najpierw trzeba się będzie w tej sprawie skonsultować z prokuratorami rosyjskimi, żeby nam powiedzieli jak jest naprawdę. Rzeczpospolita doniosła, że Platformie wzrosło, a PiS-owi spadło. Igor Janke zameldował, że polska blogosfera się rozwija. Jest jak zwykle. Albo jeszcze lepiej – jak kiedyś. Szynka, panie. Szynka z drobiu. W opakowaniu zastępczym. Smacznego!
Powyższy tekst, tu w wersji nieco rozszerzonej, ukazał się w miniony piątek w Warszawskiej Gazecie
Nie wierze, że te wybory byly prawdziwe. Przecież rządzą nami gangsterzy, zamachowcy, mordercy i złodzieje. Co za problem sfałszować wybory. To juz naprawde mały problem. Wystarczy postawić jeden krzyżyk za dużo i głos nieważny.
OdpowiedzUsuńMi też jest trochę wstyd za tych Polaków, którzy ogłupieli od propagandy, hipermarketów, seriali i kart kredytowych; za ich poglądy i horyzonty myślowe. Może być tak jak powiedział gdzieś Grzegorz Braun, że polski naród jest narodem po lobotomii. I dlatego może jeszcze bardziej niż wstyd czuję straszny żal. Żal tych 1000 lat dumy, które teraz sprzeniewierzamy.
OdpowiedzUsuńCo do wyborów, to - oczywiście nie mam dowodów, ale podobnie jak Różowa_Pantera nie wierzę, że nie były fałszowane. Fałszuje się sondaże, a także wybory. Tak zawsze robi władza absolutna. Tym bardziej taka, którą po odsunięciu mogłyby spotkać dotkliwe kary za zdradę stanu. Jedno tylko zastrzeżenie. Akurat w Warszawie wynik jest całkiem realny. Rozmawiałem tam z wieloma ludźmi i niestety tak to właśnie wygląda, jak opisał Toyah.
Te 2 powyższe sądy nie muszą być sprzeczne. Chodzi mi o to, że poparcie dla ewidentnych zdrajców z PO jest w Polsce rzeczywiście niewytłumaczalnie idiotycznie wysokie. Tylko - moim zdaniem - nie aż tak wysokie, by bez problemu wygrywali wszystkie wybory. Władza musi jednak podtrzymywać wrażenie miażdżącej przewagi, bo bardzo wielu Polaków to lemingi, które odwrócą się od PO i pójdą za większością, o ile tylko ktoś im to wszystko wytłumaczy we w miarę prosty do ogarnięcia sposób. Ale media trzymają z władzą i koło się zamyka.
@Różowa_Pantera
OdpowiedzUsuńMoże i tak. Jednak wolę w to nie wierzyć.
@filozof grecki
OdpowiedzUsuńKiedyś, kiedy jeszcze tu komentował, nasz kolega LEMMIMG napisał, że jeśli faktycznie doszło już do tego, że oni fałszują wybory, to już po nas.
OdpowiedzUsuńZ punktu widzenia reguł geopolitycznych, politycy znaleźli się w pułapce sił całkowicie zewnętrznych i, na dłuższą metę, mają do dyspozycji bardzo mało opcji.
Wetują to sobie z nawiązką cybernetyką społeczną, wytwarzaniem "nowego człowieka", i manipulowaniem nim. Paręnaście lat nie byłem w Kraju, potem pytano się mnie jak mi się podobają zmiany, i oburzano na odpowiedź, że żadnych znaczących zmian nie widzę. Czy bowem dodatkowa kupa kamienia tu czy tam to już są te "zmiany"?
Więcej sklepów to dobra rzecz, za to asortyment i ceny to jakaś ponura farsa. Więcej dróg to dobra rzecz, za to 6x tyle aut i obłędny ruch to zniszczenia i koszty, jakie teraz trzeba ponosić. Po starych torach jeżdżą stare składy wagonów, za to z nowym lakierem, i nowym logo. Elektrownie nowe budowano ostatnio za Gierka, kiedy to wybudowano zdaje się, całe cztery sztuki. Reszta elektrowni polskich ma pół wieku, albo więcej. Węgla rwie się mniej, cynku wytapia się mniej - to dobrze. Za to Huta Baildon i Huta Pokój jakoś nie sprzedają w świecie więcej jakościowej stali - to źle, bo na stali V2A, s2-10, 410, UHSS/AHSS się zarabia. Bez stali nie byłoby naszej cywilizacji. Kto ją potrafi wytwarzać tanio i sprawnie, tan panuje nad swoim terytorium, czasem nad sąsiadami, czy nawet całym kontynentem, a jak nawet sprzedaje za granicę, to zawsze bardzo drogo.
Dygresja: Nawet nie wiem, gdzie stoją rumuńskie (!) stalownie. Wiem, że wygrały one ostatnio duży kontrakt, bijąc na głowę jakością wyroby polskiego przemysłu. Tuż za Rumunami byli nawiasem mówiąc - Bułgarzy.
Słyszę, że Rosja upija się na umór. Sami narkomani tam, mężczyźni zapici, kobiety nie rodzą dzieci. Cóż mówią statystyki? To mówią, że Polska jest w gorszej sytuacji niż Rosja, i to pod obydwoma względami. Poznań stolicą przemysłowej produkcji dopalaczy i otumaniaczy. Wódka leje się za to wszędzie; od Zielonej do Zamościa, i od Krosna do Gdańska. Nie ma dzieci, i nikt nie chce mieć dzieci. Kobiety zrobiły sobie z zakładania rodziny przedmiot kpin, lub lepiej — przedmiot nienawiści. Nieugiętą wiarę w przyszłość mają za to mieszkańcy Nigru, Mali, Ugandy - i Afganistanu. Stamtąd powinna iść pomoc cywilna i wojskowa do Polski, nie odwrotnie.
Jedna z wielu statystyk tu:
http://www.nationmaster.com/graph/peo_bir_rat-people-birth-rate
Wrócę jeszcze do Friedmana, i do geopolityki. Faktycznie, politycy mają mało opcji. Czy my mamy więcej opcji? Chyba tak, bo gdy rozmawiam z podróżnikami przez Europę, to żaden nie czuje się skrępowany wyborami polityków. Raczej odwrotnie, czują się bardzo swobodnie. Tylko dlaczego na pytanie o ostatnie wybory odpowiadają "nie głosowałem"?
Toyahu, dziękuję za tłumaczenie Friedmana, i za kongenialne tłumaczenie Sadurskiego, na które ten były wykładowca praw i obecny spożywacz win wcale nie zasłużył. Nie zasłużył dlatego, bo typ używa języka w celu dezinformacji, bynajmniej nie do porozumiewania się.
Toyahu
OdpowiedzUsuńToś mi humor poprawił, chyba się napiję - niestety, to wszystko prawda.
Polska panom z PO ciąży, jak przyznał kiedyś naczelny ciemniak.
Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję
@YBK
OdpowiedzUsuń10/10
@YBK
OdpowiedzUsuńPrzestań. Ja już tu chyba o tym wspominałem, ale co zaszkodzi powtórzyć - od straszenia jestem ja.
Co do Friedmana, nie ma za co. Ja z tego żyję. A poza tym, cała przyjemność po mojej stronie.
@Przemo
OdpowiedzUsuńNo właśnie jakoś tak ostatnio wychodzi. Smutno.
No więc po kolei.
OdpowiedzUsuńToyah
Masz moją prywatnie ufundowaną nagrodę za powrót do książek (do odbioru po Świętach niestety). A w szczególności za docenienie Bieleckiego.
Dlaczego takich ludzi się u nas tępi? Czyż tak prawdziwy jest ten dowcip o piekle, gdzie kotła z Polakami nie trzeba pilnować, bo sami ściągną na dół tego co wystaje?
Czytaj więcej Toyahu. Masz niewątpliwie tęgi łeb, lecz jest także wielu naprawdę mądrych, którzy coś tam napisali i po przeczytaniu wykrzykniesz: - Rany! To tak właśnie jest i nie wiedziałem, że właśnie dlatego. Choćby Don Paddington może ci podrzucić masę tytułów (wiem, bo mi to uczynił), które nasycą żyzną glebę twojego umysłu (no, no - ale mi wyszło).
@YBK
A ja od 30 lat pracuję tylko za granicą.
Ale teraz z moimi norweskimi statkami rzucilo mnie na przebudowy do jednej z gdańskich stoczni.
W uzupełnieniu do twoich obserwacji dorzucam swoje:
- przez 3 tygodnie ukradziono nam 600 metrów wysokiej jakości kabla (cena złomu miedzi ok. 1500 zł), dwa malej mocy silniki elektryczne. A w minionym tygodniu mojemu norweskiemu bosowi aparat fotograficzny i mnie niezłą komórkę.
Przyjaciel od lat szefujący w innej stoczni stwierdził, że niestety jest to stan permanentny i oni nie mają już sił, aby z tym walczyć.
Takie to oto moje twarde zderzenie z codzienną rzeczywistością.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńNaprawdę z tymi książkami? Myślisz że byłoby dobrze? Słyszałem już podobne opinie, że czytanie to dobra rzecz, tyle że myślałem, że to tylko takie gadanie. My w domu mamy nawet dużo różnych książek i ja tak czasem na nie patrzę, i sobie myślę, że może by warto którąś z nich wziąć do ręki, ale boję się że będzie za trudna. Musisz mi podesłać listę książek, które należy przeczytać. Pamiętaj tylko żeby nie były za trudne i za grube , bo mogę tego nie wytrzymać i się jeszcze zniechęcę.